Tak uczciwie mówiąc, kiedy myślę o popieraniu jakiegokolwiek postulatu aktorów i różnych innych artystów to raczej zapalają mi się wszystkie możliwe bezpieczniki. Ale ta akurat batalia dotyczy też dziennikarzy, a i polskiej gospodarki.
Kiedy widzę sędziwego już cokolwiek Daniela Olbrychskiego, jak między banalnym moralizmem, a obrażaniem dziennikarki, apeluje do narodu, to już nawet nie chce mi się śmiać i ironizować. Żenada i kolejne poziomy dna, które przebijało w ostatnim czasie to środowisko, sprawia, że już nawet na niektóre stare role, które do niedawna uwielbiałem, nie mogę patrzeć. Środowisko uwielbiające od 35 lat odmieniać słowo tolerancja, a mające tę główną cechę, że każdy, kto choć trochę się w nim wychyla, choć trochę jest inny, albo nawet niedostatecznie głośno pieje w chórkach tworzonych przez różnych wujów i dzidzia pernik ciotki rewolucji, jest bezwzględnie tępiony. Środowisko, które nie zająknęło się ani słowem w sprawie kolejnych nadużyć tej władzy, wyrzucania tysięcy ludzi na bruk, choćby ostatniej historii naszego kolegi Huberta Bekrychta zwolnionego dyscyplinarnie z PAP ewidentnie ze względu na działalność społeczną i poglądy. Kon-sty-tuc-ja! Właśnie wolność słowa w sposób jasny gwarantuje, a nie to, jak kto przykombinuje przy obsadzaniu KRS lub Trybunału Konstytucyjnego.
A jednak w jednej sprawie aktorzy mają rację, a nawet koszmarny dziadunio pan Daniel ma rację. Aktorom i twórcom należą się tantiemy od platform streamingowych, jak psu buda. Wydawało się, że nie mają na to większych szans. A to dlatego, że kochana władza, wasza kochana władza Drodzy Twórcy, wybierałaby między interesem was, czyli kiepskich często, pożal się Boże, ale jednak obywateli własnego kraju, a interesem globalnych graczy. Wielkich operatorów z doliny krzemowej i innych podobnych miejsc. I wyobraźcie sobie, że kapitał, który one stanowią ma narodowość. I tam są politycy, którzy też chronią interesy swoich, czyli jak najbardziej eksploatacyjnego modelu działania tych przedsiębiorstw w krajach trzecich. I teraz ambasador z tego kraju, ten który ma tak samo, jak miał jego tata, polskie nazwisko, jest taki fajny i cool, i popierał tę władzę podczas wyborów, i wszyscy mają z nim zdjęcie, no więc ten ambasador powiedziałby delikatnie naszemu premierowi, że te tantiemy to średni pomysł. Ciekawe kogo pan premier posłuchałby, pana Daniela czy pana ambasadora?
Sprawa w szerszym kontekście, który miejmy nadzieję nadejdzie, nie dotyczy tylko aktorów. Dotyczy dokumentalistów, a także w jakimś stopniu dziennikarzy. Nie miałaby szans, gdyby nie, uwaga, uwaga, tym razem pochwalę wyjątkowo Unię, faktycznie dwie dyrektywy unijne. Akurat w tym jednym przypadku cicha gospodarcza wojna Niemiec i Francji na coś się przydała. Do prawa autorskiego wprowadzane są zmiany.
Na tyle stać zresztą Unię, która nie jest w stanie wyprodukować dużego medium społecznościowego, platformy streamingowej, nawet Telegram powstawał gdzieś między Rosją, a Turcją. Na terenie Unii nie powstało nic nawet na tę miarę. Nawet aplikacja randkowa. Nic. Nawet Korea Północna, korzystając z zamknięcia kraju, stworzenia z niego swoistego intranetu wypracowała ponoć lepsze narzędzia niż jakiekolwiek z państw unijnych. Białoruś miała bardziej progresywny sektor IT, który zaczął się zadomawiać częściowo w Polsce, ale został nienawistnie potraktowany ostatnio przez polskiego premiera.
Cóż, ale nawet jak Europa zdycha z braku kreatywności to dobrze, że jakieś tam pieniądze, które zgarnęli ci bardziej kreatywni, zostaną komuś uczciwie wypłacone i trafią do polskiej gospodarki. Choć dobrze by było przede wszystkim, aby te koncerny zapłaciły wreszcie w Polsce podatki. A także, aby zrobiły to dużo solidniej niż niemieckie koncerny medialne… Ale o to raczej żaden aktor się nie upomni. Za to jakby coś, jakby ktoś chciał to przeprocedować, będzie zbiorowy protest song w obronie wolności słowa.