SŁAWOMIR JASTRZĘBOWSKI: Czy mogę jeszcze odczuwać abominację?

Dobra tam, abominację… Tak napisałem, żeby tytuł nie był odpychający, odrażający, obrzydliwy, bo społeczeństwo zamiast przeczytać mogłoby od razu odepchnąć od siebie lekturę przy tytule. Chodzi jednak o zwykły, najzwyklejszy wstręt. O obrzydzenie. W tytule synonim udziwniony, po prostu. Taki zabieg, po prostu, a teraz do rzeczy.

Czy ja jeszcze we współczesnym świecie pełnym coraz dalej idącej ku przepaści bezrozumnej wolności mogę odczuwać wstręt i mówić o tym otwarcie? Pewne rzeczy, sytuacje, akcje najzwyczajniej na świecie mnie brzydzą. Ale nie na poziomie rozumowym, że jest we mnie jakiś konstrukt, który nadbudowałem sobie na jakiejś idei, światopoglądzie, religii et cetera. Nie. Pewne rzeczy, sytuacje, akcje brzydzą mnie na poziomie fundamentalnym, bazowym, instynktownym. Obrzydliwy zapach ostrzega mnie przed niebezpieczeństwem. Zatykam nos. Obrzydliwy smak przed możliwością napotkania na trujące jedzenie. Wypluwam. Obrzydliwe widoki, rzeczy, sytuacje, akcje podobnie. Odwracam głowę. Dopiero jak mimika i odwrócenie głowy zasygnalizują mi obrzydzenie organizmu, mogę przejść do analizy czy ono jest słuszne czy niesłuszne, poprawne czy niepoprawne. Ciekawe. Czy reakcja organizmu może być niepoprawna? Czy instynkty, podstawowe reakcje zwykłego człowieka (gwarantuję, że nie jestem odosobniony) mogą być niesłuszne, niepoprawne, wstydliwe?

Oczywiście nie chcę nikomu robić przykrości. Niby dlaczego miałbym to robić? Żyj i pozwól żyć. Tolerancja. No ale tolerować to nie znaczy uważać, że jest ok. Nie za bardzo według mnie jest ok, jak na to patrzę. Mam mdłości i odruch wymiotny. Mam nie mieć? Ale jak mam nie mieć, jak ja na to patrzę? Nie tylko ja mam, bardzo dużo ludzi, myślę, że szczególnie mężczyzn reaguje tak samo. Raczej, jak ja, nie bardzo mówią to publicznie, głośno, bo nie chcą robić przykrości, a poza tym boją się, tak po prostu się boją, że zostaną napiętnowani. Napiętnowani, wyszydzeni, wyizolowani przez ostracyzm, zaopatrzeni w wilczy bilet, że odsuną się znajomi, może i rodzina, że straci się pracę, perspektywy awansu. W zasadzie naturalne wydawałoby się obrzydzenie jest terroryzowane.

Więc patrzę na to i chce mi się wymiotować, ale mam się uśmiechać i mówić, że super, że fantastycznie. To jest ta wasza wolność? Serio. Przecież to czystej wody gwałt na psychice, nie tylko mojej. Nie można tak sobie wykształconych przez setki tysięcy lat wyłączyć. Nie da się. To jest oszustwo. Rozumiecie? Zawsze będę odczuwać obrzydzenie, kiedy będę widzieć ludzi jedzących mięso psów, albo nawet, jak tylko o tym pomyślę.