SŁAWOMIR JASTRZĘBOWSKI: Przeprosili go jak Piątka

Fot. Pixabay

Z konkretnymi nazwiskami naszych rodaków w języku polskim wiążą się pewne powiedzonka. Najpopularniejsze zapewne dotyczy Cypriana Zabłockiego, który chcąc oszczędzić pieniądze na cle ciągnął mydło za barką (przemycał je) w skrzyniach pod wodą. Skrzynie miały być szczelne, ale nie były. Zamiast oszczędności na cle, które miał zapłacić Prusakom stracił wszystko, bo mydło się w Wiśle wymydliło. Tyle stara historyjka dotycząca powiedzonka „Wyszedł jak Zabłocki na mydle”. Teraz najświeższa historyjka i powiedzonko, które ma szansę zrobić karierę: „Przeprosili go jak Piątka”.

Otóż Tomasz Piątek jest wybitnym podobno pisarzem, podobno śledczym. Bynajmniej tego nie kwestionuję, po prostu po przeczytaniu paru książek Tomasza Piątka wiem, że brakuje mi kompetencji, wiedzy, warsztatu i inteligencji, żeby go oceniać, a które panu Tomaszowi pozwalają z nadzwyczajną swobodą łączyć ludzi i fakty bardzo często za pomocą strzałek. Liczba strzałkowych powiązań, na które natrafia Tomasz Piątek jest tak zdumiewająca, że czasem trudno w nie uwierzyć, ale wszystko jest elegancko udokumentowane grotami, więc wiadomo jaki kierunek ma strzałka. Złośliwcy i zazdrośnicy nazywają Tomasza Piątka, który chce po prostu wszystko przejrzyście wyjaśnić: „Człowiekiem strzałką”, jakby nie dowierzając powiązaniom pewnych osób z innymi. Ja we wszystko wierzę, bo nie chce mi się chodzić po sądach, ale czytać Piątka raczej już nie będę, gdyż stosunek strzałek do faktów wydaje mi się zdecydowanie na korzyść strzałek. Dobra, ale do rzeczy.

Tomasz Piątek napisał książkę pod tytułem „Macierewicz i jego tajemnice”. Były tam powiązania powiązane z powiązanymi osobami i samym ministrem Antonim Macierewiczem. Ta publikacja nie spodobała się Michałowi Dworczykowi, który wówczas był wiceministrem obrony narodowej i powiedział: „Ta książka złożona jest z samych kłamstw i pomówień. Mamy nadzieję, że prokuratura i sąd zakończą ten spektakl, który trwa i który polega na nieustannych atakach na ministra obrony narodowej”.

Polskie sądy to jak wiadomo jakby kasyno, a w kasynie szczęście bywa zmienne. W każdym razie niezłomny i pewny swoich racji Tomasz Piątek pozwał wiceministra Dworczyka za tę wypowiedź za naruszenie dóbr osobistych do sądu. Po procesie Sąd Okręgowy w Warszawie pozew Piątka oddalił stwierdzając, że „wypowiedź polityka mieści się w ramach wolności słowa” (cytat za Wirtualnymi Mediami). Tomasz Piątek nie złożył jednak broni i wyrok zaskarżył. Pisałem już o sądach i kasynie? Więc Sąd Apelacyjny wyrok całkowicie zmienił. To w sumie też jest ciekawe, że sami sędziowie nie wiedzą co się mieści, a co nie mieści w ramach wolności słowa. To co dla sędziów Sądu Okręgowego się mieści, to dla Sądu Apelacyjnego się nie mieści. Czy oni nie mogliby między sobą ustalić i żeby prosty lud na przykład dziennikarski wiedział? Ciekawe. Niektórzy mówią, że to w ogóle nie jest ciekawe i chodzi, tylko o politykę: jak sędzia ma poglądy inne, niż pozwany, to pozwany ma kruchutko. Ja w to nie wierzę. Sędziowie tacy nie są. Najwyższe standardy, niezawisłość i et cetera. Dobra, ale do rzeczy.

Sąd Apelacyjny inaczej niż Okręgowy uznał, że Michał Dworczyk musi jednak przeprosić Tomasza Piątka za swoje słowa. Ale jak miał przeprosić! No proszę Państwa! Tu jest gwóźdź programu! Przeprosić miał między innymi osobiście, ale i na portalu gazety następującymi słowami: „Ja Michał Dworczyk niniejszym przepraszam Pana, autora książki „Macierewicz i jego tajemnice” za naruszenie dóbr osobistych w postaci godności oraz dobrego imienia poprzez rozpowszechnianie informacji jakoby wspomniana książka zawierała same kłamstwa i pomówienia. Niniejsze oświadczenie składam na skutek przegranego procesu”. Tymi przeprosinami pochwalił się sam Tomasz Piątek w mediach społecznościowych. Moim zdaniem niesłusznie się chwalił. Dlaczego tak uważam? Gdyż myślę. Otóż frazę w przeprosinach „(…) poprzez rozpowszechnianie informacji jakoby wspomniana książka zawierała same kłamstwa i pomówienia (…)” odbieram jako nie żadne przeprosiny, tylko potworną, koszmarną drwinę z Piątka. Może to drwina przez sąd niezamierzona, ale spójrzmy na te słowa wyłącznie z logicznego punktu widzenia. Jeśli sąd stwierdza, że książka nie zawiera „samych kłamstw i pomówień” to ten sąd przecież nie zaprzecza, że ona jednak może i zawiera kłamstwa i pomówienia, ale przecież nie tylko. Czyli być może ona jednak zawierając kłamstwa i pomówienia, zawiera także między innymi fakty (z przeprosin nie wiadomo jakie i nie wiadomo także w jakim stosunku) to nie można było powiedzieć, że „same”. Ja w ogóle nie wchodzę tu w analizę faktów w książce, bo ja mam za słabą głowę na tyle strzałek, mnie to przerasta. Ja tylko mówię, że po prawomocnym wyroku Sądu Apelacyjnego w Warszawie, osobiście prywatnie na własny użytek, może niesłusznie, za co przepraszam dość długo się z tego Piątka śmiałem, myśląc, że to pyrrusowe zwycięstwo, i że  mamy szansę na nowe powiedzonko w języku polskim „Przeprosili go jak Piątka”.