Manowce tajemnicy – KRZYSZTOF M. KAŹMIERCZAK o zabójstwie dziennikarza Marka Pomykały

Dzięki zaangażowaniu dziennikarzy udało się doprowadzić do podjęcia po wielu latach śledztwa w sprawie podwójnego zabójstwa, którego jedną z ofiar był dziennikarz Marek Pomykała (sprawę tę krótko przypominam poniżej). Śledztwo trwa od kilku miesięcy. Okazuje się jednak, że podejrzewany o zbrodnie były wysoki funkcjonariusz policji Tadeusz P. wie o działaniach prokuratury, a to grozi fiaskiem postępowania. Dowiódł tego ryzyka reportaż Magazynu Reporterów TVP3 Telekurier sprzed kilku dni. Porusza on m.in. kwestię wniosku prokuratury do sądu o zwolnienie z tajemnicy dziennikarskiej dwóch regionalnych dziennikarzy, którzy mają wiedzę o zbrodniach – Jana JoniakaHenryka Nicponia.

 

Joniak  w rozmowie z reporterką Telekuriera powiedział, że od Nicponia wie, że Tadeusz P. przyznał mu się do jednego z zabójstw i wskazał gdzie go dokonał. Natomiast Henryk Nicpoń zapowiedział, że gdyby został zwolniony przez sąd z tajemnicy dziennikarskiej, to odmówi zeznań na temat tego, co powiedział mu Tadeusz P. Odmówi nawet wówczas, gdyby miał ponieść karę za odmowę.

 

Jako dziennikarz, który parokrotnie w postępowaniach sądowych doświadczył nacisku w sprawie tajemnicy dziennikarskiej, mógłbym pochwalić deklarację odmowy, ale tylko i wyłącznie wówczas, gdyby mieściła się ona w granicach prawa. Tajemnica dziennikarska nie ma charakteru bezwzględnego, nie jest bezwarunkowa. W pełnym zakresie chroni personalia informatora, który zastrzegł swoją anonimowość. Nie obejmuje jednak wiedzy o najcięższych przestępstwach, a do takich należy zabójstwo. Dziennikarz, który wszedł w posiadanie informacji o zbrodniach, tak jak każdy obywatel, powinien przekazać ją organom ścigania. Tym bardziej nie wyobrażam sobie, żeby dziennikarz nie chciał przekazać informacji związanych z zabójstwem dziennikarza.

 

Na marginesie, mam w tej sprawie wątpliwości czy w ogóle można mówić o tajemnicy dziennikarskiej. Sprawa w istocie nie dotyczy przygotowania jakiegokolwiek materiału dziennikarskiego tylko współautorstwa książki. „Składam propozycję współtworzenia książki będącej moimi autentycznymi wspomnieniami o czynach przestępczych” – napisał Tadeusz P. do regionalnego wydawnictwa zajmującego się wydawaniem książek, map i pocztówek. Wydawnictwo natomiast powierzyło napisanie książki Henrykowi Nicponiowi (Jan Janiak nie przyjął tej propozycji). Jak wynika z pisma, P. ani jednym słowem nie wniósł o zastrzeżenie czegokolwiek z tego, co zamierzał do książki przekazać, nie zastrzegł nawet swoich danych. To relacja raczej typu zleceniodawca – realizator, a nie informator – dziennikarz. Rozumiem jednak, że prokuratura asekuracyjnie uznała, że lepiej powierzyć sprawę ocenie sądu (stąd wniosek o zwolnienie z tajemnicy), żeby nie narażać się na ewentualny zarzut uchybienia.

 

Moje zdumienie budzi nie tylko zaprezentowane w reportażu podejście autora powstającej książki do kwestii zabójstwa i tajemnicy, ale przede wszystkim fakt, że przekazał osobie podejrzewanej o zbrodnie pismo prowadzącej śledztwo Prokuratury Okręgowej w Krakowie. Dokument ten zawiera informacje o przebiegu postępowania, w tym personalia niektórych świadków i opis części wykonanych dotąd czynności prokuratorskich. „Ja mogę zrobić z tym wszystko, co mi się podoba. Mogę plakaty tego rozwiesić” – powiedział Nicpoń do kamery Telekuriera.

 

Mam na te temat odmienne zdanie. Nie można z dokumentami dotyczącymi trwającego śledztwa robić wszystkiego, co się chce. Nieważne czy jest się dziennikarzem, czy nie. Kodeks karny zakazuje rozpowszechniania wiadomości z postępowania prokuratorskiego przed ujawnieniem ich w postępowaniu sądowym (chyba, że wyrazi na to zgodę prokuratura). Oczywiście mógłbym zrozumieć i usprawiedliwić ujawnienie w publikacji informacji i dokumentów objętych tajemnicą śledztwa (sam to robiłem), ale wyłącznie wtedy, gdyby służyło to interesowi publicznemu np. w śledztwie doszło do nieprawidłowości. W tym wypadku nie widzę jednak żadnego interesu społecznego, a informacje te ujawniono nie w publikacji tylko bezpośrednio osobie, która w żadnym wypadku nie powinna ich poznać. Osobie, która otwarcie przyznała się do łamania prawa będąc funkcjonariuszem organów ścigania. Osobie wykazującej się przebiegłością i chełpiącej się, że trzyma świadków „na krótkiej smyczy”. Osobie, która – jak wynika jednoznacznie z udostępnionych jej dokumentów – jest podejrzewana o zabicie dwóch osób, w tym DZIENNIKARZA.

 

Podobna co do charakteru sytuacja nastąpiła przed sześcioma laty, podczas śledztwa w sprawie zabójstwa Jarosława Ziętary, również dziennikarza zamordowanego w związku z pracą zawodową. Wtedy „Gazeta Wyborcza” ujawniła informacje na temat trwających działań prokuratury i świadków. Nie było w tym żadnego interesu publicznego, a po publikacji nastąpił poważny kryzys w śledztwie.

 

Po tamtych doświadczeniach – znając okoliczności obu zbrodni na dziennikarzach – nie pojmuję, nie mogę zrozumieć tego, że jakikolwiek dziennikarz może tłumaczyć prawami dziennikarskimi tego rodzaju działania. Bez względu na to, jakie idee by mu przyświecały, takie postępowanie realnie zagraża przebiegowi śledztwa w sprawie zabójstwa Marka PomykałyKrzysztofa Pyki. Śledztwa, które jest ostatnią nadzieję rodzin ofiar, od wielu lat bezskutecznie czekających na sprawiedliwość. Mam wciąż nadzieję, że wszyscy mogący w tym pomóc zrobią to, co do nich należy. W tym dziennikarze – przede wszystkim.

 

Reportaż, którego dotyczy mój komentarz można zobaczyć TUTAJ.

 

Krzysztof  M. Kaźmierczak

 

O sprawie zabójstwa Marka Pomykały:

 

Pracujący w „Gazecie Bieszczadzkiej” Marek Pomykała zniknął w 1997 roku, gdy chciał opublikować artykuł o zbrodni z czasów PRL, zabójstwie milicjanta Krzysztofa Pyki. Miał ją popełnić Tadeusz P., wysoki funkcjonariusz milicji, który po zmianie ustroju pracował w policji.  Zniknięcie dziennikarza potraktowano jako samobójstwo, chociaż przeczyły temu liczne fakty. W postępowaniu organów ścigania doszło do licznych zaniedbań i nieprawidłowości.  Sprawę dwukrotnie umarzano, choć m.in. uzyskano informacje, że Tadeusz P. przyznał się dwóm kobietom, że zabił dziennikarza i milicjanta.

 

Po reportażach Karoliny CiesielskiejKatarzyny Handerek w Telekurierze o bulwersujących okolicznościach sprawy Prokuratura Krajowa zdecydowała o jej przeanalizowaniu. W wyniku tego, pod koniec 2021 roku podjęto umorzone śledztwo i przeniesiono je do prowadzenia z Rzeszowa do prokuratury w Krakowie.