Odzyskanie niepodległości w 1918 r. większość Polaków – właściwie tylko prócz rodzimych bolszewików – świętowała uroczyście. A jak jest dziś? Polska radość miesza się z internacjonalistycznym hejtem, również medialnym. Spadkobiercy PRL-u wciąż walczą z potomkami niepodległościowców. Trzecie pokolenie AK z trzecim pokoleniem UB.
„Niepodobna oddać tego upojenia, tego szału radości, jaki ludność polską w tym momencie ogarnął. Po 120 latach prysły kordony. Nie ma „ich”! Wolność! Niepodległość! Zjednoczenie! Własne państwo!” – pisał 112 lat temu Jędrzej Moraczewski, PPS-owiec, późniejszy premier.
A pisarz Edward Ligocki, zauważał: „W mieście wrzało jak w ulu. Nie da się żadnym piórem opisać radości społeczeństwa. Austrię cesarską diabli już wzięli, wskrzeszona Polska wbiegła w mury Krakowa. Wszędzie na ulicach, w lokalach publicznych, w domach prywatnych przewalała się fala radości„.
Odebrać zawłaszczoną niepodległość
Czy dziś w rocznicę niepodległości odzyskanej po 123 latach zaborów, a potem po latach hitlerowskiego i sowieckiego zniewolenia czujemy radość? Większość, mam nadzieję, tak – świętujemy oddolnie i państwowo. Za rządów prawicy połączyły się np. marsze obywatelskie i oficjalne – prezydenckie.
Ale nie wszyscy świętują. Bo zdaniem polskich postępowców, „demokratów” jesteśmy krajem faszyzmu, dyktatury. Takie treści znajdujemy niezmiennie w „Gazecie Wyborczej”, TVN, czy na portalu Onet.pl. Szczególnie przykre, że Polacy są karmieni tej marki hejtem w okolicach 11 listopada – jednego z najważniejszych polskich świąt. Święta Niepodległości – tej prawdziwej z 1918 r., a nie koncesjonowanej z 1989 r.
„Demokratom” nie podoba się niepodległość w czasach Zjednoczonej Prawicy, bo „kaczystowska” dyktatura ma nienawidzić i wykluczać. Ilu jest dyskryminowanych? Cała rzesza. Lewacy, geje, lesbijki, anarchiści, feministki, aborcjonistki. Ci, którzy wystąpili ostatnio pod sztandarami „Wyp…….” i „Jeb… PiS”. Uciśnieni postawili sobie za cel nie tylko odebrać faszystom „zawłaszczone” przez nich państwo, ale razem z nim „zawłaszczone” święto niepodległości. Bo, jak wiadomo, o wolność Polski walczyły osoby o odmiennych orientacjach. Walczyły o wolność związków jednopłciowych, adopcji dzieci, ale też nieskrępowaną możliwość zabijania nienarodzonych. Walczyli żołnierze i żołnierki, a w Powstaniu Warszawskim powstańcy i powstańczynie – by przywołać apele kombatantek (bo przecież nie kombatantów) z mocno czerwonego zarządu ŚZŻAK (Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej) popierających tzw. Strajk Kobiet.
Walczyli i walczyły nie tylko pod flagą biało-czerwoną, ale pod tęczową. Albo różową. Bo ten tęczowo-różowy wzorzec wypracowano za czasów PO i prezydentury Bronisława Komorowskiego. Na różowo świętowano polskie rocznice, w tym rocznicę niepodległości. Różowe flagi, baloniki, czekoladowy orzeł. Państwowe imprezy w takiej kolorystyce organizowała „Gazeta Wyborcza” i radiowa „Trójka”. Różowy i czekoladowy patriotyzm.
Rozlew krwi
Dziś najlepiej odebrać wstrętne faszystowskie święto za sprawą/przy pomocy generałów w stanie spoczynku. W specjalnym apelu wojskowi, wśród nich wielu komunistycznych, w tym esbecy, twórcy stanu wojennego, napisali m.in.:
„Czasami nadmiar emocji, niekontrolowany rozwój wydarzeń może skutkować rozlewem krwi. Obawiamy się sytuacji, w której ponownie na ulicach polskich miast może dojść do użycia siły i niepotrzebnych ofiar”.
Bo, jak wiadomo, prawdziwy patriotyzm i niepodległość mieliśmy w latach 1944-89, w okresie stalinowskim, potem po 13 grudnia. Bohaterami Bierut i Jaruzelski. Zdrajcami Pilecki i Kukliński.
A ja dołożę do tego bolszewickiego patriotyzmu książkę prokurator stalinowskiej Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk Heleny Wolińskiej „Przerwanie ciąży w świetle prawa karnego”, w której owa przechodnia dama z GL/AL/PPR/PZPR domagała się – w 1962 r. – pełnej legalizacji aborcji. Czyli komuna – za sprawą „warszawskiej Dolores” – mordowała polskich niepodległościowców i przyzwalała na mordowanie polskich dzieci. A to właśnie krwawa „Lena” chciała być potem – jako profesorowa Brusowa w Oksfordzie – postrzegana jako prawdziwa polska patriotka. Dlatego ostentacyjnie popierała „Solidarność”, co zapewne zmotywowało reżysera Pawła Pawlikowskiego do stworzenia kreacji Wandy w oscarowej produkcji „Ida”.
Odwet za 1918 r.
W 1918 r. i II Rzeczpospolitej była radość z odzyskanej niepodległości. Po 1989 r., w tzw. III Rzeczpospolitej często było upokorzenie. Upokorzenie patriotów, którym odmawiano prawa do radości świętowania. Tęczowi (wówczas definiujący się bardziej jako kolorowi) wpychali spadkobierców patriotycznych tradycji do ciemnogrodzkiego getta.
W kolorowych pochodach maszerowali dziennikarze, filozofowie, aktorzy, celebryci. Jak w bolszewickie Święto Pracy. W wywiadach dla „Gazety Wyborczej”, TVN, czy Onet.pl lewaccy postępowcy popisywali się, że dla nich Polska „nie jest pępkiem świata”, a świat „nie jest biały, lecz kolorowy i wielokulturowy”. Zamiast polskiej kultury, zamiast niepodległości proponowali Polakom wielokulturowość. A flagę tęczową zamiast biało-czerwonej.
Były lata, kiedy upokorzenie było jeszcze większe, bo niepodległość „umiędzynarodawiano”. Niemieckie bojówki – „willkommen!”. Wtedy razem z artystami ulicami Warszawy paradowały brygady międzynarodowe.
Można było odnieść wrażenie, że „pokojowa” Antifa brała odwet za rozbrajanie ich dziadków na ulicach Warszawy w 1918 r.
Hucpa w pandemii
Po drugiej stronie, w Marszu Niepodległości, szli AK-owcy i NSZ-towcy, żołnierze Pileckiego, Dekutowskiego, Szendzielarza, Kasznicy, więźniowie polityczni PRL, czyli właśnie – w świetle komunistycznej propagandy – „faszyści”. Szczególnie brakowało reprezentantów „faszystowskich” władz londyńskich, bo najpierw niedopuszczeni do okrągłego stołu, a potem ostatni – legalny polski prezydent Ryszard Kaczorowski – pozostał w smoleńskim błocie. Polscy narodowcy (nie mylić z hitlerowskimi narodowymi socjalistami) szli razem z piłsudczykami. Absurd, chichot historii? Nie, bo w przedwrześniowej Polsce „faszystów” Dmowskiego i Piłsudskiego wiele dzieliło, ale łączyło najważniejsze – idea wolnej Polski. Te korzenie – oby w sposób jak najbardziej uświadomiony – trwają wśród spadkobierców.
A teraz? Teraz mamy pandemię. Ale czerwoni i różowi nie próżnują. Zapewne znów 11 listopada zorganizują „antyfaszystowską” hucpę. Wzorem władz Nowogardu, które w ubiegłym roku zorganizowały Święto Niepodległości pod sowiecko-komunistycznym pomnikiem „braterstwa broni”, postawionym z inicjatywy PZPR w 1972 r.
Tadeusz Płużański