Polska dziennikarka Monika Andruszewska uratowała ok. 20 rodzin w Irpieniu

FB/ Nedim Useinow/ r/ kj

O tym, czego dokonała polska korespondentka wojenna Monika Andruszewska  poinformował  ekspert ds. tematyki wschodniej politolog z Uniwersytetu Warszawskiego Nedim Useinow. „Dzielna Polka, moja przyjaciółka Monika Andruszewska, świetna dziennikarka i reporterka wojenna, ale przede wszystkim Człowiek” – napisał.

„Według świadectwa ukraińskich żołnierzy na zdj. (chyba ochotników) uratowała ok. 20 rodzin pod zbombardowanym przez Rosjan mostem w Irpieniu k. Kijowa” – poinformował Useinow. „Kiedy zagraniczni dziennikarze kręcili materiał dla swoich stacji, ona odstawiła kamerę i rzuciła się na pomoc ludziom. Brawo! Po prostu chapeau bas” – podkreślił.

https://www.facebook.com/nedimuseinov/posts/7129155203824624

Informacje na ten temat na antenie Radia Wnet przekazywał w poniedziałek korespondent tej stacji na Ukrainie Paweł Bobołowicz.

 KOMENTARZ Huberta Bekrychta:

Czasem zastanawiam się, co ja zrobiłbym w takiej sytuacji, w jakiej znalazła się Monika Andruszewska? Nie wiem, czy takie rozważania mają sens, kiedy w takim położeniu nie byłem, ale wiem co radziłbym innym dziennikarzom.

  1. Dbaj o siebie, bo martwy nie pomożesz nikomu;
  2. Kiedy możesz pomóc, pomagaj – materiał „sam się zrobi”, masz jeszcze czas na dziennikarskie nagrody;
  3. Kiedy widzisz zło, reaguj, ale pamiętaj o punkcie 1.

Redaktor Monika już dawno to zrozumiała. Dziennikarz jest bezstronny w czasie pokoju. Podczas wojny wszystko się zmienia. Reporter, jak napisał, Useinow, to przede wszystkim Człowiek. W sytuacjach ostatecznych, zero-jedynkowych musi zachowywać się tak, jak każdy, komu bliskie są najważniejsze wartości. Tu, nie ma dyskusji.

Jak „pójdę” dalej. Gdybym kiedyś znalazł się na takiej wojnie, jak ta brutalna rosyjska inwazja na niepodległą Ukrainę, a moje informacje, nie daj Boże, na niewiele by się zdały, postąpiłbym tak:

Nie przyglądałbym się biernie, jak giną ludzie, nasi sąsiedzi – strzelałbym do najeźdźców, bo teraz Ukraina, a potem Polska…