Wojtek –  dziennikarza ekonomicznego „Rzeczpospolitej” wspomina ROBERT AZEMBSKI

W nocy z 27 na 28 października w wypadku samochodowym pod Mszczonowem zginął Wojciech Romański, wieloletni dziennikarz i redaktor, profesjonalista w każdym calu i bardzo dobry człowiek.    

 

Wojtkiem poznaliśmy się w „starym i dobrym” Businessman Magazine, gdy pomagałem mu w sekretariacie redakcji, redagując przy tym dodatki finansowe oraz regionalne. Były to burzliwe i twórcze lata 90. ubiegłego wieku. W głowach nam wszystkim szumiało od szalonych pomysłów i  ciekawych inicjatyw. Wojtek mawiał wówczas, że reprezentuje „redaktorski styl” , tj. przyjmuje każdy tekst osnuty na dobrym, wciągającym czytelnika pomyśle, nawet gdy wymagał on sporej jeszcze  redakcji. Wolał już sam się tym zająć, nadając artykułom właściwy sznyt i styl. Wpadał na różne zabawne pomysły. Był taki moment, gdy wybierałem się do Szkocji, do dalekiego kuzyna, mieszkającego w zamku na wyspie Skye,  z którym to kuzynem wcześniej, nota bene, nie utrzymywałem kontaktów. Ponieważ kuzyn ten należał do szkockiej arystokracji, Wojtek podsunął pomysł, by wystosować do niego odpowiednio napuszony list, który pomógł mi zredagować… w staroangielszczyźnie. Chciał, bym napisał reportaż z tego wyjazdu. Oczywiście, jak zwykle, przyłożył  „mocną” rękę do jego ostatecznego kształtu.

 

Sam pisał i komentował doskonale, z ogromną swobodą.  Bardzo chętnie poruszał swoje ulubione tematy motoryzacyjne. Był wielkim pasjonatem aut, dostawał wiele zaproszeń od dealerów samochodowych na wyjazdowe study tour’s, testując najnowsze modele. Gdy któregoś razu nie mógł z jakiegoś powodu wyjechać, nie wyrzucił zaproszenia do kosza. Zaproponował bym go zastąpił i przetestował w Pirenejach najnowszy wówczas model Jaguara. Dla mnie, dziennikarza ekonomiczno-finansowego było to duże i niezapomniane przeżycie.

 

Potem nasze drogi redakcyjne rozeszły się. Ilekroć jednak mieliśmy  kontakt, także gdy zamawiał u mnie jakiś artykuł, ostatnio do „Rzeczpospolitej”, kontakt ten był tak samo żywy, jakby nie mijały lata. Wojtek był zawsze opanowany i ciepło zdystansowany wobec świata. Skłonny do żartowania. Wymagał dużo od siebie i nieco mniej od innych. Umiał wybaczyć błąd, właściwie podkręcić tekst, dać autorowi –  zwanemu przez niego nieco ironicznie „pisarzem” –  cenną wskazówkę na przyszłość. Z przeciwności losu, których doświadczył w swoim życiu niemało, potrafił wydobyć dobre rzeczy, wykazując  empatię i starając się pomóc każdemu, kto pomocy potrzebował.

 

Będzie mi Ciebie brakowało Wojtku. Szkoda, że mimo planów, nie udało się nam ostatnio spotkać. Mam nadzieję, że kiedyś spotkamy się tam, dokąd się udałeś.

 

Robert  Azembski