W dobie walki ze światowym wirusem, pojawiły się też wątki krajowe, zastępcze. Dla niektórych wiodące, ważne niezmiernie i najistotniejsze.
W skrócie. Pracownicy „Wiadomości” TVP zajęli się grillowaniem konkurencji z TVN – owskich „Faktów”.
W ramach obrony, przypalani medialnym ogniem wydali oświadczenie: „Nie będziemy odpowiadać ani komentować kłamstw”. Chuchali na zimne.
Wyobrażacie sobie, że zaczęliby brnąć w polemiki i wspólnie zasiadać przy tym ognisku. Edward Miszczak starałby się tłumaczyć: „co prawda byłem w PZPR, ale takim Wallenrodem w szeregach przewodniej siły narodu”. Elokwentna Justyna Pochanke: „moja mama pracowała w FOZZ, ale wszystkie zarobione pieniądze przekazała na cele charytatywne”. Monika Olejnik, przyznając się do wspólnej eskapady z Adamem Michnikiem i Jerzym Urbanem oddałaby się zwierzeniom: „przebywałam z nimi, ale się nie cieszyłam”.
Ale nie idźcie tą drogą, apelował przed laty prezydent Aleksander Kwaśniewski, znany szerszej publiczności jako bohater licznych memów.
W oświadczeniu dziennikarzy TVN, które zostało odebrane jako takie: „z klasą”, pojawiło się jednak sformułowanie, które wzbudziło wątpliwości. A mianowicie: „jesteśmy niezależni”. Słowo „niezależność” zupełnie przecież nie pasuje do świata mediów. Jak już, to co najwyżej do ogłoszeń w gazetach. Matrymonialnych. „Bez zobowiązań, niezależna pod każdym względem, bez nałogów, pozna pana…”. Albo do edukacji telewizyjnej młodzieży: „Zbadaj liniową niezależność podanych wektorów”.
Proszę zasiąść do lektury książki Tomasza Lisa „Nie tylko fakty”. Zależny/niezależny (niepotrzebne skreślić) dziennikarz pisze, że musiał błagać współtwórcę TVN-u, aby ten zgodził się na emisję filmu z „goleniem prawym” i wspomnianym już Prezydentem w roli głównej. Taśma z Charkowa trafiła prosto do sejfu. Mariusz Walter argumentował: „Chcecie mi stację wyp… w powietrze?” I rozpoczął się żmudny okres, w którym wydawca „Faktów” nagabywał, aby to wyemitować. Redaktor T. Lis powiedział, że nie puszczenie tego filmu byłoby obrazą dla ofiar na wschodzie. Po długich negocjacjach wydano zgodę na emisję. Nie trzeba chyba dodawać, że w TVP ten materiał poszedł, ale dopiero wówczas, jak się władzuchna zmieniła.
Przecież telewizja tzw. misyjna, publiczna, nigdy nie była nieskazitelnie i apolitycznie czysta. Aby nie być gołosłownym, proszę np. sięgnąć po „Gazetę Wyborczą” z dnia 14.10.2002 r. Tam przeczytamy: „Bardzo się można było zdziwić, gdy w pierwszej połowie roku rankingi polityków zniknęły z serwisów TVP. Powód był prosty – notowania SLD i rządu spadały”.
Ale obecni piewcy informacji w TVP pozwalają sobie na znacznie więcej i umieszczają nawet psotne komentarze: „Prywatne telewizje w Polsce potrafią zachowywać się tak jakby były po prostu częścią sceny politycznej”. Aczkolwiek całkiem spora część społeczeństwa nie da się nabrać, że gdzieś w naszej galaktyce uchowała się telewizja „szanująca niezależność dziennikarską”. Zapewne są jeszcze wśród nas tacy, którzy sławetne już paski z „Wiadomości” biorą całkiem na serio i przyjmują do wiadomości. Tyle, że spora populacja krajanów, zwija boki i skręca się ze śmiechu.
W sprawie tzw. „niezależności”. Są różne modele władczego zarządzania umysłami. Istnieją postacie co walą prosto w twarz, co sądzą o tym i owakim. Bez ogródek i zbędnych ceregieli Ale są też tacy, którzy starają się fałszywie przypodobać, a za plecami kręcą swoje lody. To tak trochę jest w telewizorniach. Obecna „słuszna linia władzy” z Woronicza nie rozmienia się na drobne, nie patyczkuje i nie bierze jeńców „totalnej opozycji”. Atakowani udają niewiniątka. Choć odpowiednie sympatie do „kaczora z Brukseli” i antypatie do „kaczora z Żoliborza”, są bardziej niż oczywiste. Ci pierwsi walą toporem bez maski, ci drudzy zakładają białe rękawiczki i używają tłumika. Mamy medialny pluralizm i wybór broni rażenia. Każdemu wedle potrzeb. Niezawisłych i suwerennych rzecz jasna.
Krzysztof Prendecki