3 listopada 2013 r. na cmentarzu w podwarszawskich Laskach odbył się pogrzeb Tadeusza Mazowieckiego. To bezsprzeczny fakt. 24 lata wcześniej, 12 września 1989 r. Sejm powołał rząd pierwszego niekomunistycznego prezesa Rady Ministrów w Polsce od zakończenia II wojny światowej. To nieprawda. Spieszę wyjaśnić, dlaczego.
Media głównego nurtu do dziś ukrywają informacje o Mazowieckim z lat powojennych. A ten „pierwszy niekomunistyczny premier” był wówczas gorliwym apologetą sowieckiego zniewolenia Polski, który produkował haniebne artykuły potępiające Żołnierzy Wyklętych i torturowanego przez bezpiekę biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka.
„Antykomunista” Mazowiecki pisał: „Wychowanie nacechowane podejrzliwością i wrogością wobec postępu społecznego, atmosferą środowiska społecznego rozniecającą lub choćby tylko podtrzymującą bezwzględną wrogość wobec osiągnięć społecznych Polski Ludowej, wpływy polityczne przychodzące z zewnątrz i wyrosła na tym wszystkim błędna postawa polityczna ks. bp. Kaczmarka, która doprowadziła go do kolizji z prawem – oto sumarycznie ujęte przyczyny działalności przestępczej oskarżonych. (…) nie tylko bolejemy, ale i odcinamy się od błędnych poglądów ks. biskupa Kaczmarka, które doprowadziły go do akcji dywersyjnej wobec Polski Ludowej i kierowały w tej działalności jego postawą”. Tym smutniejsze, że Mazowiecki znał osobiście bp. Kaczmarka.
Po 1989 r., kiedy takich obrzydliwych tekstów ani Tadeusz Mazowiecki, ani jego zwolennicy nie mogli już ukryć, „pierwszy niekomunistyczny premier” tłumaczył: „Byłem na tym procesie, miałem kartę prasową. Biskup obciążał siebie i wszystkich naokoło, i to mną wstrząsnęło. Nie spodziewałem się, że można siebie i innych tak dalece oskarżać. To było poniżające. Widziałem, że był nerwowy, ale nie przypuszczałem, że znajdował się na środkach farmaceutycznych. Niestety, uwierzyłem w prawdziwość stawianych mu zarzutów. Byłem przekonany, że Kościół w Polsce musi się odnaleźć. Dlatego po procesie napisałem artykuł, jaki napisałem”.
Żołnierzy Wyklętych oskarżał Mazowiecki – razem z Zygmuntem Przetakiewiczem – o pragnienie ugodzenia „bezpośrednio w życie gospodarcze i polityczne kraju drogą dywersji i sabotażu”. Porównywał ich z „hitlerowcami, oprawcami z Dachau, Oświęcimia i Mauthausen”. Po leninowsku usprawiedliwiał ich mordowanie: „byłoby jakąś ahistoryczną, sentymentalną ckliwością nie widzieć tego, że każda wielka przemiana dziejowa pociąga za sobą ofiary także w ludziach. Każda rewolucja społeczna przeciwstawia sobie tych, którzy bronią dotychczasowego porządku rzeczy i tych, którzy walczą o nowy”.
Późniejszy premier atakował także legalny polski rząd w Londynie, nazywając go „rewanżystowskim” i „agenturalnym”: „Ideologia lancy ułańskiej na usługach kapitalistycznej wolności zasłoniła im historyczną szansę wydobycia Polski z wielowiekowych zaniedbań cywilizacyjnych. (…) kierują się zazdrością nie mogąc znieść, że nowa rzeczywistość w Polsce tworzona jest nie przez „fraki, ale kombinezony robotnicze, nie proporczyki kawaleryjskie, ale kielnie murarskie”.
To zresztą nie jedyne prokomunistyczne teksty podobno niekomunistycznego premiera Tadeusza Mazowieckiego.
Tę niewątpliwą rysę na życiorysie mógł wszakże, jako premier tzw. III RP, zmazać rzeczywistym odcięciem się nowo tworzonego demokratycznego państwa od komuny. Niestety – Mazowiecki wybrał politykę grubej kreski, a więc braku jakichkolwiek rozliczeń z przeszłością. I tak w „pierwszym niekomunistycznym rządzie od września 1939 r.” zasiadali komunistyczni aparatczycy, a nawet zbrodniarze. Czesław Kiszczak zachował z czasów PRL tekę szefa MSW, Florian Siwicki szefa MON. Czyli jaki to przełom? Antykomunizm z komunistami w rolach głównych?
To wtedy z dymem szły akta bezpieki i uwłaszczała się nomenklatura. Dlatego pierwszym rządem niepodległej Polski był gabinet Jana Olszewskiego, wyłoniony w 1991 r. w wyniku pierwszych w pełni demokratycznych wyborów, a nie na mocy kontraktu okrągłego stołu.