Nowa doktryna rosyjskiej marynarki wojennej jest próbą potwierdzenia miana „wielkiej potęgi morskiej”. Ale to próba daremna. Opiera się bowiem na niegodnych środkach i nie uwzględnia interesów innych krajów.
W Dniu Rosyjskiej Marynarki Wojennej Władimir Putin podpisał dekret zatwierdzający doktrynę rosyjskiej marynarki wojennej. Jak donosi RIA „Novosti”, wyjaśnia w niej granice, strefy interesów narodowych oraz określa główne zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa. Nawet to stwierdzenie treści doktryny wskazuje na zagrożenie dla całego świata ze strony flot rosyjskich: dokumenty jednego kraju bez udziału innych nie mogą „wyjaśniać granic”, ustanawiać stref interesów narodowych, ponieważ jest to inwazja na granice i strefy interesów innych państw. W dokumencie podkreślono, że Rosja przywiązuje dużą wagę do „zachowania statusu wielkiego mocarstwa morskiego”. Co to oznacza i czy Rosja naprawdę jest „wielką potęgą morską”?
Charakterystyczne jest, że nowy dokument podpisany przez Putina określa interesy Rosji, nie uznając i nie biorąc pod uwagę interesów innych krajów świata. Zgodnie z tym dokumentem, głównym zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego Rosji jest więc amerykański kurs na rozszerzenie NATO. Jednocześnie Kreml nie bierze pod uwagę potrzeb bezpieczeństwa innych krajów, choć uważa się, że ekspansja wpływów Rosji na kraje sąsiednie, jej polityka imperialna, wojna na Ukrainie, stwarzanie zagrożenia dla wszystkich krajów europejskich, tworzenie bloków z krajami azjatyckimi stawiają nowe wyzwania dla państw europejskich i nie pozostają bez wpływu na ich bezpieczeństwu. Dlatego kraje demokratyczne z pewnością muszą uwzględnić te czynniki w swojej polityce i wzmocnić środki bezpieczeństwa swoich granic i swoich interesów.
Doktryna zakłada „niepodważalne prawo” Rosji do obecności jej sił morskich na Oceanie światowym i użycia siły militarnej do realizacji swoich interesów, gdy wyczerpią się możliwości dyplomatyczne. Oczywiście Ocean światowy jest własnością całej ludzkości i nikt nie sprzeciwia się obecności rosyjskich statków na wodach. Ale zasada „użycia siły militarnej dla realizacji własnych interesów” jest już sprzeczna z prawem międzynarodowym i stanowi próbę wprowadzenia prawa siły do światowej polityki.
Doktryna morska Rosji potwierdza bezpodstawne prawo Rosji do zajmowania obszarów lądowych i morskich w celu tworzenia swoich baz wojskowych. Wskazuje na to paragraf, w którym stwierdza się, że „wśród zagrożeń dla interesów narodowych jest brak wystarczającej liczby baz poza Rosją”. To znaczy, jeśli Rosja przyzna, że nie ma wystarczającej liczby baz, to zastrzega sobie prawo do zajmowania nowych terytoriów i zakładania tam swoich baz. Nawet teraz doktryna Putina przewiduje „intensyfikację działań na Svalbardzie, Ziemi Franciszka Józefa, Nowej Ziemi i Wyspie Wrangla”. Zakłada również nowe bazy na Morzu Czerwonym i Azowskim oraz w innych obszarach wodnych świata.
Doktryna odbiega od prawa międzynarodowego. Na przykład przewiduje nielegalną działalność Rosji na anektowanych terytoriach. Mówi, że Moskwa „wzmocni infrastrukturę wojskową na Krymie i Flotę Czarnomorską”.
Krym i Morze Czarne zostały już przez Rosję zamienione w niebezpieczne węzły dla całego świata, bo tam mają bazy rosyjskie rakiety, które mogą dotrzeć do wszystkich krajów Europy i Bliskiego Wschodu. Odtąd Rosja dąży do przekształcenia wszystkich swoich wybrzeży morskich na całej długości swoich granic w te same niebezpieczne węzły dla całego świata. Doktryna głosi, że takimi węzłami dla „zapewnienia bezpieczeństwa Rosji” staną się Cieśniny Bałtycka i Kurylska, Morze Czarne, Ochockie i Beringa, wschodnia część Morza Śródziemnego oraz arktyczny obszar wodny. Władimir Putin potwierdza, że ich „ochrona będzie zapewniona wszelkimi sposobami”. Oznacza to, że może chodzić również o rozmieszczenie tam broni nuklearnej, chociaż wiele z powyższych miejsc nie należy do terytorium Rosji i nie odgrywa ważnej roli w ochronie jej bezpieczeństwa. Ale to nie obchodzi państwa-agresora.
Nowa doktryna morska przewiduje prawo Rosji do prowadzenia działalności gospodarczej w dowolnej części oceanów świata. W ten sposób Rosja deklaruje swoje „prawo” do „układania podwodnych kabli i rurociągów” oraz „zapewnienia im bezpieczeństwa”. Jednocześnie w doktrynie Kreml deklaruje „budowa lotniskowców jako kierunek priorytetowy” oraz „rozwój budowy nowoczesnych lotniskowców”. Oczywiste jest, że lotniskowce są potrzebne nie tyle do ochrony własnych granic morskich, gdyż zadanie to można z powodzeniem wykonać za pomocą naziemnych środków wojskowych, ale do agresywnych ataków i stwarzania zagrożeń z dala od własnych granic w strefie interesów innych krajów. Z drugiej strony nieudany przykład ostatnich kampanii morskich rosyjskiego lotniskowca „Admirał Kuzniecow” pokazuje, że Rosja wcale nie jest „wielką potęgą morską”, za jaką chce się uważać.
Oczywiście nowa doktryna jest właśnie próbą potwierdzenia miana „wielkiej potęgi morskiej”. Ale próba jest daremna. Opiera się bowiem na niegodnych środkach i nie uwzględnia interesów innych krajów, a bez tego nie da się żyć i pracować na świecie w XXI wieku. Na przykład doktryna wprowadza w pole swojego zainteresowania Sewastopol i Krym, mimo że zostały anektowane, są to obce terytoria, którym Moskwa nie ma prawa rozporządzać. Prędzej czy później Sewastopol i Krym zostaną wyzwolone, rozszerzy się na nie jurysdykcja Ukrainy, co oznacza, że postanowienia doktryny dotyczące tego obszaru nie zostaną spełnione. Istnieje również wątpliwość, czy inne punkty doktryny są możliwe do realizacji. Nowe morskie ambicje rosyjskie nie stwarzają niczego znaczącego, poza straszeniem całego świata.