Niezwykle ważny człowiek – wspomnienia o STEFANIE BRATKOWSKIM

„Zapamiętam Stefka jako wspaniałego dziennikarza”, „nie nudził”, „ze Stefanem przyjaźniliśmy, kłóciliśmy, żartowaliśmy. Zawsze twórczo” – dziennikarze i znajomi wspominają śp. Stefana Bratkowskiego.

 

W niedzielę 18 kwietnia 2021 r. zmarł Stefan Bratkowski, dziennikarz, publicysta, pisarz, scenarzysta, wieloletni prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Miał 86 lat.

 

 

Ernest Bryll: Przyjaźniliśmy się chyba od 1954 r. W 1956 r. byłem w redakcji „Po prostu”, w której on też był. Bardzo ciekawy facet i niezwykle ważny człowiek. Próbował być politykiem, ale nigdy nim nie potrafił być, natomiast był niewątpliwie skutecznym działaczem, twórcą różnych  pomysłów. Stefek szukał dróg realizacji dla swoich pomysłów, więc kontaktował się z najróżniejszymi ludźmi. Jego entuzjazm przewyższał realia i nie brał pod uwagę różnych elementów, które pojawiają się w codziennym życiu. To prowadziło do tego, że inni go wypychali z danego projektu albo sam się z niego wypychał.

 

Nigdy nie potrafił się znaleźć w żadnej konkretnej grupie politycznej, zawsze był tu i tam, i pomiędzy.

 

Zapamiętam Stefka jako wspaniałego dziennikarza. Niestety nigdy nie uzyskał tego, co powinien. A powinien być naczelnym dużego i wpływowego pisma. Nawet jak był w „Życiu i Nowoczesności” to był to tylko dodatek do „Życia Warszawy”. Dodatek wyraźnie odróżniał się od „Życia Warszawy” i był niezwykle ciekawy. A może to wynikało z tego, że Stefan taki musiał być? Może musiał rozpocząć projekt, a potem on przechodził w ręce innych i stawał się czymś odległym od niego? Był ciągłym zaczynem różnych spraw.

 

Kiedy zaczęło się odprężenie w PRL-u rozpoczęło się szukanie dróg wyjścia. Zastanawialiśmy się co zrobić, żeby przebudować ideę socjalizmu po polsku. Myśmy uważali, a zaczęło się to w „Po prostu”, że socjalizm trzeba zrobić od nowa. Była wiara, że pojawią się ludzie, którzy wytyczą linię do przedwojennego PPS-u. Dzisiaj to brzmi naiwnie, ale wtedy nie było realnego widoku, że ta epoka się skończy. Zastanawialiśmy się, co zrobić, żeby dało się żyć w tym systemie.

 

Teresa Bochwic: Koszmarna wiadomość. Stefan Bratkowski był świetnym i bardzo fachowym dziennikarzem oraz bardzo lubianym człowiekiem. Ciekawie postępował w czasach „Solidarności”. W stanie wojennym nagrywał kasety z rozmaitymi politycznymi wypowiedziami. Jak na PRL i na stan wojenny był bardzo opozycyjnie nastawiony Pamiętam go z rejestracji SDP, która odbyła się w maju 1989 r. Potem jednak okazało się, że przyczynił się do tzw. dzisiejszego podziału nie tyle między Polakami, co między ludźmi opozycji. Miał bardzo lewicowe poglądy i był bardzo związany z grupą Michnika. Osobiście bardzo dobrze go wspominam, bo był jednym z mistrzów dziennikarstwa, z którymi miałam styczność. Doskonale redagował teksty. Przez dwa czy trzy miesiące pracowałam u niego w piśmie „Gazeta i Nowoczesność”, dodatku do „Gazety Wyborczej”. Podobnie, jak większość osób, które w podziemiu zajmowało się dziennikarstwem, również i ja przez kilka miesięcy współpracowałam z „Gazetą Wyborczą”. Miałam jednak duże konflikty z rozmaitymi osobami w gazecie. Wtedy właśnie Bratkowski zaproponował mi żebym pracowała w „Gazecie i Nowoczesność”. Pisałam teksty o ciekawych sprawach, np. o prywatnej, domowej elektrowni posła Jana Sęka. A potem zaczął się bardzo wyrazisty konflikt wewnątrz opozycji i zajęłam inne stanowisko niż Bratkowski, więc straciłam z nim kontakt.

 

Krzysztof Masłoń: Z nazwiskiem Bratkowskiego zetknąłem się w latach 70. jako czytelnik „Życia i Nowoczesność”, dodatku do „Życia Warszawy”, który Stefan redagował. „Życie i Nowoczesność” wyróżniało się na rynku prasowym, było redagowane z dużym biglem dziennikarskim. Tematy tam poruszane nie interesowały mnie szczególnie, bo dotyczyły głównie ekonomii, ale pismo było bardzo ciekawe. Pojawiało się tam sporo nazwisk wcześniej nieznanych, które potem przebijały się wśród opozycji demokratycznej w PRL.

 

Potem tak się złożyło, że w drugiej połowie lat 80. trafiłem do „Życia Warszawy”, gdzie zetknąłem się z legendą  Stefana jako byłego kolegi pracujących tam dziennikarzy.

 

Głośno stało się o nim w 1980 r. z okazji Zjazdu PZPR, kiedy zajął stanowisko, które się bardzo nie podobało władzy. Zetknąłem się z nim w SDP. Wtedy odbywały się tam otwarte zebrania, na które przychodziła masa ludzi. Stefan został prezesem SDP. To był jego czas, Dariusza Fikusa, potem Maćka Łukasiewicza. Przeciwstawiali się komunie na tyle, na ile z ówczesnego punktu widzenia było można. Głośne stało się też to, jak Bratkowski w jakiejś mierze wspierał powstawanie struktur poziomych w PZPR. Partia przyjmowała to jako zupełną herezję.

 

Miewał swoje obsesje. Co jakiś czas wpadał na nowy pomysł. O takich ludziach zawsze mówiło się entuzjasta. Cenna cecha, ale czasami śmieszna. W pewnym momencie Stefan głosił, że ratunkiem dla Polski, która przeżywała wówczas bardzo trudny okres, są małe cegielnie. I ciągle o tym  przynudzał. Jak wchodził na mównicę niektórzy mówili: Boże, znowu będzie mówił o małych cegielniach, i niestety mieli rację. Później był stan wojenny. Tego rodzaju ludzie, jak Jerzy Urban i Mieczysław Rakowski dworowali sobie ze Stefana Bratkowskiego, że on rzekomo bardzo chce być internowany, a oni go i tak nie internują. Chamskie atakowanie człowieka, który widocznie zalazł im za skórę.

 

Bliżej poznałem się ze Stefanem dopiero w „Rzeczpospolitej”, gdzie przyszedłem pracować w 1990 r. Pamiętam jego teksty z ostatniej strony „Plusa minusa”. Tam było kilku felietonistów, którzy się zmieniali, a na stałe felieton miał tylko Stefan. Jego felietony, jak to często u niego, były zdroworozsądkowe. Ale i denerwujące, bo wychodziła z nich małostkowość. W co drugim tekście była wzmianka o serialu „Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy”, do którego pisał scenariusz. W kółko domagał się, żeby telewizja publiczna pokazywała ten świetny serial. On to pisał nie zważając na to, że telewizja właśnie kończyła albo rozpoczynała nadawanie serialu. Większość czytelników o tym raczej wiedziała, więc narażał się na pewnego rodzaju śmieszność.

 

W kontaktach redakcyjnych bezpośredni, koleżeński, sympatyczny. Miałem z nim długą i śmieszną rozmowę. Stefan, chociaż był starszym panem przychodził do pracy w dżinsach. Może nie było to najgrzeczniejsze z mojej strony, ale powiedziałem, że nie podoba mi się, kiedy starsze osoby naśladują młodych w ubiorze. Stefan chyba wziął to do siebie, bo pamiętam, że dość długo i ostro dyskutowaliśmy. Mówił, że on się dobrze czuje w dżinsach, odmładza go to, a jego ubiór wskazuje, że jest bezpośredni i nie ma problemu w nawiązywaniu kontaktu z młodymi ludźmi. Zapewne miał swoje racje. Sam się później sobie dziwiłem, że zaprezentowałem się jako straszny konserwatysta w sprawie stroju.

 

Pamiętam też jego książki. Największe wrażenie zrobiła na mnie praca pt. Pan Nowogród Wielki: prawdziwe narodziny Rusi. Bardzo interesująca, dowiedziałem się z niej o niesłychanie wielu sprawach.

 

Miał w sobie żyłkę organizatorską. Gromadził ludzi wokół siebie. Miał umiejętność popularyzacji różnych spraw. Nie był typem naukowca, który dłubał przy swoim temacie, a raczej entuzjasty, który się do czegoś zapalał i potrafił ze swoimi racjami dotrzeć do czytelnika przygotowanego w różnym stopniu. Bardzo rzadko spotykana cecha w Polsce. Wydawcy nieprzypadkowo do pewnego czasu woleli przy wydaniu książki historycznej zapłacić za przekład  niż zlecić jej napisanie krajowemu autorowi, bo pisanie długo trwało, a efekt końcowy był nudny. Stefan na pewno nie nudził.

 

Krystyna Mokrosińska: Fundacja i Wyższa Szkoła Dziennikarska im. Melchiora Wańkowicza w Warszawie, którą Stefan prowadził były istotnymi polami na których z nim współpracowałam. Nasza współpraca miała i dobre, i złe strony, mieliśmy różne zdania.

 

Tomasz Z. Zapert, publicysta tygodnika „Do Rzeczy”: Żal człowieka, nie nam go sądzić. Zaraz po transformacji kierował wydawnictwem „Czytelnik”. Jednak jego epizod w roli wydawcy był nieudany. Miał duże aspiracje, chciał, aby to było wydawnictwo prężne, cenione i uznane, a okazało się, że nie miał głowy do takiego prowadzenia firmy w nowych warunkach. „Czytelnik” zaczął się staczać po równi pochyłej. Widocznie był przyzwyczajony do funkcjonowania w realnym socjalizmie.

 

Scenarzysta  serialu „Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy”. Serial ma walory dydaktyczne, ale był statyczny i niespecjalnie mnie przekonywał. Gdyby nie dobra gra aktorów byłby nużący. Jako dziennikarza pamiętam go z felietonów w „Plusie i minusie”. Nie był najlepszym felietonistą. Mam wrażenie, że jego całe życie było próbą modernizacji ustroju panującego w PRL. Miał  aspiracje polityczne, które nie zostały spełnione. W okresie karnawału „Solidarności” odegrał jak najlepszą rolę jako kierujący SDP.

 

Jan Ordyński: Poznałem Stefana dopiero w latach 90, w czasach kiedy pisał w „Rzeczpospolitej” i działał w Towarzystwie Dziennikarskim. Wielce utalentowany dziennikarz, mędrzec, intelektualista, człowiek wielu talentów.

 

Zapisał się w mojej pamięci jako przesympatyczny, życzliwy i serdeczny człowiek z poczuciem humoru. Jak się spotykaliśmy rozmawialiśmy na poważne tematy. Zawsze był partnerem w rozmowie. Nie odczuwałem nigdy z jego strony żadnej manii wielkości, ani chęci imponowania.

 

Jego dorobek publicystyczny jest ogromny, świadczy, że był człowiekiem wybitnym, utalentowanym, rozumiejący świat i Polskę.

 

Jego śmierć to wielka strata dla Polski, dla dziennikarstwa i dla nas wszystkich. Nie ma zbyt wielu takich ludzi w naszym środowisku. Od zawsze jedna z wielkich figur polskiego dziennikarstwa.

 

Miał niesamowity warsztat dziennikarski, przygotowanie do tego co tworzył. On nie pisał banałów, a jednocześnie fantastycznie się to czytało. Jego książki na poważne tematy historyczne czy współczesne były znakomitymi lekturami.

 

Cytaty z mediów społecznościowych (Facebooka i Twittera):

 

Paweł Milcarek, redaktor naczelny kwartalnika „Christianitas”: Zmarł Stefan Bratkowski. Dziwnie się czuję: z jednej strony jakoś całe moje dojrzałe życie upłynęło mi poza jego wpływem – ale z drugiej, był jakimś mocnym autorytetem w owej krótkiej chwili gdy przestawałem być dzieckiem. Na pewno z okazji Sierpnia i Solidarności w 1980/81, a może chwilę wcześniej („Przegląd Techniczny”?). Miał na mnie jeszcze wpływ potężny poprzez scenariusz serialu „Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy” (pokazanego przez TVP dopiero w 1982, a zrobionego w 1979-81) – czym (pewnie niechcący) wzmocnił moje „endeckie” podejście do realnego patriotyzmu. Oto więc jakby wujek, który kiedyś dawno temu jedną rozmową i przemyślanym prezentem trochę pokierował życiem młodego, sugerując mu racjonalną dykcję myśli społecznej. A potem już nie utrzymywaliśmy bliższych relacji. To jednak wystarczy, żeby być wdzięcznym. RIP.  Źródło: Facebook.

 

Robert Bogdański, były szef Polskiej Agencji Prasowej: Stefan Bratkowski. R.I.P. Kiedy w 1989 legalizowaliśmy SIS On uważał za całkowicie oczywiste, że to powinna być spółdzielnia, a my z Wojciechem Maziarskim i Robertem Kozakiem, zachwyceni wyrwaniem się z socjalizmu, nie chcieliśmy o tym słyszeć i założyliśmy spółkę, która potem zbankrutowała… Może to On miał rację?

 

Potem, jak zostałem szefem PAP namawiał mnie, żebym kładł nacisk na dobre wiadomości, bo ludzie nie powinni być karmieni wyłącznie sensacją i złymi wieściami, a ja wzruszałem ramionami, bo przecież newsy trzeba było sprzedać, a „bad news is good news”. A może to On miał rację? Pamiętam nadzieję, jaką wzbudzał Jego głos odtwarzany z kasety na początku 1982 roku, w samym środku Nocy Generała. Głos, w którym nie było najmniejszej wątpliwości, że przedsięwzięcie Generała jest skazane na porażkę, a my, choć czeka nas mitręga duża, w końcu wygramy. Dziękuję Stefanie. Odpoczywaj w pokoju. Źródło: Facebook.

 

Krzysztof M. Kaźmierczak: Kiedy w 1992 roku porwano i zamordowano Jarosława Ziętarę wszystkie organizacje dziennikarskie milczały. Tylko zmarły dzisiaj Stefan Bratkowski, 6 lat po zabójstwie Jarka, zdobył się na uderzenie w pierś, zabranie głosu. Źródło: Facebook.

 

 

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, prezes Fundacji im. Brata Alberta: Zmarł śp. Stefan Bratkowski. Od 1946 r. wraz wieloma innymi sierotami wojennymi, w tym piosenkarką Sławą Przybylską i moim śp. Ojcem,  wychowywał się w Zakładzie Pałac i Park Potockich w Krzeszowicach. Dzieje tej legendarnej placówki i jej wychowanków opisał w książce pt. „Mieliśmy kilkaset sióstr i braci”. Był honorowym obywatelem Krzeszowice. Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie. Źródło: Facebook.

 

 

Krzysztof Wołodźko, publicysta „Gazety Polskiej”: Zmarł Stefan Bratkowski. Byłby to człowiek ideowo zupełnie mi obcy, gdyby nie pewien istotny drobiazg. Bratkowski był współtwórcą „Najdłuższej wojny nowoczesnej Europy”. Może to dziś koturnowy serial, pewnie ramota, ale jakie świadectwo i przesłanie. I lekcja chyba już w tych pokoleniach trudna do odrobienia. Miejscami znaczącymi są dla mnie Turew, Śrem, Manieczki. Cegielski i biblioteka Raczyńskich w Poznaniu. Pusty grób Józefa Wybickiego w Brodnicy Śremskiej to miejsce z dzieciństwa – do dziś czasem odwiedzane. Wielkopolski patriotyzm pracy u podstaw, ale też patriotyzm byłych napoleońskich oficerów, ludzi którzy znali i siłę oręża, i gospodarki. Moja pierwotna wyobraźnia przestrzenna to lasy i aleje, które zostały po Chłapowskich. Pamiętam jak niesamowite wrażenie zrobiło na mnie w dzieciństwie, gdy pierwszy raz zobaczyłem ten serial – dziecięca duma, że się należy do jakiejś większej opowieści.

 

I jeszcze jedna refleksja. To kolejna nieobecność i świadomość, że w coraz mniejszym gronie zostajemy z coraz młodszymi (rzecz jasna, dziś to jeszcze nie dramat). Moje roczniki chyba będą za 20-30 lat mocno samotne jeśli chodzi o wspólną przestrzeń pamięci.

 

Już po nas przychodzi mocne zerwanie biograficzno-historyczne, czyli roczniki znające tylko III RP i nieświadome w doświadczaniu jej dwóch pierwszych dekad. My jeszcze nucimy songi tych starszych (łącznie z tym Kelusa z frazą o Bratkowskim), rozumiemy do czego się odwołują, sięgając we własną przeszłość, dogadujemy się – ale dla młodszych są to rzeczy zupełnie nudne i poza lekko nawet zapośredniczonym doświadczeniem.

 

Stefan Bratkowski – R.I.P. Źródło: Facebook.

 

Sławomir Popowski, dziennikarz: Stefan Bratkowski nie żyje! Jeden z największych dziennikarzy polskich przełomu wieków. Człowiek legenda! Nazywałem go największym romantykiem wśród pozytywistów i największym pozytywistą wśród romantyków… Od kilku lat walczył z kolejnymi chorobami, ale wydawało się nam, jego przyjaciołom, że jest niezniszczalny… Straszny czas i straszny rok, który zabrał tylu wspaniałych ludzi z tego wielkiego pokolenia, które zmieniło Polskę… Żegnaj Przyjacielu! Źródło: Facebook.

 

Witold Gadowski, wiceprezes SDP: Ze Stefanem Bratkowskim różniły mnie poglądy i oceny dzisiejszej rzeczywistości, pamiętam jednak jego odwagę w czasach gdy wielu siedziało ze strachu w kącie. Jako wiceprezes SDP żegnam go z żalem i szacunkiem. Był znaczącą postacią polskiego dziennikarstwa. Źródło: Twitter.

 

Przemysław Szubartowicz, redaktor naczelny wiadomo.co: Nie żyje Stefan Bratkowski. Prawy człowiek, inteligent starej daty. Miałem zaszczyt krótko z nim pracować (kierował pracami jury konkursu dla prasy lokalnej, którego byłem członkiem). Cześć Jego pamięci! Źródło: Twitter.

 

Jerzy Haszczyński, publicysta „Rzeczpospolitej”: Bardzo smutna wiadomość. Stefan Bratkowski – to był chyba pierwszy dziennikarz, o którym jako dziecko usłyszałem od rodziców. Potem spotkaliśmy się w „Rz”. Niepokorny, pobudzający do myślenia, wszechstronny. + scenarzysta „Najdłuższej wojny nowoczesnej Europy”. R.I.P. Źródło: Twitter.

 

Katarzyna Kolenda-Zaleska, dziennikarka Fakty TVN, TVN24: Stefan Bratkowski RIP. Strasznie smutna wiadomość nie tylko dla naszego środowiska. Źródło: Twitter.

 

Dominika Wielowieyska, dziennikarka Gazety Wyborczej i TOK FM: Nie żyje Stefan Bratkowski, wybitny, niezależny dziennikarz, także w trudnych czasach. Ważna postać mediów. Pozostanie w naszej pamięci. Niech spoczywa w pokoju. Źródło: Twitter.

 

Jarosław Kociszewski, dziennikarz: Odszedł Stefan Bratkowski. Niezwykły człowiek. Niesłychany dziennikarz, którego miałem przywilej poznać. Źródło: Twitter.

 

Grzegorz Cydejko, dziennikarz: Smutek. Odszedł Stefan Bratkowski. Autorytet intelektualny. Mistrz. Człowiek, wobec którego dziennikarstwo polskie i Polacy mamy wielki dług wdzięczności za mądre przywództwo, pomocną dłoń i dorobek życia. Ważne jego przesłanie do nas przypomnę po pożegnaniu. Dziś tylko smutek.

 

Na fotografii sprzed niemal dokładnie 10 lat – Stefan Bratkowski z mandatem uczestnika zebrania Oddziału Warszawskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, którego miałem zaszczyt być prezesem. Radził, pomagał, przestrzegał. Wielka po Nim strata. Źródło: Twitter.

 

Łukasz Warzecha, publicysta tygodnika „Do Rzeczy”: Nie żyje Stefan Bratkowski.

Będę go pamiętał jako głosiciela klasycznego liberalizmu. I jako scenarzystę znakomitej „Najdłuższej wojny nowoczesnej Europy”. Serialu, który każdy Polak powinien obejrzeć.

Świeć Panie nad Jego duszą. Źródło: Twitter.

 

 

Stanisław Janecki, publicysta tygodnika „Sieci”: Ze Stefanem Bratkowskim się przyjaźniliśmy, kłóciliśmy, żartowaliśmy. Zawsze twórczo. Odszedł wielki ambasador pracy organicznej, samoorganizacji społeczeństwa. Współscenarzysta 'Najdłuższej wojny nowoczesnej Europy’. Żegnaj Stefanie. Źródło: Twitter.

 

Igor Janke: Odszedł Stefan Bratkowski. Poznałem go na początku mojej pracy dziennikarskiej. Bardzo znacząca postać. Niech odpoczywa w pokoju. Źródło: Twitter.

 

Hanna Lis: Ogromny smutek. Odchodzą najlepsi, najwięksi. Stefan Bratkowski- wybitny publicysta i świetny człowiek. Zajrzyjcie czasami do stworzonego przezeń https://studioopinii.pl, warto. Źródło: Twitter.

 

 

Jacek Pałasiński, dziennikarz i przyjaciel zmarłego: Nie znałem nigdy nikogo tak poświęconego sprawie Polski jak Stefan Bratkowski. Trudno mi sobie wyobrazić większą stratę dla Polaków niż ta, którą dzisiaj ponieśliśmy. Źródło: tvn24.pl

 

Stefan Kisielewski, w „Abecadle Kisiela” tak o nim napisał: Stefan Bratkowski – jest to pozytywna postać, chociaż mnie irytuje okropnie to jego zadęcie spółdzielczo-społeczno-pozytywistyczne, takie jakieś naiwne. Zresztą zrobił do mnie aluzję w jednym ze swoich artykułów. Napisał, że nie lubi takich liberałów, co się boją robotników, i tylko liczą na pieniądze. Ale muszę powiedzieć, że on ma szalony szwung i działa z przekonaniem, działa na wszystkich frontach. Ja go jeszcze pamiętam, jak redagował „Życie i Nowoczesność”, dodatek do „Życia Warszawy”, i z przekonaniem to robił. Jest to właściwie Polak z Dolnego Śląska, bo we Wrocławiu urodzony chyba, gdzie ojciec był konsulem. Wiem, że on się przyjaźnił z Osmańczykiem. Czasem go bardzo lubię, a czasem mnie potwornie drażni, tak na przemian. Źródło: Stefan Kisielewski, Abecadło Kisiela, Oficyna Wydawnicza, Warszawa 1990, s. 12.

 

Zebrał Tomasz Plaskota