Co sprytniejsi manipulatorzy, szczególnie ci, którzy dziś rządzą, dawno odkryli, że w Polsce ludzie łatwo się oburzają nie na to, co trzeba. Sprawa telefonu Kingi Gajewskiej do Tomasza Krzyżaka jest świetnym przykładem.
Właściwie to z reakcji medialnych można by stworzyć show pod tytułem „jak ona przeklina”. „To nie przystoi politykowi przeklinać w rozmowie z dziennikarzem”, „cóż za rynsztokowe słownictwo”, „co za kultura” – to ton wiodących komentarzy. Problem jednak zupełnie nie leży w przeklinaniu. Właściwie to samo przeklinanie mógłbym śmiało pani Kindze przebaczyć. Sam nie jestem święty. Któż czasem sobie nie przeklnie, a sytuacja sprawia, że dama może być wzburzona. Problem leży zupełnie gdzie indziej i dopełnia kryminalną epopeję państwa Myrchów. Można by rzec, że jest wisienką na torcie i iluż ekspertyz by nie wydano, ileż profesorowie Chmajowie i inni klienci ekipy Tuska opinii robiących dziś za konstytucję, by nie popełnili, to mamy do czynienia z kolejnym przestępstwem, domniemanym dodam, bo za czasów demokracji walczącej człowiek się musi zabezpieczać.
Otóż do Tomasza Krzyżaka nie zadzwoniła szefowa kuchni ze stołówki, że zginął widelec, nie zadzwonił sąsiad, że śmieci nie segreguje, a zadzwoniła ważna, znana polityk reprezentująca rządzącą ekipę. Nie dość tego pani Gajewska jest żoną urzędującego wiceministra sprawiedliwości. Mówiąc krótko, jest to małżeństwo polityków związanych z władzą ustawodawczą i wykonawczą, nie dość tego, z tym elementem władzy wykonawczej, który jest odpowiedzialny za działania aparatu ścigania. Gajewska nie zaproponowała, że chce Krzyżakowi coś wyjaśnić bo on się myli. Nie zaproponowała spotkania, choćby i przerywała nieładnymi słowami, bo tak jej się zdarza – w takim, nazwijmy to, obajtkowym stylu.
Gajewska do Krzyżaka zadzwoniła sztorcując go za krytyczną wobec siebie i swojego męża postawę, starając się wpłynąć na jej zmianę. Życzenia, by spotkało go to co ją z żony wiceministra sprawiedliwości brzmią bardzo konkretnie. Wyobraźmy sobie, co by się działo, gdyby takie telefony za czasów rządów PiS do dziennikarzy „Rzeczpospolitej” zaczęła wykonywać Patrycja Kotecka. Mielibyśmy protesty Reporterów bez Granic, interpelacje w Parlamencie Europejskim i zaniepokojenie Departamentu Stanu? Może nie aż tak, ale dym byłby konkretny.
Reasumując. King Gajewska moim zdaniem popełniła przestępstwo. Co prawda nie z Prawa karnego, ale Prawa prasowego, nie jestem pewien czy doktor Myrcha wie o tym, że na jego podstawie także można zostać skazanym. Prawo prasowe zawiera artykuł (44) o utrudnianiu krytyki prasowej, gdzie karą jest grzywna albo ograniczenie wolności. Niestety dla małżeństwa tygodnia to raczej nie ten artykuł. Albo nie tylko ten. Bo artykuł 43. mówi o groźbie bezprawnej. Czy życzenie ze strony polityk ekipy rządzącej, znajomej lidera formacji i żony wiceministra sprawiedliwości, by coś „pana spotkało”, jest mało zawoalowaną groźbą czy nie? Jak Państwo uważacie? Jeśli tak, to jest to właśnie groźba bezprawna. Jak się nie zamkniesz to cię coś spotka, a mamy możliwości.
Oczywiście dziś pani Kingi żaden sąd nie skaże, a już na pewno nie w sposób poważny. Ale dziś nie trwa wiecznie. I oby w Polsce nie trwało.