Niezłomni dalej wyklinani – TADEUSZ PŁUŻAŃSKI o kłamstwach lewicowych mediów

Dziś państwo polskie oddaje hołd, przywraca pamięć o Żołnierzach Niezłomnych. Dzięki odwołaniu do II RP, a nie do PRL, nasza historia jest odkłamywana. Ale czarna legenda, stworzona przez komunistów, nie została jeszcze pokonana. Kontynuują ją politycy, historycy, media. Kłamstwa nasilają się zawsze przed 1 marca – Narodowym Dniem Pamięci Żołnierzy Wyklętych.

 

Wiemy dobrze, że komuna (rodzinna, środowiskowa, światopoglądowa) nie zniknęła. Ci ludzie żyją, protestują, bronią starego porządku, PRL-owskich układów. Szczęśliwie nie odbywa się to już pod patronatem Rzeczpospolitej.

 

Walka trwa. Jak powiedział kiedyś Piotr Radwański, ojciec naszych tenisistek, to „wojna między trzecim pokoleniem UB, a trzecim pokoleniem AK”. I teraz jest pytanie: kto kogo pokona? Patriotyczna Polska wygrała już kilka bitew. Ale tu trzeba wygrać wojnę. Wojnę rozpoczętą 1 i 17 września 1939 roku.

 

„Okrągły stół” w sprawie Wyklętych

 

Kolejna odsłona tej wojny będzie miała miejsce w wigilię Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych. I tak 29 lutego (w sobotę) Klub Parlamentarny Lewica i tygodnik „Przegląd” organizują w Sejmie konferencję o jakże klarownym tytule: „Bezdroża państwowej polityki historycznej. Polemicznie o »żołnierzach wyklętych«”.

 

Jak czytamy w tym (post)komunistycznym tygodniku: „Głównym celem konferencji jest zaprezentowanie innej wizji przeszłości niż czyni to prawica, posługując się głównie IPN. Ukazanie przemilczanych lub przeinaczanych zbrodni podziemia na cywilach i mniejszościach narodowych”.

 

W programie przewidziano Okrągły Stół promowany pod hasłem: „Co zrobić z kultem »wyklętych«?”, w którym mają wziąć udział politycy, historycy i publicyści. Swój udział zapowiedzieli m.in. dr hab. Maciej Gdula (poseł Nowej Lewicy), dr hab. August Grabski, oraz redaktorzy „Przeglądu”.

 

Teraz moje pytanie: czy Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych, święto państwowe, zakładające przecież szacunek dla polskich niepodległościowców II konspiracji powinien być obchodzony w ten sposób, na domiar złego w gmachu Sejmu Rzeczpospolitej?

 

Hejt w murach UW

 

Dr August Grabski uaktywnił się już w ubiegłym roku. To za jego sprawą temat Żołnierzy Niezłomnych przeniósł się z polityki i mediów na inny poziom. Akademicki. Chwilę przed 1 marca 2019 r. ten pracownik Żydowskiego Instytutu Historycznego poprowadził na Uniwersytecie Warszawskim wykład pt. „Zbrodnie >>żołnierzy wyklętych<< na Żydach 1944-47”, gdzie „udowadniał”, że ci polscy żołnierze, wojsko II Rzeczpospolitej, nie miało nic wspólnego z Armią Krajową i Polskim Państwem Podziemnym. Że byli małą bandą prawicową, której celem było mordowanie Żydów. To tezy nieprawdziwe, wyjęte z publicystyki „Gazety Wyborczej”. Mimo protestów, rektor UW nie odciął się od wykładu dr. Grabskiego.

 

Jaka jest prawda?

 

Choć gen. Leopold Okulicki w styczniku 1945 r. formalnie rozwiązał AK, polecił żołnierzom działać dalej wedle własnego sumienia, a największym kontynuatorem idei i czynu Armii Krajowej w skolonizowanej przez Stalina Polsce było Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość – złożone głównie z AK-owców.

 

O co się bili?

 

Gwoli ścisłości. Czasem faktycznie dochodziło do incydentów. Ale niesubordynacja była karana, nawet śmiercią. Wbrew temu, co od lat publikują takie tytuły jak „Gazeta Wyborcza”, „Przegląd”, czy „Polityka” polska armia podziemna zachowała hierarchię i dyscyplinę, ale przede wszystkim broniła wartości. Oni się bili o Boga, Honor i Ojczyznę. Bo to było wojsko polskie wychowane w dwudziestoleciu międzywojennym, reprezentanci tego wyjątkowo ideowego polskiego pokolenia Kolumbów. To, że dziś się ich opluwa, wynika z bolszewickiej propagandy, która robiła z polskich żołnierzy bandytów, morderców, faszystów, antysemitów. Do tego komunistyczne grupy pozorowane, podszywające się pod oddziały polskie, miały kompromitować niepodległościowe podziemie.

 

Ostatni komendant

To kiedy w takim razie nastąpił faktyczny koniec Armii Krajowej? Choć walka polskich niepodległościowców z narzuconą Polsce przez Stalina komunistyczną władzą trwała do połowy lat 50. XX wieku, za symboliczny kres oporu należy uznać 1 marca 1951 r. Wtedy, po brutalnym śledztwie zakończonym wyrokiem śmierci, zostali zamordowani w mokotowskim więzieniu sowieckim strzałem w tył głowy: prezes IV Zarządu Głównego WiN ppłk Łukasz Ciepliński i sześciu jego współpracowników – mjr Adam Lazarowicz, mjr Mieczysław Kawalec, kpt. Franciszek Błażej, kpt. Józef Rzepka, por. Karol Chmiel, por. Józef Batory.
I to Łukasz Ciepliński – wcześniej dowódca AK – był de facto ostatnim komendantem Armii Krajowej.

 

UB aresztował go 28 listopada 1947 r. w Zabrzu. W areszcie przy ul. Rakowieckiej w Warszawie podczas trwającego trzy lata śledztwa często leżał skatowany w kałuży własnej krwi. Wskutek tortur ogłuchł na jedno ucho, a na przesłuchania oprawcy wnosili go na kocu. Przed krzywoprzysiężnym sądem, który skazał go na pięciokrotną karę śmierci, pozostał niezłomny: „Staję przed zarzutem zdrady narodu polskiego, a przecież już w młodości życie moje Polsce ofiarowałem i dla niej chciałem pracować. Dla mnie sprawa polska była największą świętością„. Ppłk Łukasz Ciepliński, ostatni komendant Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość, a de facto Armii Krajowej. Jego szczątki – za sprawą komunistycznego barbarzyństwa – do dziś nie zostały zidentyfikowane.

 

Tadeusz Płużański