Sprawa Marka Pomykały – KRZYSZTOF M. KAŹMIERCZAK o prawdopodobnym zabójstwie dziennikarza

Ten człowiek na czarno-białym zdjęciu poniżej to Marek Pomykała, zapamiętajmy go. To najprawdopodobniej drugi polski dziennikarz – tak jak Jarosław Ziętara -zamordowany w związku z wykonywanym zawodem.  Tyle, że w sprawie Pomykały aż przez 23 lata panowała cisza. Nie wyszła ona poza rejon rodzinnego Sanoka.

 

 

Marek Pomykała był dziennikarzem regionalnym na Podkarpaciu, pisywał też do prasy sportowej. Jego ostatnim miejscem pracy był niezależny dwutygodnik „Gazeta Bieszczadzka”  – publikował w nim, był też jego sekretarzem redakcji. Dziennikarz zniknął wieczorem 29 kwietnia 1997 roku. Według rodziny pojechał gdzieś swoim fiatem 126p. Auto znaleziono po dwóch dniach nad zalewem Solina. Zwłok nie odnaleziono do dzisiaj.

 

Rodzina zgłosiła zaginięcie. Chociaż w sprawie były od początku wątpliwości to policja trzymała się postawionej tezy, że Pomykała popełnił samobójstwo. Uzasadniano to tym, że dziennikarz miewał stany depresyjne i problemy z alkoholem. Nie brano pod uwagę możliwości, że mógł zostać zabity.  Tymczasem dziennikarz wieczorem w dniu zniknięcia zapowiadał w rozmowie z redaktorem gazety, że będzie nazajutrz w pracy i przyniesie artykuł o policji. Mówił też znajomym, że zajmuje się wypadkiem, który spowodował ktoś ważny.  W lekceważeniu tych okoliczności mógł niebagatelną rolę odegrać fakt, że w sprawę zamieszany był najprawdopodobniej wysoki funkcjonariusz miejscowej policji. Ta okoliczność wyszła na jaw wiele lat później.

 

Po dekadzie od zniknięcia dziennikarza formalnie uznano za zmarłego. Śledztwo w sprawie jego zabójstwa podjęto dopiero w 2014 roku. Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie wszczęła je w oparciu o zeznania kobiety, które powiedziała, że znany jej emerytowany policjant przyznał się jej do dwóch zbrodni. Oba zabójstwa dotyczyły śmiertelnego wypadku po pijanemu, który ex funkcjonariusz miał spowodować jeszcze w PRL, w 1985 roku, gdy pracował na wysokim stanowisku w milicji. Miał wtedy zamordować milicjanta Krzysztofa P., który utrudniał tuszowanie wypadku. Po latach natomiast zabić miał Marka Pomykałę, gdy ten chciał ujawnić sprawę wypadku i śmierci milicjanta.

 

W trakcie postępowania podczas przeszukania u podejrzewanego o zbrodnie znaleziono szkic powieści, w której bohater powoduje śmiertelny wypadek po pijanemu, a potem zabija milicjanta. Mimo dowodów i mocnych poszlak sprawę umorzono nie wykonując wielu ważnych czynności np. przeszukania miejsca, w którym mogą być zwłoki zabitego. Prokuratura nie informowała mediów o prowadzeniu śledztwo w sprawie zabójstwa dziennikarza. Wszystkie te okoliczności nie były dotąd publicznie znane…

 

Przyznaję, że kiedy po raz pierwszy usłyszałem o Marku Pomykale początkowo sam nie dowierzałem. Jak to, dziennikarz zniknął, miałby zostać zabity, ale nie nagłośniono tego? Tak jednak było. Starania podejmowali wyłącznie rodzice, ale w zderzeniu z bezduszną machiną policji i prokuratury byli bezsilni. Na tym, że sprawą ich syna nie zainteresowały się media zaważyła teza o samobójstwie dziennikarza, od początku forsowana przez organy ścigania. O tym, jak takie podejście może utrudnić wyjaśnienie zbrodni wiedziałem doskonale po sprawie Jarosława Ziętary. W obu wypadkach brak ciała i bezpośrednich świadków zbrodni pozwalał na szermowanie argumentem, że nie doszło do przestępstwa, tylko nieszczęśliwego zdarzenia o podłożu osobistym. To właśnie te podobieństwa przesądziły o tym, że zainteresowałem się sprawą dziennikarza z Sanoka. Niestety, informacja o nim dotarła do mnie w czasie, gdy wybuchła pandemia.  Nie wchodziło w grę żebym sam wyjechał w tej sprawie na Podkarpacie. Długo trwało staranie o zainteresowanie nią kogoś w regionie, ostatecznie historią Marka Pomykały zajęła się dziennikarka z ośrodka TVP w Rzeszowie Karolina Ciesielska. Jej reportaż zobaczyć można na stronie Telekuriera.

 

Udało się przełamać medialne milczenie, ale jeden materiał dziennikarski to za mało wobec 23 lat milczenia. Za mało, żeby skłonić organy ścigania do tego, aby podjęto sprawę dziennikarza z Sanoka i wnikliwie ją zbadano. Póki jeszcze nie jest za późno, póki żyją rodzice dziennikarza oczekujący sprawiedliwości. Nie ma wątpliwości, że sprawa Pomykały powinna być – tak jak wcześniej sprawa Ziętary –  traktowana jako ważna, priorytetowa sprawa całego środowiska dziennikarskiego, bez względu na dzielące go różnice. Nie pozwólmy żeby Marek został zapomniany, a zbrodnia, której padł ofiarą pozostała bezkarna.

 

Krzysztof M. Kaźmierczak 

fot. Autora: Sławomir Siedler

Fot. Marka Pomykały: Waldemar Bałda