Na zewnątrz cisza. W oddali czasami tylko pojedyncze wybuchy. Czołgi i inne pojazdy już dawno odjechały w nieznanym kierunku. Co będzie się działo w nocy, tylko Bóg wie, ja mogę tylko przypuszczać… — publikujemy kolejny fragment książki Serhija Kulidy „Bucza. Wiosenny strzał. Krótka kronika okupacji”.
„Bucza. Wiosenny strzał. Krótka kronika okupacji” to książka pisarza i dziennikarza Serhija Kulidy (napisana przy współpracy z Ihorem Bartkivem), poświęcona wydarzeniom na przedmieściach stolicy Ukrainy w pierwszych dniach rosyjskiej agresji. Jest to wstrząsająca kronika wydarzeń (dzień po dniu), których świadkami są mieszkańcy Buczy, a także – pamiętnik autora, który trzy tygodnie spędził w piwnicy swojego domu chroniąc się przed ostrzałem. Publikujemy kolejny fragment książki. Wcześniejsze odcinki można przeczytać TUTAJ
Bucza, ulica Jabłonska nr 203B.
Trzej bracia Konowałowie — najstarszy Serhij, średni Ołeksandr i najmłodszy Dmytro — są nazywani przez sąsiadów bohaterami. I nie bez powodu. To właśnie oni pomogli przetrwać w piwnicy ich pięciopiętrowego budynku około dwudziestu mieszkańcom, głównie starszym osobom oraz sześciorgu dzieciom.
Konowałowie, ryzykując własnym życiem, przygotowywali jedzenie na ognisku, roznosili produkty, wodę, ciepłe rzeczy… „Gdyby nie oni, już dawno bym umarła” — opowiadała później reporterom 85-letnia sąsiadka. Jednak umarł, a właściwie został zastrzelony przez Rosjan, najmłodszy z braci — 41-letni Dmytro Konowałow.
„Przeważnie siedzieliśmy w piwnicy, a do mieszkania chodziliśmy tylko po to, by naładować telefon, zdrzemnąć się i skorzystać z toalety — opowiadał jeden z ocalałych braci Konowałowów. — Nie ryzykowaliśmy wyjścia na ulicę, bo rosyjscy żołnierze mogli do nas strzelać. Nawet na podwórku było niebezpiecznie, gdy w pobliżu byli żołnierze. 4 marca, niedługo przed godziną policyjną, około 16.30–16.45, mój brat wyszedł na podwórze, by zapalić. On i 15-letni sąsiad stali w kącie budynku przy wejściu do piwnicy, które wychodziło na ulicę Jabłonską. Gdy zobaczyli, że z Jabłonskiej nadchodzą rosyjscy żołnierze, cofnęli się na podwórze. Chłopiec pobiegł do piwnicy, a mój brat usiadł na drugim stopniu od góry i palił. Żołnierze weszli zza rogu budynku na podwórze i kilkakrotnie strzelili mu w szyję, klatkę piersiową i twarz. Jeden z żołnierzy zawołał swojego kolegę «Wołodia», a drugi podszedł i sprawdził puls Dmytra. Pulsu już nie było. Zmarł na miejscu”.
Istnieje też inne świadectwo, które różni się od tego rozpowszechnionego przez prasę: „Odsłoniłam zasłonę i przez szparę zobaczyłam, jak to się stało. On (Dmytro — przyp. red.) doszedł do kąta i nagle się cofnął. Patrzę, zaczął biec, uciekał. Oni (Rosjanie — przyp. red.) go zastrzelili, upadł tutaj na schody i oni pobiegli dalej”.
Matka zmarłego, Marija Petriwna, nie widziała zabójstwa swojego syna.
„Słyszałam strzały, ale one były cały czas — opowiadała kobieta. — Latały ogniste snopy. Wychodzę, a on leży na schodach i jest zimny. Krew płynęła, wiecie, pod nim była wilgoć, aż taka rzeka”.
I choć to straszne, ciało zabitego Dmytra przez trzy dni chroniło ludzi w schronie przed okupantami. „Ludzie mówią, że nas chronił — raszyści widzieli martwe ciało i nie wchodzili do piwnicy” — opowiadali jego przymusowi współlokatorzy.
Ciało najmłodszego brata udało się pochować dopiero czwartego dnia po egzekucji. Na podwórku tego samego budynku.
„Sami go pochowaliśmy — wspominał Serhij Konowałow. — Ja, brat, matka. «Mamo, — mówimy, — rzuć łopatę», a ona płacze i kopie, płacze i kopie”.
Dopiero po wyzwoleniu Buczy ciało Dmytra zostało ekshumowane i przewiezione do kostnicy. 2 maja 2022 roku został pochowany na miejskim cmentarzu.
Bucza, ulica Jabłonska.
Czterdziestotrzyletni Zoresław Zamoyski był dziennikarzem-freelancerem i aktywistą, publikującym swoje materiały na lokalnych portalach internetowych, takich jak „Informacyjny Portal” i „Gromada Priirpienia”. Założycielka tego ostatniego, Iryna Fedoriv, pisała o Zamojskim, że „uczestniczył w sesjach lokalnych rad i relacjonował działalność organów samorządu terytorialnego w regionie Priirpienia”. Swoje artykuły wysyłał do lokalnych mediów, w tym do redakcji «Gromady Priirpienia” ».
„Pracowaliśmy w jednym pokoju — wspominał pisarz i dziennikarz Walentyn Sobczuk. — I choć ten pokój nie miał ani jednego okna (był tymczasowy), to miał wiele drzwi do informacji dzięki naszym monitorom, przez które otwierał się przed nami świat, albo nasza twórcza grupa pokazywała światu to, co widzieliśmy z perspektywy tego pokoju bez okna…”
Zoresław Zamoyski starał się nie ujawniać swoich prawdziwych poglądów politycznych, choć czasami nie potrafił się powstrzymać. Tak było 2 maja 2021 roku, kiedy to na portalach społecznościowych wyraził swoje zaniepokojenie: „Siedem lat od tragedii na Kulikowym Polu w Odessie. Sprawcy podpalenia nie zostali odnalezieni. Społeczeństwo jest nadal podzielone. Wyrazy współczucia dla rodzin i bliskich…”. W ogóle, jak donosił na Facebooku jeden z użytkowników o imieniu Wiktor Gluszczenko, Zamoyski był „klasycznym «watnikiem» i zwolennikiem «ruskiego miru»”.
Jednak wojna, jak się wydaje, zmieniła jego spojrzenie na rosyjskie „pobieżności”.
„Kiedy rozpoczęła się wojna i wybuchy nie ustępowały ani w dzień, ani w nocy, ciągle pisaliśmy ze Zoresławem na Telegramie — wspominał Walentyn Sobczuk. — Zapraszałem go wtedy do Irpienia, bo mieszkał w Buczy na Jabłonskiej. Zoresław informował, że pisze kroniki wojny”.
Zamoyski pisał: „Zacząłem prowadzić dziennik dni tej wojny. Dzisiaj wypełniłem go i uzupełniłem wpisy z poprzednich dni, począwszy od 24 lutego. Chcę w przyszłości dokładniej opisać wydarzenia tych dni”. Umieścił też w sieci własne zdjęcia z 27 lutego z ulicy Dworcowej, które dokumentowały zniszczenie kolumny wroga w Buczy.
Ostatni raz, jak donosił Walentyn Sobczuk, rozmawiał z przyjacielem 4 marca. Tego dnia Zoresław Zamoyski zapisał w swoim dzienniku na Facebooku:
„Piątkowy poranek. Strzelają od samego rana. Czasem bardzo intensywnie. Ogłoszono odwołanie alarmu przeciwlotniczego”.
„12.00, trochę się uspokoiło. Dalszy ciąg — z Bożej łaski”.
„Bombardowanie + ostrzał z Gradów. Właśnie. Boję się wychylić nos poza przedsionek piwnicy”.
„Odwołali alarm. Wkrótce nadejdzie sobota według kalendarza żydowskiego. Szabat szalom w tym trudnym czasie!”
„Czołgi na ulicy. Jak mówił dowódca fortecy «Córki kapitana»: „Trzymajcie się chłopcy, zaraz będzie atak”.
I oto jego ostatni wpis: „O 20.00 całkowita ciemność na ulicy. I brak prądu. W ciągu dnia od nadmiernego napięcia w sieci wszystkie urządzenia elektryczne diabli wzięli. Włącznie z lodówką.
Teraz w domu. Na zewnątrz cisza. W oddali czasami tylko pojedyncze wybuchy. Czołgi i inne pojazdy już dawno odjechały w nieznanym kierunku. Co będzie się działo w nocy, tylko Bóg wie, ja mogę tylko przypuszczać…”
„Jutro może się zdarzyć, że nie będzie ani internetu, ani łączności. Może na długo. Jak to mówią, żyjemy z dnia na dzień”.
Po ósmej wieczorem Zoresław Zamoyski nagle przestał się kontaktować z przyjaciółmi…
Co się stało z mężczyzną, pozostaje nieznane, ale Walentyn Sobczuk jest przekonany, że powodem jego zabójstwa były zdjęcia Zamoyskiego:
„Przeglądając ostatnio jego profil, zrozumiałem, dlaczego raszyści odebrali mu życie: najwidoczniej znaleźli na smartfonie przerażające świadectwa wojny uwiecznione na fotografiach”.
Ciało zamordowanego przez Rosjan dziennikarza zostało odnalezione dopiero w połowie kwietnia (niemalże w dniu jego urodzin — 12 kwietnia) podczas ekshumacji zbiorowego grobu na terenie cerkwi św. Andrzeja Apostoła, przy bulwarze Bohdana Chmielnickiego.
„Jego ciało znaleziono wśród setek torturowanych w Buczy — opowiadał główny rabin Ukrainy Mosze Reuwen Azman. — Widziałem jego ciało. Było przestrzelone, miało siniaki, myślę, że to były ślady tortur”.
Zoresław Zamoyski, który nie miał bliskich na Kijowszczyźnie, został pochowany na cmentarzu żydowskim w pobliżu Wasylkowa 15 kwietnia 2022 roku.
Przyjaciółka zamordowanego, Olesia Wasylec, nie mogła powstrzymać łez:
„Nie wierzę w twoją śmierć! Przeklęci okupanci! Przyjaźniliśmy się przez siedem lat, odkąd przyjechałam do Irpienia! Dlaczego, Zorik…”.
Znajoma Zoresława, Walentyna Sytnyk, napisała wtedy na Facebooku: „Żegnaj, Zorik — boży ptaszku! Otworzyłam Facebooka, żeby złożyć ci życzenia urodzinowe, a dowiedziałam się, że już cię nie ma…”