Postawić na druk czy internet – dylematy wydawców lokalnych opisuje WALDEMAR ŚLIWCZYŃSKI

Wydawcy papierowych gazet lokalnych często boją się internetu, bo nie potrafią na nim zarabiać. Właściciele portali nierzadko mają zaś problem z jakością publikowanych materiałów. Czy mogą sobie pomóc?

 

W Polsce działają dwie organizacje skupiające media lokalne – Stowarzyszenie Prasy Lokalnej oraz Stowarzyszenie Gazet Lokalnych. Każda z tych organizacji ma podobną ilość członków, kilkudziesięciu, chociaż tytułów prasowych jest więcej, bo niektórzy wydawcy mają po kilka tytułów.

 

Niezależne prywatne tygodniki lokalne są często mylone z tzw. prasą samorządową wydawaną i rozdawaną mieszkańcom przez starostów, prezydentów, burmistrzów i wójtów, a także czasem – co jest objawem warszawocentryzmu – z prasą regionalną, czyli wojewódzką. Z punktu widzenia stolicy każdy tytuł prasowy spoza Warszawy jest lokalny.

 

Przypomnę również, że wszystkie tygodniki lokalne wydawane na papierze, od ponad dwudziestu lat mają też swoje portale internetowe, a także o parę lat późniejsze strony na Facebooku i na innych „społecznościówkach”, są więc obecne w internecie niemalże od samego początku, tak samo jak największe gazety ogólnopolskie. W powiatach działają też lokalne rozgłośnie radiowe, telewizje w kablówkach i w internecie oraz samodzielne, większe i mniejsze portale internetowe. To tyle o fundamentalnych  kwestiach terminologicznych i porządkowych.

 

Zarówno SGL, jak i SPL stworzyli właściciele (wydawcy) prasy drukowanej, dlatego w ich myśleniu o komunikowaniu społecznym nadal najważniejsza jest gazeta, to jej redagowaniu poświęcają najwięcej czasu i energii. Ich gazeta ma co prawda też portal, bo „trzeba” go mieć, ale jest on dla nich tylko złem koniecznym, a nie pełnoprawnym sposobem komunikacji z odbiorcami. Dlatego jakość większości serwisów internetowych gazet lokalnych jest, mówiąc delikatnie, nie najwyższa. Z jednej strony wydawcy lokalni zdają sobie sprawę, że papier powoli się kończy i że przyszłość będzie należała do serwisów internetowych, ale z drugiej – boją się internetu i nie do końca są przekonani, że przepowiednie o końcu printu spełnią się. Do strategii digital first przekonanie mają nieliczni, więc najciekawsze artykuły z drukowanych tygodników lokalnych trafiają (albo nie trafiają nigdy) na ich portale dopiero po kilku dniach, a nawet tygodniach (sic!) po premierze w gazecie.

 

Nie ma się czemu dziwić, dlaczego wydawcy tygodników nie potrafią w pełni „otworzyć się na internet”, skoro ich dochody w 80-95 (i więcej) procentach pochodzą nadal z gazety drukowanej, a nie z portalu. „Gazeta Wyborcza” dochodzi już, jak donosił niedawno „Press”, do 40 proc. dochodów z nogi cyfrowej i procent ten cały czas rośnie, ale gazetom lokalnym do takiego wyniku jeszcze bardzo daleko i kto wie czy kiedykolwiek do niego dojdzie. Wydawcy papierowi nie potrafią zarabiać na swoich portalach i jak mówią, muszą się tego uczyć.

 

Stowarzyszenie Prasy Lokalnej, gdzie prezesem jest Piotr Piotrowicz z Jarocina, postanowiło niedawno przyjmować do swojego grona także szefów portali lokalnych, a nawet zmienić nazwę na Stowarzyszenie Mediów Lokalnych, uznając, że najważniejsza jest LOKALNOŚĆ, a nie nośnik, czyli pośrednik, czyli medium poprzez który odbywa się komunikacja z odbiorcami. Wiadomość o tym otwarciu SPL na portale wywołała dyskusję w SGL, w którym aktualnie członkowie podzielili się mniej więcej na dwie równoliczne grupy – zwolenników i przeciwników przyjmowania ludzi z portali lokalnych. W głosowaniu, jakie niedawno odbyło się na zjeździe SGL w Sobieszewie pod Gdańskiem, zwyciężyli co prawda przeciwnicy, ale nie wszyscy mogli zagłosować, więc w przyszłości z pewnością dyskusja będzie kontynuowana, a wynik kolejnego głosowania może być zupełnie inny.

 

Problemem, z którym muszą zmierzyć się obie organizacje – SPL już teraz, a SGL prawdopodobnie w przyszłości – będzie odpowiedź na pytanie: czy przyjąć portal z powiatu, w którym mamy już członka, który ma gazetę i portal, czy też nie? Piotr Piotrowicz: – Staramy się, żeby nie było konkurencji między członkami z tego samego terenu.

 

Tak, czy inaczej, można przypuszczać, że na wspólnym członkostwie w jednej organizacji wydawców papierowych i internetowych skorzystają jedni i drudzy: papierowi nauczą się zarabiać na swoich portalach, a portalowi podszkolą się w dziennikarstwie, bo tego za bardzo nie potrafią.

 

Waldemar Śliwczyński