O politycznej poprawności i świństwie, jakie zrobiono reporterowi – felieton ŁUKASZA WARZECHY

Trafiłem w sieci na godzinny film dokumentalny, w którym wystąpił zmarły niedawno wybitny brytyjski filozof konserwatywny Roger Scruton. Również Scruton napisał do filmu scenariusz. To dokument jeszcze z ubiegłej dekady, nakręcony dla BBC, a noszący tytuł „Why Beauty Matters”, czyli „Dlaczego piękno ma znaczenie”. Film polecam wszystkim, bo Scruton mówi w nim rzeczy proste, ale ważne i rzadko dziś słyszane.

 

Jedną z nich jest krytyka podejścia, zgodnie z którym nie wolno nam oceniać niczyjego gustu, a jeśli już jakiejś oceny wartościującej dokonujemy, powinniśmy koniecznie zastrzec, że „to tylko moje zdanie”. Taka relatywizacja sprzyja ekspansji brzydoty, a nawet obrzydliwości. Po swojemu, nadzwyczaj lapidarnie, ujął to kiedyś Jacek Kaczmarski w swojej kpiarskiej piosence „Postmodernizm”:

 

Wszystkie mody, wszystkie style,

Równie piękne są i tyle.

(Lub, jak chcesz, równie szkaradne,

Konsekwencje tego żadne.)

 

Ta obawa przed powiedzeniem, że coś jest po prostu paskudne lub że ktoś ma zwyczajnie zły gust, stała się nieodłącznym elementem poprawności politycznej, terroryzującej również media. Najzabawniejsze, że jej ofiarą padło właśnie medium, które samo ma wielkie zasługi w propagowaniu politpoprawności, czyli TVN. Gdy prowadzący „Dzień Dobry TVN” Anna KalczyńskaAndrzej Sołtysik skrytykowali zwycięstwo koreańskiego popowego idola Jeon Jung-kook w rankingu męskiej urody (nawiasem mówiąc, kompletnie dętym, czego chyba wydawca programu nie sprawdził) wybuchła afera w skali takiej, jakby prowadzący program zachwalali tezy „Mein Kampf”.

 

Szczególnie zabawne było, że w tej aferze po stronie absurdu poprawności politycznej stanęła telewizja państwowa, tylko po to, żeby dokopać TVN. To pokazuje, że TVP kieruje się tylko jedną zasadą: pognębić wrogów władzy. Inne się nie liczą. W imię tego celu jest gotowe wspierać nawet lewicowe idee.

 

KalczyńskaSołtysik na wyprzódki zaczęli przepraszać, ale niesmak wywołało to, że kozłem ofiarnym został reporter, który zrobił sondę na temat wyglądu Koreańczyka (pokazując zresztą pytanym fotografię innego członka tego samego zespołu) – Adam Feder. Feder w wydanym później oświadczeniu napisał, że „zrzucanie z sań na pożarcie, w moim odczuciu, nie jest najbardziej elegancką taktyką radzenia sobie z kryzysem wizerunkowym”. Ujął to bardzo łagodnie. Ja powiedziałbym, że reporterowi zrobiono zwykłe świństwo. Nie realizował przecież materiału sam, bez konsultacji z wydawcą czy prowadzącymi – w dużej telewizji to tak nie działa. Zwolniono tego, kogo zwolnić było najłatwiej.

 

Przede wszystkim jednak smutne jest, do jakiego stopnia rozsądni ludzie i duże medialne podmioty dają się sterroryzować politycznej poprawności. Nietrudno przecież zrozumieć, co chcieli powiedzieć KalczyńskaSołtysik, gdy spojrzy się na zdjęcie pana Jung-kooka. Ten idol K-popu (względnie nowe zjawisko) – pomijając kwestię naturalnych różnic w wyglądzie między rasą azjatycką a kaukaską, do której my należymy – uosabia zniewieściały standard, któremu ulega dziś wielu mężczyzn Zachodu (popkultura koreańska jest specyficzna, ale pod tym względem całkowicie uległa zachodnim wzorcom). Ten banalny pozornie wątek jednego z wydań telewizji śniadaniowej dotyczył sprawy bynajmniej nie banalnej, bo za zniewieściałym wyglądem mężczyzn idzie cały kompleks innych kwestii – aż do zatracenia tradycyjnych ról społecznych. Wbrew pohukiwaniom obrońców „tolerancji”, KalczyńskaSołtysik nie kpili z wyglądu Koreańczyka – w sensie: z jego naturalnego wyglądu. Oni żartowali z jego stylizacji, a to całkiem inna kwestia. Okazało się jednak, że to zbyt subtelne rozróżnienie nie tylko dla napędzanych skrajną emocją widzów, ale też dla kierownictwa programu i stacji. W umieszczonych w Internecie przeprosinach Kalczyńska również tego nie zaznaczyła, choć nie mam najmniejszych wątpliwości, że doskonale to rozumie. Smutne, że prowadzący nie starali się obronić swojego stanowiska, do którego mieli pełne prawo. Ale cóż – reguły korporacyjne.

 

Ten przykład pokazuje, jak drobne pozornie kwestie nabierają znaczenia, gdy widzi się je w szerszym kontekście. Pokazuje też, jak podstępnym wrogiem zdrowego rozsądku jest polityczna poprawność, maskująca się jako wymóg okazywania innym szacunku.

 

Łukasz Warzecha