Niejaki Filipiak Milioner oznajmił miastu i światu, że biedota powinna mniej żreć. Mięsa głównie. Bo kiedy biedota będzie żarła mniej mięsa, wtedy zapewne będzie puszczała razem z byłem i trzodą mniej bąków i w ten sposób uratujemy klimat. A jeszcze na wakacje nie powinna latać, po co ma świat zasmradzać. Filipiak Milioner uważa, że sam nie ma z czego rezygnować, a nawet jeśli ma prywatny samolot, to przecież taki malutki i potrzebuje go do pracy.
Wkurza Was wypowiedź Filipiaka Milionera? Mnie również, ale warto dostrzec, że jednocześnie jest to wypowiedź poznawczo bezcenna. Żaden aktywista, żadna Greta Thunberg nie powie Wam tego, co tak klarownie wyłożył Filipiak Milioner, który idealnie opisał miejsce styku interesów i wyobrażeń na temat przyszłości świata jakie mają „obrzydliwie bogaci” z aktywistami spod rożnych znaczków.
Sądzicie, że kiedy mówią o zastąpieniu samochodów spalinowych samochodami elektrycznymi, to mówią o zastąpieniu ich w stosunku 1:1? Na świecie nie ma tyle litu żeby wyprodukować dla nich baterie. Raczej nie będzie to „przyjemność” dostępna powszechnie.
Klasy
Prawda jakie to kompatybilne z tym co mówi Filipiak Milioner? W tej wspólnej aktywistyczno-milionerskiej wizji istnieje klasa niższa, tłuszcza, która ma jeździć środkami transportu zbiorowego (który nie jest niczym złym, pod warunkiem, że to kwestia wyboru, a nie przymusu), żreć jakąś tanią genetycznie modyfikowaną paszę, najlepiej pochłaniającą CO2 i siedzieć na d. żeby nie robić bałaganu na świecie. I po co w ogóle tyle tej tłuszczy? Większość jej pracy są w stanie wykonać automaty.
Eutanazja, aborcja, promocja „niestandardowych zachowań seksualnych”, coś z tym motłochem trzeba zrobić. No, ale ma istnieć też klasa wyższa, której wyrafinowanymi usty lud będzie jak za PRL pił szampana i zajadał się sarniną w restauracji żony Filipiaka Milionera. Ta będzie mogła rozbijać się luksusowymi samochodami spalinowymi, które Parlament Europejski planuje wyłączyć z zakazu produkcji po 2035 roku. No i latać „w ważnych sprawach” swoimi małymi samolocikami, które „nie będą szkodziły klimatowi”.
A żeby tłuszczy nie przepaliły się styki i żyła spokojnie w matrixie przekonania o życiu w czasach „postępu, miłości i wolności” trzeba jej jeszcze sprzedać gotowe pakiety ideologiczne przypadkiem kompatybilne z interesami Milionerów. Sprzedaje się je w nowoczesnych automatach z ideologiami, ładnie opakowane i perfumowane sztucznym feromonem rzekomego „buntu”.
Problem
Pojawił się tylko jeden problem. Dość zasadniczy. Wojna. Z całym jej dramatyzmem, ma pewien chyba nieprzewidziany przez aktywistów i Milionerów efekt. Brutalnie urealnia postawy społeczne.
Odziera je z bezużytecznych ideologii i sztucznych feromonów. Ludzie zmuszeni są znów walczyć za ojczyznę. Szukając oparcia w chaosie żenią się i wychodzą za mąż. Postawieni przed sytuacjami ostatecznymi w naturalny sposób poszukują odpowiedzi na pytania, na które odpowiedzi daje wyłącznie wiara. Być może nadciąga awaria systemu.
Być może „umowa społeczna” – wybaczcie obcesowość, ale to słowo chyba najlepiej oddaje to co chcę opisać – „Zajmij się ru…..em i się nie interesuj. Poważnymi sprawami zajmą się lepsi od ciebie” – nieco traci na aktualności.