Gdzie leży przyczyna (poza dołem edukacyjnym: „nie lubię matmy, fizy i biologii, to nie muszę się ich uczyć), że humanistom w Polsce transplantacje nie kojarzą się dziś z ratowaniem życia, tylko z ludożerstwem, a nauka jest pełna zła i złych ludzi?
„Niepokoi nas fakt, że treści podważające ideę transplantacji i negujące wiedzę medyczną w zakresie rozpoznawania śmierci mózgu pojawiają się w mediach internetowych, jak również w telewizji publicznej” – napisali transplantolodzy w opublikowanym 15 lutego 2021 liście otwartym< – o czym doniósł portal Wirtualnemedia.pl za PAP następnego dnia.
O co chodzi? Chodzi o ten dokument: https://p-t-t.org/index.php/lekarze/aktualnosci/list_otwarty_transplantologow. We współczesnych polskich mediach jednak – nawet mediach dla dziennikarzy – polityka redakcyjna jest taka, aby NIGDY nie „linkować” do materiałów zewnętrznych, nieprawdaż? Mógłby to być zatem tekst o tej właśnie GŁUPOCIE, że w polskich mediach internetowych nie sposób trafić z tekstu do jego źródeł. Co moim zdaniem jest skandalem, a w kwestii materiałów w jakikolwiek sposób dotykających nauki – jest szkodliwe. Wyguglanie tego dokumentu zajęło mi 15 sekund. Naprawdę nie warto przeczytać oryginału, jak się o czymś pisze? A jak w PAPie ktoś się machnął, pomylił?
No dobra, po co drążyć temat, skoro ta polityka bierze się z tyranii klikbajtów, wiec mamy „prawo” dostarczać kliknięć tylko sobie, ale przenigdy innym. I tak powstają intelektualne masakry, niknie zaufanie do mediów, zanika warsztat, a i pseudonaukowym hochsztaplerom dobrze to robi, że źródło już nie jest wymagane. A propos: ten „List otwarty transplantologów” był adresowany „do mediów” już w tytule, ale to się w czołówce tekstu Wirtualnych Mediów już nie zmieściło. Czytelnicy tego leadu, którzy nie poszli dalej, odnieśli wrażenie, że oto transplantolodzy coś od nich chcą, a owi lekarze chcą czegoś od mediów, a nie bogu ducha winnych ich odbiorców.
Znacznie mniejszą – czyli żadną – popularność w mediach zdobył z kolei list otwarty osób istotnie zainteresowanych tematem, czyli ludzi po przeszczepach. Można się z nim zapoznać tu: http://www.przeszczep.pl/artykuly_1889_list_otwarty_w_sprawie_sporow_medialnych_o_transplantologii.htm, a jest sygnowany przez: Stowarzyszenie „Życie po przeszczepie” ze Szczecina, Stowarzyszenie Transplantacji Serca (Koło Warszawa), Stowarzyszenie Transplantacji Serca (Koło Zabrze) i Stowarzyszenie Pomocy Chorym Dzieciom Liver, (Kraków). Jest to list o kilka tygodni wcześniejszy od tego lekarskiego (napisany jeszcze przed Dniem Transplantacji, a ten przypada w Polsce 26 stycznia, jako upamiętnienie pierwszego udanego przeszczepu nerki w 1966 roku w I Klinice Chirurgicznej Akademii Medycznej w Warszawie). Choć, nie ma on w nazwie „mediów” jako adresata, wrócę jeszcze do jego treści na końcu, bo wydaje mi się kluczowa. A nóż moi tu czytelnicy nie zajrzą sami do źródła, a to jest kluczowe dla zrozumienia całości zagadnienia.
Teraz by wypadało powiedzieć, o co chodziło „na bieżąco” najpierw pacjentom po transplantacjach, a potem ich lekarzom w owych listach otwartych. Otóż w połowie stycznia 2020 roku wszyscy przeżywaliśmy tzw. „historię Polaka z Plymouth”. Jego zgon stwierdzono w lokalnym szpitalu dokładnie w ów dzień przeszczepów (który minął w mediach bez echa), 26 stycznia. Nie będę tej historii opowiadać, media ją sprawozdawały „aż zanadto”. Stwierdzę tylko, że nie ukrywam tego i publicznie wtedy wypowiadałam się, iż jestem wielkim przeciwnikiem głodzenia żywych organizmów – jakichkolwiek. A doprowadzenie człowieka do zgonu na drodze odmówienia mu podstawowej pielęgnacji w szpitalu uważam za skandal. Ale takie są w UK procedury. Ustalone, zaaprobowane i stosowane powszechnie. Nie można zatem mówić o przestępstwie. W Polsce te procedury są inne i są przeze mnie aprobowane.
NATOMIAST jako człowiek nauki, ze względów istnienia na ten temat wielu publikacji naukowych i rozwoju metod neurobiologicznych, takich jak EEG (np. technologia zap zip), pozwalających bezinwazyjnie stwierdzać, czy świadomość się w człowieku tli, czy już niekoniecznie, uważam za pseudonaukowe opowieści, że „śmierć mózgu nie istnieje”, nawet jeśli wygłaszają je osoby z tytułami profesorskimi. Co miało miejsce np. w TVP Info: https://www.tvp.info/51994656/polak-w-spiaczce-nie-zyje-ekspert-on-wszystko-rozumial-czul-widzial-reagowal-placzem-i-patrzyl-z-blagalnym-wzrokiem-tvp-info. Otóż dziennikarz powinien był dopytać pana profesora Talara o stwierdzanie śmierci mózgu, o metody elektrofizjologiczne i inne pozwalające określić, czy kora mózgowa pracuje w stopniu pozwalającym uznać, że pacjent jest świadomy lub do świadomości może powrócić – prosto rzekłszy: „czy ktoś tam jest w domu?”.
Wymagałoby to, aby stosowny risercz był wcześniej wykonany i by ów dziennikarz posiadał wiedzę w tej materii pozwalającą rozmawiać z uczonym. Lektura owego materiału riserczowego pozwoliłby mu się zorientować po pierwsze, jak działa mózg, co to jest jego pień i za co odpowiada, oraz co to są aktywności korowe i za co odpowiadają. Oraz zrozumieć, że w tej materii trwa naukowa debata (ona dotyczy tak definicji świadomości, jak i jej określania etc – rzeczy zupełnie elementarnych – ale nie dotyczy tego, za co odpowiada pień mózgu, a za co kora oraz że pacjent miesiąc temu reaktywny może być niereaktywny po miesiącu). To pozwoliłoby owemu dziennikarzowi w ogóle być przydatnym dla widza. Mógłby tyle o ile fachowo dopytać pana profesora Talara o ten „uśmiech” czy „zwracanie oczu”. Inaczej – siedzi tam za „szkłem kontaktowym” bez sensu.
Co się dzieje z korą mózgową, która nie ma tlenu przez 45 min? Umiera. Żeby trwała egzystencja fizjologiczna ciała, starczy, aby podkorowo była aktywność. Pacjent tej martwej kory nie odbuduje u dorosłego człowieka już nigdy. Przynajmniej na tym etapie postępu medycyny, na którym się obecnie znajdujemy. Gdyby risercz ów był stosownie głęboki – a takich tematach powinien być, albo nie robimy takich programów „informacyjnych”, to by tam można było przeczytać, że u zmarłej w 2005 roku w ten sam sposób co „Polak z Plymouth” Teri Shiavo: „W chwili śmierci jej mózg ważył 615 gramów, co odpowiada połowie średniej masy tego narządu u kobiety. Badania sekcyjne ujawniły uszkodzenia wielu ważnych ośrodków. Kora mózgowa Schiavo była prawie całkowicie pozbawiona neuronów. Lekarze stwierdzili, że kiedy znajdowała się w śpiączce, nie mogła porozumiewać się z rodzicami na migi, bo jej ośrodek wzroku był całkowicie zdegenerowany. Medycy uznali, że zawał poczynił tak wielkie szkody w jej mózgu, że żadna rehabilitacja nie mogłaby jej pomóc.” (Za Wikipedią, choć jest oryginalna praca naukowa z tej sekcji zwłok, ale kto czyta oryginalne źródła po angielsku, gdy chodzi o naukę? Nikt w newsroomie). Ona też się uśmiechała do samego końca.
Ośmielam się zasugerować, że poza prof. Talarem, skoro i tak działamy przez Internet, warto było zaprosić jakiegoś profesora neurologii, aby powiedział, jak to jest na oddziale, jakie są funkcjonujące w Polsce przepisy dotyczące diagnozy „śmierci mózgu” etc. Jednak media już od tak dawna nie są miejscem kształtowania opinii w oparciu o debatę, ale kształtowania debat w oparciu o opinie. Więc już mi się nie chce po raz n-ty komentować, że „drzewiej bywało inaczej”, że standardy były inne i nie było programów, w których ludzie rzucają się sobie do gardeł, za to dawało się czasem podczas oglądania czy słuchania zrozumieć zjawiska, zwłaszcza te trudne i nowe. „Warto rozmawiać”, ale warto uprzednio zrozumieć temat tej rozmowy.
Jak to wszystko, co wyżej się ma do transplantacji? Ano tak, jak opisują w swym liście otwartym do mediów lekarze-transplantolodzy: „Uważamy za niedopuszczalne, aby tak ważny i jasno określony przepisami prawa proces, jak rozpoznawanie śmierci mózgu, był przedmiotem publicznej dyskusji pozbawionej merytorycznej wiedzy i udziału autorytetów. W związku z tym apelujemy do wszystkich mediów o rzetelny przekaz informacji w tych niezwykle wrażliwych społecznie kwestiach i niepublikowanie opinii, wprowadzających w błąd polskie społeczeństwo.”
Et voila! Chodzi miedzy innymi o ten materiał: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/536474-walczac-o-zycie-naszego-rodaka-pomowmy-o-transplantologii i materiał https://twitter.com/tvp_info/status/1354098477618372616, omówiony m.in. tu: https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,26724557,prof-maksymowicz-w-tvp-info-o-smierci-polaka-w-plymouth-to.html . Po czym, na podstawie tych materiałów, bez konfrontowania ich z innymi wypowiedziami uczonych powstaje na łamach wPolityce.pl tekst następujący: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/536474-walczac-o-zycie-naszego-rodaka-pomowmy-o-transplantologii . Tu na wstępie przypominam, że prawdy w nauce, w przeciwieństwie do rozwiązań w polityce, nie ustala się w drodze debaty nawet najbardziej profesorskich głów, a już z pewnością nie na drodze głosowania czy bycia pod wpływem jakichkolwiek ideologii oraz własnych przekonań etycznych.
I co my tu mamy? Ano wprost wyrażone oskarżenie, że cała ta śmierć mózgu służy jedynie pobieraniu narządów do przeszczepów. Dowodów na to twierdzenie brak, żadnych faktów, żadnych liczb, żadnych odniesień do obowiązującego prawa i obyczaju, żadnej dokumentacji świadczącej o tym, że ciało „Polaka z Plymouth” zostanie źródłem narządów do przeszczepów. Nic po prostu. Jest jeden głos, jedno zdanie, jeden przekaz. Zero niuansów. I na końcu takie zdanie: „A o ile ratowanie czyjegoś życia jest zawsze priorytetem, to nie może odbywać się ono kosztem odebrania tego życia komuś innemu…” Któż by się nie zgodził? No straszni ci lekarze, a już transplantolodzy to rodzaj wampirów, nieprawdaż? Celowo życie odbierają! Lud zaraz złapie osikowe kołki i się z nimi rozprawi.
Oczywiście prof. Jan Talar jest specjalistą w tym, co robi: rehabilitacji medycznej i chirurgii. Nie ma specjalizacji z neurologii ani transplantologii i wg pozamedycznych źródeł lub swoich własnych tekstów i oświadczeń (którym nie mam powodów nie wierzyć) „wybudził” ze śpiączki pourazowej 300 osób przez 40 lat swojej praktyki. To jest średnio 7,5 osoby na rok. W 2015 roku w Polsce przeszczepiono 1531 organów pobranych od 594 rzeczywistych dawców [źródło: https://www.medonet.pl/magazyny/transplantologia,transplantologia-w-liczbach,galeria,1721042.html]. Kto to taki „dawca rzeczywisty”? Otóż w Polsce (podobnie jak w Anglii i także już w tych dniach w Szkocji) funkcjonuje tzw. domniemanie zgody na pobranie narządów. Trzeba zatem złożyć w stosownym dokumentem oświadczenie, że sobie nie życzymy być takim dawcą. Ponieważ w Polsce obyczaj jest silniejszy od prawa, zanim dojdzie do pobrania narządów, pyta się rodzinę zmarłego. I jeśli ta zgody nie wyrazi, to się procedury zaniechuje. Tak zatem wygląda w proporcjach owa liczba uratowanych żyć. Czy można robić takie zestawienia? Jestem przeciw, bo KAŻDE ŻYCIE LUDZKIE JEST CENNE, ale konia z rzędem temu bioetykowi, który wykaże, że życie „Polaka z Plymouth” jest bardziej wartościowe od kogoś, kto po ciężkim COVID-19 potrzebuje przeszczepu płuc, albo po rozległym zawale potrzebuje nowego serca, i kogo szansa na to, że jego życie następnie realnie wróci do normy i zdrowia jest ponad 50 proc.
Profesor Talar publicznie twierdzi, że „śmierć mózgu” to pojęcie wymyślone, aby dostarczać organów do przeszczepów (i możemy o tym przeczytać w materiale wPolityce.pl z września 2020 roku, czyli na długo zanim Polak w Plymouth miał swój nieszczęśliwy wypadek [https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/516428-prof-talar-smierc-mozgu-nie-istnieje]) . Gdybym to ja przeprowadzała z nim wywiad, chyba bym zapytała, czy ma na to twierdzenie jakieś dowody – jakieś dokumenty, jakieś oświadczenia, jakąś legislację…. Albo poszłabym skonfrontować to i zebrała wypowiedź jakiegoś transplantologa czy neurologa, żeby choćby „setkę” wrzucić, która pokaże, że może być różnie, kwadratowo i podłużnie. No, ale tu trzeba trochę rozumieć, o czym się mówi. Dopytywać różnych profesorów o różne rzeczy, skoro już z nimi rozmawiamy. Nawet, jeśli prywatnie jesteśmy przekonani, że mają rację, a przekonanie to wynika…. z naszych idei czy ideologii, które „wyznajemy”. No bo jak z wiedzy, to wiemy, o co dopytywać, nie?
Mogłabym tak dalej – o ostatnim pseudonaukowym badziewiu, które się rozlało po mediach, gdy pewien prominentny i bardzo mądry nanofizyk zajął się w wolnym czasie w Hamburgu socjologią, detektywistyką oraz wirusologią, polepił 100 stron notatek na temat swoich przemyśleń i to poszło w świat – niezrecenzowane przez nikogo w naukowym świecie, w pierwszych zdaniach abstraktu wyjaśniające, że danych wirusologicznych na manipulacje ludzkie na wirusie SARS-CoV-2 nie ma. Ale i tak wszyscy aż do oślepienia mogliśmy się zapoznawać z materiałami prasowymi, że „niemiecki uczony wykazał”. Czekam, kiedy prof. Krzysztof Pyrć czy prof. Jacek Jemielity napiszą jakiś esej o teorii strun i media w Polsce potraktuje poważnie ich pisaninę na temat granic poznania w fizyce. Widzę, że to się łacno może zdarzyć ze strony mediów, na szczęście panowie profesorowie są ludźmi poważnymi i skromnymi, wiec raczej się nie doczekam i chwała Bogu.
Gdzie leży przyczyna (poza dołem edukacyjnym: „nie lubię matmy, fizy i biologii, to nie muszę się ich uczyć), że humanistom w Polsce transplantacje nie kojarzą się dziś z ratowaniem życia, tylko z ludożerstwem, a nauka jest pełna zła, złych ludzi i „cała ta inżynieria genetyczna to zagrożenie” nie wiem. Nie jestem socjologiem mediów. Tacy istnieją. Może warto ich o to zapytać, skoro są w danym temacie specjalistami i prowadzą badania? Czego nie rozumiem, tego sie lękam… Może to aż tak banalne jest? Nie przesądzam jednak. Bo nie wiem. Wiedzą specjaliści.
Na koniec obiecany fragment krótkiego listu otwartego osób po przeszczepach z końcówki stycznia 2021 roku, którym nie zainteresował się pies z kulawą nogą: „Publiczne kłótnie dotyczące transplantacji powodują, że temat ten staje się napiętnowany politycznie, a przez to odrzucany przez znaczną część społeczeństwa. Spadek liczby przeszczepień, który dla innych będzie tylko liczbą wykorzystywaną jako argument w dyskusji dla nas oznacza dziesiątki czy nawet setki ludzi, którzy nie doczekają transplantacji lub będą musieli czekać na nią znacznie dłużej. Mamy nadzieję, że rozumiecie Państwo iż na skutek nierozważnych i niemerytorycznych wypowiedzi ktoś może zostać pozbawiony ostatniej deski ratunku – transplantacji, metody leczenia, która istnieje dzięki akceptacji społecznej.” Ja tu nie mam nic do dodania.
Magdalena Kawalec-Segond