TADEUSZ PŁUŻAŃSKI: Niszczenie Polski pod sztandarem demokracji

Fot. muzeumrakowiecka37.pl

16 listopada 1944 r. komunistyczny Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego wydał dekret „O przestępstwach szczególnie niebezpiecznych w okresie odbudowy państwa”. Jego kontynuacją był tzw. Mały Kodeks Karny (MKK). Dzięki tym i innym wprowadzonym przez siebie bezprawnie przepisom komuniści realizowali politykę nie odbudowy, ale zniszczenia Polski, a głównie rozprawy z polskimi niepodległościowcami. A wszystko pod sztandarem demokracji.

MKK przewidywał karę śmierci za 13 rodzajów „przestępstw”, m.in. udział w organizacji lub grupie o charakterze zbrojnym, posiadanie broni i amunicji, sabotaż gospodarczy, „sprzedajność obcym”, szpiegostwo. Ale wyeliminowanym ze społeczeństwa można było zostać np. za opowiadanie dowcipów o tematyce politycznej – pozwalał na to artykuł mówiący o „rozpowszechnianiu nieprawdziwych informacji”.

Do realizacji polityki represji komuniści powołali – jak zwykle bezprawnie – specjalne sądy: Wojskowe Sądy Rejonowe (WSR). Wedle wciąż niepełnych danych, w latach 1946-1955 przed sądami wojskowymi skazano ponad 80 tys. osób z czego na karę śmierci około 4 – 4,5 tys. Prawdopodobnie około 3 tys. wyroków zostało wykonanych.

Jednym z sędziów, a potem szefem stołecznego WSR – chyba najbardziej krwawego trybunału śmieci w powojennej Polsce – był Mieczysław Widaj. Sam AK-owiec skazał na śmierć ponad 100 polskich niepodległościowców. W 1956 r. wyjaśniał: „W maju [1949 r.] byłem w Warszawie, by znów zacząć od braku mieszkania, od kwaterowania na sali sądowej, tuż obok celi, do której wprowadzano więźniów aresztantów. A rozprawy odbywały się i po nocach. (…) Mnie i żonę będącą w ciąży budził gwar i tupot dochodzący z zadymionego korytarza, na który prowadziły mieszkalne drzwi. To były warunki pracy i warunki życia, jakie były mi postawione do dyspozycji. (…) mieszkałem w tak ciężkich warunkach w budynku, w którym szczury wyprawiały harce pod podłogą i po podłodze, gdy groziło, że po przyjściu na świat dziecka pieluszki będą musiały być suszone na sali rozpraw. (…) Gdy inni „po praktyce” w Wojskowym Sądzie Rejonowym odchodzili na szefów innych sądów, ja pozostawałem na czarnej robocie, nie byłem przesuwany do klasy menedżerów. (…) Mnie – a zresztą w ogóle nami – przesuwano jak pionkami po szachownicy, nie pytając nas o zdanie”.
„Wojskowe Sądy Rejonowe zostały zlikwidowane wiosną 1955 r. Faktycznie zbiegło się to z zawieszeniem stosowania stalinowskich dekretów” – pisze historyk IPN dr Rafał Leśkiewicz. – „Nie były już potrzebne, bowiem komunistom udało się skutecznie wyeliminować ‘wrogów władzy ludowej’”. Ich ofiary – wielu bohaterów oraz rodziny skazanych wówczas na śmierć lub długoletnie więzienie – żyły natomiast jeszcze przez wiele lat z piętnem bandytów.

Mały Kodeks Karny obowiązywał aż do 1969 r., kiedy komuniści wprowadzili „duży” kodeks karny. Niestety niektóre przepisy tego zbrodniczego „prawa” – zachowane w kodeksie karnym z 1997 r. – dotrwały do dziś. Np. art. 256: „Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa albo nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowych, etnicznych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość; podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”.

Mimo tych wątpliwych, prawnych zapożyczeń tzw. III RP od PRL-u, coś się jednak zmieniło. Dziś szczęśliwie pod pojęciem „faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa” nie rozumie się już ustroju Polski przedwrześniowej – jak tego chcieli komuniści. Wciąż pamiętamy (mam nadzieję), jak polskiego generała Augusta Emila Fieldorfa skazywali na śmierć na szubienicy – jako „faszystę”.
Dziś – przynajmniej teoretycznie – polskie prawo szanuje dorobek wolnej, niepodległej II Rzeczpospolitej. A za państwa totalitarne uznaje się nie tylko nazistowskie Niemcy, ale także sowiecką Rosję i jej satelity, w tym komunistyczną Polskę. Piszę jednak teoretycznie, bo „nadzwyczajna kasta” sędziowska, rodem z PRL, przy pomocy Brukseli, czuwa nad właściwą wykładnią.