Fot. Aleksandra Tabaczyńska

Sprawa Jarosława Ziętary. Sąd Apelacyjny utrzymał wyrok uniewinniający Aleksandra Gawronika

Sąd Apelacyjny w Poznaniu utrzymał w mocy wyrok sądu I instancji uniewinniający Aleksandra Gawronika od zarzutu podżegania i pomocnictwa do zabójstwa poznańskiego dziennikarza Jarosława Ziętary. Kończy to jeden z wątków tej wieloletniej, dramatycznej i do dziś niewyjaśnionej sprawy.

W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia między innymi stwierdził

Fot. Aleksandra Tabaczyńska

– Trzeba zauważyć, że postępowanie karne, zwieńczone procesem sądowym na poziomie sądu I i II instancji to nie jest, ujmując w sposób kolokwialny: uroczyste zatwierdzenie aktu oskarżenia. Sąd ma określone zadanie do wykonania, musi się opierać na całym materiale z całego postępowania karnego. Nie może się to opierać na przypuszczeniach, prawdopodobieństwie, na pewnych kompromisach, niedomówieniach, bądź niejasnościach – orzekł sędzia Grzegorz Nowak. I dodał jeszcze

– Z pewnością Aleksander Gawronik jest osobą kontrowersyjną, bez wątpienia znał się z szefem firmy Elektromis, w której miało dojść do kluczowej narady w sprawie zabicia poznańskiego dziennikarza Jarosława Ziętary, ale nie ma mocnych dowodów na jego winę.

Po zakończeniu posiedzenia sądu, prokurator Piotr Kosmaty powiedział mediom:

– Zasadniczo nie zgadzam się z dzisiejszym orzeczeniem (…) po prostu sąd inaczej ocenia te dowody, zmierzając do tego, że świadkowie są niewiarygodni. Natomiast ja uważam, że ten materiał dowodowy, który został zgromadzony na etapie śledztwa, jak i później w całym procesie przed sądem I instancji, jak i II instancji w pełni wykazał, że Aleksander Gawronik dopuścił się tego czynu.

Dopytywany przez dziennikarzy o dalsze losy sprawy dodał:

Fot. Aleksandra Tabaczyńska

– Będę korzystał do końca ze wszystkich możliwości prawnych, aby mówiąc kolokwialnie, walczyć o sprawiedliwość, a mianowicie doprowadzić do skazania pana Gawronika, i jeszcze do tego, aby jakiś kolejny sąd – mam nadzieję – po ostatecznym uchyleniu tego wyroku ocenił raz jeszcze te dowody. I żebym mógł przeprowadzić te dowody, których nie mogłem z uwagi na decyzję sądu I instancji –  powiedział po zakończeniu procesu, w piątek 19 stycznia prokurator Piotr Kosmaty.

Zapowiedział również, że zwróci się do sądu o uzasadnienie orzeczenia i prawdopodobnie wniesie kasację do Sądu Najwyższego.

Proces Aleksandra Gawronika toczył się przed poznańskim Sądem Okręgowym od stycznia 2016 roku. W lutym 2022 roku oskarżony, były senator został nieprawomocnie uniewinniony. Wyrok ten zaskarżyła prokuratura i od czerwca 2023 roku odbywały się kolejne rozprawy, podczas których przesłuchano trzech dodatkowych świadków. 19 stycznia br.  Grzegorz Nowak, sędzia Sądu Apelacyjnego ogłosił, że wyrok I instancji został podtrzymany.

Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich wysłało do Sądu Apelacyjnego w Poznaniu Opinię amicus curiae i objęło ten proces obserwacją.


1 września 1992 roku około godziny 9.00 rano po raz ostatni widziany był młody, poznański dziennikarz Jarosław Ziętara. Wyszedł z domu, przy ulicy Kolejowej 49 i według zeznań świadków w dwóch procesach zakończonych już w Sądzie Okręgowym w Poznaniu, wsiadł do rzekomego radiowozu i odjechał. Odjechał prawdopodobnie w towarzystwie mężczyzn ubranych w mundury policji. Do redakcji „Gazety Poznańskiej”, w której pracował już nigdy nie dotarł. Do dziś nie odnaleziono ciała Ziętary, nie wiadomo też kiedy dokładnie zginął ani kto go zabił. W Poznaniu znajdują się dwa miejsca upamiętniające Jarosława Ziętarę. Pierwsze to ulica jego imienia, która znajduje się przy budynku gdzie w 1992 roku mieściła się siedziba „Gazety Poznańskiej”. To miejsce pracy, do którego Ziętara nie dotarł 32 lata temu. Drugą lokalizacją jest tablica przy ulicy Kolejowej 49 na poznańskim Łazarzu. Na murze kamienicy, gdzie dziennikarz wynajmował mieszkanie widnieje napis: „W tym domu mieszkał Jarosław Ziętara. Porwany 1 września 1992 r. Zginął bo był dziennikarzem.”

 

Fot. Aleksandra Tabaczyńska

Ostatni świadkowie w procesie apelacyjnym Gawronika. Wyrok 19 stycznia

19 stycznia Sąd Apelacyjny w Poznaniu ma ogłosić wyrok w sprawie Aleksandra Gawronika: albo prawomocne uniewinnienie, albo nowy proces. Byłego senatora oskarżono o pomocnictwo i  podżeganie w 1992 roku do zabójstwa poznańskiego dziennikarza Jarosława Ziętary. 24 lutego 2022 roku Sąd Okręgowy w Poznaniu uniewinnił oskarżonego.

Prokuratura i oskarżyciel posiłkowy Jacek Ziętara – brat dziennikarza, domagają się nowego procesu, z kolei Aleksander Gawronik i jego obrońca – prawomocnego oczyszczenia z zarzutów. Rozprawy apelacyjne  w tej sprawie toczą się od czerwca br. Stanowisko prokuratury oraz oskarżyciela posiłkowego Jacka Ziętary wspiera Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP, które w charakterze amicus curiae objęło proces swoim monitoringiem. Obserwatorem procesu jest red. Aleksandra Tabaczyńska .

Na ostatniej rozprawie w tym procesie, w poniedziałek 8 stycznia br., przed poznańskim Sądem Apelacyjnym  stawiło się dwóch świadków, powołanych na wniosek oskarżonego: Ewa N. emerytowana kadrowa w firmie należącej do Aleksandra Gawronika i Janusz W., szef ochrony w tym samym przedsiębiorstwie. Oboje zeznawali w kontekście nowego świadka w tej sprawie, którego sąd przesłuchał na poprzedniej rozprawie 27 listopada 2023 roku (pisaliśmy o tym TUTAJ).

Następnie sąd zamknął proces sądowy i strony wygłosiły mowy końcowe. Wyrok w tej sprawie zostanie ogłoszony w piątek 19 stycznia br.

Zeznania Ewy N.

N. zatrudniona była jako specjalista do spraw pracowniczych w biurze handlowo – prawnym należącym do Aleksandra Gawronika. Pracowała w latach 90., obecnie na emeryturze. Ryszarda B., świadka, który zeznawał na poprzedniej rozprawie, pamięta doskonale. Był on pierwszym ochroniarzem, którego przyjmowała do pracy. Miał on zajmować się ochroną miejsca zamieszkania Gawronika i jego rodziny. Na początku nie było problemów, jednak z czasem pojawiły się skargi od byłego senatora, że B. się spóźnia do pracy, była mowa o kradzieży, a nawet o piciu alkoholu.

Szef zażądał ode mnie, żebym go dyscyplinarnie zwolniła. Wytłumaczyłam, że żeby zwolnić kogoś dyscyplinarnie trzeba wypełnić wszystkie znamiona art. Kodeksu Pracy. B. pracował jeszcze chwilę , panowie się porozumieli i rozwiązany został stosunek pracy za porozumieniem stron.

Na pytanie sądu, czy słyszała nazwisko Ziętara, odpowiedziała, że nie. Ze swoim pracodawcą widuje się na spotkaniach byłych pracowników z okazji Świąt Bożego Narodzenia, które odbywają się co roku, a B. na nich nie bywa.

Zeznania Janusza W.

Z Aleksandrem Gawronikiem zna się od 1989 roku, kiedy złożył aplikację do jego firmy. Został agentem ochrony, awansował i objął stanowisko szefa ochrony osobistej, po dwóch latach przejął nadzór nad całością działu ochrony. Po kolejnym roku, ochrona została wyodrębniona, a on objął funkcję prezesa odrębnego podmiotu. Tak działał do 1994 roku, kiedy to Gawronik, jako właściciel udziałów sprzedał bez wiedzy W. wszystkie udziały. Rozstanie, jak zaznaczył świadek, nie było przyjemne. Janusz W. wcześniej pracował w Milicji Obywatelskiej w pionie antyterrorystycznym, gdzie był zastępcą dowódcy. Tam też pracował Ryszard B. Gdy W. w 1989 roku odchodził z MO to wraz z nim odeszło 7 – 8 innych funkcjonariuszy, a wśród nich B, który do pracy u Gawronika zgłosił się ok. 2 tygodnie po świadku. Ryszard B. w opinii świadka był dobrym, sprawnym fizycznie, inteligentnym i kontaktowych pracownikiem

Pytany o okoliczności rozstania odpowiedział:

Wcześnie rano zadzwonił do mnie Aleksander Gawronik i oświadczył, że jest zmuszony zwolnić B. Zapytałem o co chodzi, okazało się, że tej nocy, wieczorem zastał go z bronią pod wpływem alkoholu oraz za kradzież części odzieży należącej do małżonki. Poszedłem do biura i ostrzegłem, że będą kłopoty jeśli zwolnienie będzie dyscyplinarne, gdyż nie było twardych dowodów np. badania alkomatem. (…) Wiem, że doszło do porozumienia stron, z Ryszardem B. nie rozmawiałem.

Pytany o nazwisko dziennikarza Jarosława Ziętarę, Janusz W. odpowiedział:

Nigdy w przeszłości Aleksander Gawronik nie wspominał Ziętary. Moim zdaniem on nawet nie wiedział kto to jest.

Spytany przez adwokata czy słyszał o problemach Ryszarda B. z alkoholem, Janusz W. potwierdził oraz dodał, że nie wierzy jednak w kradzież. Uważa to za rozdaj intrygi żony oskarżonego, bo B. nie posunąłby się do tego. Co do alkoholu to w tamtym czasie dochodziły do świadka sygnały, że B. nie przyjeżdża do pracy, spóźnia się, albo jest w niedyspozycji, np. na kacu. Wyjaśnił, że praca w takich formacjach jak wcześnie MO bardzo związuje ze sobą ludzi. Spędzają oni wiele godzin razem, często więcej niż z rodziną, podczas szkoleń i też w sytuacjach trudnych. Wiedzą o sobie bardzo dużo, wytwarzają się ścisłe relacje, które utrzymują się latami. Wie, że B. wyleciał za alkohol z innych firm „koledzy musieli się go pozbyć, bo za dużo sprawiał problemów”. Wymienił m.in. „Lalę” uniewinnionego w innym procesie dotyczącym śmierci Jarosława Ziętary, który też miał zwolnić Ryszarda B. z pracy z powodu alkoholu.

Janusz W. zeznał, że B. utracił prawo jazdy, jeździł bez uprawnień za co miał trafić na rok do więzienia. Po 8 miesiącach wyszedł, ze względu na zły stan zdrowia. Pytany o ewentualny romans z żoną oskarżonego, oświadczył, że w to nie wierzy.

W tej pracy ludzie muszą być lojalni wobec siebie. Gawronik był obcy, był pracodawcą. Mieliśmy za zadanie ochronę, więc każdy detal sobie przekazywaliśmy. (…) W mojej obecności nie doszło do rozmów na temat poszukiwania osób do uciszenia dziennikarza.

Mowy końcowe

Prokurator Piotr Kosmaty bardzo szczegółowo odniósł się w mowie końcowej do całego materiału dowodowego, w tym do zeznań kluczowych świadków. Wskazał także na szereg błędów poczynionych przez sąd I instancji w tej sprawie i wnosi by wyrok sądu okręgowego został uchylony.

Podziękował także Sądowi Apelacyjnemu, że tym razem dostał możliwość przygotowania się do mowy końcowej. Krytykował przy tym Sąd Okręgowy, który nagle, 24 lutego 2022 r., czyli w dniu ataku Rosji na Ukrainę, zamknął pierwszy proces i po dwudziestu minutach wydał wyrok.

Wątpliwości budzi nie tylko sposób zakończenia tamtej sprawy. Złożyłem apelację, bo uzasadnienie tamtego wyroku zawiera sformułowania niezgodne z faktami. Poza tym sąd pierwszej instancji popełnił błędy formalne. Nie wskazał, na jakiej podstawie prawnej uniewinnił Aleksandra Gawronika, więc w tym wątku nawet nie mogłem prześledzić toku rozumowania sądu. Z kolei na ostatniej stronie 124-stronicowego uzasadnienia tamten sąd stwierdził, że nie przedstawiłem żadnych dowodów. Stwierdził tak, mimo że na wcześniejszych stronach odniósł się do moich dowodów, czyli do zeznań kluczowych świadków — podkreślił prokurator Piotr Kosmaty.

Jestem w pełni przekonany, że te dowody, które zebrałem w postępowaniu przygotowawczym, które zostały uzupełnione przed sądem okręgowym, a nawet również tu, w pełni potwierdzają, że Aleksander Gawronik dopuścił się zarzuconego mu aktem oskarżenia czynu – dodał prokurator.

Jacek Ziętara, oskarżyciel posiłkowy poparł apelację prokuratury. W swojej mowie podkreślił, że jego rodzina doświadczyła wielkiej tragedii.

Zaginął, a jak się później okazało zginął młody, 24-letni chłopak, który był na starcie swojego życia, wchodził dopiero w dorosłe życie. Miał już na to życie jakiś pomysł, pierwsze sukcesy. Moi rodzice, a przede wszystkim ojciec, zwrócił się wtedy do organów państwowych, w sposób naturalny, do ludzi, którzy tam pracowali. Zwrócił się do nich z pełnym zaufaniem i nadzieją, ale niestety srodze się na tych organach zawiedliśmy. Najpierw na policji, która właściwie nie wykazywała zaangażowania w sprawie; odnosiliśmy wrażenie jako rodzina, że działali tak, jakby mieli włączony jakiś niewidzialny hamulec, jakby grali na zwłokę. A nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć jak ważne są te pierwsze dni w wyjaśnieniu tak trudnych zagadek

Od samego początku służby kłamały w sprawie Jarka. Dlaczego, to nie wiadomo, bo to jest podobno tajemnica państwowa – a wszyscy wiemy o kontaktach Jarka z tymi służbami, i wiemy też, że służby wiedziały doskonale kim Jarem był. Dlaczego nie chciały pomóc w wyjaśnieniu tej zagadki? Czy w interesie służb leży chronienie bandytów? Czy zapomniały, że chronić państwo to oznacza również chronić zwykłych obywateli?

My jako rodzina z biegiem lat widzieliśmy, jak w soczewce, że ludzie, którzy z racji swoich obowiązków powinni nam pomóc w wyjaśnieniu sprawy – albo się zwyczajnie boją, albo są uwikłani w jakieś układy.

Adwokat Paweł Szwarc, obrońca b. senatora w mowie końcowej podkreślał, że „wyrok sądu I instancji broni się w dostateczny sposób”. Podkreślił, że Jarosław Ziętara był młodym, poczatkującym dziennikarzem i nie stanowił żadnego zagrożenia dla jego klienta.

Problem, który ma prokuratura jest następujący: nie ma motywu. Nie ma motywu, dla którego mój mandant chciałby, czy musiałby chcieć śmierci pana Ziętary. Żeby podżegać do zabójstwa trzeba mieć naprawdę bardzo dobry powód – i ten powód nie wychodzi z tych akt (…) To, że pojawiła się kwestia Art-B; o Art-B pisały tysiące dziennikarzy i wielu z nich bardzo krytycznie o moim mandancie i łączą ich dwie rzeczy: że pisali o moim mandancie, i że żyją, nikt nie zaginął

Aleksander Gawronik uzupełnił to stwierdzeniem, że w tamtym okresie „był otoczony wianuszkiem dziennikarskiej elity”.

Pisano o mnie i dobrze, i źle. Pisano o Art-B, ale w sprawach kantorów nie było nigdy nic złego. Czy były niepochlebne artykuły? Były. Czy coś się z tego tytułu wydarzyło? Nie.

 

Fot. A. Tabaczyńska

Odroczona apelacja w sprawie zabójstwa dziennikarza Jarosława Ziętary

6 października Sąd Apelacyjny w Poznaniu po raz kolejny odroczył rozprawę apelacyjną  po wyroku uniewinniającym byłego senatora Aleksandra Gawronika  od zarzutu podżegania do zabójstwa dziennikarza Jarosława Ziętary w 1992 r. Były senator został uniewinniony 24 lutego 2022 r, prokuratura zaskarżyła ten wyrok.

Po rozpoczęciu rozprawy sędzia Grzegorz Nowak poinformował, że tuż przed procesem wpłynęło pismo do biura podawczego, w którym wezwany na dziś świadek tłumaczy swoją nieobecność chorobą i wyjaśnia, że stosowne zwolnienie lekarskie dostarczy w późniejszym terminie. Pismo, jak się wyraził sędzia było w „formie wydruku komputerowego” i bez podpisu. W opinii sądu takie usprawiedliwienie świadka było niewłaściwe i nie do zaakceptowania. Sędzia oświadczył, że świadek został prawidłowo zawiadomiony i w lipcu odebrał wezwanie. W związku z tym została nałożona na niego kara pieniężna w wysokości 3 tys. złotych.
Poniedziałkowa rozprawa miała być przełomem w sprawie o podżeganie do zabójstwa Jarosława Ziętary. Świadek – są to informacje nieoficjalne – być może zezna, że na początku lat 90. XX wieku Aleksander Gawronik miał szukać płatnego zabójcy, który zlikwiduje niewygodnego dziennikarza. Ze względu na jego nieobecność w sądzie, sędziowie oraz zgromadzenia na sali dziennikarze nie mogli wysłuchać tej relacji. Kolejna rozprawa ma się odbyć 27 listopada. Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP jest obserwatorem tego procesu i przesłało do Sądu Apelacyjnego w Poznaniu opinię amicus curiae, w której poparło apelację krakowskiej prokuratury od wyroku uniewinniającego byłego polityka.

Opinia amicus curiae CMWP SDP w sprawie wyroku dot. zabójstwa red. Jarosława Ziętary TUTAJ.

SDP na konferencji Anti-Disinformation Warsaw Summit

– Nie jesteśmy bezradni. Są przepisy prawa ustanowione w naszych krajach, które pozwalają walczyć z dezinformacją, tylko trzeba z nich korzystać. Po to właśnie jest ta konferencja –  te słowa wypowiedział Maciej Świrski, przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji podczas Warszawskiego Szczytu przeciw Dezinformacji pt. „Anti-Disinformation Warsaw Summit” Obrady odbyły się w salach Zamku Królewskiego w środę, 4. października, a cała konferencja trwa do czwartku.

W obradach udział wzięli przedstawiciele organów regulujących rynek medialny w państwach Europy Środkowo-Wschodniej oraz krajach bałtyckich. Kulminacyjnym momentem tego dnia stało się podpisanie wspólnej deklaracji przez regulatorów audiowizualnych z pięciu krajów: Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji (KRRiT) – Polska; Litewskiej Komisji ds. Radia i Telewizji; Krajowej Rady ds. Mediów Elektronicznych – Łotwa; Krajowej Rady ds. Audiowizualnych -Rumunia oraz Krajowej Rady Ukrainy ds. Telewizji i Radiofonii.

„Wojna Rosji przeciwko Ukrainie i rosyjskie imperialne ambicje przyczyniły się do zmiany sytuacji geopolitycznej w całej Europie, w szczególności w Europie Środkowo-Wschodniej i państwach bałtyckich. Dynamiczny rozwój technologii w obszarze narzędzi komunikacji cyfrowej otworzył rynki medialne na szerokie możliwości w zakresie dostępu do informacji, zarówno w procesie tworzenia treści, jak i ich odbioru” – głosi podpisana deklaracja.

Ponadto Państwa – Sygnatariusze zobowiązały się do:

– ochrony suwerenności i dobrego imienia państw oraz nienaruszalności ich granic;

– ochrony wolności słowa, wspierania odpowiedzialności za informowanie społeczeństwa, ochrony dziennikarzy i ładu medialnego zgodnie z jurysdykcją terytorialną i europejskimi ramami prawnymi;

– zabezpieczenia prawa obywateli do rzetelnej i wiarygodnej informacji jako integralnej części swobody wypowiedzi; ochrony niezależności organów regulacyjnych ds. mediów;

– edukowania obywateli w zakresie dezinformacji i propagandy poprzez wspieranie włączenia umiejętności korzystania z mediów jako obowiązkowej tematyki w szkołach.

Pełny tekst deklaracji: https://stop-disinformation.eu/pl/node/38

Zapowiedziano także utworzenie sekretariatu w celu wdrożenia zapisów tej deklaracji oraz wymiany informacji i koordynacji ustaleń. Deklaracja została podpisana na czas nieograniczony i wchodzi w życie z dniem podpisania. W imieniu Polski deklarację podpisał przewodniczący KRRiT Maciej Świrski.

Drugiego dnia konferencji odbył się roboczy panel dyskusyjny o różnych sposobach walki z dezinformacją, między innymi inicjatywie Polskiej Agencji Prasowej „Fake Hunter” i współpracy z fact-checkerami, a także szczegółom współpracy krajowych regulatorów mediów.

 

 

 

 

Fot. Aleksandra Tabaczyńska

Odroczona apelacja w sprawie uniewinnienia Aleksandra Gawronika od zarzutu podżegania do zabójstwa dziennikarza Jarosława Ziętary

Sąd Apelacyjny w Poznaniu odroczył do 16 października rozprawę apelacyjną w sprawie uniewinnieniem Aleksandra Gawronika od zarzutu podżegania do zabójstwa dziennikarza Jarosława Ziętary.  Sąd uwzględnił wniosek Prokuratury i zapowiedział przesłuchanie nowego świadka. Zdaniem Sądu „dowód ten może mieć znaczenie dla rozstrzygnięcia w sprawie”. Sprawa jest objęta monitoringiem CMWP SDP . Obserwatorem sprawy jest red. Aleksandra Tabaczyńska. 

29 czerwca odbyła się rozprawa przed Sądem Apelacyjnym w Poznaniu w związku z uniewinnieniem Aleksandra Gawronika od zarzutu podżegania do zabójstwa dziennikarza Jarosława Ziętary. Wyrok w tej sprawie był ogłoszony 24 lutego 2022r., od niego odwołała się Prokuratura, którą wsparło także CMWP SDP.  Jak relacjonował w trakcie rozprawy Sędzia sprawozdawca, prokuratura zaskarżyła wyrok sądu pierwszej instancji w całości oraz zawnioskowała o przesłuchanie nowego świadka. Do Sądu wpłynęła też odpowiedź na apelację obrońcy oskarżonego z wnioskiem o utrzymanie w mocy zaskarżonego wyroku Sądu Okręgowego w Poznaniu i oddalenie wniosku o przesłuchanie kolejnego świadka. Sędzia poinformował również o wpłynięciu do Sądu opinii Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i uczestnictwa w procesie jako „przyjaciel sądu” amicus curiae. Sędzia stwierdził, że nie ma wątpliwości, „że ten podmiot nie jest stroną w sprawie”, ale ponieważ stanowisko CMWP SDP pojawiło się, Sędzia o tym informuje.
Stanowisko wpłynęło 20 stycznia, odniesiono się w nim po pierwsze do tła historycznego zdarzenia, roli pokrzywdzonego i oskarżonego w kontekście jego działalności szczególnie akcentując początek lat dziewięćdziesiątych. CMWP odniosło się również do wyroku i jego uzasadnienia z Sądu pierwszej instancji, sugerując, że z pewnym tokiem myślenia się nie zgadza, wyszczególniając te mankamenty. Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP w praktyce poparło stanowisko oskarżyciela publicznego oceniając, że zarzuty podnoszone przez prokuratora są słuszne – mówił Sędzia

Prokurator Piotr Kosmaty podtrzymał przed sądem swoją wolę przesłuchania nowego świadka, argumentując: – Po 24 lutego 2022 r., a więc już po ogłoszeniu wyroku, ta osoba zgłosiła się do mnie i zadeklarowała chęć przekazania swoich informacji, dotyczących sytuacji, która miała miejsce latem 1992 roku. Świadek twierdził, że Aleksander Gawronik zgłosił się do niego mówiąc, że szuka osoby, która pomoże usunąć niewygodnego dziennikarza. To jest całość rozmowy. Obrońca Aleksandra Gawronika, mecenas Paweł Szwarc oświadczył, że jest to skrajna nielojalność Prokuratury względem Sądu. – Ten wniosek powinien być oddalony, bo nawet nie pada nazwisko Ziętary i nie wynika z niego, że
ten świadek ma wiedzę. Trzeba było go przesłuchać, a protokół przedstawić sądowi – powiedział adwokat. Prokurator Kosmaty odpowiedział na ten zarzut:
Nie chciałem być posądzony o wpływanie na świadka. Wolałem wiedzieć jak najmniej. Teraz gospodarzem postępowania jest Sąd Apelacyjny.
Wniosek prokuratora poparł również oskarżyciel posiłkowy, Jacek Ziętara, brat nieżyjącego dziennikarza.

Sędzia Henryk Komisarski, przewodniczący składu sędziowskiego, po naradzie poinformował, że Sąd uwzględni wniosek prokuratury i przesłucha nowego świadka. Dodał, że „dowód ten może mieć znaczenie dla rozstrzygnięcia w sprawie. Po tym postanowieniu Sąd odroczył rozprawę do 16. października.

Wypowiedź Prokuratora Piotra Kosmatego: TUTAJ

Wypowiedź Jacka Ziętary, brata zamordowanego dziennikarza: TUTAJ.

 

Fot. Aleksandra Tabaczyńska

Uniewinnienie „ochroniarzy” – szczegóły ostatniej rozprawy w relacji obserwatora CMWP SDP

Winnych zabójstwa spotka w końcu sprawiedliwość, pytanie czy szybsza będzie ta ziemska, czy ta boska  – takie słowa usłyszeli czekający na Jacka Ziętarę, dziennikarze, tuż po ogłoszeniu wyroku.W środę 19 października br. Sąd Okręgowy w Poznaniu wydał wyrok uniewinniający dwóch byłych ochroniarzy nieistniejącego już holdingu Elektromis.  Mirosława R., ps. „Ryba” i Dariusza L., ps. „Lala”, oskarżono o porwanie, pozbawienie wolności i pomocnictwo w zabójstwie dziennikarza Jarosława Ziętary. Na ostatnią rozprawę stawili się: prokurator Tomasz Dorosz, oskarżyciel posiłkowy Jacek Ziętara, brat nieżyjącego, obrońcy ochroniarzy i jeden z oskarżonych Mirosław R.. Dariusz L., osobiście był tylko na pierwszej rozprawie i nie pojawiał się przez cały czas trwania procesu, a reprezentowała go mecenas Agata Michalska-Olek.

Rozprawa rozpoczęła się od jedynej tego dnia mowy końcowej adwokata Wiesława Michalskiego, obrońcy Mirosława R. Prokurator, oskarżyciel i obrońca Dariusza L., a także sam oskarżony „Ryba”wypowiedzieli się miesiąc wcześniej. Mecenas Michalski swoją mowę rozpoczął od przywołania dramatycznej historii niesłusznie skazanego za gwałt Tomasza Komendy.

18 lat niesłusznie spędził w więzieniu, okazało się, że manipulowano dowodami. Działo się to pod presją mediów. Tutaj mamy podobną sytuację. Bezzasadny zarzut, presja mediów, akt oskarżenia oparty na „Baryle” i Jerzym U., byłym pracowniku SB. Prokurator powiedział o nich, że byli karani, że są z półświatka i na takich ludziach oparto akt oskarżenia przeciwko dwóm niewinnym ludziom. Mamy więc dwóch kryminalistów, którzy chcą wyłudzić od prezydenta ułaskawienie i uzyskać osobiste korzyści w swojej sprawie – dowodził adwokat. Stwierdził także, że obaj oskarżeni ochroniarze to osoby niekarane, policjanci, sportowcy, ojcowie rodzin, a R. dodatkowo jest honorowym obywatelem dwóch miast.

Zarzuty, według adwokata Michalskiego są bezpodstawne, bo prokurator nie wykazał zabójstwa. Oskarżenie opiera się na opowieści Macieja B., który swoją wiedzę miał ze słyszenia. Jeden ze świadków zeznający przed sądem Zdzisław K. twierdził, że nieumyślnego zabójstwa dokonał gangster o pseudonimie Makowiec, a obrona wykazała, że człowiek ten przyjechał do Polski dopiero w 1997 roku, gdyż wcześniej przebywał w kolonii karnej. Zwrócił także uwagę, że aby mówić o zwłokach trzeba najpierw wykazać, że popełniono morderstwo. Ustosunkował się również do wydania publikacji pt. „Kalendarium zbrodni”, w której można przeczytać sekwencję zdarzeń i „jest wszędzie rozdawana za darmo”. 90% powołanych świadków stwierdziła, że o sprawie wie tylko z mediów.

Mecenas następnie odniósł się do zeznań Jerzego U., który był świadkiem oskarżenia, a jego zeznania przed sądem zostały utajnione dla dziennikarzy. Michalski dowodził, że U. był „wyszkolonym pracownikiem Służby Bezpieczeństwa w manipulacjach, w prowokacjach, w tak zwanym białym wywiadzie, a motywem jego działania była zemsta (…) W tej sprawie ofiarami U. padli nie tylko oskarżeni, ale prokuratura i dziennikarze.”

Obrońca R. powołał się również na zeznania Beaty S., którą uznał w 100% za uczciwego świadka. S. miała zeznać, według adwokata, że widziała wychodzącego do pracy Ziętarę, który miał być dla niej widoczny na odcinku od drzwi kamienicy na ulicy Kolejowej, gdzie mieszkał aż do Kanałowej, w którą skręcił. Tak długi odcinek drogi ok. 200 metrów, na którym nic nie zaszło, dowodzi i wyklucza jednocześnie uprowadzenie.

Na koniec adwokat uznał, że oskarżony R. ma alibi bowiem jego sąsiadka zeznała, że 1 września 1992 roku, a więc w dzień uprowadzenia dziennikarza, Ryba był na rozpoczęciu roku szkolnego, gdzie Iwona M., była również ze swoim dzieckiem. Zeznania obu kobiet według mecenasa tworzą zamknięty ciąg logiczny wykazujący, że oskarżeni nie dopuścili się tego przestępstwa. W podsumowaniu swojej mowy Michalski stwierdził, że prokurator nie przedstawił sądowi żadnego wiarygodnego dowodu, że doszło do zabójstwa. Nie przedstawił nawet logicznego ciągu poszlak dowodzących, że doszło do porwania.

Uczciwie powiem, że liczyłem nawet na to, że prokurator, po tak skrupulatnym postępowaniu, które sąd przeprowadził, wniesie sam o uniewinnienie. W prawie karnym obowiązuje zasada tłumaczenia wątpliwości na korzyść oskarżonego. W tej sprawie ta zasada nie ma zastosowania, bo tu nie ma wątpliwości, że oskarżeni są niewinni. Proszę o uniewinnienie.

Wyrok

Po zakończeniu mowy końcowej sędzia Katarzyna Obst ogłosiła przerwę. Rozprawę wznowiono o godzinie 12.00. Zapadł nieprawomocny wyrok uniewinniający obu mężczyzn od stawianych im zarzutów, kosztami postępowania sąd obciążył Skarb Państwa jednocześnie zasądzając po 9720 zł tytułem kosztów adwokackich na rzecz obu oskarżonych. Postanowienie sądu uzasadnił sędzia  Sławomir Szymański.

Na wstępie sąd wyraził swoje uznanie dla pracy, którą wykonała prokuratura. Same akta liczą 87 tomów. Zawierają one nie tylko informacje zawarte w zeznaniach świadków o ostatnich dniach życia Jarosława Ziętary, o organizacji jego pracy dziennikarskiej, sprawach prywatnych ale też wiele wątków pobocznych. Są tam również napływające anonimy, najczęściej od osób pozbawionych wolności informacje kto kiedy i gdzie miał dokonać zabójstwa czy porwania. Każda z tych wersji była weryfikowana, co powodowało ogromne koszty, a nigdzie nie znaleziono ciała czy choćby jego fragmentów.

Na wyrok uniewinniający wpłynęła ocena jedynych trzech dowodów, które w ocenie prokuratury stanowiły podstawę do przyjęcia, że oskarżeni dokonali zarzucanych im czynów. Chodzi o zeznania Jerzego U., Macieja B. i Marka Z. Sędzia wskazał, że wymienieni mężczyźni mieli problemy prawne. Na B. ciąży wyrok dożywotniego więzienia, U. był karany i ubiegał się w tym sądzie o ułaskawienie, a Z. gdy zaczynał zeznawać również odbywał karę pozbawienia wolności. Wreszcie wszyscy oni otrzymali od prokuratury propozycję, na różnym etapie zeznań, wsparcia w polepszeniu ich sytuacji prawnej. B. i U. liczyli na akt łaski, a Z. że szybciej opuści zakład karny.

System prawny nie dyskwalifikuje wiarygodności takich zeznań. Istnieją w prawie polskim takie instytucje jak świadek koronny, mały świadek koronny, które mają torpedować solidarność przestępczą. Jednak takie relacje muszą być spójne i niesprzeczne z innymi uznanymi za wiarygodne. Tu taka sytuacja nie zachodzi.– mówił sędzia Sławomir Szymański

W dalszym ciągu uzasadnienia odniósł się też do badań wariograficznych, którym poddani byli różni świadkowie. Według biegłego każdy z zeznających miał „skrywaną wiedzę na temat porwania i zabójstwa Jarosława Ziętary”. Zwrócić należy uwagę, że takim badaniom mogą być poddawane osoby, u których ślad w ich pamięci nie został w żaden sposób odświeżony. Badania, które przeprowadzono odbyły się już po przesłuchaniach lub rozmowach z policjantami, a wpływ ma również to, że sprawa jest medialnie nagłośniona. W związku z tym należy uznać wszystkie te badania za pozbawione jakiegokolwiek znaczenia dla tego postępowania. W tym momencie sędzia przytoczył przykład Jerzego N., przełożonego Jarosława Ziętary, który również miał skrywaną wiedzę na temat sprawy i że rzekomo specjalnie nie wysłał po niego samochodu. – Jest to kompletnie nie logiczne, aby w porwanie Jarosława Ziętary miało być zaangażowane tak szerokie spektrum osób: z redakcji, bo nie przysłali samochodu, Jerzy U., który miał obserwować sam moment porwania. Jaki przestępca zdecydowałby się na zlecenie obserwacji osobie trzeciej momentu popełnienia przestępstwa.

Sąd uznał także za niewiarygodne: przeszukanie biurka dziennikarza przez przestępców, wejście Macieja B. do mieszkania Ziętary jeszcze przed porwaniem, znalezienie mikrofilmów, pobicie Ziętary, utratę przez niego aparatu fotograficznego

– Pamiętajmy o tym, że Jarosław Ziętara był osobą wcale niemajętną, nie był żadnym funkcjonariuszem jakiś tajnych służb, wtedy kiedy miało dojść do tego najścia jeszcze studiował, jeszcze nie obronił pracy magisterskiej (…) posiadanie przez taką osobę aparatu na mikrofilmy (…) jest po prostu niedorzeczne.

W dalszej części sędzia Szymański odniósł się do pracy dziennikarskiej Ziętary dotyczącej Elektromisu – Ja nie kwestionuję, że był dobrze zapowiadającym się dziennikarzem i to było jego powołanie. (…) Natomiast jego dorobek dziennikarski no siłą rzeczy, z uwagi na wiek był wręcz ubogi. Można pochwalić jeden słynny artykuł o bazie w Śremie. W pozostałym zakresie to były relacje z dużych spotkań, krótkie notki, był współautorem większych opracowań, ale nie był za nie odpowiedzialny. Zdarzyło mu się napisać artykuł we Wprost, który spowodował konieczność opublikowania sprostowania. (…)Nie jest prawdą, że brał udział w rozpracowaniu słynnej spółki Art-B, bo artykuł, który opublikował był wręcz pochwalny.

Następnie sędzia odniósł się do słów prokuratora, że dziennikarz jest niebezpieczny nie w związku z tym, jakie informacje już przekazał, ale jakie może dopiero przekazać. Sąd zgodził się z tą tezą. Jednocześni stwierdził, że nie ma żadnego punktu zaczepienia, aby stwierdzić, że Jarosław Ziętara takim materiałem dysponował. To, że pojawia się nazwa Elektromis czy nazwisko Mariusza Ś. w jego notatkach dla sądu to jest za mało, gdyż Ziętara interesował się z pewnością innymi dużymi podmiotami gospodarczymi. Wiadomo, że sympatyzował najpierw z Unią Demokratyczną potem KPN, przeprowadzał wywiady inne czynności dziennikarskie, a przecież nikt nie zarzuca, że motywem jego zniknięcia były motywy polityczne.

Na koniec sędzia przywołał zeznania Zdzisława K., tu warto przypomnieć, że świadek ten po 28 latach sam się zgłosił do sądu. Jednak wcześniej zgłosił się do redakcji Głosu Wielkopolskiego. Leczył się psychiatrycznie i jak sam twierdził te tak zwane „żółte papiery” załatwił sobie,  by uniknąć obowiązkowej służby wojskowej. Jak się okazało, pomogły mu również w latach 90. w związku ze sprawą działalności spółki Strefa Wolnocłowa, którą nazywano w mediach „przekrętem na wariata”. Sędzia stwierdził, że jego zeznania są zupełnie sprzeczne z materiałem dowodowym, podobnie jak innego świadka Janiny S. I tu również warto przypomnieć, że Janina S. to blisko 90 letnia wdowa po dziennikarzu Ekspresu Poznańskiego i Gazety Poznańskiej o pseudonimie Zbigniew Żuk. 88 letnia kobieta stwierdziła, że nie pamięta szczegółów sprawy zniknięcia Jarosława Ziętary, wcześniejsze zdarzenia też już zatarł czas, a wszystkie dokumenty, które zostały po zmarłym mężu spaliła i nie ma już do czego sięgnąć. W swych zeznania stwierdziła jednak, że mąż miał spotkać i rozmawiać z Ziętarą w redakcji 1 września 1992 roku. Sąd uznał za wiarygodne zeznania Iwony M., która potwierdziła alibi uniewinnionego Mirosława R.

Proces „ochroniarzy” toczył się od stycznia 2019 roku przed Sądem  Okręgowym w Poznaniu w sprawie uprowadzenia i pomocnictwa w zabójstwie dziennikarza Jarosława Ziętary w 1992 r. Oskarżeni to byli ochroniarze w firmie Elektromis, Mirosław R., ps. Ryba, i Dariusz L., ps. Lala.  19 października b.r. Sąd uznał, że zarówno Mirosław R., jak i Dariusz L. są niewinni. Proces „ochroniarzy” objęty był monitoringiem CMWP SDP. Jego obserwatorem była Aleksandra Tabaczyńska. Wyrok nie jest prawomocny. Prokuratura już zapowiedziała apelację od wyroku.

Fot. Aleksandra Tabaczyńska

Ochroniarze Elektromisu uniewinnieni ws. uprowadzenia i pomocnictwa w zabójstwie J. Ziętary

Mirosław R., ps. Ryba, i Dariusz L., ps. Lala, byli ochroniarze w firmie Elektromis zostali uniewinnieni przez Sąd Okręgowy w Poznaniu ws. uprowadzenia i pomocnictwa w zabójstwie dziennikarza Jarosława Ziętary. Dziennikarz został zamordowany w 1992 roku. Proces „ochroniarzy” objęty był monitoringiem CMWP SDP. Jego obserwatorem była Aleksandra Tabaczyńska. Wyrok nie jest prawomocny. 

Proces „ochroniarzy” toczył się od stycznia 2019 roku. Sąd Okręgowy w Poznaniu  uznał, że zarówno Mirosław R., jak i Dariusz L. są niewinni. Zasądził na ich rzecz po 9720 złotych od Skarbu Państwa, który także został  obciążony pozostałymi kosztami procesu. Prokuratura żądała dla oskarżonych 25 lat więzienia. Akt oskarżenia opierał się przede wszystkim za zeznaniach Jerzego U., który miał widzieć moment porwania Jarosława Ziętary, oraz zeznaniach  Macieja B. ps. „Baryła”, poznańskiego gangstera, który według prokuratury miał być naocznym świadkiem podżegania do zabójstwa dziennikarza. Wiarygodność tych zeznań  sąd uznał za niewielką, bo wg sądu zeznania te są  wewnętrznie sprzeczne i niespójne .

W uzasadnieniu wyroku sędzia Sędzia Sławomir Szymański powiedział także, iż  „nie kwestionuje tego, że Jarosław Ziętara był dobrze zapowiadającym się dziennikarzem (…) natomiast jego dorobek dziennikarski, siłą rzeczy, choćby z uwagi na wiek, był dość ubogi”. Dodał, że „oczywiście zgodzić się należy z podnoszonym przez prokuratora stwierdzeniem, że dziennikarz jest niebezpieczny tą wiedzą, której jeszcze nie opublikował”, ale nie wykazano, by Ziętara rzeczywiście takim materiałem dysponował.”

Nie traktuję tego jako porażki, tylko walczymy dalej  – powiedział prokurator Tomasz Dorosz i zapowiedział  złożenie apelacji od wyroku.

Komentarz Jacek Ziętara, brat zamordowanego

komentarz prokuratora Tomasza Dorosza po wyroku

Komentarz red. nacz. portalu SDP Huberta Bekrychta

Więcej informacji o procesie „ochroniarzy”  TUTAJ.

 

Fot. Aleksandra Tabaczyńska

Przedostatnia rozprawa w procesie ochroniarzy oskarżonych o udział w zabójstwie red. Jarosława Ziętary

To dramat nie tylko osoby. To dramat rodziny, dramat środowiska dziennikarskiego, ale również tak naprawdę dramat państwa – powiedział prokurator Tomasz Dorosz, który  domaga się dla oskarżonych dwóch byłych ochroniarzy dawnego holdingu Elektromis kary 25 lat pozbawienia wolności oraz pozbawienia ich praw publicznych na 10 lat za porwanie, pozbawienie wolności i pomocnictwo w zabójstwie dziennikarza Jarosława Ziętary. Ich proces toczy się przed Sądem Okręgowym w Poznaniu, 12 września  prokurator i jeden z adwokatów wygłosili mowy końcowe, kolejne będą wysłuchane podczas rozprawy 19 października.  Sprawa od 2019 roku jest objęta obserwacją CMWP SDP, które na sali sądowej reprezentuje red. Aleksandra Tabaczyńska.

W poniedziałek 12 września przesłuchano ostatniego świadka Henryka D., Jak sam się określił 80 letni dziś mężczyzna jest ekonomistą, byłym pracownikiem Resortu Spraw Wewnętrznych. Znał Mariusza Ś., gdyż ten zgłosił się do niego z interwencją w sprawie milicjantów pracujących na terenie prowadzenia działalności Ś. Mieli się domagać „kieszonkowego” w zamian za ochronę. Inspektorat zajmujący się takimi sprawami mieścił się w Komendzie Wojewódzkiej. Henryk D., sprawę załatwił pomyślnie, a po przejściu na emeryturę rozpoczął współpracę z Mariuszem Ś. Miał pokój w siedzibie Elektromisu i wraz z dwoma także emerytowanymi funkcjonariuszami pracował tam kilka miesięcy. Ich zadaniem było rozpoznanie potrzeb rynku zbytu, tak by towary zakupione przez holding były „trafione w 100%  to znaczy sprzedawane”. Po zakończonych zeznaniach Henryka D., swoje wyjaśnienia, które rozpoczął na poprzedniej rozprawie dokończył oskarżony Mirosław R. pseudonim „Ryba”.  Tym razem w zeznaniach skupił się na wytykaniu nieścisłości lub braku spójności w zeznaniach świadków oskarżenia. Dowodził, że zarówno Maciej B. jak i Jerzy U. wprowadzają sąd w błąd, a ich zeznania mają na celu osobiste korzyści, to znaczy darowanie pobytu w więzieniu. Mirosław R. swoje wyjaśnienia zakończył stwierdzeniem „ jestem niewinny i proszę o uniewinnienie i nie będę odpowiadał na pytania stron”. Drugi oskarżony Dariusz L., ps. „Lala”, swoje wyjaśnienia przekazał sądowi na piśmie.

Mowy końcowe

Prokurator Tomasz Dorosz rozpoczął swoją mowę od podziękowania sądowi za umożliwienie mu przygotowanie mowy końcowej. To aluzja do okoliczności zamknięcia przewodu sądowego procesu Aleksandra Gawronika, oskarżonego o podżeganie i pomocnictwo w zabójstwie dziennikarza. Proces byłego senatora zakończył się  zupełnie niespodziewanie, ani prokurator, ani oskarżyciel posiłkowy , brat zamordowanego dziennikarza nie byli przygotowani do wygłoszenia mów końcowych przed  ogłoszeniem wyroku, co  stało się 24 lutego, w dzień agresji Rosji na Ukrainę. Były senator został uniewinniony od zarzutów.

W procesie ochroniarzy mowa końcowa prokuratora trwała ponad godzinę i była wielowątkowa. Prokurator podkreślił, że zgromadzony w sprawie materiał dowodowy „jednoznacznie wskazuje, że oskarżeni dopuścili się zarzucanej im zbrodni”. Stwierdził również że sprawa Jarosława Ziętary „to dramat nie tylko osoby. To dramat rodziny, dramat środowiska dziennikarskiego, ale również tak naprawdę dramat państwa”. Nie ma ciała Ziętary, ale to nie znaczy, jak mówił, że do zabójstwa nie doszło. Gdyby kierować się zasadą, że aby stwierdzić zabójstwo, trzeba odnaleźć ciało, byłaby to swoista zachęta dla profesjonalnych zabójców. Chcieliby wręcz likwidować zwłoki. Tak właśnie miało się stać w sprawie Ziętary, którego ciało, zdaniem części świadków, zostało wrzucone do kwasu. „Niewątpliwie Jarosław Ziętara został zamordowany, z tego powodu iż był dziennikarzem. Z tego powodu, iż wykonywał zawód, który dla niego był misją i życiowym powołaniem. Nie będzie to truizmem, czy zbyt wielkimi słowami, przywołanie tego, co jest napisane zarówno na tablicy, która jest umieszczona w Poznaniu na ul. Kolejowej ( miejsce zamieszkania), jak i na symbolicznym grobie Jarosława Ziętary: zginał, gdyż był dziennikarzem. Prokurator także odniósł się bardzo szczegółowo do zgromadzonego w sprawie materiału dowodowego, w szczególności do zeznań kluczowych świadków w tej sprawie, czyli zeznań Jerzego U., który miał widzieć moment porwania Ziętary, oraz zeznań Macieja B. ps. „Baryła”, poznańskiego gangstera, odsiadującego obecnie wyrok dożywocia, który według prokuratury miał być naocznym świadkiem podżegania do zabójstwa dziennikarza.

— Owszem, w zeznaniach Jerzego U. są rozbieżności, ale nie są sprzeczne. Od początku mówił, że składa zeznania w sprawie Ziętary, bo liczy na pomoc w swoich sprawach karnych. Przypomnę też, że był korumpowany i zastraszany przez środowisko Elektromisu. Po wycofaniu zeznań przeciwko Mirosławowi R. i Dariuszowi L. dostał pół miliona złotych. To znaczy pieniądze te firma powiązana z dawnym Elektromisem przekazała spółce jego żony za rzekome usługi doradcze. A to było nieuzasadnione ekonomiczne, by tyle płacić za rzekome usługi. Przypomnę też, że w latach 90., po zniknięciu Ziętary, Jerzy U. dostał od Elektromisu inną pracę. Wtedy ochraniał markety Jumbo. Miał niewielką firmę, tymczasem dostał tak wielkie zlecenie. Tak naprawdę to była chęć zapewniania sobie przez Elektromis jego milczenia ws. porwania dziennikarza — mówił Tomasz Dorosz.

Prokurator swoje poniedziałkowe wystąpienie zakończył stwierdzeniem, że świadkowie porwania Ziętary nie są osobami krystalicznymi. Są to przestępcy, gangsterzy, byli esbecy, ludzie z półświatka. To efekt tego, że młody poznański reporter na początku lat 90. wszedł w temat dotyczący takiego właśnie środowiska. Trudno więc szukać świadków wśród osób o życiorysie nieskalanym przestępstwami. Na koniec wniósł o uznanie oskarżonych winnymi zarzucanych im czynów i wymierzenie im kar po 25 lat pozbawienia wolności, a także środka karnego w postaci pozbawienia praw publicznych na okres 10 lat oraz obciążenia oskarżonych kosztami postępowania w całości.

Oskarżyciel posiłkowy Jacek Ziętara

Moi rodzice stracili syna, a ja brata. Mój ojciec zwracał się do organów państwowych o pomoc. Niestety policja i prokuratura długo nie były zaangażowane. Działały tak, jakby im ktoś zaciągnął hamulec. Ludzie, którzy mieli pomóc, albo zwyczajnie się bali, albo byli uwikłani w układy. Panowało przekonanie, że lepiej się w tę sprawę nie mieszać. Państwo polskie i my jako rodzina przegraliśmy już tę sprawę. Ciała Jarka nie ma, zbrodniarze chodzą na wolności – mówił brat zamordowanego dziennikarza. Oczywiście, gdyby udało się nawet tę sprawę wyjaśnić po kilku dniach, nic nie przywróciłoby życia Jarkowi, bo ta tragedia już się wydarzyła. Ale mielibyśmy poczucie jakiejś elementarnej sprawiedliwości, a moim rodzicom zaoszczędzono by przynajmniej części cierpień – powiedział. – Póki co przestępcy, którzy wydali wyrok na mojego brata, triumfują. Dodał również, że zdaje sobie sprawę, iż ta sprawa nie jest prosta, a osoby winne śmierci Jarka postarały się o najważniejszą rzecz – zabrakło najważniejszego dowodu w sprawie, czyli ciała Jarka. – Co zbrodniarze z nim zrobili, jak się z nim obeszli, to słyszeliśmy z zeznań świadków. Upływający czas też nie jest sprzymierzeńcem w tej sprawie. Niełatwo jest rozróżnić w zeznaniach świadków co jest prawdą, a co celowym, lub nieumyślnym wprowadzaniem w błąd. Ale jest pytanie, czy trudności w sprawie czynią ją niemożliwą do rozwiązania? – Myślę, że nie. Jacek Ziętara wniósł o uznanie oskarżonych winnymi i o sprawiedliwy wyrok.

Adwokat Agata Michalska – Olek, obrońca Dariusza L., ps. Lala zaznaczyła, że zarzuty przedstawione jej klientowi są bezzasadne i chybione, a akt oskarżenia nie opiera się na żadnych dowodach. Jej klienta nie było w sądzie. Pojawił się tylko na pierwszej rozprawie, ponad trzy lata temu. Adwokat wyjaśniła, że to ze względu na pracę zawodową. Mecenas szczegółowo odniosła się do zeznań kluczowych świadków, podkreślając, że są one „wewnętrznie sprzeczne i nie korelują z zeznaniami innych świadków”, a także że „nie mają żadnego waloru wiarygodności”. Mecenas  wskazywała, że przy tak „poważnych zarzutach nie może być wątpliwości, nieścisłości”, nie tylko w odniesieniu do zeznań świadków, ale i całego materiału dowodowego. Adwokat  Michalska-Olek wniosła o wydanie wyroku uniewinniającego wskazując, że prokuratura „nie wykazała ani zamiaru, ani motywu, ani zasadności zarzutów”. Przekazała także sądowi sporządzone pisemnie wyjaśnienia oskarżonego Dariusza L., w którym oskarżony podkreśla, że jest niewinny i prosi o uniewinnienie.

Mowy końcowe będą kontynuowane w Sądzie Okręgowym w Poznaniu 19 października.

Fot. Aleksandra Tabaczyńska

Przegrana byłego RPO Adama Bodnara w sporze z UOKiK. Decyzja sądu zbieżna ze stanowiskiem CMWP SDP

CMWP SDP odnosiło się do tej sprawy wielokrotnie konsekwentnie podkreślając, iż zakup wydawnictw Polska Press przez PKN Orlen nie narusza w żaden sposób realizacji zasady wolności słowa demokratycznego państwa. Dziś to stanowisko potwierdził Sąd Okręgowy w Warszawie rozpatrując odwołanie Rzecznika Praw Obywatelskich dotyczące tej transakcji. 

W Sądzie Okręgowym w Warszawie, podczas jawnej rozprawy w środę 7. czerwca, sędzia Witold Rękosiewicz oddalił odwołanie Rzecznika Praw Obywatelskich od decyzji prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów w sprawie zgody na zakup Polski Press przez PKN Orlen. Wyrok jest nieprawomocny i sędzia poinformował pełnomocników RPO, że warunkiem odwołania jest dotrzymanie ustawowego terminu jego złożenia.

W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia stwierdził: Odwoływanie się przez stronę powodową do okoliczności o charakterze wyższym, czyli wolności prasy, pluralizmu i tak wskazywanego przez stronę powodową dostępu konsumentów do wolnych mediów – cóż, w tym zakresie, na gruncie stosunków konkurencyjnych to rynek powinien zdecydować, czy konsumenci będą, czy nie będą nadal korzystać z tej prasy wydawanej przez Polska Press.

Warto przypomnieć, że na początku marca zeszłego 2021 RPO odwołał się do Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów od decyzji prezesa UOKiK w sprawie zgody na koncentrację polegającą na przejęciu przez PKN Orlen kontroli nad Polska Press. Prezes UOKiK zgodził się na przejęcie Polska Press przez PKN Orlen na początku lutego ub.r. RPO w swym odwołaniu chciał, by sąd uchylił zgodę prezesa UOKiK.

Z kolei, w związku z wydaniem w dniu 8 kwietnia 2021 roku przez Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumentów w Warszawie  postanowienia, na mocy którego wstrzymano wykonanie decyzji Prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów z dnia 5 lutego 2021 do czasu rozpoznania odwołania na w/w decyzję prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów oraz toczącym się postępowaniem sądowym zainicjowanym zaskarżeniem przedmiotowej decyzji, Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP przesłało do Sądu (5 maja b.r.)  swoją opinię w tej sprawie działając w charakterze amicus curiae (przyjaciela sądu). CMWP SDP  objęło tę sprawę monitoringiem pod kątem przestrzegania praw człowieka i obywatela, w szczególności w zakresie wolności słowa oraz swobody mediów.

Na przełomie maja i czerwca zeszłego roku swoje stanowisko w tej sprawie skierował do sądu PKN Orlen. Wskazał, że odwołanie RPO od decyzji prezesa UOKiK jest w całości bezzasadne i winno zostać odrzucone, a nawet przy uznaniu jego dopuszczalności sąd powinien je oddalić. O oddalenie odwołania wnosił też UOKiK.

CMWP SDP odnosiło się do tej sprawy wielokrotnie konsekwentnie podkreślając, iż zakup wydawnictw Polska Press przez PKN Orlen nie narusza w żaden sposób realizacji zasady wolności słowa demokratycznego państwa. Nasze stanowisko opublikowaliśmy na stronie internetowej cmwp.sdp.pl, gdyż Sąd nie zgodził się na przyjęcie do akt sprawy opinii amicus curiae przesłanej przez Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP.

Więcej na ten temat TUTAJ TUTAJ.

Sprawa zabójstwa red. Jarosława Ziętary. Przedostatnia rozprawa w procesie byłych ochroniarzy Elektromisu

Prawie dwa miesiące temu sędziowie Sądu Okręgowego w Poznaniu, zapowiedzieli zbliżające się zakończenie procesu dwóch byłych ochroniarzy holdingu Elektromis, Mirosława R., ps. „Ryba” i Dariusza L., ps. „Lala”, których oskarżeni są  o porwanie, pozbawienie wolności i pomocnictwo w zabójstwie Jarosława Ziętary. Do zakończenia ich procesu pozostało tylko przesłuchanie ostatniego świadka, wyjaśnienia oskarżonych oraz mowy końcowe stron. Sprawa jest objęta obserwacją CMWP SDP, które na sali sądowej reprezentuje red. Aleksandra Tabaczyńska.

W piątek, 13 maja rozprawę rozpoczęło przesłuchanie zapowiedzianego świadka.  To 61 letni Eligiusz M., sąsiad i znajomy oskarżonego Ryby. Zeznał on, że obaj z rodzinami mieszkali na jednym osiedlu, a ich dzieci chodziły do tej samej szkoły. Sam nie miał w zwyczaju uczestniczyć regularnie w rozpoczęciach czy zakończeniach roku szkolnego i nie wie czy 1 września 1992 roku, czyli w dzień porwania Jarosława Ziętary, oskarżony zaprowadzał swoje dziecko do szkoły czy nie. Stwierdził jedynie, że szkoła była bardzo blisko, nie trzeba było nawet przechodzić ulicy, więc droga do niej była bezpieczna. Bliższe relacje były między żonami mężczyzn, gdyż dzieci były w zbliżonym wieku, w jednej szkole i obie panie „przez chwilę nie pracowały”. Świadkiem, który wcześniej dał alibi Mirosławowi R. na czas porwania, była właśnie żona Eligiusza M.

Po zakończeniu zeznań M., sędzia Katarzyna Obst ogłosiła, że sąd dopuścił z urzędu między innymi ekspertyzę biegłego sądowego psychologa Marcina Siedleckiego. Biegły uczestniczył w procesie Aleksandra Gawronika i oceniał wiarygodność świadka oskarżenia Macieja B. ps. Baryła. Warto przypomnieć, że podczas rozpraw biegły ostro, żeby nie powiedzieć obcesowo, zwracał się zarówno do prokurator Elżbiety Bara, jak i samego Macieja B. Proces Aleksandra Gawronika zakończył się 24 lutego br., nieoczekiwanie zarówno dla oskarżycieli i śledzących sprawę dziennikarzy, uniewinnieniem byłego senatora. Sąd zakwestionował wiarygodność wszystkich świadków oskarżenia. Sądu nie przekonały też opinie innych biegłych psychologów potwierdzających wiarygodność „Baryły”. Nie należała do nich ekspertyza Siedleckiego.

Następnie głos zabrał oskarżony Mirosław R. Obrońcy wskazali, że jedynie R. będzie składał wyjaśnienia bowiem Dariusz L. z tego prawa rezygnuje. Ponad 60 letni były ochroniarz Elektromisu swoje oświadczenie rozpoczął od słów:

– Jestem niewinny. Nie mam z tą sprawą nic wspólnego. Nigdy nie widziałem Jarosława Ziętary. Nikt mnie nie nakłaniał. Nie popełniłem żadnego przestępstwa, a nawet wykroczenia. Jestem byłym policjantem.

Po tych tezach, przystąpił do kwestionowania i negowania zeznań dwóch świadków oskarżenia: Jerzego U. oraz Macieja B. „Ryba” zakwestionował niemal wszystko, co obaj świadkowie zeznali w śledztwie i powiedzieli przed sądem.

– Każdy, kto wczyta się w akta tej sprawy, zobaczy, że sprawa jest naciągana. Bez żadnych dowodów oskarża się niewinne osoby. Główni świadkowie B. i U. to kryminaliści, którzy dla własnych korzyści zaczęli wymyślać przed prokuratorem swoje wersje, a kiedy nie pokrywały się, zaczęli je wycofywać i modyfikować, by były ze sobą spójne – mówił oskarżony.

Mirosław R., holding Elektromis przedstawił jako niemal wzorcowo działającą pod względem prawnym firmę, a jej pracownicy mieli nigdy nie popełniać żadnych przestępstw. W kolejnych zdaniach oskarżył prokuratora Piotra Kosmatego oraz jednego z policjantów Archiwum X, a także redaktora Krzysztofa M. Kaźmierczaka o przygotowywanie świadków do składania fałszywych zeznań. Kaźmierczak, który był na sali podczas rozprawy, komentując to co usłyszał pod swoim adresem, stwierdził, że w tej sytuacji, rozważy kroki prawne. Po dwóch godzinach wygłaszania oświadczenia sąd zarządził przerwę. Okazało się bowiem, że Mirosław R, odczytał zaledwie 16 stron z 64 stron przygotowanej mowy. Mecenas Wiesław Michalski zapewnił, że jego klient zakończy swoje wystąpienie w ciągu następnej godziny. Tak się jednak nie stało, oskarżony przekroczył zapowiedziany czas i mówił dalej. W tej sytuacji sąd przerwał posiedzenie, które odroczył do 12 września br.

Po rozprawie, oświadczenie Ryby skomentował również oskarżyciel posiłkowy, brat zamordowanego dziennikarza,  Jacek Ziętara : – Oskarżony ma prawo się bronić, więc nie zaskakuje mnie to, co mówi. Jego idealny obraz Elektromisu jest jednak zdumiewający. Przecież o nieprawidłowościach w tej firmie szeroko informowały przed laty media, było wtedy też śledztwo i proces


Jarosław Ziętara urodził się w Bydgoszczy w 1968 r. Był absolwentem Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Pracował w radiu akademickim, współpracował z Gazetą Wyborczą, tygodnikiem Wprost i z Gazetą Poznańską. Ostatni raz widziano go 1 września 1992 r. Rano wyszedł z domu do pracy, ale nigdy nie dotarł do redakcji Gazety Poznańskiej.  W 1999 r. został uznany za zmarłego. Ciała dziennikarza do dziś nie odnaleziono.

Fot. Aleksandra Tabaczyńska

Gawronik uniewinniony od zarzutu podżegania do zabójstwa dziennikarza Jarosława Ziętary. Szczegóły rozprawy i wyroku

Wyroków się nie komentuje. Podobno. Nie dano mi przygotować się do mowy końcowej, sąd uniemożliwił też przesłuchanie dodatkowych świadków. Jestem tym zszokowany. To, co się dzisiaj wydarzyło w sądzie, to skandal. Nie chodzi o sam wyrok, ale o przebieg rozprawy. Czuję bezsilność, jest mi po prostu przykro – powiedział dziennikarzom Jacek Ziętara, brat zamordowanego w 1992 r. dziennikarza Jarosława Ziętary pytany o komentarz do wyroku uniewinniającego byłego senatora Aleksandra Gawronika od zarzutu podżegania do zabójstwa dziennikarza Jarosława Ziętary.  Wczoraj 24 lutego Sąd Okręgowy w Poznaniu nieoczekiwanie dla obserwatorów i prokuratury zakończył proces byłego senatora Aleksandra Gawronika i od razu ogłosił wyrok, stwierdzając, że jest on niewinny. Publikujemy relację red. Aleksandry Tabaczyńskiej , obserwatora CMWP SDP z przebiegu tej rozprawy i ogłoszenia wyroku. 

To miał być kolejny dzień procesu, w którym oskarża się Aleksandra Gawronika o podżeganie i pomocnictwo w zabójstwie 24. letniego dziennikarza Gazety Poznańskiej, Jarosława Ziętary. W czwartek 24 marca stawił się tylko jeden świadek, choć umieszczona przed salą wokanda nie zawierała żadnej treści, poza sygnaturą sprawy, składem sędziowskim godziną rozpoczęcia i numerem sali. Tym świadkiem była Janina S.

Janina S. to blisko 90. letnia wdowa po dziennikarzu Ekspresu Poznańskiego i Gazety Poznańskiej o pseudonimie Zbigniew Żuk. Janina S. znała oskarżonego „z telewizji”, ale nie wiedziała o co jest oskarżony w tej sprawie. Zeznała, że nieżyjący mąż znał zamordowanego dziennikarza osobiście i miał go ostrzegać przed niebezpieczeństwem. Niebezpieczeństwo groziło ze strony, jak to nazwała, „białych rękawiczek”. Janina S. zeznawała blisko godzinę. Obserwujący rozprawę dziennikarze nie mają jednak wątpliwości, że nie posiadła ona żadnej wiedzy dotyczącej śmierci Jarosława Ziętary. Warto uzupełnić, że jej przesłuchanie było inicjatywą samego sądu, a nie stron i poświęcono jej i czas i uwagę.  Następnie prokurator Piotr Kosmaty podtrzymał wniesiony wcześniej wniosek o konfrontację red. Marka Króla z byłym szefem Elektromisu Mariuszem Ś. Król w swoich wcześniejszych zeznaniach obalał wiarygodność Ś. i samego oskarżonego w kontekście ich znajomości, która według prokuratury trwała co najmniej od 1990 roku czyli jeszcze przed uprowadzeniem Ziętary, a nie jak deklarują Ś. i Gawronik dopiero od 1997 roku. Prokurator złożył również wniosek o powołanie nowego świadka. Miał to być Henryk J., który pracował dla szefa Elektromisu i miał potwierdzić znajomość obu mężczyzn w 1990 roku. Udowodnienie tej znajomości byłoby bardzo ważne dla motywów tej zbrodni. Po tych wnioskach sędzia Joanna Rucińska  zarządziła godzinną przerwę

„Zamykam proces”

Po przerwie sąd odrzucił wszystkie złożone w tej sprawie wnioski. Zarówno te które wpłynęły 24 lutego br. czyli w dzień rozprawy jak i wcześniejsze złożone przez obie strony. Uznał, że zmierzają one do przeciągania procesu. Gawronik między innymi domagał się udostępnienia akt więziennych dotyczących głównego świadka oskarżenia Macieja B. oraz listę odwiedzających go osób. Sędzia odczytała również pismo z jednego z więzień, w którym osadzony przyznaje się do znajomości z Jarosławem Ziętarą i chciałby zeznawać. Po czym ku zaskoczeniu prokuratora, oskarżyciela posiłkowego, Aleksandra Gawronika i jego obrońcy oraz śledzących – trwające od 2016 roku postępowanie – dziennikarzy, wybrzmiały słowa: zamykam proces. Następnie przewodnicząca składu sędziowskiego zwróciła się do prokuratora Piotra Kosmatego, aby ten wygłosił mowę końcową. Prokurator poprosił o odroczenie procesu, w celu przygotowania się do tej bardzo ważnej czynności. Wcześniej zapowiadał, że będzie potrzebował na jej wygłoszenie kilku godzin. Wniosek poparł i zwrócił się o to samo Jacek Ziętara, oskarżyciel posiłkowy, brat Jarosława. Sędzia zarządziła kolejną 5 minutową przerwę, po której ogłosiła, że wnioski zostały oddalone.

Mowy końcowe

Sześć lat procesu zostało podsumowane czterema kilkuminutowymi i komponowanymi na gorąco mowami końcowymi.

Prokurator Piotr Kosmaty wniósł o uznanie Aleksandra Gawronika winnym i zażądał 25 lat pozbawienia wolności twierdząc, że dowody zebrane w sprawie są spójne i wskazują, że oskarżony dopuścił się zarzucanego mu czynu.

– W tej sprawie wielokrotnie spotkałem się z zarzutem, że świadkowie są niewiarygodni, że byli karani za różne przestępstwa. Ale to nie było seminarium duchowne, świadkowie pochodzili z takiego właśnie środowiska. Są mocne dowody na to, że Aleksander Gawronik podżegał do zabójstwa dziennikarza. Pamiętam, że na początku sprawy pan oskarżony mówił, że przyprowadzi Ziętarę żywego, że go znajdzie, ale jakoś do tego nie doszło — dowodził prokurator Piotr Kosmaty.

Jako drugi głos zabrał Jacek Ziętara, który ubolewał że sąd nie dał mu szansy na przygotowanie się do mowy końcowej.

Przed laty moi rodzice przeżyli tragedię. Został zabity ich syn, a mój brat. Ponieśliśmy klęskę, bo państwo polskie nie pomagało nam w wyjaśnieniu sprawy. Mój ojciec walczył, ale panowała dziwna zmowa milczenia, zwłaszcza w Poznaniu. To wszystko, co potem udało się ustalić prokuraturze krakowskiej, uważam za wystarczające. Jarka nie ma, jego ciała również, to „zasługa” tych zbrodniarzy, którzy postarali się, aby nie było najważniejszego dowodu, czyli zwłok. Proszę sąd o sprawiedliwy wyrok — mówił Jacek Ziętara.

Mecenas Paweł Szwarc, wniósł o  uniewinnienie Aleksandra Gawronika, twierdząc, że nie ma stuprocentowych dowodów, że Ziętara nie żyje. Ponadto jego klient nie miał motywu do podżegania do zamordowania Jarosława oraz żadnych związków z holdingiem Elektromis. Na temat samego zamordowanego dziennikarza wypowiadał się lekceważąco, deprecjonując jego osobę i działalność.

— Nie ulega wątpliwości, że organy ścigania cierpią na swego rodzaju traumę. Dotyczy to trzech spraw: Ziętary, zabójstwa generała Papały oraz małżeństwa Jaroszewiczów. Ta trauma powoduje chęć odniesienia sukcesu za wszelką cenę. Co roku ginie w Polsce kilka tysięcy osób, niektóre się potem odnajdują i nie chcą mieć kontaktów z rodziną. Co prawda wiele wskazuje, że Jarosław Ziętara mógł paść ofiarą przestępstwa, ale nie ma dowodów wykluczających, że na przykład popełnił samobójstwo. Z akt wiemy, że miał różne zachowania. Poza tym on nie był wybitnym dziennikarzem. Gdyby przyjąć założenie, że Aleksander Gawronik oraz szef Elektromisu, którego duch unosi się nad tym procesem, mieliby obawiać się Ziętary, to tu pojawia się pierwsza rafa dla aktu oskarżenia. Motyw. Gdzie jest motyw? Co takiego miałby wykryć Ziętara? Na czym polegały rzekome wspólne interesy pana Gawronika i Mariusza Ś.? Przecież oni handlowali różnymi artykułami. Cały akt oskarżenia wisi w próżni, to beletrystyka. (…) Twierdzenia głównego świadka „Baryły” to kłamstwa. Zmieniał swoje zeznania jak rękawiczki. Poza tym on był wtedy 18-letnim gówniarzem, „Baryła” był nikim. Gawronik miałby przy nim mówić o zabiciu Ziętary [podczas narady w Elektromisie]? Przecież to skrajnie niewiarygodne — przekonywał obrońca Paweł Szwarc.

Oskarżony Aleksander Gawronik również domagał się dla siebie uniewinnienia. Podobnie jak obrońca dyskredytował nieżyjącego Jarosława Ziętare, a nawet przekonywał że żyje. Aby to udowodnić – jak twierdzi -wystarczy na przykład ustalić jego numer telefonu, nagrać jego głos i porównać z głosem z audycji sprzed lat.

— Nie wiem czy pan Ziętara cieszyłby się, gdybym zadzwonił do niego i zapytał czy chce zeznawać, jeśli żyje na innym kontynencie. To można sprawdzić w trzy miesiące, wystarczy tylko chcieć — mówił Gawronik w mowie końcowej.

Po czym przekazał sądowi, co jest niespotykane po zakończeniu przewodu sądowego – gdyż nie można już nic włączać do materiału dowodowego – płytę na której miał być nagrany głos Jarosława Ziętary oraz wielostronicowe, spięte jakieś materiały papierowe. Sąd przyjął i płytę i druki.

Werdykt

Po zakończeniu mów końcowych sąd zarządził przerwę na naradę. Choć proces trwał sześć lat, dokumentacja to tomy akt jawnych i niejawnych, godziny przesłuchiwanych świadków podczas licznych rozpraw, na naradę przed ogłoszeniem wyroku i po wysłuchaniu stanowiska stron wystarczyło 20 minut.

Po przerwie sędzia Joanna Rucińska wydała wyrok uniewinniający Aleksandra Gawronika. Właściwie można przypuszczać, że rozstrzygnięcie zaplanowano jeszcze przed ostatnia rozprawą. Sędzia bowiem odczytała obszerne, kilkukartkowe uzasadnienie. Sąd zakwestionował wiarygodność wszystkich świadków oskarżenia. Podobnie sąd potraktował wskazujące na wiedzę oskarżonego o zabójstwie wyniki ekspertyz wariografem. Sądu nie przekonały też opinie niektórych biegłych psychologów. Z kolei ci świadkowie, których wiarygodności sąd nie podważał, zdaniem składu orzekającego nie wypowiadali się na temat samego zarzutu stawianego Gawronikowi.

Prokurator nie wykazał, aby oskarżony był sprawcą zarzucanego mu czynu, czego skutkiem musiało być wydanie wyroku uniewinniającego Aleksandra Gawronika.

Wyrok jest nieprawomocny. Złożenie apelacji zapowiedział prokurator oraz oskarżyciel posiłkowy.

Piotr Kosmaty i Jacek Ziętara byli nie tylko zaskoczeni tempem i obrotem sprawy, ale także zgnębieni czemu dali wyraz po wyjściu z sali.

– Wiedziałem, że w Poznaniu nie będzie łatwo, ale nie spodziewałem się tego, co dziś nastąpiło. Nie zgadzam się z taką oceną materiału dowodowego jaką przedstawił sąd. Są niewątpliwie dowody na winę oskarżonego. Z pewnością złożę apelację. Będę walczył do końca. – zapowiedział prokurator

Wyroków się nie komentuje. Podobno. Nie dano mi przygotować się do mowy końcowej, sąd uniemożliwił też przesłuchanie dodatkowych świadków. Jestem tym zszokowany. To, co się dzisiaj wydarzyło w sądzie, to skandal. Nie chodzi o sam wyrok, ale o przebieg rozprawy. Czuję bezsilność, jest mi po prostu przykro – po długim milczeniu powiedział dziennikarzom Jacek Ziętara.


Komentarz obserwatorki CMWP SDP Aleksandry Tabaczyńskiej

To czego świadkami byli dziennikarze w poznańskim Sądzie Okręgowym można określić kolejną porażką polskiego sądownictwa. Podczas rozprawy obrażano nieżyjącego 24 letniego reportera, ofiarę tortur i zbrodni, który własnym życiem przypłacił dziennikarską wiedzę. Niestety swoich ustaleń nie zdążył jednak opublikować. Ten fakt pozwolił także na próbę ośmieszenia publikacji Krzysztofa M. Kaźmierczaka, zarzucając im beletrystyczny charakter, którym miał się posiłkować prokurator. Dziwi też fakt, hurtowego odrzucenia wszystkich wniosków uzasadniając to przedłużaniem procesu. Sprawa rozpoczęła się w 2016 roku i na pewno nie z winy oskarżycieli trwała aż 6 lat. Oburza też zupełny brak możliwości przygotowania się stron do mów końcowych. Dziwi bardzo to nagłe przyspieszenie i wydanie wyroku po 20 minutowej naradzie oraz obszerne spisane na maszynie uzasadnienie, które nie mogło powstać wciągu narady.

 

Fot. Aleksandra Tabaczyńska

Gawronik uniewinniony. Nieoczekiwane zakończenie procesu byłego senatora

Były senator Aleksander Gawronik, oskarżony o podżeganie do zabójstwa dziennikarza Jarosława Ziętary został  uniewinniony  przez Sąd Okręgowy w Poznaniu.  Ku zaskoczeniu obserwatorów i prokuratury sędzia  Joanna Rucińska zamknęła proces, przeszła do mów końcowych i ogłosiła wyrok – uniewinniony. Proces  Aleksandra Gawronika trwał  6 lat. Wyrok nie jest prawomocny.

Proces byłego senatora Aleksandra Gawronika (zgodził się na publikację pełnego nazwiska) toczył się przed poznańskim Sądem Okręgowym od stycznia 2016 roku.  W akcie oskarżenia zarzucono mu, iż „chcąc, aby inne osoby dokonały porwania, pozbawienia wolności, a następnie zabójstwa Jarosława Ziętary, w związku z jego zawodowym zainteresowaniem i planowanymi publikacjami dotyczącymi tzw. szarej strefy gospodarczej, nakłaniał do tego ustalonych pracowników ochrony firmy Elektromis, w szczególności w ten sposób, że podczas prowadzonej z nimi rozmowy, dotyczącej wpływu na postawę Jarosława Ziętary, stwierdził: on ma być skutecznie zlikwidowany”.

Były senator nie przyznawał się do winy. Nic nie zapowiadało, że podczas rozprawy 24 lutego b.r. zostanie ogłoszony wyrok w tym trwającym 6 lat procesie.  Zaskoczony koniecznością wygłoszenia mowy końcowej prokurator Piotr Kosmaty podkreślał jedynie, iż dowody zebrane w trakcie procesu są spójne i wskazują na to, że oskarżony dopuścił się zarzucanego mu czynu. Brat zamordowanego dziennikarza, Jacek Ziętara apelował o sprawiedliwy wyrok. Obrońca byłego senatora podkreślił z kolei, iż Aleksander Gawronik nie miał motywu do podżegania do zabójstwa dziennikarza, podważał także zeznania świadków w tej sprawie.

Sprawa była objęta monitoringiem Centrum Monitoringu Wolności Prasy  SDP.

Ogłoszenie wyroku TUTAJ

Kontynuując przeglądanie strony zgadzasz się na instalację plików cookies na swoim urządzeniu więcej

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close