Zmarł kapuś … no i co z tym zrobić? Był wredny, ale nie żyje. A o zmarłym trzeba ponoć albo dobrze albo wcale. Będzie więc anonimowo.
Uważał się za poetę. Przyjęto go do związku literatów, drukował wiersze, więc był jednak popierany. Ale chyba głównie to UB-cja go popierała, a i wykorzystywała jako tajnego współpracownika. Może go i towarzysze zawiedli, bo kompromitujące papierki zostały i trafiły do IPN-u.
Ten, którego prześladował jest poetą wybitnym, pisarzem, historykiem i publicystą. Jest Piłsudczykiem z ogromnym wkładem wyjaśniającym i popularyzującym czołową historyczną postać współczesnych dziejów naszego kraju.
Kundel zmarł, a ważny twórca żyje. Niestety bardzo biednie ponieważ ci, którzy powinni dbać o ważnych twórców i ich dorobek troszczą się głównie o pokazywanie siebie w najważniejszych mediach. Owszem dużo mówią, o sobie.
Jednak żeby mówić o wybitnych samemu trzeba mieć autorytet. Wielu, w różnych dziedzinach sztuki, go miało:
Waldorff, Weber, Marek Kwiatkowski, Rymkiewicz, Parandowski, Iwaszkiewicz, Herling-Grudziński, Nowak-Jeziorański, Giedroyć, choć różnili się bardzo, a nawet walczyli ze sobą. Oczywiście była i usługowość wobec władzy, a nawet dominowała. Teraz jednak dominuje usługowość prymitywna i warsztatowo i w treści. Owszem przebijają się w dziedzinie historii profesorowie – Andrzej Nowak i Wojciech Roszkowski – wybitni, ciekawi, ale informacja, krytyka, np. naszej wspaniałej narodowej scenie opery i baletu, wisi kalafiorem władcom najważniejszych mediów, które zżerają miliony, gdzie pokornych się obsadza na decydenckich stołkach. Bo to, Panie, polityka rządzi a nie zdolności i talent.
Wśród najnowszych wyczynów karzącej łapy sprawiedliwości dostajemy informację, że ma być ukarany (więzieniem!) podkarpacki poeta, który krytykował władzę. Może źle go broniono, może ktoś zgłupiał w otoczeniu doradców Prezydenta, że ten nie zastosował ułaskawienia. W każdym razie ceniony (wypowiedziały się uznane autorytety świata kultury) twórca ma iść siedzieć wśród oprychów, ponieważ ustawodawcy krajowi w trosce o własną bezkarność utrzymuje uparcie paragraf 212 kodeksu karnego.
Oliwa na wierzch wypływa, prawda się przebija. Wierzę! Ale często trwa to długo.
Opowiada się uczniom o Mozarcie, o Norwidzie – dostojnicy odsłaniają pamiątkowe tablice. Dlaczego jednak pozostają ślepi i głusi na biedę, a nawet nędzę żyjących jeszcze wśród nas utalentowanych i zasłużonych?
Partyjniacy, wcześniej czy później zostaną zdmuchnięci. To tylko urzędnicy. Nie pomogą medale. Wiadomo nawet, że ich następcy, konkurenci, natychmiast po zmianie władzy rozpoczną plucie na nich. Kto ich będzie bronił, ci którzy mieszkają teraz w slumsach wśród pijaków i złodziei, a może ci którzy muszą dopłacać do swoich książek, lub cieszyć się z śmieciowych nakładów?
Po co nam tyłu ważniaków, wybrańców narodu, których się wozi i tuczy. Komu potrzebne ich doradztwo skoro spartolili, co tylko się dało gdy rządzili?
Słuchamy eksponowanych w TV wrzasków opozycji: twórcy mediów usłużni władzy mają łatwo. Przecież krzykacze sami się ośmieszają. I tak zabawa trwa. Tyle, że to już nikogo nie śmieszy. Gdyby – przynajmniej w większości – stali się nagle dziennikarzami. Gdyby przestali się prostytuować. Gdyby…
Jasne. Gdyby babcia miała wąsy… Ryba zawsze psuje się od łba. Ale póki pływa, napędza ją ogon.