Kiedy odkopywano groby ludzi zamordowanych przez komunistyczny reżim, odnaleziono w mogile na Bródnie ryngraf. A wyryte na nim było imię i nazwisko: Stanisław Olszewski.
Kim był człowiek, któremu udało się zachować tak niezwykłą pamiątkę? Żołnierzem Narodowych Sił Zbrojnych. Tyle było wiadomo. Jego śladami ruszyła dziennikarka telewizji „Republika” Dorota Kania. Z dokumentów wynikało, ze został skazany na śmierć za kolaborację z Niemcami. I rzeczywiście pracował w niemieckiej policji kryminalnej. Była to jednak przykrywka dla działalności konspiracyjnej. Młody żołnierz zawiadamiał o niemieckich obławach, wyprowadzał więźniów z aresztu fałszując blankiety, dostarczał broń partyzantom. Niemcy go za to aresztowali i skazali na śmierć. Udało mu się uniknąć kary, ale drudzy oprawcy mu nie darowali. Po ciężkim śledztwie w jednej z kilku katowni NKWD i UB, które były na warszawskiej Pradze, został skazany na śmierć. Powieszono go, gdy miał 29 lat. W ten sposób komuniści rozprawili się z żołnierzami niezłomnymi.
Dorota Kania ocaliła jego pamięć od zapomnienia, nie tylko przeszukując archiwa i sprawdzając dokumenty oraz rozmawiając z wybitnymi znawcami tematu: prof. Krzysztofem Szwagrzykiem -wiceprezesem IPN, prof. historii Janem Żarynem i księdzem Józefem Majem, ale udało jej się nawet odszukać ostatnią miłość skazańca. To w niej się zakochał, obserwując ją z celi śmierci, gdy jako więźniarka chodziła po spacerniaku. Rzucał jej grypsy przez zakratowane okno. I to ją poprosił, by zawiadomiła jego matkę.
Nie udało się. Prawie stuletnia dziś Krystyna Miszczak- Opałło ma łzy w oczach, gdy o tym opowiada. I jest to najbardziej wzruszający moment filmu, zdaniem wszystkich oglądających, którzy licznie zgromadzili się we wtorkowy wieczór w Domu Dziennikarza przy ul. Foksal 3/5. W ramach „Maja na Foksal” reżyserka zaprezentowała swój film i opowiedziała o pracy nad jego realizacją.
Sfinansowano ze środków Fundacji PZU