TADEUSZ PŁUŻAŃSKI: Fake newsy o Wyklętych

O Żołnierzach Wyklętych kłamstwa opowiadają reżimowe media na Białorusi i „demokratyczne” w Polsce, wspierane niestety przez niektórych polskich dyplomatów. To ciekawy sojusz.

 

Najpierw Białoruś. Tamtejsza dyktatorska władza wspierana przez zależne od siebie publikatory – za udział w Narodowym Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych – represjonuje i aresztuje polskich działaczy i nauczycieli.

 

Białoruskie media nagłośniły stanowisko tamtejszej prokuratury, która wszczęła postępowanie w sprawie „podżegania do nienawiści na tle narodowościowym”. Represje wobec polskich działaczy uzasadniła tak: „Ubrani w narodowe mundury polskiej organizacji harcerskiej młodzi ludzie wykonywali pieśni i czytali wiersze wysławiające przestępców wojennych, w tym Romualda Rajsa, znanego pod pseudonimem „Bury”.

 

Już wcześniej Ministerstwo Spraw Zagranicznych Białorusi uznało, że upamiętnienie wyklętych to „obraza pamięci ofiar” i „gloryfikacja nazizmu„, a kpt. Romuald Rajs „Bury” i jego ludzie mają na sumieniu „setki zabitych i okaleczonych cywilów, winnych jedynie bycia Białorusinami„.

 

Głos w tej sprawie zabrał polski charge d’affairs w Mińsku Marcin Wojciechowski: „Może i recytowali wiersze, ale na sto procent nie na cześć Rajsa, jego nazwiska na tym spotkaniu nawet nie wspomniano. Dokładnie to sprawdzaliśmy. Gdyby było inaczej, nasz konsul po prostu nie uczestniczyłby w takim spotkaniu.” I dalej: „Strona białoruska doskonale wie, że państwo polskie uważa działania „Burego” na ludności białoruskiej za zbrodnię wojenną (…) Konkluzję w tej sprawie wydały odpowiednie polskie instytucje jeszcze w latach 90. i nikt jej nie cofnął.

 

Tylko czy na pewno państwo polskie uważa działania „Burego” na ludności białoruskiej za zbrodnię wojenną? Bo np. historycy polskiej instytucji – Instytutu Pamięci Narodowej – są innego zdania.

 

Kapitan Romuald Rajs nie był zbrodniarzem wojennym, ludobójcą – mówi mi Michał Ostapiuk, historyk IPN, autor książki „Komendant Bury. Biografia kpt. Romualda Adama Rajsa „Burego” (1913-1949)”.

 

W marcu 2019 r. IPN wydał komunikat: „<<Bury>> nie działał z zamiarem zniszczenia (ani w całości, ani w części) społeczności białoruskiej lub też społeczności prawosławnej zamieszkałej na terenie Polski w jej obecnych granicach.” Komunikat jest oparty na badaniach naukowych: wspomnianego Michała Ostapiuka, Kazimierza Krajewskiego, Grzegorza Wąsowskiego, Mariusza BechtyWojciecha Muszyńskiego. Dwaj ostatni historycy napisali: „Tło (…)  akcji podziemia narodowego miało charakter polityczny i wiązało się z czynnym poparciem lokalnej ludności dla reżimu komunistycznego”.

 

A zatem to nie państwo polskie uważa działania „Burego” na ludności białoruskiej za zbrodnię wojenną, tylko charge d’affairs w Mińsku Marcin Wojciechowski – wieloletni dziennikarz „Gazety Wyborczej”, a w latach 2013-2015 rzecznik prasowy MSZ, kiedy szefami dyplomacji byli kolejno: Radosław SikorskiGrzegorz Schetyna.

 

W końcu głos w sprawie polskich Żołnierzy Wyklętych zabrał sam dyktator – Aleksandr Łukaszenka. Jak informowały media, podczas narady dotyczącej polityki zagranicznej powiedział, że Białoruś nigdy nie wspominała „okupacji znacznej części terytorium Białorusi przez Polskę w latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku. Ale najwyraźniej nadszedł czas, aby powrócić do tego tematu i szczegółowo go przestudiować z udziałem historyków i politologów, co, nawiasem mówiąc, już zaczęliśmy robić„.

 

Łukaszenka dodał, że o zaognieniu stosunków z Polską zdecydowały „rażące próby gloryfikowania bandytów i zbrodniarzy wojennych, organizowanie dla białoruskiej młodzieży w Brześciu„.

 

Tyle Białoruś, teraz Polska. Na portalu oko.press Adam Leszczyński napisał tekst pod jakże znamiennym tytułem: „Chwalenie zbrodniarzy i czystka polityczna na Powązkach. Prawica świętowała wyklętych”. Zdaniem tego skrajnie lewicowego żurnalisty 1 marca „nieprawdy o <<wyklętych>> mówili m.in. Duda, Morawiecki i Macierewicz (autor „zapomniał”, że panowie mają imiona i pełnią publiczne funkcje)”.

 

Pierwszy fake został zawarty w zdaniu: „Premier i prezydent RP obchodzili Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych – święto ustanowione w 2011 roku na wniosek ówczesnego prezydenta Bronisława Komorowskiego (o czym ani rządzący, ani część opozycji nie lubią dziś przypominać)”. Prawda jest taka, że Komorowski tylko usankcjonował święto powstałe z inicjatywy prezydenta prof. Lecha Kaczyńskiego i prof. Janusza Kurtyki, szefa IPN.

 

Dalej Leszczyński, podpierając się wywiadem prof. Rafała Wnuka dla „Wyborczej” z 2011 r. zakwestionował stwierdzenie premiera Mateusza Morawieckiego, że Żołnierze Wyklęci walczyli o Polskę demokratyczną. To ja zapytam: niby o jaką? Przecież nie o Polskę autorytarną, czy dyktaturę – z takimi rządami, narzucanymi przez komunistów – walczyli.

 

W kolejnej części – co charakterystyczne dla tekstów lewicowych hejterów – jest mowa o mordach na Żydach i Białorusinach. I atak na Antoniego Macierewicza za to zdanie: „Bez Żołnierzy Niezłomnych nie byłoby walki polskich rolników, robotników, nie byłoby walki polskiej młodzieży o niepodległość. Nie byłoby Niezależnego Związku «Solidarność». Nie byłoby wolnych wyborów. Nie byłoby parlamentu RP, nie byłoby rządu. Nie byłoby Polski niepodległej”.

 

Leszczyński komentuje: „Jest to oczywiście fantazja – np. „Solidarność” jednoznacznie odżegnywała się od walki zbrojnej, nie nawiązywała wcale do tradycji „wyklętych”, a III RP powstała na drodze pokojowych negocjacji z rządzącymi PRL komunistami. Nie wiadomo, dlaczego bez „wyklętych” miałoby nie dojść do wolnych wyborów cztery dekady później. Macierewicz nie wytłumaczył, dlaczego tak uważa”.

 

Fake Leszczyńskiego polega na kwestionowaniu wkładu Żołnierzy Wyklętych w sztafetę polskich pokoleń, walczących o odzyskanie niepodległości różnymi metodami (zresztą wielu Wyklętych nie walczyło z bronią w ręku, prowadząc np. działalność wywiadowczą, jak choćby rtm Witold Pilecki). Ale Leszczyński nie jest oryginalny – już komuniści wymazywali Wyklętych ze świadomości Polaków.

 

A zdanie Antoniego Macierewicza, że Wyklęci stanowią „główną istotę polskości”, Leszczyński uznał za „zwyczajnie obraźliwe wobec ich ofiar”. A ja uważam słowa Leszczyńskiego za obraźliwe wobec ofiar – ofiar Polaków zamordowanych przez Sowietów i komunistów. Np. obraźliwe wobec rtm Witolda Pileckiego.

 

Dalej Leszczyński odnosi się do mojego pomysłu dekomunizacji Powązek Wojskowych po uprzednim przejęciu cmentarza – należącego do miasta Warszawy – przez Skarb Państwa: „Byłoby to nowe osiągnięcie rządów PiS — czystka na cmentarzach”. Panie Leszczyński, błąd – nie jestem członkiem PiS i nie zamierzam przeprowadzać żadnych czystek na cmentarzach, tylko przenieść zbrodniarzy komunistycznych z Powązek Wojskowych na inny cmentarz komunalny, aby nie hańbili wyjątkowej polskiej nekropolii.

 

Dalej Leszczyński bajdurzy coś o Stanisławie Mikołajczyku – kompletnie nie na temat. Bo Mikołajczyk nie był wyklęty, tylko naiwny, a swoim wejściem do komunistycznego rządu legalizował władzę czerwonych zbrodniarzy i chamów.

 

Na koniec Leszczyński cieszy się z rocznicowego hejtu tzw. Lewicy, czyli de facto (post)komunistów. W ramach „happeningu” stołeczną ulicę Żołnierzy Wyklętych grupka lewackich działaczy przemianowała na ulicę ich ofiar, a obecna wśród nich posłanka Anna Maria Żukowska takimi słowami uczciła narodowe i państwowe święto: „Nie ma naszej zgodny na wrzucanie do jednego worka bohaterów takich, jak gen. Nil czy rotmistrz Pilecki, ze zbrodniarzami jak „Łupaszka”, „Ogień” czy członkowie Brygady Świętokrzyskiej”. Problem w tym, że to poprzednicy z PPR i PZPR wrzucali wszystkich wymienionych bohaterów może nie do jednego worka, tylko po zamordowaniu do bezimiennych dołów śmierci.

 

Na koniec Leszczyński bezkrytycznie cytuje Macieja Koniecznego: „Skończymy z prawicową propagandą, zreformujemy IPN, wymażemy morderców z przestrzeni publicznej polskich miast”. Żeby było jasne: lewicowy poseł nie ma na myśli komunistycznych patronów ulic, tylko Żołnierzy Wyklętych.

 

Tadeusz Płużański