O skutkach zemsty pisze SŁAWOMIR JASTRZĘBOWSKI: Zgwałcona demokracja, jak kobieta, nie zapomina

Jacopo Tintoretto "Takrwiniusz i Lukrecja" 1578 -1580 Motyw gwałtu i zemsty kobiety znany był już w starożytności, do czego odwoływało się wielu renesansowych artystów. Zgwałcona Lukrecja popełniła samobójstwo wcześniej opowiadając o swojej hańbie mężowi. Starożytna rzymska legenda o upadku królestwa ma ponoć źródła w 509 roku p.n.e., kiedy to obalono monarchię i ustanowiono republikę

Otóż uważam, że kobiet się nie gwałci, że nie bierze się ich siłą, że takie postępowanie, bezwstydnie abstrahując od moralności, po prostu się nie opłaca. Na kobietę warto zaczekać, wręcz czekać trzeba. Aż będzie gotowa. Oczywiście jestem w stanie zrozumieć dyszącą żądzę posiadania tu i teraz, natychmiast, jestem w stanie zrozumieć niecierpliwość i wreszcie ukontentowanie gwałtownika po, ale nie pojmuję, że przemocowcem może zostać ktoś świadomy i przewidujący, ktoś z perspektywami wykraczającymi poza teraźniejszość. Otóż demokracja jest kobietą. Wzięta siłą zapamięta.

Zapamięta upokorzenie i zemści się. Niechybnie. Nie tu i teraz, zaczeka. One takie są. Zranione, jak demokracja,  kobiety potrafią czekać nawet 4 lata, a czasem i 8.

Po wygranej choćby potop

 – Wygraliśmy wybory i nie możemy rządzić, bo PiS-owcy zabetonowali się na wiele sposobów – tak myśli Platforma Obywatelska i koalicjanci. – Ale my chcemy rządzić, będziemy rządzić, zresztą tego od nas żądają nasi wyborcy – dodają. Sporo tu racji. Rzeczywiście koalicja demokratyczna wygrała i rzeczywiście PiS zabetonował się na wiele sposobów. Nie chodzi tylko o prezydenta, ale o Radę Mediów Narodowych, o Prokuratora Krajowego, o Trybunał Konstytucyjny, o Sąd Najwyższy.

Sporo tego, sprawnie i szybko rządzić się nie da, więc trzeba ewidentnie złamać prawo, ale mając przecież dobre intencje. W przypływie zbytniej szczerości zdarzy się wypalić w trakcie wywiadu, że szuka się podstaw prawnych do bezprawnych zleconych i wykonanych już czynności. Trzeba do bezprawia wyższego rzędu nająć prawników, którzy uchodząc dla nowoczesnej gawiedzi za autorytety w istocie legalizować mają swoimi pseudoopiniami rewolucję, mówiąc na przykład o zbędnym formalizmie w duchu okresu przejściowego. Swoją drogą nie ma chyba profesji, która na naszych oczach sprostytułowałby się tak spektakularnie jak profesor prawa.

Kat jako sędzia i sędzia jako kat

Cały ten danse macabre demokracji dzieje się na naszych oczach, w rzekomo cywilizowanej Europie, w państwie należącym do Unii Europejskiej, która to Unia akceptuje wyższość uchwał nad ustawami, bo przecież w imię przywracania porządku. Zresztą koalicja twierdzi znów nie bez racji, że robić tak musi, bo jest pod gigantyczną presją właśnie liberalnej Unii Europejskiej, żeby nie powiedzieć Niemiec, które jednak trzymają portfel. Gorsza jest jednak presja wyborców, a ci wprost żądają zemsty, a nie spokojnych rozliczeń i ta zemsta zostanie im zapewne podana o czym świadczyć może namaszczenie Romana Giertycha na naczelnego rozliczeniowca.

Giertycha, który obiektywnie rzecz ujmując ma gigantyczne, osobiste powody do zemsty nad PiSowcami. Jeszcze te od czasów koalicji LPR z PiSem, ale przede wszytkim te sprzed kilku lat związane z najbardziej spektakularnym omdleniem ostatnich dekad i te zapewne dają mu silniejszą motywację.

60 i 99 procent

 Lud demokratyczny chce więc zemsty i będzie ją miał, już ma. W więzieniu siedzą Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik, a sondaże wskazują, że 60 procent społeczeństwa chce, żeby odbyli w całości karę 2 lat. To o tyle symptomatyczne, że 99 procent społeczeństwa nie ma pojęcia za co zostali uwięzieni, a sami dziennikarze do dziś dopytują o to sąd czekając na pisemne uzasadnienie (nie żartuję).

Dlaczego to takie ważne, to 60 i 99 proc? Ponieważ pokazuje z jak dużą i gorącą niechęcią, a czytając media społecznościowe, wręcz z czystą nienawiścią zderza się PiS. „Niepowracalność” PiS do władzy w najbliższym okresie wynika właśnie z tej nienawiści i niechęci bardzo dużej części społeczeństwa, traktowanej często nawet personalnie. I przyznać trzeba, to jest fenomen: partia wygrywa wybory zdobywając 35 proc., ale nikt nie chce z tą partią usiąść do negocjacyjnych rozmów z powodu negatywnych emocji, które wzbudza i nad wzbudzeniem których usilnie pracowała. 60 procent społeczeństwa to jednak nie są „komuniści i złodzieje”, ani „banda rudego”. Jak ty to zrobiłeś PiSie, że aż tak cię nienawidzą? Czy ty potrafisz to zmienić? To pytania niezbędne do „powracalności” tej partii do rządzenia, ale Tusk może na razie spać spokojnie, bo PiS nie ma zamiaru stawiać sobie takich pytań, beton to nie jest substancja refleksyjna.

Obustronna zemsta?

 I mała dygresja absolutnie fenomenalnej umiejętności PiS: otóż obserwowałem metamorfozy wielu wartościowych osób, które z umiarkowanych zwolenników PiS stały się zagorzałymi wrogami, gdy okazywało się, że jakakolwiek krytyka, także konstruktywna, tego ugrupowania spotykała się z reakcją: „albo nas słuchasz, albo cię zniszczymy”. Jedni słuchali, inni byli niszczeni, jeszcze inni zniszczyć się nie dali i ci właśnie całkiem skutecznie z wielką satysfakcją z niewielką korzyścią dla państwa się mszczą. Ale to didaskalia, oś fabuły, to filozofia przejmowania państwa pełna wielu uwarunkowań.

Sytuacja z przejmowaniem na dziś specjalnie ciekawa nie jest: Telewizja Polska, która publiczną była z nazwy została przejęta, ale nie uff. Kiedy po raz milionowy widziałem w tej telewizji Tuska i „fuer Deutschland”, to ja, nienadający się bynajmniej na jego osobistego hagiografa zaczynałem mu naprawdę współczuć. „Weźcie przestańcie już go kopać” – tak mi się przy którymś tam razie włączyło, mimo że znam tajniki propagandy. Nawet zastanawiałem się na ile swój sukces w 2023 roku Tusk zawdzięcza właśnie TVP, świadom, że skuteczniejszy byłby umiarkowany niebyt. Żeby była jasność, uważam, że taka telewizja jest potrzebna, chociażby jako przeciwwaga tendencyjnego TVN, ale nie powinna to być telewizja publiczna i dobrze, że powędrowała do Republiki, powodzenia.

Niemniej telewizję publiczną trzeba było robić inaczej. Tyle, że inaczej się nie dało, bo była ona robiona dla jednego widza, który nie rozumiej subtelności gry w mediach, bo ma być mocno i wprost, i bardzo mocno i cha, cha, cha. No to było.

Nowe media publiczne

TVP miało więc być przejęte z powodów propagandowych (no bo szczujnia) szybko i bezwzględnie. Efekt? Złamanie prawa przez siłowe wkroczenie do siedziby bez należytej podstawy, niedopuszczalne podpieranie się kodeksem handlowym, kiedy stosować trzeba było inne ustawy, wycięcie sygnałów, programów, archiwów, które to działania w przyszłości skutkować mogą odpowiedzialnością prawną. A teraz najgorsze i całkowicie niewybaczalne: jakość tej nowej telewizji. Powiedzieć dno, to obrazić dno. Zostawmy słuszną linię, którą ma nasza władza, technicznie, warsztatowo nowa telewizja jest telewizją osiedlową, na którym to osiedlu stoi jeden blok i to dwuklatkowy. Nic więc dziwnego, że telewizja bije rekordy nieoglądalności.

Unieważniając unieważnianie unieważnień

 Dla państwa dużo groźniejsze jest jednak, żeby nie powiedzieć samobójcze, nieuznawanie przez rząd Trybunału Konstytucyjnego, bez znaczenia pod jakim pozorem, nieuznawanie przez rząd Sądu Najwyższego, wybieranie sobie przez marszałka Hołownię, jak rozumiem zaprzyjaźnionej izby SN, nieuznawanie przez rząd i SN prawa łaski prezydenta, a wreszcie wydawanie decyzji przez sędziego rejonowego wbrew orzeczeniom Sądu Najwyższego dotyczącego immunitetów dwóch posłów. Oczywiście wiem i rozumiem, że znaleźli się prawnicy, którzy wszystkie te decyzje błogosławią, ale to kiepskie alibi. To znaczy, że następni, którzy przejmą władzę mogą uchwałą wtrącić do więzienia opozycję, bo dlaczego nie, skoro nie ma żadnych bezpieczników i żadnego szacunku do instytucji. Oby nie przyszła im do głowy uchwała pozwalająca na loty helikopterami z przywódcami opozycji…

Świat oczywiście widzi bezprecedensowe „przywracanie demokracji”, ale nie reaguje prawie w ogóle, także medialnie (oprócz paru krytycznych publikacji, jak choćby w „The Spectator), bo liberałom to się podoba. Czy spodoba się Trumpowi? Kończąc te luźne rozważania zauważam głosy: ale przecież PiS robił to samo 8 lat temu, dewastował instytucje i prawo. No cóż, jednak uchwałami nie dezawuował ustaw, jednak starał się dbać choćby o pozory, jednak miało być lepiej, a cel nie uświęca środków, a jednak ktoś musi przerwać ten zaklęty krąg, a wreszcie… Czy brana na siłę demokracja nie zemściła się na PiS po 8 latach? Kobiety i demokracja nie zapominają upokorzeń.