Jeśli zawód dziennikarsko-redaktorski ma przyszłość, w co niektórzy wątpią, to w pewnością jego przyszłością nie jest kurczowe trzymanie się modelu „ja tylko piszę” lub „tylko mówię do sitka” a reszta mnie nie obchodzi.
Ogólny opis umiejętności, który niżej przedstawiam, kiedyś nazwano by zapewne „ABC dziennikarza cyfrowego” lub „Vademecum redaktora internetu”. Dziś jednak nie powinno się już mówić o dziennikarstwie w mediach cyfrowych jako o czymś odrębnym, oddzielnej specjalności czy nawet zawodzie, co się przed laty zdarzało. Teraz są to kompetencje, które posiadać powinien, a wręcz musi, każdy dziennikarz myślący o karierze w jakimkolwiek rodzaju mediów. Pracodawcy medialnemu nie można dziś powiedzieć – „internet mnie nie interesuje”, to znaczy – pewnie można, ale wówczas pracodawca przestanie się interesować współpracą z nami.
Wskazuję więc i sygnalizuję dziedziny i kompetencje, w których w dobie cyfrowych mediów wypadałoby się trochę rozwinąć, jeśli do tej pory się nie rozwinęliśmy. Nie zapominając oczywiście o istocie zawodu dziennikarskiego. Nadal chodzi w nim o przekazywanie prawdziwych informacji, obiektywne relacjonowanie i wyjaśnianie rzeczywistości.
W ogóle – lepiej, w szczególe – gorzej
Najpierw jednak o tym, jak to wygląda na świecie. International Center for Journalists (ICFJ) przeprowadziło jesienią 2017 r. pierwsze w historii globalne badanie na temat wykorzystania technologii cyfrowych w mediach informacyjnych na całym świecie. Badanie State of Technology in Global Newsrooms objęło ponad 2200 pracowników newsroomów ze 130 krajów. Jego wyniki pokazały, że pracownicy redakcji najlepiej mają opanowane takie umiejętności jak ogólną umiejętność pracy w cyfrowych mediach (50 proc.) i wykorzystanie w pracy wielu różnych platform publikacji – 47 proc. Im bardziej badacze wchodzili w pytania o kompetencje szczegółowe, tym ankietowani wypadali słabiej. Jedynie jedna piąta z nich opanowała jakieś techniki analityki danych użytkowników mediów. Na podobnym poziomie jest znajomość systemów zarządzania treścią (CMS). Jeszcze słabiej wypadali badani w dziedzinie wizualizowania danych i treści.
Badania analityczne czytelników i użytkowników są jak widać zaniedbywane przez przedstawicieli mediów. Niesłusznie, bo nie jest to bynajmniej sprawa „tych od reklamy i marketingu”. Wiedza o odbiorcach ich pracy jest dla dziennikarzy bezcenna, stanowi jedną z podstawowych różnic w ich pracy dawniej i dziś, pozwala poznawać przez czytelników swoje własne umiejętności, uczyć się i doskonalić pod każdym względem. Z omawianych badań wynika, że, jeśli w ogóle zajmują się już analityką, to pracownicy redakcji na świecie skupiają się głównie na prostych odsłonach stron (50 proc.), mniejszą uwagę zwracając np. na dane demograficzne (30 proc.), konwersję (26 proc.), czas spędzony na stronie (25 proc.) i w niewielkim tylko stopniu na poziomie odrzuceń (16 proc.) i zaangażowania (12 proc.).
Społeczności: źródło i interakcja
Z badań ICFJ wynikało m. in., że połowa ankietowanych publikuje w mediach społecznościowych i używa narzędzi cyfrowych do weryfikowania informacji. Nieco mniej (44 proc.) używa tych narzędzi do promocji własnej pracy. Ciekawe były odpowiedzi na pytanie, z których z internetowych i innych cyfrowych mediów korzystają zbierając informacje do swoich materiałów. Okazało się, że prawie 90 proc. respondentów korzysta z Facebooka, 77 proc. – z Twittera, 73 proc. – z emaila, mniej zaś wykorzystuje wyszukiwarki – 65 proc.
Jak wiadomo w nowoczesnych mediach cyfrowych równie ważna jak zbieranie informacji i publikacja jest interakcja z czytelnikami, widzami i słuchaczami, dotycząca publikowanych treści lub służąca do zbierania informacji. Z badania wynika, że 90 proc. przedstawicieli mediów używa do tego platform social media. Inne formy są kilka razy mniej popularne.
Interesujące są odpowiedzi dotyczące stosowanych przez ludzi mediów zabezpieczeń komunikacji, co w niektórych sytuacjach może mieć duże znaczenie, np. dla ochrony źródeł. Okazało się, że ok. jedna piąta używa szyfrowania emaili i rozmów telefonicznych. Jeśli to liczba odzwierciedlająca świadomość problemu, to mało. Jednak być może wcale niemało, jeśli wziąć pod uwagę, że tylko część dziennikarzy ma realnie takie potrzeby.
Bez względu na to, czy myślimy o nich jako o komunikacji prywatnej czy profesjonalnej, media społecznościowe mogą być zarówno dobrym źródłem informacji, także tej ogólnej o nastrojach, jak też niezłym sposobem na wypromowanie tego co tworzymy i w końcu samego siebie.
Dziś wiele wiadomości znanych jest wcześniej w sieciach społecznościowych niż w jakichkolwiek mediach tradycyjnych. Rozprzestrzeniają się jak pożar, a dziennikarz nie ma nawet szansy ścigać się z tą pożogą na szybkość newsa. Jego atutem jest profesjonalizm, umiejętność spojrzenia na całość, syntezy i przede wszystkim weryfikacji społecznościowych sensacji
Ograniczenia szansą dla kreatywności
Optymalizacja w wyszukiwarkach internetowych (SEO) – rzecz, o której większość pracowników mediów słyszała, niektórzy poznali temat głębiej, dzięki firmowym szkoleniom i własnej ciekawości. Jest to, mówiąc w skrócie proces wpływania na widoczność strony internetowych w bezpłatnych wynikach w wyszukiwarce internetowej, takiej jak Google. Wprawdzie ta firma niewątpliwie chce dostarczać swoim użytkownikom informacji najwyższej jakości, jednak trzeba pamiętać, że nie działa to „z urzędu”. Mechanizm wyszukiwawczy oparty jest na maszynowym algorytmie i w ostrej konkurencji może wygrać nie ten kto ma „obiektywnie” wartościowe treści, lecz ten kto lepiej rozumie ów algorytm i potrafi odpowiednio przygotować (zoptymalizować) swoje strony pod jego kątem.
Ze względu na silną konkurencję, koncepcja ta jest teraz ważniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Po wybraniu słowa kluczowego, musimy zoptymalizować treść naszego artykułu tak, aby umieścić go jak najlepiej. Czym dokładnie jest słowo kluczowe? Krótko mówiąc, będzie to główny temat, na którym będzie rozwijana nasza historia.
Każdy napisany przez dziennikarza artykuł ma temat – to oczywistość. Każdy temat można wyrazić jednym lub kilkoma słowami–kluczami . Jednak, jeśli myślisz o SEO to pomyśl nie tyle o dowolnym, jakie przychodzi ci do głowy, lecz o takim słowie kluczowym, którego używają ludzie w wyszukiwarce do znalezienia treści o tematyce, której dotyczy twój materiał. Warto bezsprzecznie przeprowadzić ni mniej ni więcej tylko badanie słów kluczowych związanych z tematem. Jest do tego darmowe narzędzie – Google Keyword Planner (wymaga formalnie założenia konto w usłudze Google AdWords). Służy ono najogólniej mówiąc do sprawdzania, czy nasze pomysły na słowa/frazy kluczowe są rzeczywiście tym czego szukają użytkownicy wyszukiwarki. Jeśli okazuje się, że szukają według innego choć podobnego klucza, nie należy trzymać się pierwotnej koncepcji, tylko skorzystać z hasła rzeczywiście używanego.
W kolejnych krokach trzeba pamiętać o regułach korzystania ze słów kluczowych, bo wcale nie ma tu dowolności.
Nie wchodząc z kwestie techniczne, czyli HTML i znaczniki w kodzie strony, ogólna zasada jest taka, że najważniejsze słowo/fraza klucz, po której wyszukiwany ma być nasz artykuł, wpisujemy do tytułu tekstu in corpore. Nie mówmy, że się nie da. To, moim zdaniem, nie ograniczenie kreatywności, lecz szansa na jej rozwinięcie.
Słowo lub słowa kluczowe należy zawrzeć również w pierwszych zdaniach artykułu (pierwsze 100 słów). Potem w tekście również należy ich używać, ale bez przesady i nadmiaru. Algorytmy wyszukiwarkowe są bardziej subtelne niż myślisz i stronę z namolnym powielanie słów kluczowych mogą łatwo uznać za spam. Jeśli używamy gradacji tytuły-podtytuły, śródtytuły to warto korzystać w nich z kluczy, ale nie powtarzać tych samych haseł.
Systemy zarządzania treścią na stronach często oferują różne pola tzw. meta-opisu, czyli np. tagi lub alternatywne tytuły zdjęć, których normalnie na stronie nie widać, ale widzą je mechanizmy wyszukiwarek. Nie należy ich lekceważyć. Wpisując je jednak ciągle trzeba pamiętać o zawieraniu słowach kluczowych.
Pisząc o słowach kluczowych warto dodać, że wliczamy do nich również całe frazy, składające się z dwóch lub więcej wyrazów. Jeśli są to popularne i wyszukiwane zbitki np. „spór o sądy w Polsce”, to ich wykorzystanie we wszystkich opisanych wyżej elementach zwiększa szanse w wyszukiwarkach.
Krótko o linkach internetowych, bo to ogromny i wcale nieprosty temat. Walczymy o odsyłacze do naszych materiałów ze stron wysoko pozycjonowanych w wyszukiwarkach. Dziś już właściwie nie ma „dawania” linków za darmo. Jest to obszar marketingu i biznesu. Dziennikarz powinien o tym wiedzieć. Jeśli chce odesłać do jakiegoś dobrego źródła, to niech to lepiej będzie strona non-profit typu Wikipedia, a nie konkurencyjne medium czy firma, aby nie przyszli do niego z pretensjami ludzie z działu marketingu. Linkując do materiałów wewnątrz własnego serwisu internetowego, należy używać nie całego adresu http://www.nasza-strona.pl/inny-artykul/, lecz tzw. linku względnego „./inny-artykul/”. Jak to dokładnie robić na pewno wyjaśni administrator strony.
Można zauważyć, że np. Google od wielu lat stara się w swoich algorytmach odejść od czysto technicznego podejścia na rzecz jakości treści. Zwiększa to szanse tych, którzy są niekoniecznie biegli w „mechanice” internetu, potrafią natomiast przygotowywać oryginalne i ciekawe treści. Pamiętajmy więc o kilku podstawowych regułach. Piszmy dobre, niepowtarzalne teksty i powinno być OK. Jeśli zawartość jest poprawna gramatycznie, co tez powinno być atutem profesjonalistów, to będzie to sygnał jakości dla wyszukiwarek.
Tworzenie historii multimedialnych
Nie miejsce tu na kurs wideo-reporterski, naukę obsługi sprzętu oraz oprogramowania do edycji i montażu. Najważniejsze jest to, by pamiętać, że treści audio i wideo stają się w nowoczesnych mediach cyfrowych nieodrodnym elementem konstrukcji materiału dziennikarskiego, opowieści (ang. storytelling). To samo dotyczy treści pochodzących z internetu, np. z mediów społecznościowych. Materiał reporterski epoki cyfrowej zawiera różnorodność elementów: zdjęcia, filmy, cytaty z Twittera, infografiki, czasem rozbudowane prezentacje interaktywne. Czasem sam materiał jest właściwie złożoną prezentacją, z dobrze przemyślanym zamysłem graficznym, różnorodnością wykorzystanych środków wyrazu. W takich kreatywnych formach specjalizują się np. BBC, „National Geographic”, „New York Times”.
Nic jednak na siłę. Nie każda historia będzie jednak koniecznie potrzebowała komponentów wideo lub audio. Podejmowanie decyzji, które artykuły warto wzbogacać o multimedia i o jakie multimedia to kolejna istotna umiejętność cyfrowego dziennikarstwa. Nie różni się ona co do zasady od roboty redakcyjnej starego typu, w której tez ceniona była kreatywność i szerokie spojrzenie. W nowych mediach postuluje się po prostu szerszy wachlarz środków. Redakcja serwisu tytułu prasowego sięga po coś więcej niż zdjęcia, rysunki i infografiki. Redakcja telewizyjna zaczyna myśleć o czymś poza obrazem i dźwiękiem. Redakcja radiowa też patrzy szerzej itd.
Wielu doświadczonych praktyków z powodzeniem stosuje to podejście od lat. Babak Dehghanpisheh, korespondent „Newsweeka”, który obszernie relacjonował wydarzenia z Iraku, Iranu i Afganistanu, zasłynął interaktywnymi grafikami i mapami, które dokładnie wyjaśniały sytuację na terenach objętych walkami. Otwarte na innowacje media idą jeszcze dalej. Niedawno ogromne wrażenie na publiczności zrobiła opracowana przez serwis gazety „San Francisco Chronicle” interaktywna multimedialna „gra” pozwalająca użytkownikom wczuć się w kryzys, z jakim zmaga się miasto jeśli chodzi o zaopatrzenie w wodę.
Obecnie wcale nie trzeba zatrudniać do tworzenia interaktywnych wizualizacji prezentacji zatrudniać sztabu specjalistów grafików i informatyków. Istnieją gotowe narzędzia, z których można skorzystać w interaktywnym storytellingu, np. Sliderocket czy Thinglink. Do tworzenia rozbudowanych infografik mogą posłużyć Easel.ly, Visual.ly, Datawrapper, Infogr.am, Tableau Public, Chartbuilder lub Raw. A w przypadku dużych i bardziej złożonych zasobów danych można sięgnąć po oprogramowanie do mapowania i wizualizowania danych, takie jak Carto lub Fusion Tables Google’a.
Jak samemu zacząć
Zagalopowaliśmy się w zaawansowane umiejętności i programy. Tymczasem niektórym, może nawet większości, potrzebne jest coś bardziej podstawowego, coś co wprowadzi ich w świat cyfrowo-internetowych umiejętności. Jest kilka narzędzi, które są łatwo dostępne i każdemu, kto ma chęć nauki, pozwalają poczynić pierwsze kroki. Można oczywiście skorzystać ze specjalnych szkoleń, ale prawdę mówiąc poniższe narzędzia te są tak proste w obsłudze, że „same uczą.”
Wspominałem wcześniej o narzędziach analitycznych i analizie odbiorców jako kluczowej umiejętności. Darmową i najbardziej znaną techniką w tej dziedzinie jest Google Analytics. To kopalnia wiedzy. Przede wszystkim pozwala piszącemu i wydawcy ocenić, co działa, a co nie. Czy istnieją pewne rodzaje tematów, które przyciągają więcej czytelników lub oglądających? Jaka sieć społecznościowa dostarcza najwięcej odwiedzających? Które słowa kluczowe dają najlepsze efekty w wyszukiwarce. Analytics oferuje znacznie więcej danych i funkcji niż przeciętny dziennikarz i wydawca potrzebuje. Korzystamy po prostu z tego co jest nam potrzebne i uczymy się wyciągać oprawne wnioski.
Narzędziem, które pozwala dowiedzieć się czym jest i na czym polega internetowy system zarządzania treścią jest WordPress, najczęściej używany CMS na świecie. Edytor wizualny sprawia, że stosunkowo łatwo jest dodawać, edytować i usuwać treści. Program ma tryby uczące, pełno dodatkowej literatury wyjaśniająco-poradniczej. Warto nie tylko dlatego, że często stykamy się tą platformą, pracując w Internecie, ale również łatwiej nam po jakim takim opanowaniu WordPressa podejść do innych rozwiązań.
Kolejna łatwo dostępną bramą do cyfrowego dziennikarstwa może być… smartfon. Może nie każdy sobie to uświadamia, ale współczesne telefony mają wszystkie funkcje, których potrzebuje dziennikarz. Maszyna ta może być dyktafonem, kamerą do nagrywania, ale również stacją do nadawania audio i wideo na żywo. Można za jego pomocą pisać i publikować treści, być w kontakcie z sieciami społecznościowymi, dyskutować, angażować publiczność. Można za pomocą smartfona przeprowadzić telekonferencyjne kolegium redakcyjne z demonstracjami, z udziałem wielu osób w wielu miejscach.
W ogóle, choć może to kontrowersyjnie i trochę dziwnie zabrzmi, dziennikarz, który bez wielkiego bólu i strat w wydajności pracy potrafi przenieść swój warsztat do smartfona, z wszystkimi wcześniej opisywanymi elementami, pisaniem bez błędów, optymalizacją SEO, elementami multimedialnego storytellingu, obsługą CMS-a i analityki stron, zaangażowaniem w social media, jest kwintesencją opisanych wyżej kompetencji, nowoczesnym cyfrowym dziennikarzem pełną gębą.
Dlaczego? Dlatego, że jego odbiorcy, czytelnicy i widzowie, bez problemu potrafią zamknąć większość swojej prywatnej i zawodowej aktywności w tym niewielkim urządzeniu. Wypada więc co najmniej dorównywać kompetencjami potencjalnym adresatom naszej pracy.
Mirosław Usidus