ŁUKASZ WARZECHA: Za co można zwalniać dziennikarzy

Mało zauważona przemyka sprawa dziennikarza Radia Gdańsk Marcina Mindykowskiego, który niedawno został zwolniony z rozgłośni bez podawania przyczyn po dziewięciu latach pracy. Trudno było nie dostrzec czasowej koincydencji z podpisaniem przez niego apelu w sprawie lex TVN i trudno było znaleźć jakąkolwiek inną przyczynę zwolnienia. Szczególnie że do Mindykowskiego miały docierać informacje, że prezes rozgłośni Adam Chmielecki był niezadowolony ze złożenia przez dziennikarza podpisu pod listem.

 

Ta historia jest o tyle niezwykła, że – jak rzadko kiedy – sprzeciw wobec działania kierownictwa rozgłośni popłynął z różnych miejsc. Krytycznie odniosło się do niego i Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP (TUTAJ), i Syndykat Dziennikarzy Polskich (związek zawodowy), i Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Sprawie ma się także przyglądać rzecznik praw obywatelskich. Co ważne, CMWP SDP zaznaczyło, że nie zajmuje się treścią apelu, podpisanego przez dziennikarza, ale samym bardzo prawdopodobnym powiązaniem tego podpisu ze zwolnieniem Mindykowskiego. To ważna deklaracja, ponieważ w sprawie TVN CMWP SDP nie podziela stanowiska autorów listu – a jednak wyraźnie oddzielono tę kwestię od sprawy zwolnienia dziennikarza z pracy.

 

Ktoś mógłby uznać, że pracodawca ma przecież prawo pozbyć się pracownika, jeżeli uzna, że ten z jakiegoś powodu nie spełnia oczekiwań. Byłoby to jednak zbyt daleko idące uproszczenie, a w tej sytuacji szczególnie nietrafione. Po pierwsze – nie mamy do czynienia z prywatnym medium, ale publicznym, zasilanym publicznymi pieniędzmi (o statusie odrębnej spółki, bo taki mają lokalne rozgłośnie radiowe). Już samo to powinno na zarządzających nim nakładać daleko idące ograniczenia, gdy idzie o dowolność w kreowaniu linii oraz zarządzanie ludźmi. Jak jest faktycznie – wiemy. Trudno to jednak traktować jako usprawiedliwienie.

 

Po drugie – zwalnianie pracowników bez podania przyczyny jest nieakceptowalne nawet w prywatnym biznesie. Niezależnie od prawa pracy, które dotyczy przede wszystkim osób mających właśnie umowy o pracę, jest to zwyczajnie etycznie naganne.

 

Po trzecie – krytycy postępowania zarządu Radia Gdańsk zwrócili uwagę, że jeżeli zwolnienie było skutkiem podpisania apelu w sprawie TVN, oznaczałoby to ograniczanie praw obywatelskich pracownika. Bo przecież Mindykowski nie był tego apelu inicjatorem, dodał tam jedynie swój podpis. Zrobił to jako dziennikarz, ale niekoniecznie jako dziennikarz konkretnej rozgłośni. W tym sensie realizował prawo do zaznaczenia własnego prywatnego stanowiska jako obywatela właśnie.

 

Można by kontrargumentować, że jeżeli pracownik angażuje się w aktywność niespójną z linią firmy, może to być powód do zwolnienia. To jednak wcale nie jest prosta kwestia – by przypomnieć ciągnącą się wciąż sprawę (właściwie – dwie sprawy) pana Janusza Komendy, zwolnionego przez Ikeę za jego wpisy na wewnętrznym forum pracowniczym po tym, jak Ikea w rozsyłanym do pracowników piśmie stwierdziła, że „inkluzywność” wobec mniejszości seksualnych jest „obowiązkiem” zatrudnionych w firmie.

 

W sprawie pana Komendy istotne było między innymi to, że Ikea jako powód zwolnienia podała sprawę, która nie ma nic wspólnego z jej działalnością i przy sprzedaży wyposażenia domów w ogóle nie powinna mieć znaczenia. Można by jednak uznać, że list w sprawie TVN jest powiązany z działalnością radia – w końcu to sprawa dotycząca mediów – zatem trudno to widzieć podobnie jak aferę w Ikei. Lecz wówczas pojawia się pytanie: czy mamy rozumieć, że Radio Gdańsk (lub jakiekolwiek medium publiczne) ma w kwestii dalszej działalności TVN tak wyrazistą i jednoznaczną linię programową, że odstępstwo od niej nawet na jotę, choćby przez podpis pod otwartym listem, ma skutkować zwolnieniem pracownika? Dość niepokojące podejście.

 

Według relacji Wirtualnych Mediów zarząd radia, w tym sam prezes, ma teraz wątpliwości, czy postąpił słusznie. Dobre i to, choć doskonale rozumiem zwolnionego dziennikarza, który stwierdza dziś, że nie wie, czy chciałby wrócić do pracy w tym miejscu oraz że jego zaufanie do pracodawcy zostało naruszone.