O innych stronach energii pisze STEFAN TRUSZCZYŃSKI: Wiatry odchodzą…

Zdj. Autor nieznany, "Dziobanie", zabawka z I poł. XXI w., stylizacja ludowa Fot. archiwum/ h/ re

… jeśli pacjentowi, lub choremu – to dobrze. Ale gdy na wiatry zamierzamy liczyć, zasypując sztolnie, szyby kopalniane, wrzucając tam złom i beton, a nawet śmiecie – to już nie głupota a zbrodnia gospodarcza. Mamy hurtowo zamykać a nawet już zamykamy kopalnie z milionami ton wspaniałego węgla pozostawianego, niewydobytego, pod ziemią. Energię z niego ma zastąpić fatamorgana – ułuda wiatrakowa.

Las kilkudziesięciometrowych białych słupów z warczącymi skrzydłami pokryje nasz piękny kraj a także duże obszary bałtyckiego morza na słupskiej ławicy i jeszcze dwóch innych akwenach leżących na zachód.

Nie tak znowu dawno temu obywatel Tusk Donald wyliczał z mównicy sejmowej budżetowe wpływy, które miały przyjść z wydobycia łupków. Amerykański gigant Schevron przywiózł i ustawił na polach maszyny wydobywcze. Ale wszystko przeminęło z wiatrem bardzo szybko. Żelastwo wyjechało z Polski i na łupkach wyszliśmy na głupków.

Szykuje się podobna zabawa. Na razie ustalono, że „strachy na wróble” stanąć mają nie 500 a 700 metrów od zabudowań. Wielki sukces i łaskawość płynąca z poselskich ław, których bohaterem jest pan poseł Marek Suski. I powiem szczerze, że jest to rzeczywiście słuszne, ale nie jest to główny problem wiatrakowy. Sukcesem jest natomiast, że opozycja zgodnie podniosła w górę łapy. Wielkie dzięki. Niech wstydzą się zagraniczni zaprzańcy z Brukseli, którzy szkodzą Polsce zawsze i wszędzie, gdy tylko się da.

Niestety nawet te utargowane 200 metrów nie przekona gości gospodarstw turystycznych. Nie będą przyjeżdżać i płacić za szum diabelskich skrzydeł, za pozbawienie ich możliwości śledzenia ptasich lotów, za oglądanie strąconych trupów skrzydlatych przyjaciół.

Władza przypochlebia się Unii Europejskiej pokazując, że coraz więcej decyzji przekazuje lokalnym samorządom. Może jednak jest i tak, że po cichu władza liczy iż ci, którzy z wiatraków mieliby lokalnie czerpać zyski nigdy się między sobą nie dogadają w sprawach ich lokalizacji: a dlaczego łatwy szmal miałby pójść zamiast do kieszeni wujka żony – do znienawidzonego sąsiada. Wszak „nieważne, co je twoje, ważne to je co je moje”. Bitwy o koncesje zapowiadają się na lata. Palestra też zaciera ręce. Będzie spraw bez liku. Liczą, że powieje choć wiadomo już z góry że wieje u nas słabo. Wydajność wiatraków to tylko 20-procentowy zysk energii. Jeśli nawet przyjdą orkany to więcej zniszczą niż zasilą. Powywracane złomowisko trafi wprawdzie do hutniczych pieców, ale one już nie nasze. Tylko Hindusi się ucieszą.

Kiedyś, gdy Brama Krakowska zapinała się na zatrzaski, a młoda staruszka siedziała na drewnianym kamieniu, budowano okazałe zamki i strzeliste katedry. Dziś, gdy dobrze wykształcone kadry uciekły za chlebem, to może i pozostały gdzieś jakieś mądre grube ryby ale oni głosu nie mają. Nie wiemy ile ten cały wiatrowy bur…, przepraszam, bałagan będzie kosztował: importowane ustrojstwo, instalowanie (wykonywać to będą zagraniczne firmy, bo my nie potrafimy), wreszcie ile będzie kosztowało sprowadzenie milionów ton cementu, którego też już nie wytwarzamy, bo sprzedaliśmy cementownie nawet Japończykom. Wielcy producenci cementu np. Chińczycy ucieszą się. Tak samo jak armatorzy handlowych flotylli obcych baner – bo statków do przewozu też już nie mamy (ostatnio węgiel z Antypodów wozili i zarabiali zagraniczni przewoźnicy). Biednemu wiatr zawsze w oczy wieje. I na tym wiatry nad nami się wyczerpią – na wiatraki siły zabraknie. Potem rachunek sumienia i szukanie winnych nikogo już nie ucieszy. Rachunek kosztów i zysków oczywiście trzeba zrobić, fachowo i skrupulatnie, przed inwestowaniem. Rodzimy węgiel jest drogi bo górnictwu narzucono kretyńskie rozliczenia podatkowe. Bystrzy, przedsiębiorczy i ruchliwi spekulanci błyskawicznie dostrzegają szansę zarobku. Władza nie potrafi na czele znaczącego biznesu narodowego wybrać i postawić fachowców. Związki są słabe, bo podzielone. Górnicy – jak niegdyś biedny Pstrowski „ubogi, wyrobił normę, ale wyciągnął nogi”. Już nie są oczkiem w głowie pierwszych czy drugich sekretarzy. To lud obecnie zbędny podobnie jak stoczniowcy, marynarze i rybacy. Tuskotrzaskowscy nie będą potrzebować kurzych ferm ani mlecznych gospodarstw – postawią na fermy wiatrowe.

Ciekawe ile będzie kosztowało kupowanie tego żelastwa, wbijanie wiatraków na kilka metrów w głąb dna morskiego, zalewanie dziur cementem, a potem jeszcze konserwowanie urządzeń? Paskudztwo stojąc oddalone jeden od drugiego o kilkadziesiąt metrów na dużej przestrzeni nie tylko zabijać będzie ptaki ale uniemożliwi żeglugę nawet małym jednostkom, kutrom. Przepływanie między tymi słupami będzie niebezpieczne.

***

Jeszcze czas, jeszcze pora by puknąć się w czerep rubaszny i odstąpić od tego wishful thinking. Oczywiście, będzie trudno się wycofać jeśli tak bardzo boimy się sprzeciwić i uniezależnić od Unii.

Niemcy znowu ryją w ziemi poszukując węgla w kolorze brunatnym, który, nota bene, tak lubią. W pałacu projektu prof. Bohdana Pniewskiego biegają przedstawiciele wrogich plemion. Niektórzy już od 5 – 6 kadencji. Na pewno dobrze już rozpoznali gdzie knajpa a gdzie kaplica. Miejmy nadzieję że za pół roku jednak ich wywieje. Bo przecież wiatry odchodzą!