SPRAWA ZABÓJSTWA JAROSŁAWA ZIĘTARY. Przybył tylko jeden świadek

W czasie czwartkowej rozprawy, 19. września przed Sądem Okręgowym w Poznaniu miało zeznawać  trzech świadków: Mariusz Ś., Zdzisław W. oraz Krystian C., jednak stawił się tylko jeden. Z powodu zwolnienia lekarskiego nie przybył Mariusz Ś. właściciel dawnego Elektromisu. Nie pojawił się również Zdzisław W., poznański biznesmen lat dziewięćdziesiątych, który zasłyną również tym, iż dokonano zgłoszenia jego zgonu. Tym sposobem W. chciał uniknąć odpowiedzialności prawnej był bowiem oskarżony o kilka przestępstw. Świadek nie zgłosił się do sądu w Poznaniu choć odebrał wezwanie i wiadomo również, że oczekuje na osadzenie.

 

Jako jedyny w procesie o porwanie i pomocnictwo w zabójstwie dziennikarza Jarosława Ziętary zeznawał Krystian C. Oskarżonych o te czyny „Rybę” i „Lalę”, dwóch byłych ochroniarzy holdingu Elektromis, wcześniej miał pogrążyć inny świadek Jerzy U. U. z kolei miał być naocznym świadkiem porwania 1 września 1992 roku, Ziętary przez oskarżonych sprzed domu dziennikarza na poznańskim Łazarzu. Właściwie całość zeznań Krystiana C. dotyczyła znajomości z Jerzym U. oraz jego zeznań.

 

Krystian C. to były milicjant. Gdy po przemianach w 1989 roku rozwiązano Milicję Obywatelską, świadek nie starał się już o pracę w Policji. Osiągnął wiek emerytalny i szukał „pracy na zewnątrz”. Miał troję dzieci i niepewna sytuacja, z jego punktu widzenia, w nowej formacji zmusiła go do podjęcia innej pracy. Tak trafił do Elektromisu. Początkowo był „kupcem” – jednym z wielu. Dokonywał zakupu towarów, które holding sprzedawał. Przed podjęciem pracy nie znał Mariusza Ś. Znał za to oskarżonych, ale nie wiedział jakie mieli kompetencje, gdyż nie odpowiadał za ochronę obiektów spółki.

 

W czasie rozprawy odczytano wcześniejsze zeznania świadka z 2015 roku. W protokole była informacja, że C. nie zgodził się na badanie wariografem. Ponadto, że nigdy nie słyszał o Jarosławie Ziętarze i o jego losie. Dopiero w 2014 roku gdy doszło do zatrzymania oskarżonych. Nie wie czy dziennikarz był porwany i zamordowany. Nie wykluczył też, że żyje skoro nie odnaleziono ciała.  Zaprzeczył również, że oskarżeni mogliby popełnić czyn, który im się zarzuca. Według świadka są porządnymi ludźmi. Nie zna i nie znał Macieja B. pseudonim Baryła. Dowiedział się o nim dopiero z mediów.

 

Jednak akt oskarżenia został oparty głównie na zeznaniach Jerzego U., byłego funkcjonariusza SB, a potem oficera UOP, który w służbach specjalnych pracował aż do 1995 roku. Trzy lata wcześniej, jak opisują poznańskie media, miał przyjąć tajne zlecenie od firmy Elektromis na śledzenie Jarosława Ziętary. Dzięki temu miał widzieć moment porwania dziennikarza przez ochroniarzy Elektromisu. Tu warto dodać, że podczas zeznań Jerzego U., w tym procesie, wyproszono dziennikarzy z sali sądowej, bowiem wyłączona została jawność tego wątku.

 

Krystian C. przedstawił U. w dość niekorzystnym świetle przywołując różne zdarzenia z przeszłości. Zaprzeczył, by zlecał mu kiedyś śledzenie Ziętary, by utrzymywali bliskie relacje towarzyskie, by pili alkohol, by zapraszał go na firmowe imprezy. Owszem, kiedyś byli razem w Tajlandii, ale był to wyjazd handlowy, a Jerzy U. szukał wtedy zarobku i sam opłacił sobie przelot i hotel. Ponadto U. odwiedzał przez lata Krystiana C., ale tylko by „pogadać” sobie o problemach rodzinnych albo zapytać o pracę.

 

– Ten człowiek każdemu zazdrości, jak ktoś ma wyższe wykształcenie albo że ktoś ma lepiej z jego środowiska. On konfabuluje, były też na niego skargi. (…)

–  Na przełomie 2014/2015 roku dostałem informację, że Jerzy U. chce się ze mną spotkać, że ma problemy z pracą, z rodziną. Nie wiedziałem, że jest świadkiem w sprawie Ziętary. Gdy się ze mną spotkał powiedział mi, że zna prokuratora Kosmatego z Krakowa oraz policjanta Bogdana (ci śledczy wyjaśniali sprawę zniknięcia Ziętary – dop. red.), że w rozmowach z nimi padły słowa, że dobrze byłoby, gdyby na terenie Elektromisu znalazły się kości, ludzkie szczątki. To już było po zatrzymaniach w sprawie Ziętary. Jerzy U. dodał, że dawna siedziba Elektromisu przy ul. Wołczyńskiej jest słabo chroniona, a ogrodzenie rozerwane. Na posiedzeniu spółki „Czerwona torebka”, która miała pod sobą ten teren, zapadła decyzja, by wzmocnić ochronę przy Wołczyńskiej. Firmie, która się tym zajmowała, oferowaliśmy 50 tys. złotych premii za złapanie osoby podrzucającej szczątki. Z kolei firmie Jerzego U. zleciliśmy zewnętrzną ochronę siedziby dawnego Elektromisu. Jednocześnie miał udzielać informacji jak zabezpieczyć się przed takimi zdarzeniami. Dostał za to pieniądze – zeznawał w sądzie Krystian C.

 

Jak informują poznańskie media, w 2015 roku o tej sensacyjnej wersji dotyczącej chęci podrzucenia ludzkich szczątków, ludzie Elektromisu nikomu nie powiedzieli. Dopiero 3,5 roku później, w październiku 2018 roku, zawiadomili prokuraturę i przyznali, że dali pieniądze byłemu oficerowi UOP,  za ochronę firmy, jak twierdzili, a nie na przykład za milczenie. Co więcej Jerzy U. miał sam zrezygnować z tej lukratywnej umowy. Jak twierdził podczas rozprawy Krystian C., Jerzy U. po pół roku uznał, że dotychczasowa ochrona już da sobie radę sama.

 

Pod koniec zeznań Krystian C. tłumaczył, że zawiadomił śledczych po długim czasie, bo w zeszłym roku ktoś podrzucił do jego skrzynki listowej nagranie. Podobno z treści tego nagrania wynika, że Jerzy U., za 3 mln złotych może zmienić swoje zeznania o roli Elektromisu w sprawie Jarosława Ziętary. Tu należy dodać, że wątek nagrania jest niejawny ze względu na toczące się odrębne śledztwo. Jednak w mediach poznańskich można znaleźć informację, że Jerzy U. stanowczo zaprzecza takiemu stawianiu sprawy.

 


 

Jarosław Ziętara, 24-letni dziennikarz „Gazety Poznańskiej”, 1 września 1992 roku wyszedł z domu do redakcji i nigdy do niej nie dotarł. Po wielu latach krakowska prokuratura doszła do wniosku, że został porwany i zamordowany. Dziennikarz interesował się poznańską „szarą strefą”, i miał zagrażać interesom m.in. spółce Elektromis. Zdaniem śledczych, latem 1992 roku do zabójstwa Ziętary podżegał Aleksander Gawronik, a porywaczami byli ochroniarze Elektromisu: Mirosław R. pseudonim Ryba i Dariusz L. pseudonim Lala. Elektromis to firma należąca do Mariusza Ś. W poznańskim Sądzie Okręgowym toczą się dwa odrębne procesy: jeden dotyczy samego Gawronika, a drugi – dziś relacjonowany – udziału „Lali” i „Ryby”. Oskarżeni w obu procesach nie przyznają się do zarzucanych im czynów.

 

Aleksandra Tabaczyńska