Zanim przystąpię do rzeczy, przypomnę jak przed meczem z Mołdawią śpiewała nasza „nożna” piłkarska reprezentacja. Otóż nasi reprezentanci śpiewali porażająco – tak samo strasznie, jak chwilę później grali. Fałszowali, nie trzymali rytmu, każdy śpiewał w swoim tempie, choć z głośników „szedł” Mazurek Dąbrowskiego.
Z kolei pewien siatkarz obraża publicznie znakomitego siatkarza, polskiego reprezentanta, ale urodzonego na Kubie. Ów obrażający twierdzi, że Kubańczyk nie ma prawa grać w reprezentacji, bo nie śpiewa polskiego hymnu. A może wspaniały siatkarz Wilfredo Leon – bo o tego Kubańczyka tu chodzi – nie śpiewa, bo nie chce brać udziału w takim potężnym fałszowaniu? To byłoby logiczne, tym bardziej, że jak wiadomo, muzykę Kubańczycy mają we krwi.
Samemu czy w grupie
Tragedią naszego nauczania jest brak wspólnych działań uczniów. W państwach anglosaskich uczniowie od dawna uczą się, przygotowują prezentacje tematów wspólnie. Nad takimi prezentacjami pracują najczęściej w grupach 4-6 osobowych. Muszą się dogadywać, uzgadniać – czyli muszą dochodzić do efektu wspólnie. A u nas nie. My wychowujemy kolejne pokolenia samorodków, indywidualistów, czyli nie potrafiących – po skończeniu szkoły – współpracować z innymi.
Zespół w zespół
Oczywiście są niszowe zawody, w których każdy może pracować sam – malarze, rzeźbiarze, hafciarze szydełkowi, kopiści starożytnych ksiąg na papirusie, na pergaminie – czyli na cielęcej skórze. Są jeszcze tacy indywidualiści jak: szewcy, krawcy i krawcowe, złotnicy, jubilerzy i dziennikarze… W sumie mamy powyżej katalog zawodów „indywidualistycznych”, w którym wymieniłem głównie rzemieślników, ludzi z tradycją jeszcze wczesnośredniowieczną. Nowoczesny człowiek musi umieć pracować w zespole. I póki tego nie zmienimy, będziemy mieć kłopoty z produkcją, administracją, służbami mundurowymi… a właściwie ze wszystkim. Świat współczesny pracuje w zespołach, a my liczymy ciągle na cudownych samorodków Janków Muzykantów.
Chóry i orkiestry
Na Zachodzie już dawno zauważono, że nauka muzyki w szkołach scala, cementuje małe społeczności uczniowskie. No i uczy też śpiewu, gry na podstawowych instrumentach i rozumienia muzyki. A przede wszystkim świadomego przeżywania jej. Na świecie szkoły podstawowe, średnie i uczelnie wyższe utrzymują też chóry. Ich uczestnicy – poza kształceniem muzycznym – uczą się dyscypliny, poszanowania kolegi, który śpiewa ze mną.
Dwadzieścia lat temu w malej Finlandii działało ponad 50.000 chórów – szkolnych, samorządowych, stowarzyszeniowych. A w Polsce? Co prawda w 2006 roku zaczęto realizować pomysł „Ogólnopolski Projekt Akademia Chóralna „Śpiewająca Polska”, ale znaczących efektów na razie nie ma. Nikt też nie wie ile mamy w Polsce chórów.
Podobnie jest z orkiestrami. Oczywiście są i u nas, ale na tle Europy nie mamy się czym pochwalić. Dlaczego? Bo ciągle nie doceniamy zespołowości działań. Może to jakieś dziejowe przekleństwo, ciągnące się za nami z czasów szlacheckich? Bo jak wiemy, szlachta ceniła sobie wolność, rozumianą jednak jako skrajny indywidualizm. Żywiła też pogardę dla prawa i podstawowych zasad współżycia.
Jak utłukliśmy nasze klasyczne pieśni ludowych
Jest też tego naszego lekceważenia społecznej funkcji chórów i taki skutek, że kilka ostatnich pokoleń nie zna polskich klasycznych pieśni ludowych. A wspólnotę buduje się także na tym, że każdy powinien znać klasykę polskich pieśni. Tak jak naszym obowiązkiem jest znać dzieła Kochanowskiego, Mickiewicza, Słowackiego, Fredry, Prusa, Sienkiewicza. Żeromskiego i Wyspiańskiego. Bez tej znajomości klasyki będziemy w końcu stadem baranów mówiących słabo po polsku, których to baranów będzie łączyła jedynie trawa. Za czasów Gomułki nadawano w radio – aż do przesady – pieśni Mazowsza i Śląska. Ale był w tym rozum. Bo pamiętajmy, że w 1945 roku, na naszych obecnych ziemiach znaleźli się ludzie ze Wschodu, którzy słabo znali ogólnopolską tradycję i kulturę. Więc scalano społeczeństwo – między innymi – przy pomocy Mazowsza i Śląska.
Kres tej ludowej kulturze położyli ludzie Gierka, którzy uznali, że pieśni ludowe hamują postęp techniczno-kulturowy. A w tym samym czasie w Niemczech i na Wyspach Brytyjskich kwitła kultura ludowa, a ich telewizje pełne były konkursów na wykonanie ich klasycznej, ludowej muzyki i pieśni.
Głuchota nasza powszechna, czyli Zenek jako nieszczęsny skutek
Ciągle widzę młodych ludzi, którzy idą ulicami, jeżdżą autobusami ze słuchawkami w uszach i słuchają muzyki. Ale nie wiem, czy naprawdę słuchają, czy też narkotyzują się tą muzyką. Wychodzą z realnego świata i zanurzają się w świat ostrych i głośnych dźwięków.
Nie dziwmy się więc, nie sarkajmy, że idolem muzycznym większości Polaków jest dzisiaj niejaki Zenek wykonujący płaskim głosem właściwie jedną i tę samą piosenkę, tyle, że z innymi słowami. Tego Zenka, tośmy sobie sami wychowali, sami stworzyli mu grono słuchaczy głuchych i „bezgustownych”.