WOŁODYMYR SYDORENKO: Czy rosyjska agresja na Ukrainę to „wojna narodowa”?

Agresja na Ukrainę od początku nie miała poparcia całego rosyjskiego społeczeństwa. Na zdjęciu jeden z antywojennych protestów. Trudno jest więc przekonać, że to "wojna narodowa". Fot. YT

Rosyjscy urzędnicy chwytają się różnych PR-owych sztuczek, aby spopularyzować wojnę w społeczeństwie.

Jak donosi Radio Svoboda, 22 października, przemawiając na forum liderów klas szkolnych, zastępca szefa administracji prezydenta Rosji Sergey Kiriyenko powiedział, że „Rosja zawsze wygrywała każdą wojnę, gdyby ta wojna stała się wojną narodową. Zawsze tak było. Na pewno wygramy również tę wojnę. Ale do tego konieczne jest, aby była to wojna narodowa, aby każdy człowiek czuł swoje zaangażowanie”.

Z tego stwierdzenia wypływa wiele wniosków, zauważają obserwatorzy. Po pierwsze, stwierdzenie, że Rosja zawsze wygrywała wojny jest dalekie od prawdy. Warto wspomnieć o wojnie krymskiej 1653-56, agresji Rosji na Finlandię, a także wojnie rosyjsko-japońskiej, które Rosja przegrała. Po drugie, agresja Rosji na Ukrainę nie może stać się „wojną narodową”, ponieważ wojny narodowe są wojnami wyzwoleńczymi i toczą się na własnym, a nie cudzym terytorium.

Po trzecie, kilkudziesięciu obywateli, którzy nazwali agresję na Ukrainę wojną, zostało już w Rosji skazanych i ukaranych grzywną bo władze domagały się, aby wszyscy nazywali to „operacją specjalną”. A Kiriyenko jest pierwszym (czyż nie z błogosławieństwem samego Putina?), który nazywa wojnę wojną i nic mu za to nie grozi, mimo że 8 razy powtórzył słowo „wojna”. Jest jasne, że nie ma „narodowych operacji specjalnych”, a reżim Putina próbuje teraz zepchnąć cały naród rosyjski do okopów, więc trzeba uznać, że ta agresja jest nadal wojną.

W komentarzach czytelnicy ukraińskiego serwisu Radia Liberty zauważają, że Kiriyenko wzywa wszystkich, aby czuli „zaangażowanie w wojnę”, podczas gdy „jego syn siedzi z tyłu w ciepłej posadzie w biznesie bliskim rządowi” i to „zaangażowanie” różni się od zaangażowania tych rodzin, których bliscy byli mobilizowani, wysyłani do walki, a niektórzy zginęli.

Co więcej, jeśli Kiriyenko tylko wzywa do uznania wojny za wojnę narodową, to znaczy, że teraz nie jest to wojna narodowa i nie ma poparcia społeczeństwa, a zatem mamy po prostu do czynienia z agresją imperialistyczną.

Jednocześnie Kiriyenko wyraźnie wyraził wątpliwości co do wyników wojny, powiedział: „na pewno ją wygramy, ale pod warunkiem, że stanie się narodowa”. Ale, jak widzimy, szanse na to są mizerne, ponieważ ponad 700 000 mężczyzn w wieku poborowym, po ogłoszeniu mobilizacji, opuściło już Rosję. Co więcej, w Rosji szerzy się ruch matek na rzecz ochrony dzieci wrzuconych do okopów tej wojny, a ruch antywojenny jest coraz silniejszy. Tak więc Kiriyenko faktycznie przewidział: „Rosja nie ma szans na wygranie tej wojny…”

Jak widać, urzędnicy tacy jak Kiriyenko zamierzają spopularyzować wojnę za pomocą sztuczek PR.

Kiriyenko próbował też przekonać nauczycieli, że „ten, który rozpoczął tę wojnę, dążył do wyeliminowania Rosji, jej suwerenności, historii i kultury”. Nawiązał oczywiście do Stanów Zjednoczonych. Ale przecież wszyscy wiedzą, że wojnę tę rozpoczął Putin. Tak więc jeśli dosłownie odczytamy słowa Kiriyenki, okaże się, że Putin rozpoczął tę wojnę, ponieważ miał na celu wyeliminowanie Rosji, „jej suwerenności, historii i kultury”. Być może to prawda. Komentatorzy twierdzą, że Kiriyenko powiedział prawdę, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

Podczas gdy Kiriyenko wzywa swoich rodaków do wojny, siły zbrojne Ukrainy wykonują swoją pracę. Poinformowano, że ukraińska ofensywa trwa – obwód charkowski został wyzwolony, w obwodzie chersońskim wyzwolono już ponad 90 osiedli. Wojska rosyjskie rozpoczęły ewakuację z Chersonia na lewy brzeg Dniepru, plądrują chersońskie muzea, pakują zrabowane kosztowności, a nawet demontują pomniki rosyjskich generałów Uszakowa i Suworowa i mówią, że wykopią z grobu feldmarszałka Potiomkina i zabiorą jego ciało ze sobą. Tak więc widać, że jest to wojna narodowa, ale dla Ukrainy, a nie dla Rosji.