Trzy lata pomocy dziennikarzom i walki o wolność słowa. Relacja z konferencji Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP

„W obronie dziennikarzy i wolności słowa” – taki był tytuł konferencji podsumowującej trzy ostatnie lata działalności Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP, która odbyła się 17 września. Poznaliśmy bulwersujące przypadki nękania dziennikarzy procesami sądowymi, dyskutowano też o nowych problemach z jakimi media muszą się mierzyć po zmianie władzy.    

Do Domu Dziennikarza przy ul. Foksal 3/5 w Warszawie CMWP SDP zaprosiło przedstawicieli dziennikarzy, którzy w ostatnich latach korzystali ze wsparcia Centrum. Na ich przykładach można było najlepiej zobaczyć z jakimi problemami borykają się dziennikarze i media, szczególnie te lokalne, często pozbawione jakiegokolwiek wsparcia. W dyskusji wzięli też udział prawnicy, obserwatorzy procesów z ramienia CMWP SDP oraz przedstawiciele Zarządu Głównego SDP.

Otwierając konferencję prezes SDP Krzysztof Skowroński podkreślił, że Centrum Monitoringu Wolności Prasy, jest jedną z najważniejszych komórek Stowarzyszenia i przytoczył kilka danych statystycznych. W latach 2021 – 2024 Centrum wydało 83 publiczne oświadczenia, a co roku obejmowało pomocą w procesach, jako „amicus curie”, około 20 dziennikarzy.

– Staramy się zawsze występować w obronie dziennikarzy i w obronie wolności słowa, szczególnie zajmując się takimi przypadkami, którymi nie zajmują się inne organizacje pozarządowe, bo na przykład uważają je za mało istotne – mówiła dyrektor CMWP SDP dr Jolanta Hajdasz.

Dodała, że bardzo często są to sprawy sądowe typu SLAP.

– To specyficzna akcja procesowa, która nakierowana jest nie na ustalenie prawdy, stanu faktycznego, tylko na dokuczeniu, umęczeniu, dziennikarza, który jest pozwany. Uwikłania go w żmudną i kosztowną procedurę sądową – tłumaczyła.

Centrum pomaga wszystkim dziennikarzom, którzy się zgłoszą, nie tylko członkom SDP.

W tym roku CMWP SDP przeprowadziło też pierwszą w swojej historii zbiórkę pieniężną dla redaktora Sebastiana Morynia skazanego z art. 212 na blisko 70 tys. grzywny i nawiązek za artykuł opublikowany na portalu tvrepublika.pl w 2019 r. Miał on rzekomo zniesławić  grupę przedstawicieli ruchu Obywatele RP, bo w tekście napisano iż ruch ten broni przywilejów SB-ków. (pisaliśmy o tym TUTAJ). Podczas konferencji przekazano red. Moryniowi symboliczny czek.

– Szczegółowe rozliczenie tej zbiórki jest zrobione i będzie opublikowane, a cała zebrana kwota przelana na konto – podkreśliła Jolanta Hajdasz.

Bulwersująca rzeczywistość

Pierwszy panel konferencji miał tytuł „Procesowy zawrót głowy. Absurdalne pozwy i oskarżenia przeciwko dziennikarzom i mediom”.

– Będziemy rozmawiali o przypadkach, które wstrząsają, bulwersują i trzeba o nich mówić. Ale trzeba też mówić o tym co dzieje się dziś w obszarze wolności słowa – zauważył wiceprezes SDP Mariusz Pilis.

Nawiązał do bulwersującej sprawy niewpuszczenia w poniedziałek TV Republika na konferencję premiera Donalda Tuska i posiedzenie sztabu kryzysowego, które odbywały się na terenie objętych powodzią.

Podobny skandaliczny przypadek miał też miejsce we wtorek. Uczestnicy konferencji połączyli się z dziennikarzem TV Republika Januszem Życzkowskim, który poinformował, że nie został wpuszczony na posiedzenie sztabu kryzysowego we Wrocławiu. Obecny na konferencji CMWP SDP redaktor naczelny TV Republiki Tomasz Sakiewicz przypomniał, że blokowanie dostępu dziennikarzy jego stacji na rządowe konferencję zapoczątkował minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz po przejęciu mediów publicznych w grudniu ubiegłego roku.

– Wówczas osoba koordynująca to wtargnięcie, czyli ppłk. Bartłomiej Sienkiewicz, zdecydował się jako pierwszy nie wpuszczać Telewizji Republika, oskarżając nas o to, że dokonaliśmy jakiejś kradzieży w TVP – opowiadał Tomasz Sakiewicz. – Rzekomo korzystaliśmy ze sprzętu TVP podczas relacji z protestu dziennikarzy telewizji. Sprawdziliśmy to i okazało się, że było dokładnie odwrotnie. To myśmy udostępniali nasz sprzęt dziennikarzom TVP, bo oni już zostali pozbawieni urządzeń i nie mieli, jak relacjonować wydarzeń. Jedyny sprzęt, z którego korzystaliśmy wówczas to były toalety, nawet chcieliśmy za to zapłacić.

Jak mówił dalej redaktor Sakiewicz, szlakiem Sienkiewicza zaczęła podążać Kancelaria Premiera. Tym razem poszło o pytanie w sprawie żołnierza zranionego na przejściu granicznym, kiedy to Adrian Borecki dociekał czy wstrzymywano informację o jego śmierci ze względu na zbliżające się wybory. Wtedy dziennikarz usłyszał od pracownicy kancelarii, że nigdy już nie zostanie wpuszczony na konferencję.

„Nową jakością” nazwał Sakiewicz, pozbawianie społeczeństwa wiadomości w czasie powodzi. A tymczasem, jak zauważył, informacja jest podstawową bronią w czasie kataklizmu, gdyż społeczeństwo musi wiedzieć o zagrożeniach i sposobach walki z żywiołem. Powinna być więc przekazywana wszystkimi możliwymi kanałami.

– Już w średniowieczu władcy ważne informacje rozgłaszali zarówno poprzez księdza, rabina, jak i popa. Wszelki konflikty szły wtedy na bok. Donald Tusk złamał najstarsze zasady, jakie obowiązują w przekazywaniu informacji o kataklizmach  –  zauważył Tomasz Sakiewicz .

Nawiązując do przypadku TV Republika, redaktor Anita Gargas, przypomniała, że lekceważenie niewygodnych dziennikarzy przez Donalda Tuska sięga czasów po katastrofie smoleńskiej.   – Nie było wtedy reakcji środowiska. Przespaliśmy ten etap – zauważyła red. Gargas.

– Jeżeli nie zewrzemy szeregów, eskalacja działań w stosunku do niewygodnych dziennikarzy będzie postępować – dodała.

Krzysztof Skowroński zauważył, że ukrócić takie przypadki może tylko solidarność dziennikarska, kiedy inni dziennikarze nie będą lekceważyli przypadków blokowania dostępu do informacji dla niektórych mediów.

W dalszej część konferencji uczestnicy opowiadali swoje, często absurdalne, przypadki batalii sądowych.

Redaktor Sebastian Moryń, oskarżony przez Obywateli RP, został prawomocnie skazany na wysoką grzywnę mimo, że żadna z rzekomo zniesławionych artykułem osób nie była w nim wymieniona z imienia i nazwiska. Co ciekawe, w toku procesu sądowego nie udało się nawet ustalić nazwiska autora artykułu.

Redaktor Anita Gargas przyznała, że ma wytyczonych 26 procesów, a większość z nich dotyczy rzekomej nierzetelności dziennikarskiej jej ekipy.  – Gdy dochodzi do finału, co trwa zazwyczaj kilka lat, najczęściej okazuje się, że nasza rzetelność była prawidłowa – zauważyła.

Jej zdaniem jest kilka powodów, dla której wytyczane są procesy dziennikarzom. Pierwszy to chęć zaszkodzenia wizerunkowi dziennikarza. – Warto powiedzieć, że Jan Kowalski to dziennikarz nierzetelny. Oczywiście „życzliwi” dziennikarze z drugiej strony zaraz to podchwytują, a gdy taki proces  kończy się niewygodnym dla nich wyrokiem, informacji o tym nie ma – zauważyła.

Kolejny powód, to liczenie na przychylność sądów. Zdarzają się nawet takie przypadki, że gdy w jednym mieście nie trafi się przychylny sędzia, skarżący wycofuje pozew i składa go w innym mieście.

– U nas prawo nie jest precedensowe, za to samo w różnych sądach można zostać inaczej potraktowanym – zauważyła red. Gargas.

Dodała, że bulwersujące jest zaangażowanie publicznych środków w walkę z dziennikarzami, kiedy to procesy wytyczają włodarze miast i nikt ich z tego nie rozlicza.

„Łajdactwo art. 212”

Jakie skutki dla dziennikarza mogą mieć procesy sądowe wytyczane w związku z jego pracą dyskutowano w kolejnej sesji pt. „Skazani za szukanie prawdy. Art. 212 kk i jego negatywne konsekwencje dla dziennikarzy”.

Rafał Ziemkiewicz tłumaczył na czym polega „łajdactwo art. 212”. – Jest on czystą złośliwością. Obecne orzecznictwo jest ze stanu wojennego. Chodziło o to, aby skazywać ludzi piszących w prasie podziemnej, więc skonstruowano ten artykuł tak, że jest to kara za podważanie zaufania do osób publicznych, której to osobie to zaufanie jest potrzebne do pełnienia funkcji publicznej. I pod to można podciągnąć każdego. Jeżeli napiszemy o jakimś lekarzu, że jest konowałem, on nas może wsadzić teoretycznie na dwa lata do więzienia, jeżeli napiszemy o pisarzu, że napisał byle jaką książkę, podważamy zaufanie do niego, a pełni funkcję publiczną, też teoretycznie może nas wsadzić do więzienia  – mówił Ziemkiewicz.

Przyznał, że nie zdarzają się przypadki tak drastycznych kar, ale ostatnio sądy często orzekają przymusowe prace społeczne, a taka kara ma na celu ośmieszenie i upokorzenie dziennikarza.  – Kto go będzie traktował później poważnie, jeżeli to jest człowiek, który musiał sprzątać chodniki, psie kupy zbierać, czy czyścić ubikacje – stwierdził publicysta.

Zauważył, że procesy karne z art. 212 w przeciwieństwie do cywilnych, nie dają zazwyczaj żadnego zadośćuczynienia skarżącym, np. w postaci przeprosin, służą tylko „dowaleniu” dziennikarzom.

Na prace społeczne z art. 212 skazany został Mateusz Teska, dziennikarz Magazynu Anity Gargas za… zadanie pytania. – Nie było artykułu, reportażu, nie było postu w mediach społecznościowych. Podstawą był mail, wysłany do instytucji, z którą związana jest pani sędzia – opowiadał dziennikarz.

Sprawa jest teraz w apelacji.

– Jest ona szczególnie bulwersująca, bo tutaj nie powstała żadna publikacja – podkreśliła Jolanta Hajdasz. – Nie możemy ujawnić treści maila, nazwiska sędziego, bo sprawa, jak większość z art. 212, jest utajniona.

Agnieszka Siewiereniuk-Maciorowska, dziennikarka portalu Dzień dobry Białystok!, nie mogła opowiedzieć o szczegółach swoich spraw wytaczanych przez jedną z organizacji publicznych, gdyż wyrok sądu zakazał jej wypowiadania się na ten temat.

– Małe redakcje są w sytuacji fatalnej. Bardzo często w starciu z władzą lokalną, która od lat zna się z sędziami, prokuratorami,  człowiek jest bez szans – zauważyła.

O trudnościach funkcjonowania małych reakcji w związku z wytaczanymi procesami mówił Jakub Lazar, redaktor naczelny „Głosu Zabrza i Rudy Śląskiej”.

–  Nasza redakcja to jest trzech dziennikarzy, gazeta należy do nas, za nami nie stoi nikt, nie stoi wielki biznes – podkreślił.

Opowiadając o wytaczanych redakcji sprawach sądowych przyznał, że gdyby nie pomoc CMWP SDP i życzliwych prawników, gazeta nie dałaby sobie rady.

–  Nie wiemy co będzie dalej z wolnością prasy na lokalnym podwórku, jeżeli nie zrobimy coś z art. 212 . Nie wiem czy coś zostanie z prasy lokalnej – przyznał redaktor Lazar.

Samuel Pereira podawał przykłady zastraszania dziennikarzy w czasach, gdy był szefem portalu TVP Info. W swoim wystąpieniu zwrócił też wagę, że często sędziowie, którzy wydają wyroki nie mają świadomości specyfiki pracy mediów, dziennikarzy.  -Sądy nie rozumieją wagi problemów, nie rozumieją, że wysyłanie pytań to jest standard dziennikarski, że niewysłanie ich naraża dziennikarza na zarzut nierzetelności – stwierdził Pereira.

„Sowieckie poniżanie” w sądach

Na problem z sądami zwrócono większą uwagę w trzecim panelu konferencji, w którym wypowiadali się prawnicy i obserwatorzy procesów dziennikarzy z ramienia CMWP SDP. Szczególnie wybrzmiało to w wystąpieniu Michała Jaszewskiego, doradcy prawnego SDP.

– Dzisiaj mamy takie nowe zjawisko, które wiąże się z marksizmem kulturowym. Polega ono na tym, że młodzi sędziowie obnoszą się ze swoimi poglądami, przynależnością do jakiś dziwnych organizacji. Co więcej, oni to przedstawiają jako bezalternatywną rzeczywistość, to znaczy jak ktoś ma inne poglądy, to pewnie jest faszystą, kimś strasznym – mówił Jaszewski.

Zauważył, że to niebezpieczne zjawisko obserwuje od kilku lata, ale ostatnio zaczyna ona narastać. – To powoduje, że niektórzy sędziowie są po prostu stronniczy – tłumaczył prawnik.

Dodał, że w wielu procesach dziennikarzy zauważył taki element „sowieckiego poniżenia”, pogardy dla człowieka. Uzasadnienia wyroków bywają zaś kuriozalne. – Czytałem takie uzasadnienie, gdzie sąd szeroko odnosił się do orzecznictwa europejskiego, po czym pisał zdanie: „niemniej jednak, w przypadku oskarżonego…” i później była cała litania, a na końcu skazanie  – opowiadał.

Poniżanie dziennikarzy na sali sądowej zauważyła również Anna Maria Szczepaniak, obserwatorka procesów z ramienia CMWP SDP. Zaapelowała o solidarność dziennikarską. – Kiedy słyszymy, że nasza koleżanka, kolega ma wytoczoną sprawę, nie bądźmy obojętni, mówmy o tym, piszmy – prosiła.

Na zakończenie Krzysztof Skowroński podkreślił, że tytuł konferencji „W obronie dziennikarzy i wolności słowa” powinien stać się programem SDP na najbliższe lata. – To jak traktowani są dziennikarze konserwatywni, redakcje konserwatywne, pokazuje kierunek antydemokratyczny rządu Donalda Tuska. I z tą falą antydemokratyczną będziemy musieli nie tylko się zmierzyć, ale też jej się przeciwstawić, a w konsekwencji z nią wygrać – podkreślił prezes SDP.

Zapis wideo konferencji jest TUTAJ

jka