SPRAWA JAROSŁAWA ZIĘTARY. Ostatnia przed wakacjami rozprawa w „procesie ochroniarzy”

23 czerwca 2021 r.,  przed Sądem Okręgowym w Poznaniu odbyła się ostatnia przed wakacjami rozprawa w „procesie ochroniarzy”  w sprawie dot. zabójstwa red. Jarosława Ziętary.  Tego dnia miało zeznawać czworo świadków, dwoje usprawiedliwiło swoją nieobecność, a jedna osoba nie odebrała przesyłki. Przed sądem stawił się jedynie 63 letni Zdzisław W. Na pytanie sędziego jakie relacje łączyły świadka z Mariuszem Ś. [twórca holdingu Elektromis] Zdzisław W. odpowiedział, że poznali się w połowie lat osiemdziesiątych. Na początku wspólnie, prowadzili firmę Elektromis prawdopodobnie do 1989 roku. Następnie biznesowo rozstali się, bowiem Zdzisław W. założył swoją firmę o nazwie Rival, która zajmowała się produkcją napojów gazowanych, rozlewnią piwa, miała swoje markety i hurtownie spożywcze. Czasem coś kupował od Elektromisu, a czasem sprzedawał. Jednak współpraca wygasła i w połowie lat 90, jak zeznał świadek, już się nie spotykali z Mariuszem Ś., ale – co zaznaczył – nie pokłócili się. W rozmowach z Mariuszem Ś. nie pojawiało się nazwisko Jarosława Ziętary. O dziennikarzu, świadek dowiedział się z gazet w roku 1993 lub 1994. Podczas rozprawy odczytano świadkowi dwa protokoły. Pierwszy z przesłuchania w prokuraturze w maju 2013 roku. Zdzisław W. oświadczył, że nie ma żadnej wiedzy o okolicznościach zaginięcia poznańskiego dziennikarza oraz, że nigdy nie znał Ziętary osobiście i z nikim na jego temat nie rozmawiał. Cała jego wiedza opiera się wyłącznie na doniesieniach medialnych. O Elektromisie Zdzisław W. zeznał: Mariusza Ś. poznałem w latach 80., w Poznaniu. On wtedy w mieszkaniu, chyba, na ul. Ognik prowadził działalność gospodarczą polegającą na sprzedaży sprzętu RTV przywożonego z zagranicy. Ja też w tym czasie handlowałem RTV. (…) Po jakimś czasie zostałem cichym udziałowcem firmy Mariusza Ś.

 

Świadek jednak nie pamiętał czy już w tamtym okresie firma nazywała się Elektromis. Dodał, że po jego odejściu, Mariusz Ś. współpracował z Krystianem Cz., który był wcześniej naczelnikiem wydziału do spraw zwalczania przestępczości gospodarczej KWP w Poznaniu i zeznawał we wrześniu 2019 roku. (czytaj TUTAJ)

 

Zdzisław W. wymienił kolejne osoby współpracujące z Mariuszem Ś., które poznał na gruncie towarzyskim. Jednym z wymienionych był Marek Z., na którego W. reagował na wariografie. Marek Z. zeznawał jeszcze wcześniej w “procesie ochroniarzy” (w maju 2019 roku. Czytaj TUTAJ).

 

W protokole omówiono też wyniki  przeprowadzonego badania wariograficznego. Biegły wskazał silne reakcje świadka na niektóre pytania. Na przykład: czy w  czasie gdy dokonano zabójstwa redaktora Jarosława Ziętary świadek był obecny. Tą reakcję W. wytłumaczył, że bał się wrobienia w zbrodnię po przeczytaniu artykułu w prasie o ewentualnych powiązaniach jego osoby ze sprawą. Podobnie tłumaczył reakcję na pytanie o udział w planowaniu sposobu uprowadzenia dziennikarza oraz  czy nakłaniał komendanta policji Kazimierza K., do rozpowszechniania informacji, że Ziętara żyje i przebywa w Londynie jako agent UOP. Silna reakcja wystąpiła też przy pytaniach czy znasz i osłaniasz osoby, które brały udział w uprowadzeniu i zabójstwie redaktora Ziętary. Czy wśród wymienionych miejsc ukrywasz faktyczny rejon, gdzie ukryto zwłoki to jest Jezioro Kierskie. Świadek uzasadnił swoją reakcję w następujący sposób:

 

Wiem, gdzie jest Jezioro Kierskie. W latach 1990 – 1992 miałem prywatną motorówkę, którą pływałem na tym jeziorze. Doszło tam do wypadku, zderzyłem się z falą, wypadłem za burtę i o mało nie utonąłem. Byłem sam, ale można powiedzieć, że ledwo uszedłem z życiem. W tej sprawie nie było prowadzone postępowanie, nawet nie zgłaszałem tego faktu.

 

Kolejne pytanie brzmiało „co zrobiono z ciałem redaktora po jego śmierci, to jest rozpuszczono w kwasie?” W okresie 2005-2006, odbarwialiśmy paliwo kwasem siarkowym i 500 litrów kwasu się rozlało. Wypaliło wszystko i się dymiło. Pytanie czy posiadasz wiedzę jakich przedmiotów użyto do zacierania tej zbrodni. To jest beczka z kwasem, worek, podrzucenie dokumentów redaktora do jego mieszkania po uprowadzeniu.Jeśli chodzi o beczkę z kwasem to być może była to reakcja związana z tym wypadkiem. (…) Nie wiem skąd reakcja na podrzucenie dokumentów. Być może stąd, że w sprawach karnych dotyczących mojej osoby przewijały się wątki z podrzuceniem fałszywych dokumentów – zeznał świadek. 

 

Tu warto dopowiedzieć, że Zdzisław W. ma od lat kłopoty z prawem. Na rozprawę został doprowadzony w kajdankach, w asyście dwóch policjantów wprost z aresztu. Najgłośniejszym jego wyczynem było dwukrotne upozorowanie własnej śmierci. W 2005 roku podrobił akt zgonu, jednak sprawa wyszła na jaw. Rok później, przekupił policjanta, który podrzucił do zmasakrowanych i niezidentyfikowanych zwłok, znalezionych przy torach kolejowych jego dowód osobisty. Sprawę miał uwiarygodnić syn W., który „zidentyfikował zwłoki ojca”. Za te czyny W. został skazany prawomocnym wyrokiem. W dalszej części  rozprawy świadek stwierdził, że nie zna Aleksandra Gawronika oraz kolejny raz oświadczył, że nie ma nic wspólnego z uprowadzeniem Jarosława Ziętary i nie ma w tym temacie żadnej wiedzy.

 

Sędzia Sławomir Szymański poprosił świadka, by ten wyjaśnił co rozumie przez określenie ”cichy wspólnik”. Zdzisław W. tłumaczył, że nie był wpisany jako udziałowiec w dokumentach, ale odpowiednio dzielili się z Mariuszem Ś. zyskami. Nie sformalizowali tego, gdyż Mariusz Ś. miał inny pogląd niż świadek na prowadzenie działalności. Trwało to prawie rok. Nie było planów, by wszedł do Elektromisu jako udziałowiec.

 

Drugi protokół, odczytany tego dnia na rozprawie pochodził z 2016 roku, z procesu Aleksandra Gawronika, którego oskarża się o podżeganie do zamordowania dziennikarza. Świadek opowiedział o swoich kontaktach z policją na początku lat 90., kiedy to grał na kortach tenisowych z komendantem Kazimierzem K., a także sponsorował organa ścigania. Oba protokoły są podobne pod względem treści i oba świadek potwierdził.

 

Warto też dopowiedzieć, że współpracownikiem Zdzisława W. był, nieżyjący już, gangster Przemysław C. Ten z kolei miał grozić podczas odbywania kary więzienia,  współwięźniowi i straszyć, że zrobi z nim to samo co z Jarosławem Ziętarą. Śledztwo niczego nie wykazało i zostało umorzone w 1999 roku.

 


 

Jarosław Ziętara, 24-letni dziennikarz „Gazety Poznańskiej”, 1 września 1992 roku wyszedł z domu do redakcji i nigdy do niej nie dotarł. Po wielu latach krakowska prokuratura doszła do wniosku, że został porwany i zamordowany. Dziennikarz interesował się poznańską „szarą strefą”, i miał zagrażać interesom m.in. spółce Elektromis. Zdaniem śledczych, latem 1992 roku do zabójstwa Ziętary podżegał Aleksander Gawronik, a porywaczami byli ochroniarze Elektromisu: Mirosław R. pseudonim Ryba i Dariusz L. pseudonim Lala. W poznańskim Sądzie Okręgowym toczą się dwa odrębne procesy: jeden dotyczy samego Gawronika, a drugi udziału „Lali” i „Ryby”. Oskarżeni w obu procesach nie przyznają się do zarzucanych im czynów. Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich obserwuje i relacjonuje oba toczące się postępowania.

 

Tekst i zdjęcia: Aleksandra Tabaczyńska