Pokorne ciele długo nie possie – felieton STEFANA TRUSZCZYŃSKIEGO o telewizji publicznej

Dziesiątki lat ludzie naciskali o 19.30 guzik od telewizora. I dalej z rozpędu to robią, choć guzik się dowiadują.

 

„Kura” zniosła kiedyś jajo „Kaczorowi”. Było to odgrzebanie dziadka z Wermachtu. „Kura”, czyli Jacek Kurski, obecnie najważniejszy ze wszystkich prezesów, błysnął pomysłem i brawurowym wykonawstwem. Na tle nudy i lizusostwa dziennikarskiego to było COŚ! I nie dziwne, że wdzięczność zwycięzcy wyborów zapewniła mu stołek na woroniczowym Olimpie. Usiadł i spokojnie sobie siedzi. Choć podgryzają go ustawicznie. A jako, że prawdziwa cnota krytyk się nie boi, to niech sobie psy szczekają. I tak karawana pójdzie dalej.

 

Niestety skuteczny facet rozsiewa wokół siebie również strach. Towarzystwo telewizyjne z racji zatrudnienia ma niezłe profity. Boją się więc ludzie ich utraty. Ale grzeczność i usłużność prowadzi do wyjałowienia. I tak to już jest, że wysilasz się dla szefa ile się tylko da, patrzysz mu poddańczo w oczy, a on nagle ci mówi, że pożytek z ciebie niewielki, że tylko odrabiasz zadane lekcje. Nic od siebie nie wnosząc. I nagle – won!

 

Karuzela stanowisk w mediach dotyczy wszystkich. No, prawie wszystkich. Weny nie ma, gdy kaganiec za ciasny. Pokorne ciele może i długo dwie mamki ssać, ale w końcu jedna kopnie go, a druga przywali ogonem. Nawet apetyczne popiersia speakerek wiadomościowych nie nasycą głodu prawdziwej, obiektywnej, krytycznej informacji. Papugi klepią co im napisane. 19.30 stoi niezmiennie jak fallus na antycznym śródziemnomorskim pomniku. Dziesiątki lat ludzie naciskali w tym czasie guzik od telewizora. I dalej z rozpędu to robią, choć guzik się dowiadują. W każdym razie jednostronnie naświetla im się przebogatą w końcu rzeczywistość. Słowo NIE nie pada. Wszystko jest TAK. Wyjątek – stosunek do opozycji. Fakt, że bywa ona często wredna i zdradziecka – ale jest. I powinna mieć dostęp niemanipulowany. Ludzi sami oddzielą ziarno od plew. Należy im się, choćby łgali na potęgę. Choćby klepali mantrę głupoty, bez pomysłu ograniczając się do zaciekłej nawet nienawiści. Podzieliłbym ekran na pół. Na słowa tego z prawej mógłby od razu odpowiedzieć lewostronny.

 

Andrzej Duda wygra pewnikiem i w podskokach, bo nie ma praktycznie konkurentów. To co stanęło „w szranki” – pożal się Boże – to team żałosny jak jeszcze nigdy. Żal, że doczekaliśmy „reprezentacji” wywołującej śmiech i smutek. Niepotrzebne są służalcze programy „z przodu” i „z tyłu telewizji”. I do tego jeszcze to nieznośne wpuszczanie na antenę chwalców wobec wybrzuszonych siedzących w studyjnych fotelach. Niezbyt mądrzy zachwycają się prowadzącymi program, a ci łykają to z mlaskaniem. Opatrzyło się! Żadna marchewka czy ogórek nie uratuje szmiry.

 

Pan Jacek, prezes – jego wysokość, zakochał się w panu Zenku. No cóż, różne są zboczenia. Facet z wadą wymowy i antyzgryzem kreowany jest na gwiazdę. De gustibus non est disputandum. Pewien bojowy – wydawało się wódz wojskowy – też wybrał sobie Misiaczka. Jaja z tego zrobił sobie Patryk Vega, a groźny na oko minister nie zastrzelił go choćby z procy. Reżyser, mimo zadęcia, zrobił jednak po prostu słaby film i ludzie z niesmakiem wyszli z kina. Teraz Pan Patryk się kaja i obiecuje, że już nie będzie robił trzech filmów rocznie, a tylko dwa. Łam udzielił mu – o dziwo – „Tygodnik Solidarność”. I to się właśnie nazywa wolność prasy. Róbta co chceta. I oczywiście zobaczymy co z tego wyniknie. Cenzura precz. Ludzie już są dojrzali.

 

Co miałoby zastąpić „dziadka z Wermachtu”? O, jest w czym wybierać. Tylko nie trzeba się bać pokazywać szpetoty, zboczenia i durniactwa. Niekoniecznie powinna to być „babcia z burdelu” lub pijana żona za kółkiem. Wystarczyłaby rozmowa mądrego z głupim. Nie da się ukryć who is who. Niestety akcje wyborcze nie są poprzedzane rozpoznawaniem – to znaczy długimi i pełnymi wizerunkami ludzi naszego pięknego kraju. Wprawdzie dzięki tusko-lewandowskim działaniom wielu zmuszonych było opuścić kraj. Za darmo ich wykształcenie, pracowitość i siłę dostały inne narody. Zdrajcom Ojczyzny beneficjenci teraz płacą. Nawet milion rocznie. Ale na szczęście mamy coraz więcej zdrowej, dorodnej i mądrej młodzieży. Choćby tych, których kształcił kombinat ojca Rydzyka. I pomysłów też nie zabraknie. Nie trzeba się tylko bać.

 

Niestety wielu robi głupio. Na przykład codziennie pewna polska gazeta pokazuje na całą stronę twarz nieszczęsnego marszałka. Owszem, opisuje jego niecne czyny. Ale i oczywiście lansuje gębę faceta. A przecież – jak to się mówi – nieważne czy mówią źle czy dobrze: ważne że mówią! Zagnieździ się gęba w umysłach i powstanie wątpliwość, czy to jednak nie nagonka.

 

Podobnie jest z Biedroniem. Facet tego co robi nie ma wypisane na buźce. Przeciwnie, przy panu B. albo pani K. to amant (patrz na przykład zdjęcie z 27 lutego w „codziennej”). Niejedna się zapłacze, że taka uroda marnuje się w kraju, który dopiero wygrzebuje się z siermięgi. Redaktorzy oczywiście myślę, że odstraszają, zniechęcają – a oni właśnie lansują.

De gustibus non est disputandum?! A jednak. Niech wyboru dokonują ludzie z mądrego wyboru. Bo inaczej to domino przewracać się będzie nadal. Szkoda, że nie ma prawdziwych wyborów na ludzi, a nie na partię. Szkoda, że nie ma wyborów na decydentów medialnych. Dałoby się znaleźć ludzi właściwych. Niekoniecznie spośród tych uległych, bez zdania własnego i NIEPODLEGŁOŚCI!

 

Stefan Truszczyński