WOŁODYMYR SYDORENKO: Rosyjskie próby anulowania historii

W lutym 1954 r. Rada Najwyższa ZSRR wydała dekret „O przeniesieniu Krymu z RFSRR do Ukraińskiej SRR”. Teraz Rosja chce... anulować ten dekret. Fot. Wikipedia

Stopień ingerencji rosyjskiego parlamentu w historię i inne nauki osiągnął już poziom absurdu.

Przewodniczący rosyjskiego parlamentu krymskiego Wołodymyr Konstantinow powiedział niedawno: „Dla nas nadszedł czas, aby ostatecznie zamknąć sprawę z przyłączeniem Krymu do Ukrainy. Pod względem politycznym zrobiliśmy to w 2014 roku. Należy to zrobić również pod względem prawnym. Należy dokonać oceny prawnej procesu przekazania Krymu z Rosji na Ukrainę. Dziwne, że jeszcze tego nie zrobiono. W tym celu proponuję rozpocząć prace nad apelacją do Sądu Konstytucyjnego Rosji o anulowanie Dekretu Prezydium Rady Najwyższej ZSRR >O przeniesieniu Obwodu Krymskiego z RFSRR do Ukraińskiej SRR<”.

Kilka dni później Moskwa poinformowała, że ​​„Rada Federacji Rosji popiera inicjatywę parlamentu krymskiego, by anulować ustawę z 1954 r. o włączeniu Krymu do Ukrainy. Rosyjska senator z Krymu Olga Kovitidi powiedziała o tym rosyjskiej państwowej agencji informacyjnej TASS. „Kwestia, która została podniesiona dzisiaj w Radzie Państwa Krymu, ma znaczenie geopolityczne i jako senator popieram tę inicjatywę” – powiedziała.

Istota sprawy polega na tym, że w lutym 1954 r. Rada Najwyższa ZSRR wydała dekret „O przeniesieniu Krymu z RFSRR do Ukraińskiej SRR”. Od tego czasu półwysep jest częścią Ukrainy, co jest do dziś uznawane przez całą społeczność światową. Rosyjska aneksja Krymu w 2014 roku nie została uznana za ważną przez organizacje międzynarodowe. Ponadto w okresie niezależnego istnienia Rosji i Ukrainy sporządzono ponad czterysta różnych aktów między krajami, które ustanowiły status Krymu jako terytorium Ukrainy. Społeczność międzynarodowa nie uznała aneksji Krymu przez Rosję i nałożyła na nią sankcje.

Jak zauważył ukraiński historyk Andrij Iwaniec wydanie ustawy z 1954 r. to akt historyczny, którego nie można zmienić. „Ustawa z 1954 r. należy już do historii, ponieważ wszystkie organy państwowe, które ją uchwaliły, przeszły już do historii i teraz nie ma już ani Rady Najwyższej ZSRR, ani Rad Najwyższych Ukraińskiej SRR i RFSRR, i jest już za późno, aby anulować ich decyzje. Ponadto proces przekazania Krymu w 1954 r. został przeprowadzony w pełnej zgodzie z wymogami i przepisami obowiązującymi w tym czasie, bez żadnych naruszeń. Teraz Rosjanie mówią, że wtedy nie było referendum, ale ukrywają, że ówczesne ustawodawstwo w ogóle nie przewidywało przeprowadzania referendów w żadnej sprawie. Co więcej, zarówno przed, jak i po 1954 r. w Rosji ziemia była przekazywana z regionu do regionu, w tym z Ukrainy do Rosji, nawet bez zgody poddanych republik, czyli z wyraźnym naruszeniem praw regionów. A przekazanie Krymu pod tym względem jest aktem wzorowym z punktu widzenia prawa”.

Anulowanie aktów nieistniejących już organów, które przeszły do ​​historii, jak podkreśla Andrij Iwaniec, jest w istocie próbą anulowania samej historii. Nie możemy bowiem wykreślać z historii wydarzeń tylko dlatego, że nam się nie podobają. Na przykład nie lubimy II wojny światowej, ale czy możemy odwołać atak Hitlera na Polskę, pakt Ribbentrop-Mołotow, atak Hitlera na ZSRR? Nie podoba nam się przewrót październikowy z 1917 roku, odwołajmy więc szturm na Pałac Zimowy w Petersburgu. Jeśli nie podoba ci się wojna 1812 roku, odwołajmy atak Napoleona na Rosję. Ale można dojść do tego, że ktoś zażąda odwołania manifestu Katarzyny II i ponownego wydania Krymu… Komu? Imperium Osmańskiemu, którego już nie ma? Albo Turcja, ale Turcja nigdy nie zgłaszała roszczeń do Krymu. A jeśli pójdziemy dalej, to może anulujemy dekret Piotra I o proklamacji imperium rosyjskiego w 1721 r.?  Ale co to da? Równie dobrze Duma Państwowa Rosji mogłaby uznać, że ​​2 x 2 = 5 lub 6.  Jednak stopień ingerencji rosyjskiego parlamentu w historię i inne nauki osiągnął już ten poziom absurdu. Na przykład kilka dni temu przewodniczący Dumy Państwowej Wiaczesław Wołodin zaapelował do Rosjan o rezygnację z nauki angielskiego, bo rzekomo „jego czas minął”.

„Angielski to martwy język. To wszystko, jego czas minął” – powiedział Wiaczesław Wołodin.

Zaproponował alternatywę dla „martwego” angielskiego: można „nauczyć się swoich języków narodowych, języków komunikacji międzynarodowej, czyli rosyjskiego, a także chińskiego”. Jednak nawet strona internetowa Dumy Państwowej, która obejmuje również twórczość Wołodina, ma tylko jedną wersję obcojęzyczną – „martwą”, jego zdaniem – ­angielską. A jeszcze wcześniej Sułtan Chamzajew, członek komisji Dumy Państwowej ds. bezpieczeństwa i walki z korupcją, wzywał do rezygnacji z obowiązkowej nauki języka angielskiego w rosyjskich szkołach.

Podobna propozycja została złożona na Krymie w maju ubiegłego roku, napisał TASS. Przewodniczący Rady Państwa Krymu Wołodymyr Konstantinow wezwał do usunięcia języka angielskiego z programu szkolnego. Stwierdził, że „głupie podążanie za obcą cywilizacją” nie doprowadzi do niczego dobrego, a nauka języka nieprzyjaznego państwa to strata czasu i pieniędzy. Zamiast tego wzywał do nauki i rozwijania języka rosyjskiego. Konstantinow przyznał, że nie uczył się angielskiego w szkole i nie cierpi z tego powodu.

A jeszcze wcześniej Moskiewski Instytut Fizyki i Technologii (MIPT) – zobowiązał studentów do nauki chińskiego, wykluczając z programu hiszpański, niemiecki, francuski i skracając język angielski do dwóch godzin. Studenci sprzeciwiali się obowiązkowym kursom chińskiego i domagali się pozostawienia im prawa wyboru między angielskim, chińskim a hiszpańskim.

Pomysł Wołodina wywołał burzę w Internecie. Użytkownik o pseudonimie seva zelay (Sewastopol) pisze: „Za taką pensję możesz wymyślić jeszcze bardziej niedorzeczne propozycje. Na przykład uchwalić prawo, aby nikt nie chodził tyłem ani nie stawał na głowie, albo zakazać połykania zużytych baterii.”

Użytkownik o pseudonimie Serggio (Sewastopol) pisze: „A co myśli towarzysz? Przed Wojną Ojczyźnianą wszyscy uczyliśmy się niemieckiego. A motywacja była następująca: >Musisz znać język swojego wroga<. A teraz, oczywiście, nadszedł czas, aby przestać uczyć się języka naszego wroga, aby nawet w przechwyconych wiadomościach radiowych czuli się spokojni i pewni, wiedząc, że nic nie zrozumiemy z ich rozmów?”

Z wypowiedzi internautów wyłania się jeden dobry pomysł: aby Duma Państwowa nie zajmowała się niepotrzebnymi fantazjami, najlepiej zlikwidować samą Dumę Państwową…