Jeżeli obecnie rządząca ekipa nie podejmie próby reformy mediów publicznych, kolejna postąpi zgodnie ze swoimi deklaracjami, aby je „zaorać”.
Redaktor Łukasz Warzecha i mój drogi kolega Jan Pawlicki rozpoczęli dyskusję o przyszłości mediów publicznych. Na dyskusję tego typu nigdy nie ma dobrego momentu. Zawsze istnieje ryzyko, że jej uczestnicy zostaną wpisani w bieżący spór polityczny. Ale milczenie konserwatywnej części środowiska dziennikarskiego oznacza oddanie walkowerem pola lewicy popierającej szkodliwe, w moim przekonaniu, koncepcje przedstawione przez Koalicję Obywatelską.
Dla liberalnej części sceny politycznej, media publiczne nigdy nie były specjalną wartością. W polityce „ciepłej wody w kranie” nie mieści się kultywowanie dziedzictwa narodowego i dbanie o rozwój kultury czy kształtowanie postaw patriotycznych. Druga strona sceny nie przedstawiła natomiast żadnej koncepcji ładu medialnego od czasu powołania na początku poprzedniej kadencji Sejmu „Rady Mediów Narodowych bez powołania mediów narodowych”, jak opisał to ówczesny poseł Piotr Liroy-Marzec. Nasze środowisko dotychczas próbowało wpływać na decydentów nie artykułując publicznie zarzutów. Jednak, podobnie jak Rafał Ziemkiewicz w sprawie PISF, tak w sprawie mediów publicznych ktoś musiał powiedzieć, że król jest nagi.
W czasach, gdy wspomniany przez Warzechę Bronisław Wildstein kierował Telewizją Republika, nie głosił koncepcji „pluralizmu rozszerzonego”. Na kolegiach redakcyjnych mówił, że tworzymy telewizję konserwatywną i pokazującą warsztatowo dobre dziennikarstwo. Z taką koncepcją się zgadzałem, z tym co zrobili jego następcy, także w TVP, już nie bardzo. Zwłaszcza, że pamiętam jeszcze jak za, tak wówczas krytykowanej, prezesury Roberta Kwiatkowskiego w publicznej telewizji został zawieszony Piotr Gemabrowski. Nie ma porównania z dzisiejszymi standardami. Wiele lat pracy zarówno w mediach komercyjnych i publicznych, jak i w organie nadzoru nad ryzkiem medialnym nauczyły mnie całościowego spojrzenia na funkcjonowanie mediów. Dlatego za krótkiej prezesury Romualda Orła współtworzyłem strategię rozwoju TVP w jej zakresie dotyczącym ustawy medialnej i abonamentu.
Społeczeństwo patrzy na media publiczne przez pryzmat TVP, a na samą telewizję przez pryzmat publicystyki i informacji. Czyni to media publiczne obiektem złych emocji, które nigdy nie są dobrym doradcą. Jednak, jeżeli obecnie rządząca ekipa nie podejmie próby reformy mediów publicznych, kolejna postąpi zgodnie ze swoimi deklaracjami, aby je „zaorać”. Jeżeli uznajemy media publiczne za wartość, którą należy chronić, musimy skłonić decydentów do działania. Nie chodzi tu o personalia czy pieniądze. Rzecz idzie o przyszłość kultury narodowej.
Osobiście opowiadam się za budżetowym finansowaniem mediów publicznych. Abonament miał być daniną podkreślającą właśnie publiczny charakter mediów. W obecnej sytuacji wydaje się on nie do utrzymania. Sam nie chciałbym finansować mediów krytykujących moje poglądy. Jednocześnie sprzeciwiam się oddaniu kontroli nad mediami publicznymi twórcom. Ludzie, którzy z mediów żyją i nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za swoje działania nie mogą dysponować ogromnymi środkami publicznymi. Odpowiedzialność taką ponoszą politycy. Problem polega na zagwarantowaniu pluralizmu organów decyzyjnych, ale to już kwestia legislacyjna.
Maciej Maciejowski