SPRAWA JAROSŁAWA ZIĘTARY: W świecie „młodych wilczków”

Październik to dziesiąty miesiąc procesu, który toczy się przed Sądem Okręgowym w Poznaniu w związku z porwaniem i zabójstwem dziennikarza Jarosława Ziętary. Oskarżeni, Mirosława R., pseudonim „Ryba”, i Dariusza L., pseudonim „Lala” to byli ochroniarze holdingu Elektromis. Obu mężczyzn oskarża się o uprowadzenie, pozbawienie wolności i pomocnictwo w zabójstwie poznańskiego dziennikarza, obaj też nie przyznają się do winy.

 

Kolejna rozprawa odbyła się w czwartek, 17. października. Jako pierwszy stawił się Edward P. 57-letni emerytowany milicjant, a następnie policjant. Świadek zeznał, że w latach 90. zajmował się tak zwaną bandytką. W tym czasie w Poznaniu była znana policji grupa dwudziestolatków, która „próbowała przejąć rządy w mieście”. Zbierali oni haracze z dyskotek, lokali, sklepów… W tym czasie świadek rozpracowywał Przemysława C. C. był oskarżony o wrzucenie granatów do jednego z poznańskich sklepów – Big Star. Sprawa zakończyła się skazaniem sprawców i tak C. trafił do aresztu. Podczas przesłuchania dał znać, że ma dużą wiedzę. Zresztą, jak dodał świadek, sprawa z granatem była tylko wierzchołkiem góry lodowej.

 

– Pewnego razu konwojowałem Przemysława C. do aresztu chyba w Szamotułach. Próbowałem go nakłonić do współpracy z policją. Był młody, mógłby liczyć na obniżenie wyroku. Podczas konwoju, w luźnej rozmowie, dał mi do zrozumienia, że grupa przestępców, w której działał, wykonała poważną sprawę dla Elektromisu. Być może była sugestia, że jest to związane z uprowadzeniem dziennikarza, z uprowadzeniem ludzi. Próbowaliśmy podjąć potem działania operacyjne na terenie aresztu, założyć podsłuch i zainspirować rozmowy pod celą.  Ale to trwało tygodniami, a może i miesiącami. C. miał być przenoszony z celi do celi. Byliśmy w tamtym stanie prawym uzależnieni od dobrej woli aresztu. Załatwianie tego podsłuchu trwało stanowczo zbyt długo. Po pewnym czasie pobrałem Przemysława C. z celi. Dał mi do zrozumienia, że nie mamy o czym rozmawiać. Zaczął się śmiać, że jesteśmy za mali na tę sprawę – zeznawał były policjant.

 

Świadka pytano również o Macieja B. pseudonim „Baryła”, który swoimi zeznaniami obciąża oskarżonych. Edward P. tak odpowiedział: – „Baryła” to był młody wilczek świata przestępczego. Nie wykluczam, że z nim rozmawiałem, ale to nie było coś istotnego. W tamtych latach, w okresie 1991-1993, choć nie mam szczególnej pamięci do dat, w Poznaniu utworzyła się grupa młodych osób, które próbowały przejąć „rządy” w mieście. „Baryła” należał do tej grupy.

 

P. potwierdził, że zna drugiego świadka prokuratury Jerzego U. Tu warto przypomnieć, że U. był w UOP i miał być naocznym świadkiem porwania dziennikarza przez oskarżonych 1 września 1992 roku. Świadek stwierdził, że U. mówił o pracy w SB, MO jednak poznali się gdy U. miał już swoją agencję ochrony. Mężczyźni znają się zarówno zawodowo jak i prywatnie.

 

W latach 90., miał miejsce napad na konwój przewożący pieniądze z marketu Jumbo, kapitałowo powiązanego z Elektromisem. Market ochraniała firma Jerzego U. Świadek poznał bliżej U. w czasie próby wyjaśnienia tego zdarzenia. Według Edwarda P., Jerzy U. miał twierdzić, że współpracował z Elektromisem i wykonywał dla holdingu różne zlecenia. Żalił się, na nadzór jaki prowadzili nad nim „Ryba” i „Lala” oraz że nie mógł się przez nich wykazać. Padła także sugestia, że za tym napadem mogą stać sami ochroniarze, a ponadto że „Lala” ma związek z narkotykami. Edward P. po dopytaniu Jerzego U. o ten wątek stwierdził, że może to być jakaś prywatna sprawa między ochroniarzami, którą U. chce załatwić jego rękami.

 

Edward P. dodał ponadto, że w latach 90. w poznańskiej prokuraturze dominowało przekonanie, że jeśli nie ma ciała, to nie ma zbrodni. Jego zdaniem w sprawie Ziętary błędem było to, że mimo braku zwłok dziennikarza, szybciej nie wszczęto sprawy o zabójstwo. Potwierdził też, że brał udział w poszukiwaniu zwłok reportera.

 

Pod koniec tej części rozprawy oskarżony Mirosława R. złożył oświadczenie. Wynika z niego, że w 1995 roku współpraca Mirosława R. i Dariusza L. się zakończyła. Ponadto według oskarżonego do 1995 roku L. był w Elektromisie podrzędnym ochroniarzem, nie był szefem ochrony. Jerzy U. nigdy nie pracował w Elektromisie i nigdy nie chronił klubu „Sami swoi” za czasów gdy tą ochronę pełnił Mirosław R. To znaczy od momentu gdy klub powstał do zakończenia jego działalności czyli w latach 1999 – 2003.

 

W tym miejscu warto też dodać, że podczas rozprawy nikt nie spytał świadka o jego prywatne relacje z Jerzym U. Według doniesień poznańskich mediów mężczyźni mieli utrzymywać znajomość przez kolejne lata. Z kolei Jerzy U. ma stać na stanowisku, że z byłym policjantem miał zatarg m.in. o pieniądze i ich znajomość zakończyła się konfliktem.

 

Drugim świadkiem podczas czwartkowej rozprawy był Marian J. z zawodu kierowca mechanik. W latach 90. rzecznik prasowy Elektromisu, a później pełnił kolejne wysokie funkcje w Elektromisie i firmach powiązanych z holdingiem. Podczas rozprawy odczytano protokoły z przesłuchań świadka, które Marian J. potwierdził i uściślił. W protokołach wymieniano liczne nazwiska osób, które świadek znał lub mógł coś o nich powiedzieć. I podobnie z nazwami firm. J. dodał, że osoby i firmy wymieniał prokurator, a nie on z własnej pamięci. Potwierdził też znajomość Aleksandra G. z Mariuszem Ś. szefem i założycielem Elektromisu. Mieli się spotkać w wagonie restauracyjnym podczas podróży pociągiem, w której świadek również brał udział. Dodał jeszcze, że media bardzo interesowały się Elektromisem.

 


 

Jarosław Ziętara, 24-letni poznański dziennikarz, 1 września 1992 roku wyszedł z domu do redakcji i nigdy do niej nie dotarł. Nie odnaleziono do dziś ciała reportera, a w 1999 roku został sądownie uznany za zmarłego. Dwa śledztwa z lat 90. ubiegłego wieku zakończyły się umorzeniami. Przełom nastąpił kilka lat temu, gdy akta trafiły do krakowskiej prokuratury. Ta skierowała dwa akty oskarżenia. Jeden dotyczy Aleksandra Gawronika, byłego senatora, twórcy pierwszych kantorów i niegdyś najbogatszego Polaka, któremu zarzuca się podżeganie do zabójstwa dziennikarza. W drugim procesie oskarża się Mirosława R., ps. „Ryba”, i Dariusza L., ps. „Lala” o uprowadzenie, pozbawienie wolności i pomocnictwo w zabójstwie Ziętary. „Ryba” i „Lala” przebrani za policjantów, mieli porwać dziennikarza spod jego mieszkania przy ul. Kolejowej w Poznaniu i przekazać zabójcom. W Krakowie trwa jeszcze trzecie śledztwo, które ma ustalić, kto zabił Jarosława Ziętarę.

 

Aleksandra Tabaczyńska