Fot. A. Tabaczyńska

Odroczona apelacja w sprawie zabójstwa dziennikarza Jarosława Ziętary

6 października Sąd Apelacyjny w Poznaniu po raz kolejny odroczył rozprawę apelacyjną  po wyroku uniewinniającym byłego senatora Aleksandra Gawronika  od zarzutu podżegania do zabójstwa dziennikarza Jarosława Ziętary w 1992 r. Były senator został uniewinniony 24 lutego 2022 r, prokuratura zaskarżyła ten wyrok.

Po rozpoczęciu rozprawy sędzia Grzegorz Nowak poinformował, że tuż przed procesem wpłynęło pismo do biura podawczego, w którym wezwany na dziś świadek tłumaczy swoją nieobecność chorobą i wyjaśnia, że stosowne zwolnienie lekarskie dostarczy w późniejszym terminie. Pismo, jak się wyraził sędzia było w „formie wydruku komputerowego” i bez podpisu. W opinii sądu takie usprawiedliwienie świadka było niewłaściwe i nie do zaakceptowania. Sędzia oświadczył, że świadek został prawidłowo zawiadomiony i w lipcu odebrał wezwanie. W związku z tym została nałożona na niego kara pieniężna w wysokości 3 tys. złotych.
Poniedziałkowa rozprawa miała być przełomem w sprawie o podżeganie do zabójstwa Jarosława Ziętary. Świadek – są to informacje nieoficjalne – być może zezna, że na początku lat 90. XX wieku Aleksander Gawronik miał szukać płatnego zabójcy, który zlikwiduje niewygodnego dziennikarza. Ze względu na jego nieobecność w sądzie, sędziowie oraz zgromadzenia na sali dziennikarze nie mogli wysłuchać tej relacji. Kolejna rozprawa ma się odbyć 27 listopada. Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP jest obserwatorem tego procesu i przesłało do Sądu Apelacyjnego w Poznaniu opinię amicus curiae, w której poparło apelację krakowskiej prokuratury od wyroku uniewinniającego byłego polityka.

Opinia amicus curiae CMWP SDP w sprawie wyroku dot. zabójstwa red. Jarosława Ziętary TUTAJ.

SDP na konferencji Anti-Disinformation Warsaw Summit

– Nie jesteśmy bezradni. Są przepisy prawa ustanowione w naszych krajach, które pozwalają walczyć z dezinformacją, tylko trzeba z nich korzystać. Po to właśnie jest ta konferencja –  te słowa wypowiedział Maciej Świrski, przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji podczas Warszawskiego Szczytu przeciw Dezinformacji pt. „Anti-Disinformation Warsaw Summit” Obrady odbyły się w salach Zamku Królewskiego w środę, 4. października, a cała konferencja trwa do czwartku.

W obradach udział wzięli przedstawiciele organów regulujących rynek medialny w państwach Europy Środkowo-Wschodniej oraz krajach bałtyckich. Kulminacyjnym momentem tego dnia stało się podpisanie wspólnej deklaracji przez regulatorów audiowizualnych z pięciu krajów: Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji (KRRiT) – Polska; Litewskiej Komisji ds. Radia i Telewizji; Krajowej Rady ds. Mediów Elektronicznych – Łotwa; Krajowej Rady ds. Audiowizualnych -Rumunia oraz Krajowej Rady Ukrainy ds. Telewizji i Radiofonii.

„Wojna Rosji przeciwko Ukrainie i rosyjskie imperialne ambicje przyczyniły się do zmiany sytuacji geopolitycznej w całej Europie, w szczególności w Europie Środkowo-Wschodniej i państwach bałtyckich. Dynamiczny rozwój technologii w obszarze narzędzi komunikacji cyfrowej otworzył rynki medialne na szerokie możliwości w zakresie dostępu do informacji, zarówno w procesie tworzenia treści, jak i ich odbioru” – głosi podpisana deklaracja.

Ponadto Państwa – Sygnatariusze zobowiązały się do:

– ochrony suwerenności i dobrego imienia państw oraz nienaruszalności ich granic;

– ochrony wolności słowa, wspierania odpowiedzialności za informowanie społeczeństwa, ochrony dziennikarzy i ładu medialnego zgodnie z jurysdykcją terytorialną i europejskimi ramami prawnymi;

– zabezpieczenia prawa obywateli do rzetelnej i wiarygodnej informacji jako integralnej części swobody wypowiedzi; ochrony niezależności organów regulacyjnych ds. mediów;

– edukowania obywateli w zakresie dezinformacji i propagandy poprzez wspieranie włączenia umiejętności korzystania z mediów jako obowiązkowej tematyki w szkołach.

Pełny tekst deklaracji: https://stop-disinformation.eu/pl/node/38

Zapowiedziano także utworzenie sekretariatu w celu wdrożenia zapisów tej deklaracji oraz wymiany informacji i koordynacji ustaleń. Deklaracja została podpisana na czas nieograniczony i wchodzi w życie z dniem podpisania. W imieniu Polski deklarację podpisał przewodniczący KRRiT Maciej Świrski.

Drugiego dnia konferencji odbył się roboczy panel dyskusyjny o różnych sposobach walki z dezinformacją, między innymi inicjatywie Polskiej Agencji Prasowej „Fake Hunter” i współpracy z fact-checkerami, a także szczegółom współpracy krajowych regulatorów mediów.

 

 

 

 

Fot. Aleksandra Tabaczyńska

Odroczona apelacja w sprawie uniewinnienia Aleksandra Gawronika od zarzutu podżegania do zabójstwa dziennikarza Jarosława Ziętary

Sąd Apelacyjny w Poznaniu odroczył do 16 października rozprawę apelacyjną w sprawie uniewinnieniem Aleksandra Gawronika od zarzutu podżegania do zabójstwa dziennikarza Jarosława Ziętary.  Sąd uwzględnił wniosek Prokuratury i zapowiedział przesłuchanie nowego świadka. Zdaniem Sądu „dowód ten może mieć znaczenie dla rozstrzygnięcia w sprawie”. Sprawa jest objęta monitoringiem CMWP SDP . Obserwatorem sprawy jest red. Aleksandra Tabaczyńska. 

29 czerwca odbyła się rozprawa przed Sądem Apelacyjnym w Poznaniu w związku z uniewinnieniem Aleksandra Gawronika od zarzutu podżegania do zabójstwa dziennikarza Jarosława Ziętary. Wyrok w tej sprawie był ogłoszony 24 lutego 2022r., od niego odwołała się Prokuratura, którą wsparło także CMWP SDP.  Jak relacjonował w trakcie rozprawy Sędzia sprawozdawca, prokuratura zaskarżyła wyrok sądu pierwszej instancji w całości oraz zawnioskowała o przesłuchanie nowego świadka. Do Sądu wpłynęła też odpowiedź na apelację obrońcy oskarżonego z wnioskiem o utrzymanie w mocy zaskarżonego wyroku Sądu Okręgowego w Poznaniu i oddalenie wniosku o przesłuchanie kolejnego świadka. Sędzia poinformował również o wpłynięciu do Sądu opinii Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i uczestnictwa w procesie jako „przyjaciel sądu” amicus curiae. Sędzia stwierdził, że nie ma wątpliwości, „że ten podmiot nie jest stroną w sprawie”, ale ponieważ stanowisko CMWP SDP pojawiło się, Sędzia o tym informuje.
Stanowisko wpłynęło 20 stycznia, odniesiono się w nim po pierwsze do tła historycznego zdarzenia, roli pokrzywdzonego i oskarżonego w kontekście jego działalności szczególnie akcentując początek lat dziewięćdziesiątych. CMWP odniosło się również do wyroku i jego uzasadnienia z Sądu pierwszej instancji, sugerując, że z pewnym tokiem myślenia się nie zgadza, wyszczególniając te mankamenty. Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP w praktyce poparło stanowisko oskarżyciela publicznego oceniając, że zarzuty podnoszone przez prokuratora są słuszne – mówił Sędzia

Prokurator Piotr Kosmaty podtrzymał przed sądem swoją wolę przesłuchania nowego świadka, argumentując: – Po 24 lutego 2022 r., a więc już po ogłoszeniu wyroku, ta osoba zgłosiła się do mnie i zadeklarowała chęć przekazania swoich informacji, dotyczących sytuacji, która miała miejsce latem 1992 roku. Świadek twierdził, że Aleksander Gawronik zgłosił się do niego mówiąc, że szuka osoby, która pomoże usunąć niewygodnego dziennikarza. To jest całość rozmowy. Obrońca Aleksandra Gawronika, mecenas Paweł Szwarc oświadczył, że jest to skrajna nielojalność Prokuratury względem Sądu. – Ten wniosek powinien być oddalony, bo nawet nie pada nazwisko Ziętary i nie wynika z niego, że
ten świadek ma wiedzę. Trzeba było go przesłuchać, a protokół przedstawić sądowi – powiedział adwokat. Prokurator Kosmaty odpowiedział na ten zarzut:
Nie chciałem być posądzony o wpływanie na świadka. Wolałem wiedzieć jak najmniej. Teraz gospodarzem postępowania jest Sąd Apelacyjny.
Wniosek prokuratora poparł również oskarżyciel posiłkowy, Jacek Ziętara, brat nieżyjącego dziennikarza.

Sędzia Henryk Komisarski, przewodniczący składu sędziowskiego, po naradzie poinformował, że Sąd uwzględni wniosek prokuratury i przesłucha nowego świadka. Dodał, że „dowód ten może mieć znaczenie dla rozstrzygnięcia w sprawie. Po tym postanowieniu Sąd odroczył rozprawę do 16. października.

Wypowiedź Prokuratora Piotra Kosmatego: TUTAJ

Wypowiedź Jacka Ziętary, brata zamordowanego dziennikarza: TUTAJ.

 

Fot. Aleksandra Tabaczyńska

Uniewinnienie „ochroniarzy” – szczegóły ostatniej rozprawy w relacji obserwatora CMWP SDP

Winnych zabójstwa spotka w końcu sprawiedliwość, pytanie czy szybsza będzie ta ziemska, czy ta boska  – takie słowa usłyszeli czekający na Jacka Ziętarę, dziennikarze, tuż po ogłoszeniu wyroku.W środę 19 października br. Sąd Okręgowy w Poznaniu wydał wyrok uniewinniający dwóch byłych ochroniarzy nieistniejącego już holdingu Elektromis.  Mirosława R., ps. „Ryba” i Dariusza L., ps. „Lala”, oskarżono o porwanie, pozbawienie wolności i pomocnictwo w zabójstwie dziennikarza Jarosława Ziętary. Na ostatnią rozprawę stawili się: prokurator Tomasz Dorosz, oskarżyciel posiłkowy Jacek Ziętara, brat nieżyjącego, obrońcy ochroniarzy i jeden z oskarżonych Mirosław R.. Dariusz L., osobiście był tylko na pierwszej rozprawie i nie pojawiał się przez cały czas trwania procesu, a reprezentowała go mecenas Agata Michalska-Olek.

Rozprawa rozpoczęła się od jedynej tego dnia mowy końcowej adwokata Wiesława Michalskiego, obrońcy Mirosława R. Prokurator, oskarżyciel i obrońca Dariusza L., a także sam oskarżony „Ryba”wypowiedzieli się miesiąc wcześniej. Mecenas Michalski swoją mowę rozpoczął od przywołania dramatycznej historii niesłusznie skazanego za gwałt Tomasza Komendy.

18 lat niesłusznie spędził w więzieniu, okazało się, że manipulowano dowodami. Działo się to pod presją mediów. Tutaj mamy podobną sytuację. Bezzasadny zarzut, presja mediów, akt oskarżenia oparty na „Baryle” i Jerzym U., byłym pracowniku SB. Prokurator powiedział o nich, że byli karani, że są z półświatka i na takich ludziach oparto akt oskarżenia przeciwko dwóm niewinnym ludziom. Mamy więc dwóch kryminalistów, którzy chcą wyłudzić od prezydenta ułaskawienie i uzyskać osobiste korzyści w swojej sprawie – dowodził adwokat. Stwierdził także, że obaj oskarżeni ochroniarze to osoby niekarane, policjanci, sportowcy, ojcowie rodzin, a R. dodatkowo jest honorowym obywatelem dwóch miast.

Zarzuty, według adwokata Michalskiego są bezpodstawne, bo prokurator nie wykazał zabójstwa. Oskarżenie opiera się na opowieści Macieja B., który swoją wiedzę miał ze słyszenia. Jeden ze świadków zeznający przed sądem Zdzisław K. twierdził, że nieumyślnego zabójstwa dokonał gangster o pseudonimie Makowiec, a obrona wykazała, że człowiek ten przyjechał do Polski dopiero w 1997 roku, gdyż wcześniej przebywał w kolonii karnej. Zwrócił także uwagę, że aby mówić o zwłokach trzeba najpierw wykazać, że popełniono morderstwo. Ustosunkował się również do wydania publikacji pt. „Kalendarium zbrodni”, w której można przeczytać sekwencję zdarzeń i „jest wszędzie rozdawana za darmo”. 90% powołanych świadków stwierdziła, że o sprawie wie tylko z mediów.

Mecenas następnie odniósł się do zeznań Jerzego U., który był świadkiem oskarżenia, a jego zeznania przed sądem zostały utajnione dla dziennikarzy. Michalski dowodził, że U. był „wyszkolonym pracownikiem Służby Bezpieczeństwa w manipulacjach, w prowokacjach, w tak zwanym białym wywiadzie, a motywem jego działania była zemsta (…) W tej sprawie ofiarami U. padli nie tylko oskarżeni, ale prokuratura i dziennikarze.”

Obrońca R. powołał się również na zeznania Beaty S., którą uznał w 100% za uczciwego świadka. S. miała zeznać, według adwokata, że widziała wychodzącego do pracy Ziętarę, który miał być dla niej widoczny na odcinku od drzwi kamienicy na ulicy Kolejowej, gdzie mieszkał aż do Kanałowej, w którą skręcił. Tak długi odcinek drogi ok. 200 metrów, na którym nic nie zaszło, dowodzi i wyklucza jednocześnie uprowadzenie.

Na koniec adwokat uznał, że oskarżony R. ma alibi bowiem jego sąsiadka zeznała, że 1 września 1992 roku, a więc w dzień uprowadzenia dziennikarza, Ryba był na rozpoczęciu roku szkolnego, gdzie Iwona M., była również ze swoim dzieckiem. Zeznania obu kobiet według mecenasa tworzą zamknięty ciąg logiczny wykazujący, że oskarżeni nie dopuścili się tego przestępstwa. W podsumowaniu swojej mowy Michalski stwierdził, że prokurator nie przedstawił sądowi żadnego wiarygodnego dowodu, że doszło do zabójstwa. Nie przedstawił nawet logicznego ciągu poszlak dowodzących, że doszło do porwania.

Uczciwie powiem, że liczyłem nawet na to, że prokurator, po tak skrupulatnym postępowaniu, które sąd przeprowadził, wniesie sam o uniewinnienie. W prawie karnym obowiązuje zasada tłumaczenia wątpliwości na korzyść oskarżonego. W tej sprawie ta zasada nie ma zastosowania, bo tu nie ma wątpliwości, że oskarżeni są niewinni. Proszę o uniewinnienie.

Wyrok

Po zakończeniu mowy końcowej sędzia Katarzyna Obst ogłosiła przerwę. Rozprawę wznowiono o godzinie 12.00. Zapadł nieprawomocny wyrok uniewinniający obu mężczyzn od stawianych im zarzutów, kosztami postępowania sąd obciążył Skarb Państwa jednocześnie zasądzając po 9720 zł tytułem kosztów adwokackich na rzecz obu oskarżonych. Postanowienie sądu uzasadnił sędzia  Sławomir Szymański.

Na wstępie sąd wyraził swoje uznanie dla pracy, którą wykonała prokuratura. Same akta liczą 87 tomów. Zawierają one nie tylko informacje zawarte w zeznaniach świadków o ostatnich dniach życia Jarosława Ziętary, o organizacji jego pracy dziennikarskiej, sprawach prywatnych ale też wiele wątków pobocznych. Są tam również napływające anonimy, najczęściej od osób pozbawionych wolności informacje kto kiedy i gdzie miał dokonać zabójstwa czy porwania. Każda z tych wersji była weryfikowana, co powodowało ogromne koszty, a nigdzie nie znaleziono ciała czy choćby jego fragmentów.

Na wyrok uniewinniający wpłynęła ocena jedynych trzech dowodów, które w ocenie prokuratury stanowiły podstawę do przyjęcia, że oskarżeni dokonali zarzucanych im czynów. Chodzi o zeznania Jerzego U., Macieja B. i Marka Z. Sędzia wskazał, że wymienieni mężczyźni mieli problemy prawne. Na B. ciąży wyrok dożywotniego więzienia, U. był karany i ubiegał się w tym sądzie o ułaskawienie, a Z. gdy zaczynał zeznawać również odbywał karę pozbawienia wolności. Wreszcie wszyscy oni otrzymali od prokuratury propozycję, na różnym etapie zeznań, wsparcia w polepszeniu ich sytuacji prawnej. B. i U. liczyli na akt łaski, a Z. że szybciej opuści zakład karny.

System prawny nie dyskwalifikuje wiarygodności takich zeznań. Istnieją w prawie polskim takie instytucje jak świadek koronny, mały świadek koronny, które mają torpedować solidarność przestępczą. Jednak takie relacje muszą być spójne i niesprzeczne z innymi uznanymi za wiarygodne. Tu taka sytuacja nie zachodzi.– mówił sędzia Sławomir Szymański

W dalszym ciągu uzasadnienia odniósł się też do badań wariograficznych, którym poddani byli różni świadkowie. Według biegłego każdy z zeznających miał „skrywaną wiedzę na temat porwania i zabójstwa Jarosława Ziętary”. Zwrócić należy uwagę, że takim badaniom mogą być poddawane osoby, u których ślad w ich pamięci nie został w żaden sposób odświeżony. Badania, które przeprowadzono odbyły się już po przesłuchaniach lub rozmowach z policjantami, a wpływ ma również to, że sprawa jest medialnie nagłośniona. W związku z tym należy uznać wszystkie te badania za pozbawione jakiegokolwiek znaczenia dla tego postępowania. W tym momencie sędzia przytoczył przykład Jerzego N., przełożonego Jarosława Ziętary, który również miał skrywaną wiedzę na temat sprawy i że rzekomo specjalnie nie wysłał po niego samochodu. – Jest to kompletnie nie logiczne, aby w porwanie Jarosława Ziętary miało być zaangażowane tak szerokie spektrum osób: z redakcji, bo nie przysłali samochodu, Jerzy U., który miał obserwować sam moment porwania. Jaki przestępca zdecydowałby się na zlecenie obserwacji osobie trzeciej momentu popełnienia przestępstwa.

Sąd uznał także za niewiarygodne: przeszukanie biurka dziennikarza przez przestępców, wejście Macieja B. do mieszkania Ziętary jeszcze przed porwaniem, znalezienie mikrofilmów, pobicie Ziętary, utratę przez niego aparatu fotograficznego

– Pamiętajmy o tym, że Jarosław Ziętara był osobą wcale niemajętną, nie był żadnym funkcjonariuszem jakiś tajnych służb, wtedy kiedy miało dojść do tego najścia jeszcze studiował, jeszcze nie obronił pracy magisterskiej (…) posiadanie przez taką osobę aparatu na mikrofilmy (…) jest po prostu niedorzeczne.

W dalszej części sędzia Szymański odniósł się do pracy dziennikarskiej Ziętary dotyczącej Elektromisu – Ja nie kwestionuję, że był dobrze zapowiadającym się dziennikarzem i to było jego powołanie. (…) Natomiast jego dorobek dziennikarski no siłą rzeczy, z uwagi na wiek był wręcz ubogi. Można pochwalić jeden słynny artykuł o bazie w Śremie. W pozostałym zakresie to były relacje z dużych spotkań, krótkie notki, był współautorem większych opracowań, ale nie był za nie odpowiedzialny. Zdarzyło mu się napisać artykuł we Wprost, który spowodował konieczność opublikowania sprostowania. (…)Nie jest prawdą, że brał udział w rozpracowaniu słynnej spółki Art-B, bo artykuł, który opublikował był wręcz pochwalny.

Następnie sędzia odniósł się do słów prokuratora, że dziennikarz jest niebezpieczny nie w związku z tym, jakie informacje już przekazał, ale jakie może dopiero przekazać. Sąd zgodził się z tą tezą. Jednocześni stwierdził, że nie ma żadnego punktu zaczepienia, aby stwierdzić, że Jarosław Ziętara takim materiałem dysponował. To, że pojawia się nazwa Elektromis czy nazwisko Mariusza Ś. w jego notatkach dla sądu to jest za mało, gdyż Ziętara interesował się z pewnością innymi dużymi podmiotami gospodarczymi. Wiadomo, że sympatyzował najpierw z Unią Demokratyczną potem KPN, przeprowadzał wywiady inne czynności dziennikarskie, a przecież nikt nie zarzuca, że motywem jego zniknięcia były motywy polityczne.

Na koniec sędzia przywołał zeznania Zdzisława K., tu warto przypomnieć, że świadek ten po 28 latach sam się zgłosił do sądu. Jednak wcześniej zgłosił się do redakcji Głosu Wielkopolskiego. Leczył się psychiatrycznie i jak sam twierdził te tak zwane „żółte papiery” załatwił sobie,  by uniknąć obowiązkowej służby wojskowej. Jak się okazało, pomogły mu również w latach 90. w związku ze sprawą działalności spółki Strefa Wolnocłowa, którą nazywano w mediach „przekrętem na wariata”. Sędzia stwierdził, że jego zeznania są zupełnie sprzeczne z materiałem dowodowym, podobnie jak innego świadka Janiny S. I tu również warto przypomnieć, że Janina S. to blisko 90 letnia wdowa po dziennikarzu Ekspresu Poznańskiego i Gazety Poznańskiej o pseudonimie Zbigniew Żuk. 88 letnia kobieta stwierdziła, że nie pamięta szczegółów sprawy zniknięcia Jarosława Ziętary, wcześniejsze zdarzenia też już zatarł czas, a wszystkie dokumenty, które zostały po zmarłym mężu spaliła i nie ma już do czego sięgnąć. W swych zeznania stwierdziła jednak, że mąż miał spotkać i rozmawiać z Ziętarą w redakcji 1 września 1992 roku. Sąd uznał za wiarygodne zeznania Iwony M., która potwierdziła alibi uniewinnionego Mirosława R.

Proces „ochroniarzy” toczył się od stycznia 2019 roku przed Sądem  Okręgowym w Poznaniu w sprawie uprowadzenia i pomocnictwa w zabójstwie dziennikarza Jarosława Ziętary w 1992 r. Oskarżeni to byli ochroniarze w firmie Elektromis, Mirosław R., ps. Ryba, i Dariusz L., ps. Lala.  19 października b.r. Sąd uznał, że zarówno Mirosław R., jak i Dariusz L. są niewinni. Proces „ochroniarzy” objęty był monitoringiem CMWP SDP. Jego obserwatorem była Aleksandra Tabaczyńska. Wyrok nie jest prawomocny. Prokuratura już zapowiedziała apelację od wyroku.

Fot. Aleksandra Tabaczyńska

Ochroniarze Elektromisu uniewinnieni ws. uprowadzenia i pomocnictwa w zabójstwie J. Ziętary

Mirosław R., ps. Ryba, i Dariusz L., ps. Lala, byli ochroniarze w firmie Elektromis zostali uniewinnieni przez Sąd Okręgowy w Poznaniu ws. uprowadzenia i pomocnictwa w zabójstwie dziennikarza Jarosława Ziętary. Dziennikarz został zamordowany w 1992 roku. Proces „ochroniarzy” objęty był monitoringiem CMWP SDP. Jego obserwatorem była Aleksandra Tabaczyńska. Wyrok nie jest prawomocny. 

Proces „ochroniarzy” toczył się od stycznia 2019 roku. Sąd Okręgowy w Poznaniu  uznał, że zarówno Mirosław R., jak i Dariusz L. są niewinni. Zasądził na ich rzecz po 9720 złotych od Skarbu Państwa, który także został  obciążony pozostałymi kosztami procesu. Prokuratura żądała dla oskarżonych 25 lat więzienia. Akt oskarżenia opierał się przede wszystkim za zeznaniach Jerzego U., który miał widzieć moment porwania Jarosława Ziętary, oraz zeznaniach  Macieja B. ps. „Baryła”, poznańskiego gangstera, który według prokuratury miał być naocznym świadkiem podżegania do zabójstwa dziennikarza. Wiarygodność tych zeznań  sąd uznał za niewielką, bo wg sądu zeznania te są  wewnętrznie sprzeczne i niespójne .

W uzasadnieniu wyroku sędzia Sędzia Sławomir Szymański powiedział także, iż  „nie kwestionuje tego, że Jarosław Ziętara był dobrze zapowiadającym się dziennikarzem (…) natomiast jego dorobek dziennikarski, siłą rzeczy, choćby z uwagi na wiek, był dość ubogi”. Dodał, że „oczywiście zgodzić się należy z podnoszonym przez prokuratora stwierdzeniem, że dziennikarz jest niebezpieczny tą wiedzą, której jeszcze nie opublikował”, ale nie wykazano, by Ziętara rzeczywiście takim materiałem dysponował.”

Nie traktuję tego jako porażki, tylko walczymy dalej  – powiedział prokurator Tomasz Dorosz i zapowiedział  złożenie apelacji od wyroku.

Komentarz Jacek Ziętara, brat zamordowanego

komentarz prokuratora Tomasza Dorosza po wyroku

Komentarz red. nacz. portalu SDP Huberta Bekrychta

Więcej informacji o procesie „ochroniarzy”  TUTAJ.

 

Fot. Aleksandra Tabaczyńska

Przedostatnia rozprawa w procesie ochroniarzy oskarżonych o udział w zabójstwie red. Jarosława Ziętary

To dramat nie tylko osoby. To dramat rodziny, dramat środowiska dziennikarskiego, ale również tak naprawdę dramat państwa – powiedział prokurator Tomasz Dorosz, który  domaga się dla oskarżonych dwóch byłych ochroniarzy dawnego holdingu Elektromis kary 25 lat pozbawienia wolności oraz pozbawienia ich praw publicznych na 10 lat za porwanie, pozbawienie wolności i pomocnictwo w zabójstwie dziennikarza Jarosława Ziętary. Ich proces toczy się przed Sądem Okręgowym w Poznaniu, 12 września  prokurator i jeden z adwokatów wygłosili mowy końcowe, kolejne będą wysłuchane podczas rozprawy 19 października.  Sprawa od 2019 roku jest objęta obserwacją CMWP SDP, które na sali sądowej reprezentuje red. Aleksandra Tabaczyńska.

W poniedziałek 12 września przesłuchano ostatniego świadka Henryka D., Jak sam się określił 80 letni dziś mężczyzna jest ekonomistą, byłym pracownikiem Resortu Spraw Wewnętrznych. Znał Mariusza Ś., gdyż ten zgłosił się do niego z interwencją w sprawie milicjantów pracujących na terenie prowadzenia działalności Ś. Mieli się domagać „kieszonkowego” w zamian za ochronę. Inspektorat zajmujący się takimi sprawami mieścił się w Komendzie Wojewódzkiej. Henryk D., sprawę załatwił pomyślnie, a po przejściu na emeryturę rozpoczął współpracę z Mariuszem Ś. Miał pokój w siedzibie Elektromisu i wraz z dwoma także emerytowanymi funkcjonariuszami pracował tam kilka miesięcy. Ich zadaniem było rozpoznanie potrzeb rynku zbytu, tak by towary zakupione przez holding były „trafione w 100%  to znaczy sprzedawane”. Po zakończonych zeznaniach Henryka D., swoje wyjaśnienia, które rozpoczął na poprzedniej rozprawie dokończył oskarżony Mirosław R. pseudonim „Ryba”.  Tym razem w zeznaniach skupił się na wytykaniu nieścisłości lub braku spójności w zeznaniach świadków oskarżenia. Dowodził, że zarówno Maciej B. jak i Jerzy U. wprowadzają sąd w błąd, a ich zeznania mają na celu osobiste korzyści, to znaczy darowanie pobytu w więzieniu. Mirosław R. swoje wyjaśnienia zakończył stwierdzeniem „ jestem niewinny i proszę o uniewinnienie i nie będę odpowiadał na pytania stron”. Drugi oskarżony Dariusz L., ps. „Lala”, swoje wyjaśnienia przekazał sądowi na piśmie.

Mowy końcowe

Prokurator Tomasz Dorosz rozpoczął swoją mowę od podziękowania sądowi za umożliwienie mu przygotowanie mowy końcowej. To aluzja do okoliczności zamknięcia przewodu sądowego procesu Aleksandra Gawronika, oskarżonego o podżeganie i pomocnictwo w zabójstwie dziennikarza. Proces byłego senatora zakończył się  zupełnie niespodziewanie, ani prokurator, ani oskarżyciel posiłkowy , brat zamordowanego dziennikarza nie byli przygotowani do wygłoszenia mów końcowych przed  ogłoszeniem wyroku, co  stało się 24 lutego, w dzień agresji Rosji na Ukrainę. Były senator został uniewinniony od zarzutów.

W procesie ochroniarzy mowa końcowa prokuratora trwała ponad godzinę i była wielowątkowa. Prokurator podkreślił, że zgromadzony w sprawie materiał dowodowy „jednoznacznie wskazuje, że oskarżeni dopuścili się zarzucanej im zbrodni”. Stwierdził również że sprawa Jarosława Ziętary „to dramat nie tylko osoby. To dramat rodziny, dramat środowiska dziennikarskiego, ale również tak naprawdę dramat państwa”. Nie ma ciała Ziętary, ale to nie znaczy, jak mówił, że do zabójstwa nie doszło. Gdyby kierować się zasadą, że aby stwierdzić zabójstwo, trzeba odnaleźć ciało, byłaby to swoista zachęta dla profesjonalnych zabójców. Chcieliby wręcz likwidować zwłoki. Tak właśnie miało się stać w sprawie Ziętary, którego ciało, zdaniem części świadków, zostało wrzucone do kwasu. „Niewątpliwie Jarosław Ziętara został zamordowany, z tego powodu iż był dziennikarzem. Z tego powodu, iż wykonywał zawód, który dla niego był misją i życiowym powołaniem. Nie będzie to truizmem, czy zbyt wielkimi słowami, przywołanie tego, co jest napisane zarówno na tablicy, która jest umieszczona w Poznaniu na ul. Kolejowej ( miejsce zamieszkania), jak i na symbolicznym grobie Jarosława Ziętary: zginał, gdyż był dziennikarzem. Prokurator także odniósł się bardzo szczegółowo do zgromadzonego w sprawie materiału dowodowego, w szczególności do zeznań kluczowych świadków w tej sprawie, czyli zeznań Jerzego U., który miał widzieć moment porwania Ziętary, oraz zeznań Macieja B. ps. „Baryła”, poznańskiego gangstera, odsiadującego obecnie wyrok dożywocia, który według prokuratury miał być naocznym świadkiem podżegania do zabójstwa dziennikarza.

— Owszem, w zeznaniach Jerzego U. są rozbieżności, ale nie są sprzeczne. Od początku mówił, że składa zeznania w sprawie Ziętary, bo liczy na pomoc w swoich sprawach karnych. Przypomnę też, że był korumpowany i zastraszany przez środowisko Elektromisu. Po wycofaniu zeznań przeciwko Mirosławowi R. i Dariuszowi L. dostał pół miliona złotych. To znaczy pieniądze te firma powiązana z dawnym Elektromisem przekazała spółce jego żony za rzekome usługi doradcze. A to było nieuzasadnione ekonomiczne, by tyle płacić za rzekome usługi. Przypomnę też, że w latach 90., po zniknięciu Ziętary, Jerzy U. dostał od Elektromisu inną pracę. Wtedy ochraniał markety Jumbo. Miał niewielką firmę, tymczasem dostał tak wielkie zlecenie. Tak naprawdę to była chęć zapewniania sobie przez Elektromis jego milczenia ws. porwania dziennikarza — mówił Tomasz Dorosz.

Prokurator swoje poniedziałkowe wystąpienie zakończył stwierdzeniem, że świadkowie porwania Ziętary nie są osobami krystalicznymi. Są to przestępcy, gangsterzy, byli esbecy, ludzie z półświatka. To efekt tego, że młody poznański reporter na początku lat 90. wszedł w temat dotyczący takiego właśnie środowiska. Trudno więc szukać świadków wśród osób o życiorysie nieskalanym przestępstwami. Na koniec wniósł o uznanie oskarżonych winnymi zarzucanych im czynów i wymierzenie im kar po 25 lat pozbawienia wolności, a także środka karnego w postaci pozbawienia praw publicznych na okres 10 lat oraz obciążenia oskarżonych kosztami postępowania w całości.

Oskarżyciel posiłkowy Jacek Ziętara

Moi rodzice stracili syna, a ja brata. Mój ojciec zwracał się do organów państwowych o pomoc. Niestety policja i prokuratura długo nie były zaangażowane. Działały tak, jakby im ktoś zaciągnął hamulec. Ludzie, którzy mieli pomóc, albo zwyczajnie się bali, albo byli uwikłani w układy. Panowało przekonanie, że lepiej się w tę sprawę nie mieszać. Państwo polskie i my jako rodzina przegraliśmy już tę sprawę. Ciała Jarka nie ma, zbrodniarze chodzą na wolności – mówił brat zamordowanego dziennikarza. Oczywiście, gdyby udało się nawet tę sprawę wyjaśnić po kilku dniach, nic nie przywróciłoby życia Jarkowi, bo ta tragedia już się wydarzyła. Ale mielibyśmy poczucie jakiejś elementarnej sprawiedliwości, a moim rodzicom zaoszczędzono by przynajmniej części cierpień – powiedział. – Póki co przestępcy, którzy wydali wyrok na mojego brata, triumfują. Dodał również, że zdaje sobie sprawę, iż ta sprawa nie jest prosta, a osoby winne śmierci Jarka postarały się o najważniejszą rzecz – zabrakło najważniejszego dowodu w sprawie, czyli ciała Jarka. – Co zbrodniarze z nim zrobili, jak się z nim obeszli, to słyszeliśmy z zeznań świadków. Upływający czas też nie jest sprzymierzeńcem w tej sprawie. Niełatwo jest rozróżnić w zeznaniach świadków co jest prawdą, a co celowym, lub nieumyślnym wprowadzaniem w błąd. Ale jest pytanie, czy trudności w sprawie czynią ją niemożliwą do rozwiązania? – Myślę, że nie. Jacek Ziętara wniósł o uznanie oskarżonych winnymi i o sprawiedliwy wyrok.

Adwokat Agata Michalska – Olek, obrońca Dariusza L., ps. Lala zaznaczyła, że zarzuty przedstawione jej klientowi są bezzasadne i chybione, a akt oskarżenia nie opiera się na żadnych dowodach. Jej klienta nie było w sądzie. Pojawił się tylko na pierwszej rozprawie, ponad trzy lata temu. Adwokat wyjaśniła, że to ze względu na pracę zawodową. Mecenas szczegółowo odniosła się do zeznań kluczowych świadków, podkreślając, że są one „wewnętrznie sprzeczne i nie korelują z zeznaniami innych świadków”, a także że „nie mają żadnego waloru wiarygodności”. Mecenas  wskazywała, że przy tak „poważnych zarzutach nie może być wątpliwości, nieścisłości”, nie tylko w odniesieniu do zeznań świadków, ale i całego materiału dowodowego. Adwokat  Michalska-Olek wniosła o wydanie wyroku uniewinniającego wskazując, że prokuratura „nie wykazała ani zamiaru, ani motywu, ani zasadności zarzutów”. Przekazała także sądowi sporządzone pisemnie wyjaśnienia oskarżonego Dariusza L., w którym oskarżony podkreśla, że jest niewinny i prosi o uniewinnienie.

Mowy końcowe będą kontynuowane w Sądzie Okręgowym w Poznaniu 19 października.

Fot. Aleksandra Tabaczyńska

Przegrana byłego RPO Adama Bodnara w sporze z UOKiK. Decyzja sądu zbieżna ze stanowiskiem CMWP SDP

CMWP SDP odnosiło się do tej sprawy wielokrotnie konsekwentnie podkreślając, iż zakup wydawnictw Polska Press przez PKN Orlen nie narusza w żaden sposób realizacji zasady wolności słowa demokratycznego państwa. Dziś to stanowisko potwierdził Sąd Okręgowy w Warszawie rozpatrując odwołanie Rzecznika Praw Obywatelskich dotyczące tej transakcji. 

W Sądzie Okręgowym w Warszawie, podczas jawnej rozprawy w środę 7. czerwca, sędzia Witold Rękosiewicz oddalił odwołanie Rzecznika Praw Obywatelskich od decyzji prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów w sprawie zgody na zakup Polski Press przez PKN Orlen. Wyrok jest nieprawomocny i sędzia poinformował pełnomocników RPO, że warunkiem odwołania jest dotrzymanie ustawowego terminu jego złożenia.

W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia stwierdził: Odwoływanie się przez stronę powodową do okoliczności o charakterze wyższym, czyli wolności prasy, pluralizmu i tak wskazywanego przez stronę powodową dostępu konsumentów do wolnych mediów – cóż, w tym zakresie, na gruncie stosunków konkurencyjnych to rynek powinien zdecydować, czy konsumenci będą, czy nie będą nadal korzystać z tej prasy wydawanej przez Polska Press.

Warto przypomnieć, że na początku marca zeszłego 2021 RPO odwołał się do Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów od decyzji prezesa UOKiK w sprawie zgody na koncentrację polegającą na przejęciu przez PKN Orlen kontroli nad Polska Press. Prezes UOKiK zgodził się na przejęcie Polska Press przez PKN Orlen na początku lutego ub.r. RPO w swym odwołaniu chciał, by sąd uchylił zgodę prezesa UOKiK.

Z kolei, w związku z wydaniem w dniu 8 kwietnia 2021 roku przez Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumentów w Warszawie  postanowienia, na mocy którego wstrzymano wykonanie decyzji Prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów z dnia 5 lutego 2021 do czasu rozpoznania odwołania na w/w decyzję prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów oraz toczącym się postępowaniem sądowym zainicjowanym zaskarżeniem przedmiotowej decyzji, Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP przesłało do Sądu (5 maja b.r.)  swoją opinię w tej sprawie działając w charakterze amicus curiae (przyjaciela sądu). CMWP SDP  objęło tę sprawę monitoringiem pod kątem przestrzegania praw człowieka i obywatela, w szczególności w zakresie wolności słowa oraz swobody mediów.

Na przełomie maja i czerwca zeszłego roku swoje stanowisko w tej sprawie skierował do sądu PKN Orlen. Wskazał, że odwołanie RPO od decyzji prezesa UOKiK jest w całości bezzasadne i winno zostać odrzucone, a nawet przy uznaniu jego dopuszczalności sąd powinien je oddalić. O oddalenie odwołania wnosił też UOKiK.

CMWP SDP odnosiło się do tej sprawy wielokrotnie konsekwentnie podkreślając, iż zakup wydawnictw Polska Press przez PKN Orlen nie narusza w żaden sposób realizacji zasady wolności słowa demokratycznego państwa. Nasze stanowisko opublikowaliśmy na stronie internetowej cmwp.sdp.pl, gdyż Sąd nie zgodził się na przyjęcie do akt sprawy opinii amicus curiae przesłanej przez Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP.

Więcej na ten temat TUTAJ TUTAJ.

Sprawa zabójstwa red. Jarosława Ziętary. Przedostatnia rozprawa w procesie byłych ochroniarzy Elektromisu

Prawie dwa miesiące temu sędziowie Sądu Okręgowego w Poznaniu, zapowiedzieli zbliżające się zakończenie procesu dwóch byłych ochroniarzy holdingu Elektromis, Mirosława R., ps. „Ryba” i Dariusza L., ps. „Lala”, których oskarżeni są  o porwanie, pozbawienie wolności i pomocnictwo w zabójstwie Jarosława Ziętary. Do zakończenia ich procesu pozostało tylko przesłuchanie ostatniego świadka, wyjaśnienia oskarżonych oraz mowy końcowe stron. Sprawa jest objęta obserwacją CMWP SDP, które na sali sądowej reprezentuje red. Aleksandra Tabaczyńska.

W piątek, 13 maja rozprawę rozpoczęło przesłuchanie zapowiedzianego świadka.  To 61 letni Eligiusz M., sąsiad i znajomy oskarżonego Ryby. Zeznał on, że obaj z rodzinami mieszkali na jednym osiedlu, a ich dzieci chodziły do tej samej szkoły. Sam nie miał w zwyczaju uczestniczyć regularnie w rozpoczęciach czy zakończeniach roku szkolnego i nie wie czy 1 września 1992 roku, czyli w dzień porwania Jarosława Ziętary, oskarżony zaprowadzał swoje dziecko do szkoły czy nie. Stwierdził jedynie, że szkoła była bardzo blisko, nie trzeba było nawet przechodzić ulicy, więc droga do niej była bezpieczna. Bliższe relacje były między żonami mężczyzn, gdyż dzieci były w zbliżonym wieku, w jednej szkole i obie panie „przez chwilę nie pracowały”. Świadkiem, który wcześniej dał alibi Mirosławowi R. na czas porwania, była właśnie żona Eligiusza M.

Po zakończeniu zeznań M., sędzia Katarzyna Obst ogłosiła, że sąd dopuścił z urzędu między innymi ekspertyzę biegłego sądowego psychologa Marcina Siedleckiego. Biegły uczestniczył w procesie Aleksandra Gawronika i oceniał wiarygodność świadka oskarżenia Macieja B. ps. Baryła. Warto przypomnieć, że podczas rozpraw biegły ostro, żeby nie powiedzieć obcesowo, zwracał się zarówno do prokurator Elżbiety Bara, jak i samego Macieja B. Proces Aleksandra Gawronika zakończył się 24 lutego br., nieoczekiwanie zarówno dla oskarżycieli i śledzących sprawę dziennikarzy, uniewinnieniem byłego senatora. Sąd zakwestionował wiarygodność wszystkich świadków oskarżenia. Sądu nie przekonały też opinie innych biegłych psychologów potwierdzających wiarygodność „Baryły”. Nie należała do nich ekspertyza Siedleckiego.

Następnie głos zabrał oskarżony Mirosław R. Obrońcy wskazali, że jedynie R. będzie składał wyjaśnienia bowiem Dariusz L. z tego prawa rezygnuje. Ponad 60 letni były ochroniarz Elektromisu swoje oświadczenie rozpoczął od słów:

– Jestem niewinny. Nie mam z tą sprawą nic wspólnego. Nigdy nie widziałem Jarosława Ziętary. Nikt mnie nie nakłaniał. Nie popełniłem żadnego przestępstwa, a nawet wykroczenia. Jestem byłym policjantem.

Po tych tezach, przystąpił do kwestionowania i negowania zeznań dwóch świadków oskarżenia: Jerzego U. oraz Macieja B. „Ryba” zakwestionował niemal wszystko, co obaj świadkowie zeznali w śledztwie i powiedzieli przed sądem.

– Każdy, kto wczyta się w akta tej sprawy, zobaczy, że sprawa jest naciągana. Bez żadnych dowodów oskarża się niewinne osoby. Główni świadkowie B. i U. to kryminaliści, którzy dla własnych korzyści zaczęli wymyślać przed prokuratorem swoje wersje, a kiedy nie pokrywały się, zaczęli je wycofywać i modyfikować, by były ze sobą spójne – mówił oskarżony.

Mirosław R., holding Elektromis przedstawił jako niemal wzorcowo działającą pod względem prawnym firmę, a jej pracownicy mieli nigdy nie popełniać żadnych przestępstw. W kolejnych zdaniach oskarżył prokuratora Piotra Kosmatego oraz jednego z policjantów Archiwum X, a także redaktora Krzysztofa M. Kaźmierczaka o przygotowywanie świadków do składania fałszywych zeznań. Kaźmierczak, który był na sali podczas rozprawy, komentując to co usłyszał pod swoim adresem, stwierdził, że w tej sytuacji, rozważy kroki prawne. Po dwóch godzinach wygłaszania oświadczenia sąd zarządził przerwę. Okazało się bowiem, że Mirosław R, odczytał zaledwie 16 stron z 64 stron przygotowanej mowy. Mecenas Wiesław Michalski zapewnił, że jego klient zakończy swoje wystąpienie w ciągu następnej godziny. Tak się jednak nie stało, oskarżony przekroczył zapowiedziany czas i mówił dalej. W tej sytuacji sąd przerwał posiedzenie, które odroczył do 12 września br.

Po rozprawie, oświadczenie Ryby skomentował również oskarżyciel posiłkowy, brat zamordowanego dziennikarza,  Jacek Ziętara : – Oskarżony ma prawo się bronić, więc nie zaskakuje mnie to, co mówi. Jego idealny obraz Elektromisu jest jednak zdumiewający. Przecież o nieprawidłowościach w tej firmie szeroko informowały przed laty media, było wtedy też śledztwo i proces


Jarosław Ziętara urodził się w Bydgoszczy w 1968 r. Był absolwentem Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Pracował w radiu akademickim, współpracował z Gazetą Wyborczą, tygodnikiem Wprost i z Gazetą Poznańską. Ostatni raz widziano go 1 września 1992 r. Rano wyszedł z domu do pracy, ale nigdy nie dotarł do redakcji Gazety Poznańskiej.  W 1999 r. został uznany za zmarłego. Ciała dziennikarza do dziś nie odnaleziono.

Fot. Aleksandra Tabaczyńska

Gawronik uniewinniony od zarzutu podżegania do zabójstwa dziennikarza Jarosława Ziętary. Szczegóły rozprawy i wyroku

Wyroków się nie komentuje. Podobno. Nie dano mi przygotować się do mowy końcowej, sąd uniemożliwił też przesłuchanie dodatkowych świadków. Jestem tym zszokowany. To, co się dzisiaj wydarzyło w sądzie, to skandal. Nie chodzi o sam wyrok, ale o przebieg rozprawy. Czuję bezsilność, jest mi po prostu przykro – powiedział dziennikarzom Jacek Ziętara, brat zamordowanego w 1992 r. dziennikarza Jarosława Ziętary pytany o komentarz do wyroku uniewinniającego byłego senatora Aleksandra Gawronika od zarzutu podżegania do zabójstwa dziennikarza Jarosława Ziętary.  Wczoraj 24 lutego Sąd Okręgowy w Poznaniu nieoczekiwanie dla obserwatorów i prokuratury zakończył proces byłego senatora Aleksandra Gawronika i od razu ogłosił wyrok, stwierdzając, że jest on niewinny. Publikujemy relację red. Aleksandry Tabaczyńskiej , obserwatora CMWP SDP z przebiegu tej rozprawy i ogłoszenia wyroku. 

To miał być kolejny dzień procesu, w którym oskarża się Aleksandra Gawronika o podżeganie i pomocnictwo w zabójstwie 24. letniego dziennikarza Gazety Poznańskiej, Jarosława Ziętary. W czwartek 24 marca stawił się tylko jeden świadek, choć umieszczona przed salą wokanda nie zawierała żadnej treści, poza sygnaturą sprawy, składem sędziowskim godziną rozpoczęcia i numerem sali. Tym świadkiem była Janina S.

Janina S. to blisko 90. letnia wdowa po dziennikarzu Ekspresu Poznańskiego i Gazety Poznańskiej o pseudonimie Zbigniew Żuk. Janina S. znała oskarżonego „z telewizji”, ale nie wiedziała o co jest oskarżony w tej sprawie. Zeznała, że nieżyjący mąż znał zamordowanego dziennikarza osobiście i miał go ostrzegać przed niebezpieczeństwem. Niebezpieczeństwo groziło ze strony, jak to nazwała, „białych rękawiczek”. Janina S. zeznawała blisko godzinę. Obserwujący rozprawę dziennikarze nie mają jednak wątpliwości, że nie posiadła ona żadnej wiedzy dotyczącej śmierci Jarosława Ziętary. Warto uzupełnić, że jej przesłuchanie było inicjatywą samego sądu, a nie stron i poświęcono jej i czas i uwagę.  Następnie prokurator Piotr Kosmaty podtrzymał wniesiony wcześniej wniosek o konfrontację red. Marka Króla z byłym szefem Elektromisu Mariuszem Ś. Król w swoich wcześniejszych zeznaniach obalał wiarygodność Ś. i samego oskarżonego w kontekście ich znajomości, która według prokuratury trwała co najmniej od 1990 roku czyli jeszcze przed uprowadzeniem Ziętary, a nie jak deklarują Ś. i Gawronik dopiero od 1997 roku. Prokurator złożył również wniosek o powołanie nowego świadka. Miał to być Henryk J., który pracował dla szefa Elektromisu i miał potwierdzić znajomość obu mężczyzn w 1990 roku. Udowodnienie tej znajomości byłoby bardzo ważne dla motywów tej zbrodni. Po tych wnioskach sędzia Joanna Rucińska  zarządziła godzinną przerwę

„Zamykam proces”

Po przerwie sąd odrzucił wszystkie złożone w tej sprawie wnioski. Zarówno te które wpłynęły 24 lutego br. czyli w dzień rozprawy jak i wcześniejsze złożone przez obie strony. Uznał, że zmierzają one do przeciągania procesu. Gawronik między innymi domagał się udostępnienia akt więziennych dotyczących głównego świadka oskarżenia Macieja B. oraz listę odwiedzających go osób. Sędzia odczytała również pismo z jednego z więzień, w którym osadzony przyznaje się do znajomości z Jarosławem Ziętarą i chciałby zeznawać. Po czym ku zaskoczeniu prokuratora, oskarżyciela posiłkowego, Aleksandra Gawronika i jego obrońcy oraz śledzących – trwające od 2016 roku postępowanie – dziennikarzy, wybrzmiały słowa: zamykam proces. Następnie przewodnicząca składu sędziowskiego zwróciła się do prokuratora Piotra Kosmatego, aby ten wygłosił mowę końcową. Prokurator poprosił o odroczenie procesu, w celu przygotowania się do tej bardzo ważnej czynności. Wcześniej zapowiadał, że będzie potrzebował na jej wygłoszenie kilku godzin. Wniosek poparł i zwrócił się o to samo Jacek Ziętara, oskarżyciel posiłkowy, brat Jarosława. Sędzia zarządziła kolejną 5 minutową przerwę, po której ogłosiła, że wnioski zostały oddalone.

Mowy końcowe

Sześć lat procesu zostało podsumowane czterema kilkuminutowymi i komponowanymi na gorąco mowami końcowymi.

Prokurator Piotr Kosmaty wniósł o uznanie Aleksandra Gawronika winnym i zażądał 25 lat pozbawienia wolności twierdząc, że dowody zebrane w sprawie są spójne i wskazują, że oskarżony dopuścił się zarzucanego mu czynu.

– W tej sprawie wielokrotnie spotkałem się z zarzutem, że świadkowie są niewiarygodni, że byli karani za różne przestępstwa. Ale to nie było seminarium duchowne, świadkowie pochodzili z takiego właśnie środowiska. Są mocne dowody na to, że Aleksander Gawronik podżegał do zabójstwa dziennikarza. Pamiętam, że na początku sprawy pan oskarżony mówił, że przyprowadzi Ziętarę żywego, że go znajdzie, ale jakoś do tego nie doszło — dowodził prokurator Piotr Kosmaty.

Jako drugi głos zabrał Jacek Ziętara, który ubolewał że sąd nie dał mu szansy na przygotowanie się do mowy końcowej.

Przed laty moi rodzice przeżyli tragedię. Został zabity ich syn, a mój brat. Ponieśliśmy klęskę, bo państwo polskie nie pomagało nam w wyjaśnieniu sprawy. Mój ojciec walczył, ale panowała dziwna zmowa milczenia, zwłaszcza w Poznaniu. To wszystko, co potem udało się ustalić prokuraturze krakowskiej, uważam za wystarczające. Jarka nie ma, jego ciała również, to „zasługa” tych zbrodniarzy, którzy postarali się, aby nie było najważniejszego dowodu, czyli zwłok. Proszę sąd o sprawiedliwy wyrok — mówił Jacek Ziętara.

Mecenas Paweł Szwarc, wniósł o  uniewinnienie Aleksandra Gawronika, twierdząc, że nie ma stuprocentowych dowodów, że Ziętara nie żyje. Ponadto jego klient nie miał motywu do podżegania do zamordowania Jarosława oraz żadnych związków z holdingiem Elektromis. Na temat samego zamordowanego dziennikarza wypowiadał się lekceważąco, deprecjonując jego osobę i działalność.

— Nie ulega wątpliwości, że organy ścigania cierpią na swego rodzaju traumę. Dotyczy to trzech spraw: Ziętary, zabójstwa generała Papały oraz małżeństwa Jaroszewiczów. Ta trauma powoduje chęć odniesienia sukcesu za wszelką cenę. Co roku ginie w Polsce kilka tysięcy osób, niektóre się potem odnajdują i nie chcą mieć kontaktów z rodziną. Co prawda wiele wskazuje, że Jarosław Ziętara mógł paść ofiarą przestępstwa, ale nie ma dowodów wykluczających, że na przykład popełnił samobójstwo. Z akt wiemy, że miał różne zachowania. Poza tym on nie był wybitnym dziennikarzem. Gdyby przyjąć założenie, że Aleksander Gawronik oraz szef Elektromisu, którego duch unosi się nad tym procesem, mieliby obawiać się Ziętary, to tu pojawia się pierwsza rafa dla aktu oskarżenia. Motyw. Gdzie jest motyw? Co takiego miałby wykryć Ziętara? Na czym polegały rzekome wspólne interesy pana Gawronika i Mariusza Ś.? Przecież oni handlowali różnymi artykułami. Cały akt oskarżenia wisi w próżni, to beletrystyka. (…) Twierdzenia głównego świadka „Baryły” to kłamstwa. Zmieniał swoje zeznania jak rękawiczki. Poza tym on był wtedy 18-letnim gówniarzem, „Baryła” był nikim. Gawronik miałby przy nim mówić o zabiciu Ziętary [podczas narady w Elektromisie]? Przecież to skrajnie niewiarygodne — przekonywał obrońca Paweł Szwarc.

Oskarżony Aleksander Gawronik również domagał się dla siebie uniewinnienia. Podobnie jak obrońca dyskredytował nieżyjącego Jarosława Ziętare, a nawet przekonywał że żyje. Aby to udowodnić – jak twierdzi -wystarczy na przykład ustalić jego numer telefonu, nagrać jego głos i porównać z głosem z audycji sprzed lat.

— Nie wiem czy pan Ziętara cieszyłby się, gdybym zadzwonił do niego i zapytał czy chce zeznawać, jeśli żyje na innym kontynencie. To można sprawdzić w trzy miesiące, wystarczy tylko chcieć — mówił Gawronik w mowie końcowej.

Po czym przekazał sądowi, co jest niespotykane po zakończeniu przewodu sądowego – gdyż nie można już nic włączać do materiału dowodowego – płytę na której miał być nagrany głos Jarosława Ziętary oraz wielostronicowe, spięte jakieś materiały papierowe. Sąd przyjął i płytę i druki.

Werdykt

Po zakończeniu mów końcowych sąd zarządził przerwę na naradę. Choć proces trwał sześć lat, dokumentacja to tomy akt jawnych i niejawnych, godziny przesłuchiwanych świadków podczas licznych rozpraw, na naradę przed ogłoszeniem wyroku i po wysłuchaniu stanowiska stron wystarczyło 20 minut.

Po przerwie sędzia Joanna Rucińska wydała wyrok uniewinniający Aleksandra Gawronika. Właściwie można przypuszczać, że rozstrzygnięcie zaplanowano jeszcze przed ostatnia rozprawą. Sędzia bowiem odczytała obszerne, kilkukartkowe uzasadnienie. Sąd zakwestionował wiarygodność wszystkich świadków oskarżenia. Podobnie sąd potraktował wskazujące na wiedzę oskarżonego o zabójstwie wyniki ekspertyz wariografem. Sądu nie przekonały też opinie niektórych biegłych psychologów. Z kolei ci świadkowie, których wiarygodności sąd nie podważał, zdaniem składu orzekającego nie wypowiadali się na temat samego zarzutu stawianego Gawronikowi.

Prokurator nie wykazał, aby oskarżony był sprawcą zarzucanego mu czynu, czego skutkiem musiało być wydanie wyroku uniewinniającego Aleksandra Gawronika.

Wyrok jest nieprawomocny. Złożenie apelacji zapowiedział prokurator oraz oskarżyciel posiłkowy.

Piotr Kosmaty i Jacek Ziętara byli nie tylko zaskoczeni tempem i obrotem sprawy, ale także zgnębieni czemu dali wyraz po wyjściu z sali.

– Wiedziałem, że w Poznaniu nie będzie łatwo, ale nie spodziewałem się tego, co dziś nastąpiło. Nie zgadzam się z taką oceną materiału dowodowego jaką przedstawił sąd. Są niewątpliwie dowody na winę oskarżonego. Z pewnością złożę apelację. Będę walczył do końca. – zapowiedział prokurator

Wyroków się nie komentuje. Podobno. Nie dano mi przygotować się do mowy końcowej, sąd uniemożliwił też przesłuchanie dodatkowych świadków. Jestem tym zszokowany. To, co się dzisiaj wydarzyło w sądzie, to skandal. Nie chodzi o sam wyrok, ale o przebieg rozprawy. Czuję bezsilność, jest mi po prostu przykro – po długim milczeniu powiedział dziennikarzom Jacek Ziętara.


Komentarz obserwatorki CMWP SDP Aleksandry Tabaczyńskiej

To czego świadkami byli dziennikarze w poznańskim Sądzie Okręgowym można określić kolejną porażką polskiego sądownictwa. Podczas rozprawy obrażano nieżyjącego 24 letniego reportera, ofiarę tortur i zbrodni, który własnym życiem przypłacił dziennikarską wiedzę. Niestety swoich ustaleń nie zdążył jednak opublikować. Ten fakt pozwolił także na próbę ośmieszenia publikacji Krzysztofa M. Kaźmierczaka, zarzucając im beletrystyczny charakter, którym miał się posiłkować prokurator. Dziwi też fakt, hurtowego odrzucenia wszystkich wniosków uzasadniając to przedłużaniem procesu. Sprawa rozpoczęła się w 2016 roku i na pewno nie z winy oskarżycieli trwała aż 6 lat. Oburza też zupełny brak możliwości przygotowania się stron do mów końcowych. Dziwi bardzo to nagłe przyspieszenie i wydanie wyroku po 20 minutowej naradzie oraz obszerne spisane na maszynie uzasadnienie, które nie mogło powstać wciągu narady.

 

Fot. Aleksandra Tabaczyńska

Gawronik uniewinniony. Nieoczekiwane zakończenie procesu byłego senatora

Były senator Aleksander Gawronik, oskarżony o podżeganie do zabójstwa dziennikarza Jarosława Ziętary został  uniewinniony  przez Sąd Okręgowy w Poznaniu.  Ku zaskoczeniu obserwatorów i prokuratury sędzia  Joanna Rucińska zamknęła proces, przeszła do mów końcowych i ogłosiła wyrok – uniewinniony. Proces  Aleksandra Gawronika trwał  6 lat. Wyrok nie jest prawomocny.

Proces byłego senatora Aleksandra Gawronika (zgodził się na publikację pełnego nazwiska) toczył się przed poznańskim Sądem Okręgowym od stycznia 2016 roku.  W akcie oskarżenia zarzucono mu, iż „chcąc, aby inne osoby dokonały porwania, pozbawienia wolności, a następnie zabójstwa Jarosława Ziętary, w związku z jego zawodowym zainteresowaniem i planowanymi publikacjami dotyczącymi tzw. szarej strefy gospodarczej, nakłaniał do tego ustalonych pracowników ochrony firmy Elektromis, w szczególności w ten sposób, że podczas prowadzonej z nimi rozmowy, dotyczącej wpływu na postawę Jarosława Ziętary, stwierdził: on ma być skutecznie zlikwidowany”.

Były senator nie przyznawał się do winy. Nic nie zapowiadało, że podczas rozprawy 24 lutego b.r. zostanie ogłoszony wyrok w tym trwającym 6 lat procesie.  Zaskoczony koniecznością wygłoszenia mowy końcowej prokurator Piotr Kosmaty podkreślał jedynie, iż dowody zebrane w trakcie procesu są spójne i wskazują na to, że oskarżony dopuścił się zarzucanego mu czynu. Brat zamordowanego dziennikarza, Jacek Ziętara apelował o sprawiedliwy wyrok. Obrońca byłego senatora podkreślił z kolei, iż Aleksander Gawronik nie miał motywu do podżegania do zabójstwa dziennikarza, podważał także zeznania świadków w tej sprawie.

Sprawa była objęta monitoringiem Centrum Monitoringu Wolności Prasy  SDP.

Ogłoszenie wyroku TUTAJ

Fot.. Aleksandra Tabaczyńska

Zeznania red. Marka Króla w tzw. procesie ochroniarzy oskarżonych o pomoc w zabójstwie red. Jarosława Ziętary

Trzech kolejnych świadków zeznawało 3 lutego przed Sądem Okręgowym w Poznaniu w tak zwanym „ procesie ochroniarzy”. Pierwszy to Marek Król, dziennikarz, były redaktor naczelny tygodnika „Wprost” , który podtrzymał wszystkie, złożone do tej pory informacje. Kolejny to emerytowany policjant Marek M. który w swoich zeznaniach zasłonił się niepamięcią, a trzeci to świadek incognito, który oświadczył, że nie ma żadnej wiedzy w sprawie zabójstwa Jarosława Ziętary.

Sąd Okręgowy w Poznaniu, w czwartek 3 lutego 2022 kontynuował proces przeciw dwóm byłym ochroniarzom nieistniejącej już firmy Elektromis. Mirosława R., ps. „Ryba”, i Dariusza L., ps. „Lala”, oskarża się o uprowadzenie, pozbawienie wolności i pomocnictwo w zabójstwie dziennikarza Gazety Poznańskiej Jarosława Ziętary. Mężczyźni nie przyznają się do winy. Proces trwa już cztery lata.  Od  początku czyli od 2019 r. jest objęty obserwacją Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, w imieniu którego w rozprawach uczestniczy red. Aleksandra Tabaczyńska.

Pierwszy tego dnia świadek, to dziennikarz Marek Król, były właściciel i redaktor naczelny tygodnika Wprost. Zapytany, czy chciałby cokolwiek powiedzieć w sprawie, poprosił o odczytanie swoich zeznań, które złożył w procesie byłego senatora Aleksandra Gawronika, oskarżonego o pomocnictwo i podżeganie do zabójstwa Jarosława Ziętary. Te zeznania dotyczyły spotkania byłego senatora z red. Królem w 1994 roku, w efekcie czego została przydzielona dziennikarzowi ochrona BOR. Sędzia sprawozdawca, Sławomir Szymański odczytał protokół z 4 marca 2021 roku, które Marek Król w całości potwierdził. Relację z tych zeznań publikowaliśmy 8 marca 2021 r. (TUTAJ).

Marek Król uściślił jeszcze informację, że wiek córki wymieniony w zeznaniach to nie 7 lat, tylko 14 lat. Zeznał także : przedmiotem naszych [ Wprost ] zainteresowań był bank [ chodzi o Bank Posnania, założony przez Mariusza Ś., twórcę Elektromisu. Bank upadł w 1995 roku.] i jego nadmuchany kapitał, który miał się nijak do jego możliwości finansowych. W tym banku oszczędności mieli mieszkańcy Poznania. Ś. mówił, że przez nasze teksty, Poznaniacy plują mu pod nogi. Był z tego bardzo niezadowolony.

Jako drugi przed sądem stanął 62. letni Marek M., emerytowany policjant, który pod koniec lat 90. został kierownikiem Sekcji Poszukiwań i Identyfikacji Osób Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu. Przejął on wtedy nadzór nad czynnościami wykonywanymi w sprawie Jarosława Ziętary. Było to już kilka lat po zgłoszeniu zaginięcia dziennikarza i według świadka, jego aktywność ograniczała się do weryfikowania nowych informacji. Te spływały – albo z jednostek albo anonimowo na komendę.- Dodał, że każda wykonywana czynność policyjna była dokumentowana, a „teczka dotycząca poszukiwań powinna być w archiwum KWP„. M. powiedział również: kiedy przejąłem tę sprawę, to jeśli chodzi o Policję, to już były czynności zakończone. Zapoznawałem się tylko z materiałami operacyjnymi, a nie procesowymi. (…) Wiem, że sprawa się toczy z przekazów medialnych.

Nie pamiętał jakie anonimowe informacje wpłynęły w związku ze sprawą Jarosława Ziętary. Zapytany o Macieja B. pseudonim Baryła, świadka oskarżenia, Przemysława C. i innych a nawet sam wątek firmy Elektromis, były policjant również zasłonił się niepamięcią oraz tym że już od 2009 roku jest na emeryturze. Warto dodać, że według Krzysztofa M. Kaźmierczaka, który tego dnia przysłuchiwał się wraz z innymi dziennikarzami zeznaniom, Marek M. nie mówi prawdy. Zajmował się sprawą Ziętary znacznie wcześniej, już w pierwszej połowie lat 90. I prowadził nie tylko poszukiwania zaginionego. Był bowiem członkiem specjalnej grupy policyjnej powołanej w październiku 1994 roku z polecenia szefa MSW, Andrzeja Milczanowskiego. Grupa ta działała w czasie, gdy trwały czynności procesowe, czyli prokuratorskie. Pierwsze śledztwo w sprawie Ziętary umorzono dopiero pół roku później.– wyjaśnił Kaźmierczak

Kolejne dwie osoby nie stawiły się przed sądem i jako ostatni przesłuchany został świadek incognito. Zeznawał on za pośrednictwem szyfrowanego połączenia telefonicznego, by nie ujawnić wizerunku. Świadek znajdował się w pokoju przesłuchań sam, potwierdził to koordynator, nie korzystał z notatek. Miał przy sobie jedną kartkę, zapisaną odręcznym pismem. Sąd pouczył jedynie świadka odnośnie składania fałszywych zeznań, gdyż strony nie zwróciły się o jego zaprzysiężenie.

Zanim zadano mu pierwsze pytanie, poprosił o możliwość złożenia oświadczenia. – Nigdy nie pracowałem i nie byłem pracownikiem Elektromisu. Nie miałem żadnych kontaktów z firmą Elektromis, ani z nikim zatrudnionym przez Elektromis. Wiedza jaką posiadam na temat sprawy pochodzi z prasy i telewizji. Dlatego uważam, że mój udział w sprawie jest bezprzedmiotowy.

Sędzia Katarzyna Obst stwierdziła, że to już oceni sąd. Mężczyzna zeznał, że ma 74 lata, wyższe wykształcenie i do 1990 lub 1991 pracował jako funkcjonariusz w Wojewódzkim Urzędzie Spraw Wewnętrznych. W dalszych zeznaniach stwierdził, że wszystko co wie na temat zamordowanego dziennikarza pochodzi z mediów oraz, że nie został w tej sprawie wcześnie przesłuchany, gdyż jak stwierdził, nic nie podpisywał. Świadkowi odczytano protokół z 2 grudnia 2014 roku, w którym składa zeznania przed prokuratorem Piotrem Kosmatym:  to była luźna rozmowa, tak uważam. Rozmawiałem z Piotrem Kosmatym, prokuratorem, ale w mojej ocenie nie podpisywałem protokołu. (…) Jestem pewien, że nic poza oświadczeniem o zachowaniu tajemnicy nie podpisywałem.

W toku dalszych pytań, okazało się że ta „luźna rozmowa”, odbyła się w siedzibie prokuratora, świadek stawił się na pisemne wezwanie, w którym widniał art. 148 KK, dotyczący zabójstwa. Prokurator Tomasz Dorosz zwrócił się do sądu o sprawdzenie czy faktycznie w protokole zeznań nie ma podpisu świadka. Z kolei obrońca Wiesław Michalski wnioskował o usunięcie statusu świadka incognito, gdyż to, że osoba jest znana w danym środowisku nie wyczerpuje przesłanek do nadania tego statusu. Same zeznania świadka incognito, w ocenie obserwatora – były chaotyczne, mężczyzna mieszał osoby, pseudonimy, wydarzenia i jak sam zastrzegał oparte na szeptach, półsłówkach i plotkach. A to co wiem od źródła, to wiedza nie potwierdzona.  Trudno więc zrelacjonować, gdyż świadek wycofywał się ze swoich słów, zasłaniał niepamięcią, a ostatecznie próbował nawet zakwestionować własne przesłuchanie.

 

Fot. Aleksandra Tabaczyńska

Podsumowanie styczniowych procesów dotyczących zabójstwa red. Jarosława Ziętary

Zeznania kolejnych trzech świadków, jedna rozprawa odwołana i przełożona na luty – to bilans postępowania sądowego w sprawie zabójstwa w 1992 r. red. Jarosława Ziętary. Sprawa objęta jest monitoringiem CMWP SDP, obserwatorem procesów jest red. Aleksandra Tabaczyńska.

Jarosław Ziętara był dziennikarzem „Gazety Poznańskiej”. 1 września 1992 r. wyszedł z domu do pracy, jednak nigdy nie dotarł do redakcji. Po latach krakowska prokuratura stwierdziła, że 24-letni reporter został porwany i zamordowany. Zdaniem śledczych Ziętara miał zbierać informacje dotyczące holdingu Elektromis, w którym zatrudnienie znajdowali byli funkcjonariusze służb specjalnych i mundurowych PRL-u m.in.  Milicji Obywatelskiej, ZOMO itp. Prawdopodobnie red. Ziętara wpadł na trop działalności prowadzonej przez poznańskich biznesmenów, a związanej z m.in. przemytem papierosów i alkoholu. W 1999 roku Jarosław Ziętara został sądownie uznany za zmarłego. W roku 2016 r prokuratura oskarżyła byłego senatora Aleksandra Gawronika o to, że podczas narady w firmie Elektromis podżegał do zabójstwa Ziętary. Z kolei dwaj byli ochroniarze firmy Elektromis „Ryba” i „Lala” zostali oskarżeni o porwanie dziennikarza i przekazanie go nieustalonym zabójcom. Oskarżeni mężczyźni nie przyznają się do winy.

W styczniu 2022 roku w poznańskim Sądzie Okręgowym zaplanowano dwa posiedzenia w sprawach dotyczących śmierci red. Jarosława Ziętary. Pierwsza sprawa, rozpisana na wtorek 11 stycznia nie odbyła się pomimo stawienia się prokuratora Piotra Kosmatego, oskarżyciela posiłkowego Jacka Ziętary, barta Jarosława oraz oskarżonego o pomocnictwo i podżeganie do zabójstwa dziennikarza, Aleksandra Gawronika wraz z obrońcą. Strony zostały poproszone na salę sądową jednak bez udziału mediów i publiczności. Po krótkim czasie wszyscy wyszli z sali i na korytarzu prokurator Piotr Kosmaty w rozmowie z dziennikarzami powiedział, że ze względu na chorobę członka składu sędziowskiego, rozprawa odbędzie się w lutym.

Z kolei we wtorek, 18 stycznia odbyła się sprawa przeciwko dwóm byłym ochroniarzom nieistniejącej już firmy Elektromis, których oskarża się o pomocnictwo i podżeganie do zabójstwa Jarosława Ziętary. Na rozprawę oprócz stron tym razem też licznie przybyła publiczność, w tym dziennikarze. Zostało wezwanych trzech świadków, wszyscy się stawili i jako pierwszy zeznawał 72 letni Marian K. To do niego w 1992 roku zgłosili się czterej poznańscy dziennikarze z prośbą o pomoc w wyjaśnieniu losów swojego kolegi. Agencja detektywistyczna, której Marian K. był właścicielem po kilku miesiącach zrezygnowała ze sprawy.  Świadek zeznał, że decyzję tę podjął także pod wpływem sugestii współpracowników: – sprawa sięgała wyżej, a my nie mieliśmy środków żeby ją prowadzić. (…) doszliśmy do wniosku, że w sprawę zaangażowana jest służba bezpieczeństwa i dalsze nasze zaangażowanie spowoduje kłopoty.

Dopytywany przez prokuratora czego konkretnie bał się, stwierdził:

– Obawialiśmy się częstych kontroli. Baliśmy się też zastraszania. Zatrudniałem byłych pracowników tych instytucji, więc wiem jak one działały. (…) Zastosowałem taktykę uniku. Nie powiedziałem dziennikarzom o naszych ustaleniach. Gdy padła gdzieś informacja o Opus Dei, podjąłem ten temat, dla spokoju.

W trakcie zeznań z ust świadka padły też słowa o tym, że „Ziętara miał powiązania z rządem”

Zareagował na to sędzia sprawozdawca prosząc by świadek powtórzył to stwierdzenie. Emerytowany detektyw jednak szybko się poprawił i odpowiedział:

miałem na myśli firmę Elektromis i jej kontakty z rządem. Ślady prowadziły do Warszawy. Tu powołał się na swojego informatora ze służb. Następnie przyznał, że jego pracownicy twierdzili, „że Elektromis miał pośredni związek ze zniknięciem Ziętary”. Firma handlowała alkoholem, a Ziętara miał natrafić na ślad przemytu.

-Moi pracownicy doszli do takich wniosków na podstawie zeznań pracowników szefa Elektromisu. Ale to były tylko przesłanki, dowodów nie widziałem — zeznał K. Dodał, że z ustaleń jego biura wynikało, że dziennikarz „został zamordowany i zutylizowany”, w tym miejscu również zaznaczył, że to tylko „przesłanki, bo dowodów nie widział”.

Warto też dodać, że świadek zeznał, iż jeszcze przed uprowadzeniem Ziętary przyjął zlecenie od Elektromisu. Jednak nie powiedział o co chodziło, poinformował tylko, że nie otrzymał zapłaty za wykonaną pracę. Znamienne jest także, że ani razu przed sądem nie użył nazwy UOP posługiwał się słowem służby lub nawet służba bezpieczeństwa.

Jako drugi zeznawał Piotr G., dziennikarz, politolog, który w latach 90. był redaktorem naczelnym tygodnika „Poznaniak” należącego do spółki kontrolowanej przez Elektromis. Podczas zeznań kilka razy stanowczo zaprzeczył, by Elektromis kiedykolwiek na niego w tej sprawie naciskał.

Oświadczył, że podczas swojej pracy dziennikarskiej podejmował ważne śledztwa: w sprawie zabójstwa księdza Jerzego Popiełuszki, Grzegorza Przemyka. Jednak sprawa Jarosława Ziętary była najtrudniejsza. — Gdyby były naciski na mnie w sprawie Jarka Ziętary, na pewno od razu przestałbym kierować tym pismem. Podałbym się do dymisji.

Piotr G. osobiście pisał artykuły o losach Ziętary i spotykał się z jego ojcem Edmundem.

Pan Edmund bardzo szybko był przekonany, że stała się straszna krzywda jego synowi.

Podwładni z kierowanego przez niego tygodnika weszli też w skład grupy śledczej dziennikarzy, którzy na własną rękę szukali sprawców porwania Jarosława Ziętary.

W pierwszym numerze, który się ukazał po uprowadzeniu, zniknięciu Jarka, w okolicy 7 września napisałem, że jak ginie ktoś z taksówkarzy, wszyscy taksówkarze się jednoczą, żeby ująć przestępcę. I naszym obowiązkiem, całego środowiska dziennikarskiego jest postępować w ten sam sposób.

Rozwijając tę myśl zeznał, że w 1995 roku wystąpił na zjeździe Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, gdzie opowiedział o nieznanym jeszcze wtedy losie Jarosława Ziętary, licząc że temat wywoła „wielki front dziennikarski”, jednak w ocenie świadka tak się nie stało. W 1998 roku wysłał na konkurs SDP tekst podpisany przez czterech autorów, który uzyskał wyróżnienie. Podczas rozdania nagród, na sali był obecny premier Jerzy Buzek, bo nagroda była ufundowana – według świadka – przez rząd. Jeden z autorów, Stanisław Rusek, poprosił o uczczenie minutą ciszy zmarłą matkę Jarka. Następnie umówili się na spotkanie z premierem, na które doprosili red. Krzysztofa Kaźmierczaka.

Ostatnim świadkiem była Elżbieta Ł., która osobiście poznała Jarosława Ziętarę. Opowiedziała przed sądem, że w 1991 do firmy „Promyk” prowadzonej przez jej byłego męża przyszedł „młody, przystojny mężczyzna.” To był Jarosław Ziętara, który chciał przeprowadzić wywiad. Gdy ówczesny mąż Ł. zobaczył reportera, „wyszedł z nim za drzwi i po chwili wrócił twierdząc, że to był jego „dawny kolega z więzienia.” Ł. oświadczyła, że w latach 80. były mąż siedział w więzieniu i początkowo mu uwierzyła. Jednak Jarosław Ziętara były wtedy dzieckiem i nie mógłby być „kolegą z więzienia”.  Ł. rozstała się z mężem, bo w firmie „Promyk” „dochodziło do różnych oszustw i psychicznie sobie z tym nie radziłam”. Drugi raz spotkała się z Jarosławem Ziętarą na początku 1992 roku, gdy ten pracował już w Gazecie Poznańskiej.

— Spotkaliśmy się w kawiarni. Był zdziwiony, że odeszłam z dobrze prosperującej firmy. Opowiedział mi wtedy, że w Poznaniu jest kilka firm, które prowadzą nielegalne interesy, na pewno wymienił Elektromis. Ja z kolei pamiętałam, że u nas w „Promyku” byli ludzie z Elektromisu i chcieli, żebyśmy zainwestowali w przemyt alkoholu. Gdy Ziętara zniknął 1 września 1992 r., po kilku dniach spotkałam się z moim byłym mężem. Rozmawialiśmy o alimentach na nasze dzieci. Zapytałam go wtedy, czy wie, że ten dziennikarz zniknął? A on mi na to odpowiedział, że Ziętara wkładał nos w nie swoje sprawy i nie żyje, a mnie czeka to samo — zeznała Elżbieta Ł.

Kolejne rozprawy odbędą się w lutym.

Kontynuując przeglądanie strony zgadzasz się na instalację plików cookies na swoim urządzeniu więcej

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close