Woda ma smak – rozmowa z KS. ROMANEM SIKONIEM laureatem Nagrody im. Kazimierza Dziewanowskiego

Kiedy byliśmy w obozie dla uchodźców w Ugandzie, ludzie których tam spotkaliśmy mówili: to nie Bóg jest odpowiedzialny za nasz los, ale ludzka zachłanność na władzę i pieniądze. Ci ludzie nie oskarżają Pana Boga, chociaż widzieli najstraszniejsze rzeczy – mówi ks. Roman Sikoń, salezjanin, który z Michałem Królem otrzymał Nagrodę im. Kazimierza Dziewanowskiego za filmy „Artur Afryka” i „Pokój mój Wam daję”. Wyróżnienie to jest przyznawana za publikacje o problemach i wydarzeniach na świecie.

 

Proszę księdza, czy woda ma smak?

 

Ma, szczególnie kiedy człowiekowi bardzo chce się pić, a wody brakuje. W Afryce, żeby ugasić pragnienie, czasem trzeba wykopać dziurę o głębokości dwóch, trzech metrów w wyschniętym korycie rzeki okresowej. Jeżeli trafi się na źródło, wyciąga się wiadrami wodę o kolorze kawy z mlekiem. Najpierw ludzie dają pić swoim zwierzętom, kozom, owcom, wielbłądom, a dopiero później sami gaszą pragnienie. Wtedy niegazowana, zwyczajna woda ma wielki smak.

 

Widział ksiądz takie sceny w Republice Środkowoafrykańskiej podczas kręcenia z Michałem Królem filmu „Artur Afryka”?

 

Taką scenę widziałem kiedy pracowałem, kiedy byłem wolontariuszem na północy Kenii. Podczas robienia zdjęć do filmy widziałem już bardziej optymistyczne sceny, bo ks. Artur Bartol wybudował w Czadzie i w Republice Środkowoafrykańskiej już ponad 30 studni, w których woda jest przejrzysta. Często studnie powstają przy kaplicach. Ma to dodatkowe, symboliczne znaczenie, że woda daje nie tylko życie codzienne, ale przede wszystkim życie wieczne.

 

W filmie można zobaczyć, że ważnym, codziennym obowiązkiem dzieci Republice Środkowoafrykańskiej jest zdobycie wody dla rodziny.

 

W Republice Środkowoafrykańskiej obowiązkiem dzieci jest zdobywanie wody dla rodziny. Rano, wieczorem, jak tylko nie są w szkole albo nie mają lekcji, można m.in. w stolicy kraju Bangi obserwować karawany dzieci z żółtymi bańkami na wodę na wózkach czy też niesionych na głowach albo w rękach. W poszukiwaniu wody pokonują czasem nawet kilka kilometrów. Pokazaliśmy to w filmie, żeby przedstawić miejscowe realia życia. Tam w okolicy jest wodociąg, ale on nie działa na wysokości, na której znajduje się miasto. Wieczorem, kiedy robi się ciemno, po ulicach Bangi chodzą chłopcy, mają w butelkach naftę i po francusku krzyczą głośno „petrole”. Ludzie, którym brakuje nafty do oświetlenia domów, za kilka groszy kupują od nich surowiec. W ten sposób dzieci zarabiają na przybory szkolne. Tak wygląda życie dzieci w tym kraju.

 

Problemy z wodą, z naftą, z elektrycznością to nie jedyne zagrożenia, z jakimi można się spotkać w Republice Środkowoafrykańskiej, czasem dochodzi też do zbrojnych starć w trwającej od 2012 r. wojnie domowej. Mimo niebezpieczeństwa ks. Artur i inni misjonarze odwiedzają swoich parafian niosąc im sakramenty święte i Dobrą Nowinę.

 

Sami tego doświadczaliśmy, kiedy byliśmy w Republice Środkowoafrykańskiej w czasie Wielkanocy. W noc poprzedzającą Niedzielę Wielkanocną trwały strzelaniny. Grupy muzułmańskie, które władze chciały rozbroić, zaatakowały pałac prezydencki w Bangi. Byliśmy umówieni na świąteczny obiad z polskimi żołnierzami, którzy stacjonują w tym kraju w ramach kontyngentu Unii Europejskiej, ale zabroniono im opuszczać koszary wojsk Unii Europejskiej. A my z samego rana wsiedliśmy w samochód z ks. Arturem i jeździliśmy po ulicach Banki od kaplicy do kaplicy. Tak wygląda życie misjonarza w tym kraju. Ale nie tylko tam, wszędzie gdzie jest niebezpiecznie.

 

Czy mieszkańcy Republice Środkowoafrykańskiej doświadczając tylu nieszczęść i problemów nie zadają sobie pytania, czy Bóg istnieje?

 

Często w filmach, które realizujemy spotykamy się z ekstremalnymi sytuacjami i potwornymi nieszczęściami, które dotykają ludzi. Zadawałem pytanie, które pan mi zadał cierpiącym, prześladowanym i borykającym się z nieszczęściami, ale oni sobie go nie zadają. Pytanie, czy Bóg istnieje i odpowiada za cierpienie ludzi musiało powstać w europejskiej filozofii, ale to raczej nie była filozofia chrześcijańska. Kiedy byliśmy w obozie dla uchodźców na północy Ugandy, ludzie, których tam spotkaliśmy wyraźnie mówili: to nie Bóg jest odpowiedzialny za nasz los, ale ludzka zachłanność na władzę i pieniądze. Ci ludzie nie oskarżają Pana Boga, chociaż widzieli najstraszniejsze rzeczy, jakie możemy sobie wyobrazić, gwałty, śmierć, masowe mordy, bo i takie świadectwa zebraliśmy w kolejnym filmie, nad którym obecnie pracujemy. Bóg jest źródłem dobra i życia, a nie zniszczenia i śmierci. W nim jesteśmy, poruszamy się i żyjemy.

 

Dlaczego mimo trudnych warunków życia ludzie w Republice Środkowoafrykańskiej lgną do Kościoła katolickiego?

 

Kościół jest dla nich oazą, jest też miejscem schronienia. Na tyle, na ile może niesie im cywilizację. To nie jest narzucona siłą cywilizacja, ale głoszenie prawd Wiary oraz edukacja prowadzona przez miejscowych nauczycieli. Musimy sobie zdać sprawę z tego, o czym nie miałem wiedzy przed tym, jak pierwszy raz 20 lat temu, jeszcze jako wolontariusz salezjański pojechałem na misje do Afryki.

 

Co ksiądz ma na myśli?

 

Rdzeniem Kościoła w Afryce są miejscowi duchowni, Afrykańczycy, a nie biali misjonarze np. z Polski. Oczywiście oni też tam są i pracują, co widać chociażby na naszych filmach. Przykładem jest wielki fundament naszego Kościoła i owoc dynamicznie rozwijającej się wiary w Afryce kard. Robert Sarah. I dzisiaj dla nas, dla Kościoła, w Europie i w Polsce.

 

Ks. Artur Bartol podkreśla w filmie, że to co robi w Afryce opiera się na charyzmacie św. Jana Bosko (1815-1881). Na czym on polega?

 

Św. Jan Bosko lubił powtarzać: pozwólcie ptakom śpiewać i czyńcie dobro z uśmiechem na twarzy. Podkreślał, że głównym zadaniem jest głoszenie Jezusa Chrystusa i przyprowadzenie każdego człowieka, nie tylko biednego do Chrystusa. Bo człowieka nie dotyka tylko bieda materialna, ale również duchowa. My, czyli salezjanie, pracujemy podobnie, jak św. Jan Bosko. Promował edukację, uczył zawodu, z jego inicjatywy powstały pierwsze szkoły zawodowe na świecie. Zakładamy szkoły zawodowe w Republice Środkowoafrykańskiej i w Afryce. Robimy to, żeby nauczyć ludzi potrzebnych zawodów i doprowadzić ich do prawdziwego źródła godności człowieka, czyli do Jezusa Chrystusa. Możemy dać drugiemu człowiekowi wiele, możemy zaoferować mu dostanie życie, ale jeżeli on nie będzie wiedział, że jest dzieckiem Bożym, wtedy nie pociągniemy go ku górze. Chrystus umarł na Krzyżu i zmartwychwstał za każdego człowieka, za żyjących w Afryce, w Azji i w Europie.

 

Czy taka wiedza daje coś człowiekowi w codziennym życiu?

 

Sens życia. Człowiek może funkcjonować bez świadomości, że jest dzieckiem Bożym, ale nie będzie to pełne życie. Będzie żył w stresie i depresji. Nasi bracia i siostry żyjące w Europie czy w innych krajach cywilizacji zachodniej, odchodząc od Chrystusa mimo wielkiego dobrobytu przeżywają smutek, depresję, poczucie bezsensu życia.

 

Na czym ksiądz opiera swój dziennikarski warsztat filmowy?

 

On się rozwijał bardzo powoli. Zaczynałem od prostych kursów fotograficznych i  filmowych. Potem pracowałem z moimi przyjaciółmi w Telewizji Kraków, m.in. z szefem TVP Kraków ś.p. Janem Rojkiem czy z operatorem Robertem Pęcakiem. Mój warsztat filmowy opiera się nie na jakiejś szkole dziennikarskiej, ale na dziennikarskiej praktyce, szkole życia. Uczyłem się w praktyce pracując z dziennikarzami, obserwowałem ich, wymienialiśmy się myślami, poglądami. Oni mi mówili, jak powinien wyglądać reportaż filmowy, wyjaśniali, jak nakręcić dokument. Myślę, że to była najlepsza szkoła dla mnie. Moje kształcenie odbywało się tak, jak w dawnych czasach, kiedy rzemieślnik szkolił powoli swojego ucznia na czeladnika, a później on stawał się mistrzem i kształcił innych. Tak było i w moim przypadku, też zacząłem szkolić uczniów. Chyba największym owocem mojej pracy jest Michał Król, który już sam robi wspaniałe filmy albo razem je robimy.

 

Co jest najważniejsze dla księdza w pracy filmowej?

 

Najważniejszy jest Jezus Chrystus, to imię, w którym mamy zbawienie oraz głoszenie Ewangelii przez Prawdę. Chrystus mówi: Jestem Drogą, Prawdą i Życiem. Prawdziwy dziennikarz zawsze pokazuje Prawdę. Nie jest propagandystą. W moich filmach czy robionych z Michałem Królem to nie my opowiadamy historie, prawdę o tym, co ich spotkało w życiu przekazują nasi rozmówcy. Mają możliwość powiedzenia tego, co chcą. Szczególnie to odczułem, kiedy odwiedziliśmy w 2019 r.  obóz uchodźców na północy Ugandy w Palabek. Przez tydzień przeprowadziliśmy wywiady z około 50 młodych ludzi ze szkoły salezjańskiej. Daliśmy im się wygadać o tym, co przeżyli. Między sobą nie mówili o tragedii i horrorze, które ich dotknęły. Ale przed kamerą mogli powiedzieć wszystko i proszę sobie wyobrazić, że nikt z nich nie oskarżał Pana Boga. Pytałem ich o największe życiowe marzenie.

 

Co mówili?

 

Zaskoczyło mnie, że ani jedna osoba nie powiedziała, że chce wyjechać do Europy. Wszyscy pragnęli wrócić do domu, do Sudanu południowego. Tylko jedna osoba, która nie brała udziału w wywiadzie, pytała mnie, jak można się dostać do Europy.

 

Rozmawiał TOP, fot. Adam Jankowski

 


 

Ks. Roman Sikoń SDB

Rocznik 1976 r., absolwent historii na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie. Wolontariusz Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego w Krakowie, był na misjach w Kenii i w Tanzanii. W zgromadzeniu salezjańskim od 2006 r., święcenia kapłańskie przyjął w 2013 r. Kręceniem filmów zajmuje się od 2008 r. Członek SDP od 2009 r. Filmy jego autorstwa były emitowane m. in. w TVP1, TVP Kraków, TV Trwam, TV Religia oraz w ogólnoświatowej amerykańskiej telewizji katolickiej EWTN.