Patrzę na fotografię nowego prezesa (przepraszam: prezeski) Polskiego Radia. Pani Agnieszka Kamińska to piękna kobieta. To już coś. Ale czy wystarczy? Podobno piękna kobieta nie musi wcale być mądra. Wkrótce się okaże.
Na razie Polskie Radio, wspaniałe i jedyne ongiś Polskie Radio, na którym chowały się miliony słuchaczy, OSIĄGNĘŁO DNO!
Pięć z kawałkiem procent tak zwanej „SŁUCHALNOŚCI” ma Jedynka i mniej więcej tyle samo Trójka. Inne kanały PR jeszcze dużo mniej. Gdy porównamy to z „prywaciarzami” widać przepaść: RMF FM – 25%, Zetka – ok. 15%.
Kto wpuścił w kanał przybytki z ulic Malczewskiego i Myśliwieckiej? Twórca radia Hulewicz przewraca się w grobie. Kwiatkowski, Owidzki, Wysocki, a także wielcy polscy aktorzy, którzy radiu dawali głosy – zapłakaliby się, gdyby żyli. Panie Boże zlituj się! To już tradycja kilkudziesięciu lat nadawania. 5% słuchalności! Tak źle jeszcze nie było. Władcy mediów – coście zrobili? Patałachy!
Madame Kamińska urodę ma. Brak jej za to oddanych radiu fachowców. Tornada, które w ciągu ostatnich lat przeszły przez Malczewskiego wywiały najlepszych. Zmienia się prezesów, szefów redakcji, a ci mimo protestów środowiska, organizacji dziennikarskich zwalniają dziennikarzy z zawodowym dorobkiem.
Pani Kamińska w ostatnich miesiącach zrobiła szokującą karierę. Ledwie została szefową Jedynki, zaraz awansował ją prezes na swoja wice. Biedaczek mimo, że zawodowo „palestra” nie… antycypował, że go… „wymieni” tak szybko.
Faworyta „skacząc po górkach”, już w miesiąc później zajęła fotel (numer one). No, gratulacje. Ale co dalej?
Ponoć Pani Prezes chce skracać wywiady na antenie do 5 – 10 minut, a dalszy ich ciąg ładować do Internetu. Pomysł tyleż oryginalny co głupi. To będzie po radiu!
Z radia zniknął Dariusz Rosiak pracujący w Trójce kilkanaście lat. Nie pomogły akcje obronne. Wyleciał szef Trójki Wiktor Świetlik. Zwalnia się tych, o których powinno się zabiegać. Fakt, że przerosty zatrudnienia są tu ogromne. Jedynka to aż 63 etaty dziennikarskie.
Dominują dwa głosy – red. Katarzyny Gójskiej, agresywnej na antenie, przerywającej rozmówcom, osoby ponoć bardzo obecnie wpływowej oraz red. Małgorzaty Raczyńskiej, której wywiady ukazują się bladym świtem w dni świąteczne i brak im informacji na koniec programu kto je przeprowadza. Raczyńska była pracownicą biura w Wolnej Europie, zmieniła nazwisko na intrygująco brzmiące, pozyskała sympatię mamy Kaczyńskich, przeszła jak burza przez TV i wylądowała w radio. Jej wywiady, nagrywane, są starannie przygotowywane. Ale żadna rewelacja. Kamińska z Gójską i Raczyńską łatwo nie będzie miała. Natomiast radiowcy mężczyźni (zastrzegając anonimowość) czują się zagrożeni. Mamy oczywiście zdolną młodzież. Ale z nimi trzeba najpierw popracować. Ciekawe, kto w radio to zrobi. Ci – na przykład z Sygnałów Dnia – którzy na wyścigi biegali z sitkiem do Kwaśniewskiego i Komorowskiego – już dawnej pary i ochoty nie mają. Może tylko Szrubarz wytrzymał nie jedno.
Być może Pani Kamińska okaże się długodystansowcem jak Olejnik, czy Kolenda. Może i tak będzie, gdy wyląduje w TVN-ie lub Polsacie.
Owszem trafiła się kiedyś Polskiemu Radiu odważna prezes Barbara Stanisławczyk, która nie pozwoliła „władzom zwierzchnim” mieszać w jej zespole. Ale zamieszano, więc pokazała decydentom medialnym gest Kozakiewicza.
Posłuszni przede wszystkim okazują się zwykle bierni i mierni. Wierność dobra jest w małżeństwie. W pracy trzeba wiedzieć co się chce… i mieć jaja. Radio, telewizja to robota zbiorowa. Niekoniecznie trzeba się tam lubić. Ważne, by lubić swą pracę. Być szefem szefów to bardzo trudna rola. Parasol z góry kiedyś się zamknie. I deszcz na łeb napada.
Na razie partia władzy walczy z rozwrzeszczaną palestrą, która jak targowiczanie nie baczy już gdzie Polska, a gdzie obcy. W maju, gdy Prezydent Duda niechybnie okrzepnie, przyjdzie czas na reformę mediów. Bynajmniej nie prywatnych. Te komercyjne niech sobie robią co chcą. W końcu za własne pieniądze.
Dziennikarstwo to pasja działania. Ciężkiej dupy i powolnego kumania nie da się tolerować. Byłe zasługi niestety się nie liczą. Media nie znoszą zastoju. Bogate życie może być źródłem refleksji i ciekawego opisu. Ale to z kolei wymaga odwagi i nieodkładania podzielenia się prawdą „na jeszcze później”. Starszych warto słuchać oczywiście o ile nie łżą bezczelnie. I zresztą oni szybko odchodzą.
Jest taki ksiądz – publicysta ze znanego klasztoru pod Krakowem, którego wszyscy (no prawie wszyscy) chętnie słuchamy. Bo jest mądry i ludzi lubi. Co widać, słychać i czuć. Można go naśladować.
Przez dekadę, po wojnie, były nominacje szewców, krawców na ministerialne stołki, na szefa atomistyki, energetyki. Teraz tak już się nie dzieje. A jednak w radach nadzorczych, w radach programowych, wielkich narodowych mediów sadza się ludzi nie mających wiele wspólnego z żurnalistyką, bez doboru jakiejkolwiek, ale dyspozycyjnych. Osobniki te zasiadają krótko. Wprawdzie uśmiechają się sympatycznie, demonstrują serdeczny stosunek do wszystkich zatrudnionych w firmie. Niestety, jak mówią, wyżej … niż możesz nie podskoczysz. Spada więc taka – taki nagle, bez ostrzeżenia, płacze rozżalony, bo przecież tak bardzo się starał. Był 100 procentowo dyspozycyjny. Wreszcie idzie do sądu. Ale, gdy nie jest już prezesem, nikt nie ma już dlań współczucia. Pozostaje schadenfreude.
Na koniec proponuję Jana Brzechwę:
Halo, halo! Tutaj ptasie radio w brzozowym gaju,
Nadajemy audycję z ptasiego kraju.
Proszę, niech każdy nastawi aparat,
Bo sfrunęły się ptaszki dla odbycia narad:
Po pierwsze – w sprawie,
Co świtem piszczy w trawie?
Po drugie – gdzie się
Ukrywa echo w lesie?
Po trzecie – kto się
Ma pierwszy kąpać w rosie?
Po czwarte – jak
Poznać, kto ptak,
A kto nie ptak?
(…)
I wszystkie ptaki zaczęły bić się.
Przyfrunęła ptasia milicja
I tak się skończyła ta leśna audycja.
Stefan Truszczyński