Paroksyzmy demokracji – ELŻBIETA KRÓLIKOWSKA-AVIS o niebezpiecznych związkach dziennikarzy z władzą

Straty PiS po ostatniej dyskusji o lotach? Mikroskopijne” – pisze popularny portal konserwatywny. Zjednoczona Prawica straciła 1%, Koalicja Obywatelska 3%. Pierwsze ugrupowanie za zdecydowaną reakcję, drugie – za agresję,  obrażanie uczuć religijnych rodaków  i ustawiczną jazdę po bandzie.  Jasne, polowanie na partie rządzącą, to wilcze prawo opozycji, mamy środek kampanii wyborczej, ale społeczeństwo polskie coraz bardziej przypomina zachodnio-europejskie, podmiotowe, świadome zasad demokracji i swoich praw.  Toteż rzadziej pozwala sobie robić  przez media lewicowo-liberalne, pas transmisyjny opozycji totalnej, wodę z mózgu. W Londynie nauczyłam się szanować rolę opozycji w  moderowania poczynań partii rządzącej. Ale opozycja totalna nie ma pojęcia o wartościach, które łączą  obie strony – ponad   programami –  i uparła się krytykować  każdą propozycję PiS.

 

Nie zaskoczyła mnie ostra reakcja  Jarosława Kaczyńskiego na pojawiające się jedna po drugiej informacje nt. użytkowania przez marszałka Marka Kuchcińskiego rządowej floty powietrznej.  Była to przecież sprawa pryncypiów.  Ale pewna część inwokacji do dziennikarzy podczas konferencji prasowej, wzbudziła mój protest. Kiedy powiedział: „marszałek nie złamał prawa, nie złamał dobrych obyczajów, ale skoro państwo są innego zdania, Polacy są innego zdania…”. Chodzi o ten fragment „skoro państwo”, czyli dziennikarze „są innego zdania”. Bo „innego zdania” była jedynie część obecnych na briefingu dziennikarzy, ta lewicowo-liberalna, której  jedynym celem jest odsunąć Prawo i Sprawiedliwość od władzy.  Grupa ta spełnia w stosunku do PO i Lewicy  rolę  użytkową, nagłaśniając  najmniejszą wątpliwość i prezentując ją jako skandal stulecia.  Skala przesady  jest wielka i nieproporcjonalna. Zwłaszcza jeśli uprzytomnimy sobie cały kontekst, trwającą 40 lat i coraz bardziej bezpardonową wojnę kulturową, która zamierza wywrócić nasz świat do góry nogami.  Więc to „skoro państwo są  innego zdania”, zabrzmiało tu chyba zbyt koncyliacyjnie.  Znam niebezpieczne związki władzy i mediów w Wielkiej Brytanii i  owszem, rząd, parlament  boją się „czwartej władzy”, ale przynajmniej do niedawna dawały mediom do zrozumienia, że owszem, są  władzą, ale czwartą. I jeśli  rząd i parlament  realizują  swoje  wyborcze  obietnice,  nawet więcej niż obiecano, a  druga strona od początku gra znaczonymi kartami,  trzeba więcej wiary w siebie.

 

A teraz, rondem, do sprawy marszałka Kuchcińskiego. Demokracja działa jak dobrze naoliwiony pojazd, kiedy pracują trzy akceleratory: regulacje, instytucje, które pilnują ich wdrażania oraz ludzie, którzy je wdrażają. Tu zawiodły dwa czynniki – regulacje, czy raczej ich brak, oraz czynnik ludzki. Ale polska demokracja jest bardzo młoda. Mimo że parlament pracuje pełną parą, często zdarzają się sytuacje – precedensy. A to niepełnosprawni w Sejmie, to znów skompromitowani współpracą z komuną sędziowie KRS  albo nieprawidłowości w korzystaniu z floty powietrznej, które wołają o nową ustawę. I to jest w porządku. W Wielkiej Brytanii 20 proc. całego prawodawstwa zostało ustanowione właśnie na zasadach precedensów.  A więc kiedy ujawniono lukę, niejasność przepisów, należało je dookreślić  i basta!   Minister Michał Dworczyk już poinformował, że w piątek  ponadpartyjna komisja przedstawi projekt takiej ustawy. Partia, która  wywołała awanturę, nie była uprzejma wysłać swojego przedstawiciela.  Znów widać, że nie o to chodziło, aby sprawę  załatwić, tylko medialnie „rozhuśtać łódź”.  Nie żeby złapać króliczka, ale by gonić go. Aż do 13 października.

 

Po drugie, zawinił tzw. czynnik ludzki. I nie chodzi nawet o nadużycia władzy. Jeśli od 30 lat żadna z ekip nie zwróciła na białą plamę uwagi,  marszałek Kuchciński był równie winny  jak prezydenci WałęsaKwaśniewski czy premierzy  Donald TuskEwa Kopacz.  Można nawet powiedzieć, że posługiwał się rządową flotą lotniczą z mniejszym rozmachem niż uprzednio wspomniani, którzy uczynili sobie z VIP-owskiego transportu taksówkę, by wracać na noc do Gdańska, odwiedzić studiującą tam córkę czy wyprowadzić psa.  Ale dziennikarze lewicowo-liberalni, przychylni ówczesnej władzy, już tego nie nagłaśniali.

 

Niełatwo też wskazać na „bizantynizm władzy”, w końcu marszałek Marek Kuchciński, to druga osoba w państwie, ma swoje obowiązki i w Warszawie, i w terenie, i poruszanie się samolotem, to tylko logistyczna konieczność.  Regulacje niejasne, a zasady korzystania z samolotów – rozbuchane. Ale nie jesteśmy w tym  odosobnieni. Dla porównania – w Wielkiej Brytanii ta sprawa wciąż nie jest właściwie uregulowana.

 

Jest tam znacznie więcej ludzi do obsłużenia, bo obok premiera, ministrów jest i czteropokoleniowa rodzina królewska, która regularnie wizytuje kraje Commonwealthu.  Ma do dyspozycji helikopter, pociąg jak Orient Express, kilka lat temu utraciła jacht Britannia, który okazał się za drogi w utrzymaniu.  Do 2015 roku VIP-y korzystały z samolotów dostarczanych przez RAF,  z lotów rejsowych  British Airways i Concorde’a.  Od 2015 roku podstawowym przewoźnikiem premiera,  delegacji  na najwyższym szczeblu jest jednostka RAF Voyager A 330, 158 miejsc.  Sięga się po nią ze względów oszczędnościowych i bezpieczeństwa. Ciekawostka – jego lotem dziewiczym była podróż do Warszawy na konferencję NATO w czerwcu 2016 roku. Ale kilka tygodni temu nowy premier Boris Johnson powiedział: „Trzeba coś z tym zrobić, bo po pierwsze, nigdy nie można się do tego samolotu dopchać. A po drugie – potrzebne jest jakieś porządne brytyjskie logo”.  Czyli, jakby nie patrzeć, nie jesteśmy w problemie odosobnieni.

 

I sprawa ostatnia „Kuchcinski’s case”, bodaj najważniejsza. Kiedy pracowałam w Londynie,  docierały do mnie wieści o kolejnych aferach, SLD, potem PO,  które zwykle kończyły się zamieceniem skandalu pod dywan. Nie była to już wprawdzie demokracja  socjalistyczna, ale jeszcze nie ta prawdziwa, bezprzymiotnikowa.  I np. dopiero Prawo i Sprawiedliwość zaczęło realizować jedną z jej  podstawowych zasad, uczciwość polityki i polityków. Zawiniłeś, do widzenia – że przypomnę posłów Hofmana, Girzyńskiego, Piętę, a teraz drugą osobę w państwie.  Wiemy że natura ludzka jest ułomna i wszystko zależy od tego jak władza radzi sobie ze skompromitowanymi urzędnikami państwowymi. PiS sobie poradził – i dlatego „sprawa Kuchcińskiego” zaszkodziła wprawdzie delikwentowi, ale już nie jego ugrupowaniu, czy zdrowiu społeczeństwa. Bo został wysłany przekaz:  wszyscy są równi wobec prawa.  Oto garść informacji byłego korespondenta, którego obowiązkiem jest przekazywać newsy, ale i stopień zaawansowania demokracji,  atmosferę społeczną i jej przyczyny.

 

I jeszcze jedno: Jarosław Kaczyński mógł zareagować na dwa sposoby. Jak premier Cameron w obliczu słynnej afery korupcyjnej z 2009 roku, kiedy to zwrócił się do 37 posłów z żądaniem,  rezygnujesz jutro, albo nie stajesz do wyborów za 6 miesięcy.  U nas  parcie  opozycji i mediów lewicowo-liberalnych było tak duże, że prezes PiS wybrał tę pierwszą opcję: rezygnację marszałka w ciągu kilku dni. Choć przewinienie nie było ani w połowie tak duże jak w brytyjskim przypadku, kiedy chodziło o niewłaściwe wykorzystywanie funduszów poselskich na wielką skalę.

 

Paroksyzmy młodej polskiej demokracji… Budujemy ją wielkimi kosztami, chaos, zamieszanie,  niepewność kolejnego stawianego kroku. Ale z tych wszystkich zażegnanych kryzysów, wynika jakieś dobro w postaci kolejnej ustawy, wypełniającej legislacyjną  pustkę. Jak mówią Anglicy, it’s a bumpy road to democracy, droga do demokracji jest  wyboista. Ale  kierunek  właściwy. I  dziennikarze, także lewicowo-liberalni,  powinni o tym wiedzieć.

                                                                                      

Elżbieta Królikowska-Avis