TADEUSZ PŁUŻAŃSKI: AdwoKaci bezpieki

Proces grupy wywiadowczej Pileckiego. Adwo-kaci w pierwszym rzędzie.

– Jedyną szansą dla Ciebie jest współpraca z władzami. Ja wykonuję tylko instrukcje Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego – oświadczyła Alicja Pintarowa na pytanie mojego ojca, dlaczego przed komunistycznym „sądem” nie broni go, ale oskarża. „Pani mecenas” twierdziła bowiem, że Tadeusz Płużański jest szpiegiem i zdrajcą Polski, ale trochę tłumaczy go młody wiek i zasługi w czasie wojny.

W procesie grupy wywiadowczej rtm Witolda Pileckiego w marcu 1948 r. przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie Pintarowa broniła także Marię Szelągowską. Obrona polegała na kłamliwych twierdzeniach, że jej klientkę usprawiedliwia to, że była kochanką rotmistrza (taką linię obrony wobec podejrzanych politycznie kobiet stosowali też inni komunistyczni adwokaci).

Dodatkowi oskarżyciele

Wywiadowcy rotmistrza Witolda Pileckiego nie przyznawali się do absurdalnych zarzutów szpiegostwa i przygotowywania zamachów na wysokich funkcjonariuszy MBP. „Bronili”: Mieczysław (Mojżesz) Maślanko, Edward Rettinger, Lech Buszkowski, Stanisław Sobczyński, Antonina Grabowska i Alicja Pintarowa. Wszyscy zastosowali zasadę „tak, ale”, np. Pilecki to „szpieg, ale z zasługami, bo w Oświęcimiu stworzył organizację wojskową”. Prosili o łagodny wymiar kary, ale w granicach aktu oskarżenia. (Mojżesz Maślanko też był w KL Auschwitz, o czym później.)

Historyk Wiesław J. Wysocki w książce „Rotmistrz Pilecki” pisze: „Zgodnie z ówczesnymi obyczajami obrońca nie tyle bronił oskarżonego, ile go tłumaczył. Kadził prokuratorowi, a oskarżonego przedstawiał jako bezwolne narzędzie. W ten sposób obrońca stawał się dodatkowym oskarżycielem pomocniczym w procesie”.

Pozory praworządności

W wyniku takiej „obrony” Maria Szelągowska i Tadeusz Płużański 15 marca 1948 r. zostali skazani na karę śmierci, zamienioną potem na dożywocie (to nie jedyna sprawa Pintarowej, w której zapadły wysokie kary, w tym „KS”). Wyroki wydał wcześniej dyrektor departamentu śledczego MBP Józef Goldberg -Różański.
Bo w procesach politycznych stalinizmu wyroki nie zapadały na sali sądowej, ale w zaciszu gabinetów. Komunistom służyli nie tylko sędziowie i prokuratorzy, ale również adwokaci. To, co wyprawiali na sali sądowej, było parodią obrony. Charakterystyczne, że w sprawach szczególnej wagi pojawiały się te same nazwiska, szczególnie Mieczysława (Mojżesza) Maślanki i Edwarda Rettingera.
Właściwie jedynym zadaniem stalinowskiego adwokata (w praktyce adwo-kata), prócz stwarzania – razem z prokuratorem i sędziami – pozorów praworządnego procesu, było nakłonienie oskarżonego, aby przyznał się do nie popełnionej winy. W zamian mógł (ale nie było to pewne) uratować głowę. Przyznać się – o to chodziło komunistom, aby mogli dalej prowadzić wojnę ze „szpiegami”, „faszystami” i „wrogami klasowymi”.

Skazany na karę śmierci Pilecki 25 maja 1948 r. został stracony w więzieniu przy ul. Rakowieckiej 37 w Warszawie.

„Bajoro zbrodni”

Gorzej, jeśli oskarżeni – tak jak wywiadowcy rtm. Pileckiego – nie chcieli się przyznać (jeśli nie ugięli się nawet podczas brutalnego śledztwa na UB, to co dopiero przed sądem). Tak było np. we wrześniu 1947 r., kiedy płk Franciszek Niepokólczycki, szef II Zarządu Głównego WiN, był sądzony przez WSR w Krakowie. Mieczysław Maślanko tak go „bronił” (nie negował zebranych w sprawie „dowodów”, powtarzając kłamliwe słowa oskarżyciela – płk. Stanisława Zarako-Zarakowskiego – o wywrotowej działalności), że bohater Polski Podziemnej został skazany na trzykrotną karę śmierci (wyrok szczęśliwie złagodzono potem na dożywocie, a w końcu na 12 lat).

Mieczysław Maślanko i Edward Rettinger („bronił” m.in. słynnego „Łupaszkę”, mjr. Zygmunta Szendzielarza, dowódcę 5 Wileńskiej Brygady AK, który też dostał „czapę” i 8 lutego 1951 r. został zamordowany na Rakowieckiej – tam gdzie Pilecki) należeli do najbardziej wziętych obrońców w procesach politycznych. Razem z mec. Antonim Landauem prowadzili prywatną kancelarię, zwaną od ich nazwisk „ReMLau”. Maślanko miał opinię, że interesuje się tylko tymi klientami, których rodziny mogą dobrze zapłacić. Jeszcze gorszą opinię – „wyjątkowej świni” – miał Henryk Nowogródzki, który brał krociowe sumy i nawet nie starał się udawać, że „broni” oskarżonych.

Kazimierz Moczarski, więzień bezpieki, autor słynnych „Rozmów z katem” w liście do Sądu Najwyższego skarżył się na Nowogródzkiego: „pierwszy mój obrońca (…) zamiast wykazywać moją niewinność, (…) zmuszony był swoiście mnie współoskarżać”. W sprawie „bronił” też Rettinger: „to było bajoro zbrodni (…), którego miazmaty dziś nam trują jeszcze duszę. To było bajoro zbrodni, gdzie zastygła krew lepi się jeszcze do rąk”. „Bronił” również Maślanko, który tak się zapędził, że porównał grupę Moczarskiego do gestapo i Abwehry, twierdząc, że „wszystkie te instytucje zostały powołane przez klasy posiadające, które chcą zatrzymać koło historii”.

Z wyroku MBP

Stefan Korboński, w 1945 r. Delegat Rządu na Kraj wspominał: „Różański postawił sprawę jasno: obowiązkiem rady obrońców [której przewodniczył Maślanko] jest gromadzenie dowodów przeciw oskarżonym. Sędziowie, chcąc stanąć po właściwej stronie tajnej policji politycznej, dzwonili do Różańskiego z pytaniem, jaki wyrok sugerowałby, będąc na ich miejscu. Różański odpowiadał lakonicznie: »pięć… dziesięć lat… dożywocie… kara śmierci«”.
Mimo, iż Pintarowa świetnie znała ten mechanizm, dziś ma czelność zeznawać w IPN: „Proces ten z punktu widzenia formalnego był bez zarzutu, sędziowie, prokurator zachowywali się w porządku, nie było żadnych ostrych słów, czy wycieczek pod adresem moich klientów”.

Tajna lista

Historyk Jerzy Poksiński w książce „My sędziowie nie od Boga” przytaczał zeznania jednego z najkrwawszych sędziów stalinowskich, płk. Mieczysława Widaja (szef WSR w Warszawie): „Nie dość, że była lista obrońców wojskowych, była jeszcze lista »tajnych« obrońców wojskowych, to jest dopuszczonych do spraw tajnych. Należeli do nich (…) adwokaci: Mieczysław Maślanko, Rozenblitt [Marian Rozenblitt, w sądownictwie polskiej armii w ZSRS, potem kierownik sekretariatu w Najwyższym Sądzie Wojskowym, razem z Maślanką i Rettingerem uczestniczył w jednej z kluczowych spraw stalinizmu – „bronił” generałów WP, oskarżonych o udział w tzw. spisku w wojsku], Benjamin Wajsfeld, Zygmunt Gross, Zieliński – było ich coś zaledwie 6 czy 7. (…) Gdy mi w 1952 r. tę listę przekazał tow. płk Warecki [Aleksander Warecki, kolejny szef WSR w Warszawie], przez pewien czas ją stosowałem, potem dowiedziałem się u płka Karlinera [Oskar Karliner, wiceprezes Najwyższego Sądu Wojskowego], że można ją odświeżyć przez odpowiedni wywiad w Miejskim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie”.

Wynika stąd jednoznacznie, że lista obrońców musiała zostać zaakceptowana przez najważniejszy resort „ludowej” władzy – Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego. Jej wysoki funkcjonariusz Józef Światło potwierdzał: „Dla pewności zatwierdzani są tacy adwokaci, przeciwko którym bezpieka posiada kompromitujące materiały”. Starannie wyselekcjonowani, super usłużni adwo-kaci byli de facto kolejnymi mordercami sądowymi polskich niepodległościowców.