Czytam u psychologa mądrali: kluczem do rozpoznania kłamcy jest śledzenie grymasów na jego twarzy. Mam trzech faworytów od „skrzywu gębowego”. Właściwie od wykoślawiania warg, gdy mówią oni. To Szymon Hołownia, Tomasz Siemoniak i Radosław Sikorski. Przypatrzcie się ich ustom, gdy przemawiają lub gdy udzielają wywiadów w telewizjach.
Hołownia ze ściśniętymi ustami trudną w odbiorze dykcją wypuszcza merytoryczny bełkot aspirujący do radykalizmu. Pominę treść wypowiedzi, bo to okrągłe gadanie o niczym. Totalny sprzeciw bez krzty pomysłu. Jedzie na tym, że tak zwani młodzi, często zgorzkniali i nastroszeni wrogo do wszelkiej władzy chcą mieć koniecznie swojego przedstawiciela. Chłopczyk w ładnie wyprasowanym garniturku im się podoba. Obywatel H. ma ciągle kilka procent poparcia. I na zdrowie! Wróćmy jednak do tych wąskich usteczek. Laleczka niby centrowo-prawicowa, a nawet może narodowa jest delikatna. Jak Bosak i Winnicki. Oni są jednak znacznie inteligentniejsi i bardziej strawni wizerunkowo. Hołownia to kaprys, efemeryda. Dziwne, że dawno już nie poszedł precz w sondażach. Ale wiadomo „de gustibus non est disputandum”. Albo „każda potwora znajdzie amatora”. To prawda, że wśród polityków dominują stare zgredy. Bez gustu i ze złą dykcją. A tu pojawił się miły chłopczyk. Fajny, dopóki się nie odezwie.
Jeszcze większy skrzyw gębowo-wargowy demonstruje Siemoniak. Trudno dociec skąd on się w ogóle wziął. Wywindował go przyjaciel z lat studenckich – bardzo inteligentny, dobrze wychowany i grzeczny Paweł Piskorski (były prezydent Warszawy). Czytałem kiedyś jak opowiadał, że Siemoniak – serdeczny przyjaciel – zerwał wszelkie kontakty, gdy pan Paweł dostał się pod ostrzał krytyki zarzucającej mu przekręty. Pamiętam też – i chyba wszyscy – decyzję „wojaka” Siemoniaka, byłego ministra obrony, likwidującą jednostkę w Wesołej. Uznał, że ten garnizon jest niepotrzebny. W ogóle mieliśmy wyjątkowe postacie na ministerialnym stołku obrony narodowej. Dzięki Bogu wówczas Putin dopiero się szykował do ataku i zbroił. Ci nasi wyjątkowi eksperci, Siemoniaki, Klichy na szczęście długo Polski nie „bronili”. Zostawili za to bolesne ślady. Zniszczenie Marynarki Wojennej, wojskowe opuszczenie Helu, puste koszary w Bydgoszczy i wielu innych miejscach. Wyprzedane, zardzewiałe. Jeszcze trochę tam tego panowania a zostalibyśmy z mikro armią pod dowództwem klepiących głupoty pacyfistów.
Wreszcie trzeci koleś. Nosi wspaniałe historyczno-wojskowe nazwisko. Bojowy dziś redaktor Łukasz Warzecha zrobił z nim wywiad-rzekę. Grube tomisko, ładnie wydane. Był to rzeczywiście bestseller, bo Radosław Sikorski rozbudził pewne nadzieje. Ale balon szybko pękł. Prysnął jak bańka mydlana, bo polityk zaczął popisywać się głupimi i aroganckimi wypowiedziami na czele z tą o rozpędzaniu opozycji, którą nazwał watahą. To bezczelne porównanie kolegów polityków do skupiska zwierząt przechyliło szalę. Były też demonstracje przyjaźni ze wschodnim ludem jak i syczenie nienawiścią wobec prawicy – „pijani, niespełna rozumu” etc. Sikorski powtykał sobie w swojej posiadłości tabliczki, że ma antykomunistyczne zasady. Brawo. Co za odwaga. Publikował zdjęcie z kałachem na ścianie, które miało dowodzić jego bohaterskich działań w Afganistanie. Może to i prawda była. Wyznaczono go do wywiadu telewizyjnego z Panią Margaret Tatcher. Zapytał wówczas odważnie jak to było z obiecywaną Polsce na wypadek wojny pomocą ze strony Anglii. Ale żelazna dama wręcz go fuknęła, że przecież Anglicy wypowiedzieli wojnę Niemcom. I to już dzielnemu redaktorowi wystarczyło. Podkulił ogon. Oczywiście był za słaby na tą starszą panią.
Tacy są nasi chłopcy od polityki. Inni mają tytuły naczelnych redaktorów, a tak naprawdę to chłopcy na posyłki. Jeśli nawet mają coś do powiedzenia, asekuracyjnie milczą, bo przecież stołki łatwo mogą stracić. Zdobywają się na odwagę np. by zakpić, z tych którzy mówią prawdę o zbrodni smoleńskiej (Baczyński, Chrabota).
Ale wróćmy do skrzywionych. Może by pomogli sobie botoksem. Usta zrobią się wydatne. Tyle, że na krótko. I deformacja po jakimś czasie będzie jeszcze większa. Skrzyw polityczny to znak rozpoznawczy. Kiedyś wymyślono: piękne dziewczęta na ekrany. Teraz pasowałoby – krzywe gęby, kłamcie do lustra, póki nie pęknie.