Warmia, to ciekawa, ale i mało znana kraina w północno-wschodniej Polsce. Jednym w urokliwych miejsc tego rejonu jest Dolina Rzeki Wałszy.
Zapewne niewiele osób słyszało o rzece Wałsza. Podpowiem, jej źródła znajdują się na południowym stoku Góry Zamkowej niedaleko Dzikowa Iławeckiego. Rzeka nie jest długa, gdyż do ujścia, a wpada do rzeki Pasłęki, musi pokonać zaledwie 67 kilometrów. Za to jest bardzo urokliwa, meandrująca, momentami staje się bystrą rzeką górską, tworząc na rumowiskach głazów małe wodospady. Przepływa przez serce Warmii, czyli pomiędzy Pieniężnem a Wojnitami – jest to 17-kilometrowy odcinek, gdzie w 1907 r. powstał rezerwat przyrody. Informację na ten temat opublikował Hugo Conwentz, niemiecki botanik, pionier europejskiej ochrony przyrody. Tak Niemiec, bo były to czasy, kiedy oficjalnie Warmia nie należała do Polski. Polska ustanowiła mniej więcej w tym samym miejscu rezerwat, ale dopiero w 1957 r. Mimo tych zawiłości politycznych uważa się, że jest on jednym z najstarszych rezerwatów na terenach dzisiejszej Polski, ale i jednym z najstarszych w Europie. Przed II wojną światową był jedynym zadrzewionym obszarem w okolicach Pieniężna, gdzie odpoczywali mieszkańcy nie tylko z niedalekich miejscowości, ale i z Królewca, a nawet z Berlina. Do dyspozycji mieli pensjonat z restauracją leśną, basenem kąpielowym, muszlą koncertową, strzelnicą sportową i innymi atrakcjami, jak chociażby kręgielnia. Ponoć owe „turystyczne” wspaniałości istniały już przed I wojną światową. Natomiast w Wałszy pływały specjalnie hodowane pstrągi, a po lasach spacerowały bażanty. Niektórzy dodają, że w rezerwacie rosły też orchidee.
Rezerwat
Dzisiaj atrakcję rezerwatu stanowi głównie przyroda i może właśnie dlatego Grzegorz Radzicki, członek Zarządu Głównego SDP, pochodzący z niedalekiej Ornety, a pracujący m.in. w Pieniężnie wybrał to miejsce na organizowanie corocznych wiosennych spotkań integracyjnych dla przyjaciół i znajomych. Polegają one na wspólnej wędrówce po dolinie rzeki. Na hasło Grzegorza kilkadziesiąt osób z całej Polski – młodzi i starzy, a nawet pies – dociera do Pieniężna. „Uzbrojeni” w wygodne buty najlepiej trekkingowe, czasem kijki do chodzenia i odzież przystosowaną do wędrówki po terenie niemal górskim wyruszają z okolic kościoła Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Pieniężnie, teoretycznie XIV-wiecznego, gdyż obecny kościół jest XIX-wieczny, neogotycki. Stary rozebrano w 1895 r., ale zachowano fragmenty jego gotyckiej wieży. Pomiędzy kościołem a plebanią w dół do doliny wiodą kamienne schody. Dochodzą do sporej polany, w okolicy której niegdyś stał pensjonat. Dzisiaj są tam tablice informacyjne oraz drewniana brama, czyli wejście na ścieżkę edukacyjną „Czarci Jar”, prowadzącą do rezerwatu.
Teren rezerwatu, to głęboki na 50-60 m leśny wąwóz, miejscami ze stromymi ścianami porośniętymi grabami, lipami, świerkami, brzozami, dębami, bukami… Pocięty jest bocznymi jarami, którymi spływają strumyki. Rośnie w nim ok. 300 gatunków roślin chronionych, m.in. skrzyp zimowy osiągający wysokość nawet znacznie ponad metr. Żyją w nim sarny, bobry, borsuki, zające, wydry, żmije, a także zaskrońce… oraz wiele ptaków, m.in. bocian czarny i biały, sikory, dzięcioły, zięby, sójki, sroki, ….
Początkowo wygodna, w wielu miejscach wykładana drewnianymi deskami ścieżka wiedzie przez las skąd rzeki prawie nie widać. Co jakiś czas na drzewach pojawiają się znaki czerwonego szlaku pieszego. Po kilku minutach marszu zza drzew, a właściwie ponad nimi wyłania się potężna metalowo-betonowa konstrukcja mostu, niestety w większości zasłonięta przez gałęzie pełne zielonych liści, które nie pozwalają jej sfotografować. Do brzegu rzeki trudno dojść, ale i tak to nic nie da, bo gałęzie zasłaniają widok. Most ten zbudowano w latach 1884 – 1885 r. na wysokości 30 m (niektórzy podają, że do lustra wody jest prawie 40 m) i prawdopodobnie jest najwyższym czynnym mostem kolejowym w Polsce wzniesionym ponad rzeką. Jego długość wynosi 160 m. Składa się z dwóch 28-metrowych filarów oraz dwóch dźwigni wspierających trzy zwisające łuki. Most został zniszczony, a raczej wysadzony w powietrze 17 lutego 1945 r. Odbudowano go w 1950 r.
Wczesnośredniowieczne grodziska
Dawno temu, na terenach dzisiejszego miasta o nazwie Pieniężno, przez lata zwanego Melcekuke (od zarośli, w których zadomowił się diabeł, czyli czart), mieszkali Prusowie. Nie mylić z Prusakami, czyli Niemcami, którzy na bazie zakonu krzyżackiego po 1466 r. stworzyli szereg państw zwanych Prusami (były wschodnie, książęce…, powstało nawet królestwo niemieckie zwane Prusami). Wśród Prusów żyło m.in. plemię Warmów. Ostatnim wodzem Prusów (nie Prusaków) był Wewa. To jego ludzie żyli nad jarem bystrej rzeki obecnie zwanej Wałszą. Zajmowali się uprawą roślin na niewielkich poletkach, zbieractwem najróżniejszych owoców z drzew i krzewów rosnących po obu stronach rzeki w bujnych lasach pełnych mieszanych drzew, kwiatów, traw, mchów… i oczywiście polowaniem. Jedną z takich osad, usytuowaną na górce, był Zamkowy Wał. Była ona ogrodzona mokradłem, rowem z wodą, rozlewiskiem i rzeką. To tam chronili się Warmowie przed nieproszonymi gośćmi. Archeolodzy twierdzą, że najprawdopodobniej mieściła się w nim główna siedziba ludu Wewa. Obiekt ten – dzisiaj prawie niewidoczny – datowany jest na XI-XII w. Pełnił funkcję obronną na granicy plemiennej Warmów i Pogezanów.
Po przeciwnej stronie rzeki, gdzie również poprowadzono ścieżkę turystyczną, na górce, tuż za nowym mostkiem Warmowie mieli kolejną osadę? Było to grodzisko, a może tylko wieża obserwacyjna, zwana Szpiczastą Górą. Do celów obronnych chyba nie najlepiej się nadawała, gdyż brakuje tam mokradeł. Ponadto szczyt ewidentnie został usypany i mogła tam stać wieża. Niestety w tym miejscu nie prowadzono większych badań archeologicznych. Na owo wzniesienie nie da się wejść, ale można je obejść.
W okolicy znajduje się jeszcze jedno grodzisko zwane Szaniec, usytuowane w Wojnitach, czyli wysunięte najdalej na południe i podobnie jak pozostałe było w posiadaniu plemienia Wewów. Było to niegdyś duże założenie obronne usytuowane na stromym pagórku. Składało się z wału ziemnego z wbitymi w niego pionowymi palami. Wał wzmacniały ścięte drzewa z gałęziami skierowanymi na zewnątrz, utrudniającymi przejście. Za wałem znajdowała się spora przestrzeń i dopiero za nią właściwe grodzisko otoczone kolejnym wysokim wałem. Niestety i o tym grodzisku niewiele wiemy, gdyż nie prowadzono na nim badań archeologicznych, a szkoda, ponieważ Warmia, to ciekawa, ale i mało znana kraina w północno-wschodniej Polsce. Wiele osób kojarzy ją z Mazurami, mimo że różnica jest ogromna. No ale obie krainy ze sobą graniczą, więc dla niektórych, zwłaszcza w dobie globalizacji nie stanowi to różnicy. To tak jak by powiedzieć, że Kaszuba, to to samo co Kociewiak, a Polesie utożsamiać z Podlasiem.
Cudowne źródełko
Pogoda dopisuje. Ptaki śpiewają, więc przy nowym mostku robimy postój. Grzegorz Radzicki jako główny organizator, ale i przewodnik naszej wycieczki opowiada o otaczającej nas przyrodzie, o rezerwacie. Zapowiada też, że za górą, którą musimy pokonać znajduje się chyba najciekawsza, dostępna „atrakcja” na trasie naszej wędrówki, ale o tym za chwilę. Dopowiada też, że za nowym mostkiem, przez który przechodzi się na drugą stronę rzeki znajduje się parking, ale też wiedzie ścieżka równoległa do rzeki. My jednak idziemy po lewej stronie, gdzie droga staje się bardziej wymagająca. Najpierw podchodzimy pod stromą górkę, a następnie z niej schodzimy. Obejść się nie da, chociaż śmiałkowie próbowali. Rzeka w tym miejscu niezbyt sforna, podmyła stoki pagórka zwanego Białą Górą, wznoszącą się 60 m ponad lustro wody. Dalej, za górką przechodzi się przez rozlewiska, gdzie można spotkać powalone drzewa i rosnące na nich huby. Wiosną pełno tu kwiatów. Wreszcie dochodzi się do „cudownego źródełka” o niezbyt miłym zapachu, bo z siarczkiem żelaza. Źródełko jest właściwie nieczynne, gdyż wody w nim nie ma.
Ze źródełkiem tym wiąże się kilka opowieści. Jedna podaje, że uratowało ono życie wycieńczonym żołnierzom ukrywającym się w okolicy podczas wojny. Kiedy pili tę wodę wracali do sił, a jeśli byli chorzy to zdrowieli. Według innej legendy, a działo się to bardzo dawno temu, doszło do ogromnej wojny. Mieszkańcy Pieniężna, chroniąc się przed obcymi wojskami pośpiesznie uciekali z domów. Pozostali jedynie chorzy, którzy schronili się w dolinie rzeki Wałszy, właśnie w pobliżu owego źródełka. Żywili się tym co w lesie znaleźli, popijając wodę ze źródełka. Po kilku dniach wszyscy powrócili do zdrowia.
Po zakończeniu wojny, kiedy mieszkańcy Pieniężna powrócili do domów i odkryli uzdrawiającą moc wody źródlanej zaczęli organizować pielgrzymki do tego cudownego źródełka. Pielgrzymki wyruszały w dniu św. Jakuba, czyli 25 lipca, po mszy odpustowej odprawianej w kościele św. Jakuba w Pieniężnie. Ten XVI-wieczny Kościół Rzymskokatolicki pw. św. Jakuba w 1959 r. zaadaptowano na potrzeby Cerkwi greckokatolickiej pw. Św. Michała Archanioła. Wodą leczono choroby skóry, wzrok, słuch, a także choroby przewodu pokarmowego.
W 1826 r. obok źródełka wybudowano Kaplicę. Ufundowała ją wdowa po pieniężeńskim piekarzu o nazwisku Gehrmann. Dawniej była to kaplica Matki Bożej, ponieważ wewnątrz znajdowała się figura Matki Boskiej Niepokalanej wyrzeźbiona przez miejscowego artystę, a za model posłużyła dziewczyna z Pieniężna. W 1938 r. w kaplicy umieszczono XIX-wieczny obraz przedstawiający sceny Narodzenia Chrystusa i Hołd pasterzy. Wówczas kaplicę nazwano Kaplicą Narodzenia. Niestety obraz ten skradziono w latach 80. XX w. Obecne wyposażenie nie przedstawia większej wartości, więc może nikt go nie ukradnie. Kaplicą opiekują się księża werbiści z pobliskiego klasztoru. Nabożeństwa odbywają się w niej okazjonalnie. Kapliczka zazwyczaj jest otwarta, więc można wejść do środka. Co zresztą zrobiliśmy. Okazało się, że ktoś przyniósł świeczkę, ktoś inny śpiewniki i tak spontanicznie zaczęliśmy śpiewać i modlić się, każdy we własnej, znanej sobie intencji.
Kapliczka stoi stosunkowo blisko rzeki. Zamierzaliśmy przejść na drugą stronę i wrócić inną drogą. Niestety zniszczony przez wodę most nadal nie został naprawiony, więc rozdzieliliśmy się na dwie grupy. Część osób poszła do wsi Wojnity gdzie postanowiliśmy wspólnie pobiesiadować. Kierowcy wrócili tą samą trasą na parking po samochody. Szkoda, bo drugi, ten prawy brzeg rzeki jest zupełnie inny.