Wiadomo, co zrobią ze zwycięstwem –  ADAM SOCHA jeszcze o polemice wywołanej felietonem Roberta Mazurka

„Wygraliście. Zastanówcie się raczej, co z tym zwycięstwem zrobicie?” – tym pytaniem zakończył Robert Mazurek swój felieton pt. „Danucie Holeckiej i Jackowi Kurskiemu do sztambucha”, odnosząc się do gwałtownych ataków na jego osobę, wywołanych „Listem otwartym do Danuty Holeckiej” opublikowanym  tydzień wcześniej w swoim stałym felietonie w „Plusie Minusie”.

 

 Znam odpowiedź na pytanie Mazurka, ale nim ją udzielę, najpierw zapytam, dlaczego „List” Mazurka wywołał taką furię w gronie prorządowych publicystów, do niedawna koleżanek i kolegów Mazurka z tych samych redakcji? Przecież od momentu przejętych blitzkriegiem mediów publicznych i przekształceniem ich w narzędzia propagandy partyjnej non stop media antyrządowe opisują i potępiają to zjawisko oraz tworzą listy hańby z nazwiskami najgorliwszych wykonawców. Są dwa tego powody.

 

   Ci, którzy atakują Jacka Kurskiego, Danutę Holecką, braci Karnowskich nie są wiarygodni, gdyż za poprzednich rządów robili dokładnie to samo, a więc „przygadywał kocioł garnkowi”. Toteż im gwałtowniej na Czerskiej i Wiertniczej atakują „TVP Info”, „wPolityce.pl” itd., tym w oczach liderów PiS-u i elektoratu rządzącej partii zyskują. Ich wiarygodność z każdym atakiem Lisa, Olejnik, Żakowskiego, Czuchnowskiego itd., tylko się umacnia.

 

   Drugi powód to WIARYGODNOŚĆ Roberta Mazurka w oczach „ludu PiS-owskiego”, a przede wszystkim szacunek i podziw liderów PiS-u, którzy pamiętają, iż to dzięki m.in. takim publicystom, jak Mazurkowi zawdzięczają m.in. dojście do władzy. Robert Mazurek z racji wyjątkowego talentu mógł być gwiazdą największych i najpotężniejszych mediów III RP, tak jak Wojciech Czuchnowski, który zaczynał swoją karierę od konserwatywnego „Czasu Krakowskiego”, by stać się czołowym pistoletem Czerskiej. Robert Mazurek wybrał wierność wyznawanym wartościom i przez wiele lat egzystował w niszy medialnej. Stał się szybko najwybitniejszym publicystą prawej strony, demaskując i zdzierając maski zakłamanym rządzącym III RP politykom. Robił to przy tym w sposób arcyinteligentny, dowcipny i błyskotliwy. Osiągnął w tym mistrzostwo.

 

   Ośmieszał także gwiazdy medialne salonów III RP. Przypomnę tylko jego akcję częstowania ciepłą wódką czołowego propagandzisty TVP za czasów „Brunatnego Roberta” (to też określenie Mazurka, które stało się obiegowe, tak jak nazwanie TVP pod rządami układu post magdalenkowego „Telewizją białoruską z oddziałem w Warszawie”).

 

   To dlatego jego „List otwarty do Danuty Holeckiej” tak wkurzył niedawnych kolegów Roberta Mazurka, a zwłaszcza ta fraza mistrza felietonu: „W tępej propagandzie sukcesu jesteście gierkowscy, w nagonkach na opozycję gomułkowscy, a w estetyce jaruzelscy. Tyle, że za Jaruzela było klarowniej, bo oni przynajmniej występowali w mundurach, a wam ich nie sprawiono”.

 

   Robert Mazurek od samego początku krytykuje, jak to określił „paździerzową TVP” pod rządami Jacka Kurskiego, ale dopiero to zdanie przypiekło ”salon medialny IV RP” do żywego. Dlatego, że te porównania do niedawna  mogły odnosić się tylko i wyłącznie do dziennikarzy z „lewej strony Wisły”, że posłużę się poetyką Mateusza Matyszkowicza, wiceprezesa TVP z jego polemiki z „listem Mazurka”. „Jak można porównać nas do propagandzistów gomułkowsko-jaruzelskich, skoro to my właśnie przez tyle lat z takimi propagandzistami walczyliśmy!” – zdają się pytać zdumieni i obrażeni.

 

   Prorządowe pióra, które rzuciły się na Mazurka nie podjęły polemiki z podstawowym jego pytaniem-stwierdzeniem: dlaczego w publicznej telewizji robicie partyjną propagandę? Zamiast polemiki uciekli się do ataków ad personam, insynuując, jak Danuta Holecka, że to pewnie zazdrość go zżera, że to nie on jest telewizyjną gwiazdą, czy jak szef TAI Jarosław Olechowski, „subtelnie” starał się go zdyskredytować przypominając, komuż to Mazurek się wysługuje: „Panie Mazurek, kto Panu kazał napisać te wynurzenia spod śmietnika (wiadomo do czego nawiązuję) szef Niemiec czy szef z czerwonoarmijnym rodowodem?”.

 

   Podstawowa różnica pomiędzy jego niedawnymi koleżankami i kolegami, z którymi ramię w ramię walczył z postkomunizmem, a którzy go teraz zaatakowali polega na tym, że Robert Mazurek pozostał wierny misji dziennikarskiej, zachował niezależność i wolność. Tak się składa, że dzisiaj może być wolny i niezależny na antenie RMF FM, w „Plusie i Minusie” oraz w „Dzienniku Gazecie Prawnej”, a nie w tygodniku „Sieci” czy na portalu „wPolityce”. Tygodnik „Sieci” czytałem już tylko dla rubryki „Mazurka i Zalewskiego”, reszta autorów stała się do bólu przewidywalna, pisząc „po linii i na bazie”.

 

   Dla mnie najistotniejszy głos w tym chórze potępiającym Roberta Mazurka zabrał Michał Karnowski, który najlepiej wyraził, o co tu chodzi: „mając na karku tak brutalnych medialnych przeciwników, trzeba znaleźć w sobie siłę do walki. Nie do zniesmaczenia, nie do mlaśnięcia z odrazą, ale do twardej, codziennej walki o obronę demokratycznego werdyktu”.

 

   Michał Karnowski napisał, ni mniej ni więcej, że w miarę, jak obóz PiS-u powiększa swoje zwycięstwo, walka z obozem III RP zaostrza się. Rozumiem traumę braci Karnowskich i innych dziennikarzy z prawicowych, niszowych mediów, którzy zostali przez Jacka Żakowskiego, w apogeum rządów Donalda Tuska, skazani na wymarcie.

 

   Robert Mazurek też to rozumie, ale chciał uprzytomnić, że rewolucja się dokonała, przeciwnik został rozgromiony i trzeba wrócić do cywilizowanych form walki.

 

   Mazurek wcielił się tutaj w rolę Dantona z genialnego filmu Andrzeja Wajdy, który stara się zatrzymać krwawy terror, uzmysłowić Robespierrowi, że zwyciężył i trzeba zatrzymać gilotynę, bo ci, którzy ją uruchomili też w końcu na nią trafią.

 

   To samo mówi Mazurek: „wygraliście. Zastanówcie się raczej, co z tym zwycięstwem zrobicie?”

 

   Łukasz Warzecha, też jeden z nielicznych już publicystów, którzy wybrali niezależność, broni na portalu sdp.pl Roberta Mazurka i proponuje zorganizowanie debaty o tym, „jak wyglądają informacje i publicystyka w TVP”?

 

   Szanowny panie Łukaszu, nie będzie żadnej debaty. Prezes Jacek Kurski udowodnił prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu, że obrał słuszną metodę a elektorat PiS-u przez tyle lat upokarzany jest zachwycony i dopinguje dziennikarzy TVP do spuszczania codziennie twardego, brutalnego łomotu „wrogom Polski”.

 

   I teraz odpowiadam na pytanie Roberta Mazurka: „co z tym zwycięstwem zrobicie?” Na pytanie już odpowiedział marszałek senatu Stanisław Karczewski. Po zwycięskich wyborach parlamentarnych na jesieni, a szykuje się wielkie zwycięstwo, zostanie przeprowadzona operacja pt. „dekoncentracja mediów”. Na czym będzie polegała, wiemy z Węgier, gdzie oligarchowie, którzy zawdzięczają swoje majątki Orbanowi powołali holding medialny i wykupili udziały w mediach opozycyjnych od dotychczasowych, zagranicznych właścicieli. W Polsce po jesiennych wyborach błyskawicznie zostanie przyjęta ustawa, na mocy której w mediach kapitał zagraniczny nie będzie mógł mieć więcej udziałów ponad określony mniejszościowy poziom. Właściciele zagraniczni będą musieli więc odsprzedać udziały, które kupi holding kredytowany np. przez PKO BP. Bo tak naprawdę nie tyle chodzi o to, by inne państwa nie miały wpływu na opinię publiczną w Polsce, co o to, by rządzącą partię uwolnić od kontroli niezależnych mediów. Że o to chodzi pokazała histeryczna reakcja braci Karnowskich, gdy właściciel Zetki nie im sprzedał radio a  Agorze, wszak kapitałowi polskiemu. 

 

   Mateusz Matyszkowicz, wiceprezes TVP pyta: „Gdyby świat wyglądał tak, jak opisuje go Robert Mazurek to, czy mógłby napisać taki list otwarty – wejść w otwartą, publiczną polemikę z dziennikarką Telewizji Publicznej?”

 

   Dzisiaj jeszcze może polemizować, ale po dekoncentracji mediów może to już być niemożliwe.

 

Adam Socha