Zamiana żon – szpiegowska opowieść SERHIJA KULIDY

Fot. Pixabay

Ta niezwykła, choć swoją drogą banalna, historia szpiegowska miała miejsce w połowie lat 90. ubiegłego wieku. Ale mogło się to zdarzyć również w latach 60., 70. i 80, w czasach, gdy świat dzieliła żelazna kurtyna.

Nikołaj Melnik i jego żona Tatiana przylecieli do Nowego Jorku lotem Lufthansy 1 grudnia 1993 r. Nikołaj był pracownikiem Pierwszej Głównej Dyrekcji KGB ZSRR, czyli po prostu wywiadu zagranicznego, w stopniu majora. Na wyjazd służbowy do kraju „głównego wroga”, bo inaczej Stany Zjednoczone nie były nazywane w kręgach czekistów, czekał już od dawna, zmęczony wegetacją w swoim maleńkim biurze w Jasieniewie, siedzibie czekistów KGB na obrzeżach Moskwy. Już od dawna chciał wyjechać za granicę, ale majorowi proponowano tylko podróż do Afryki, potem do Azji Południowo-Wschodniej, a nawet do NRD, co w kręgach wywiadowczych było wówczas uważane za mało prestiżowe miejsca pobytu. Inna sprawa to Stany, Anglia lub, w najgorszym przypadku, Francja. Tutaj można było zwiedzać, rekrutować agentów, awansować w służbie, a jednocześnie powiększać osobisty dobrobyt materialny. Choć o tym ostatnim agenci woleli milczeć. Po powrocie do ZSRR wypadało nawet porozmawiać o przeklętych kapitalistach, ich „gnijącym Zachodzie” i zepsuciu jego mieszkańców. Jednocześnie w bagażu każdego podróżującego służbowo radzieckiego oficera wywiadu zawsze znajdowało się kilka numerów „Penthouse’a” lub „Playboya” z rozpalającymi wyobraźnię pięknościami na okładkach.

Major Melnik pracował w wydziale KGB zajmującym się Stanami Zjednoczonymi. Analizował informacje napływające od bardziej doświadczonych kolegów, którzy odwiedzając Moskwę, w związku z koniecznością spędzenia wakacji w domu, obnosili się w garniturach Woolwortha, a nawet pozwalali sobie pojawiać się w weekendy w pracy w dżinsach Levis lub Lee. Palili wyłącznie „Marlboro” i jednocześnie argumentowali, że „Johnny Walker” to „bzdura”, „podobny do naszego bimbru”.

„Cholera, snoby” – pomyślał Nikołaj – „czy oni już zapomnieli, jak pili „Moskowską”, a bułgarskie papierosy  „BT” za 60 kopiejek uznawali za szczyt luksusu?”

Trzeba przyznać, że dla Melnika dobre garnitury i raj wódkowo-papierosowy nie były niczym niezwykłym. Znał się dobrze na ubraniach i doskonale wiedział, że Woolworth nie jest sklepem nawet dla przeciętnego Amerykanina, ale dla tych, którzy są bliżej dna społeczeństwa. On sam nosił skromne, dyskretne garnitury i koszule Versace, zakupione przez jego tatę w londyńskim Marks&Spencer. Tata Nikołaja zajmował znaczące stanowisko we Wnieszekonombanku.

Nikołaj w pracy okazywał zapał i w każdy możliwy sposób starał się wykazać przed swoimi przełożonymi. Ale konkurenci wciąż uciekali. Wyścig o miejsce pod amerykańskim słońcem był „grą bez zasad”, „grą o przetrwanie”, rodzajem przełajowego safari. Z bagnami, dołami i wąwozami, ze straszliwą bestią czyhającą w najbardziej nieoczekiwanych miejscach na prostaka poszukującego skarbów. To prawda, że ​​​​byli tacy faceci, jak Wołodia Putin z Petersburga, którego Nikołaj spotkał w Instytucie Czerwonego Sztandaru KGB, który zwykł mawiać: „Najważniejsze zdrowie, a wszystko inne przyjdzie później” i chodził do sali gimnastycznej, gdzie wytrwale doskonalił rzuty i zamachy na macie.

„Może ma rację?” – myślał Nikołaj w chwilach udręki, gdy jego koledzy, zadowoleni z nowej nominacji, wystawiali przyjęcie w jakiejś jadłodajni oddalonej nieco od Jasieniewa i Łubianki.

A jednak był Bóg. Major Melnik przekonał się o tym, gdy pewnego upalnego czerwcowego dnia został wezwany przez samego szefa PGD, który po ojcowsku klepiąc go po ramieniu powiedział:

– Nadszedł więc twój czas, aby służyć Ojczyźnie na czele.

Serce majora trzepotało jak gołąb złapany w bezwzględne szpony orła.

–  Służę Związkowi Radzieckiemu – szepnęły natychmiast suche wargi.

Generał uśmiechnął się porozumiewawczo i natychmiast rzekł surowo:

– Za godzinę powinieneś być u Kryuchkowa.

Nogi majora zrobiły się miękkie.

– Po co? – mruknął Melnik ciężko oddychając.

– Otrzymasz błogosławieństwo – generał uśmiechnął się sarkastycznie. – I cenne wskazówki. Później otrzymasz ode mnie instrukcje. Powiem tylko: jako dziennikarz Agencji Prasowej Novosti będziesz działał pod przykrywką. Więc bądź kreatywny. Ucz się. Lecisz do Stanów na początku zimy…

Czas szybko minął. Nikołaj regularnie chodził do pracy w Novosti, gdzie przesiadywał całą noc. Tymczasem jego lepsza połowa opanowała umiejętności samoobrony i strzelania do celów. Dlaczego było to konieczne dla żony oficera wywiadu, nie jest do końca jasne. Być może tradycja wzięła się od walczących dziewczyn „rycerzy rewolucji”. Wyjaśnienie było niezwykle proste: jest to konieczne! Tatiana od dzieciństwa była nieśmiała i cicha, podobnie jak jej tata, humanista, pracownik naukowy. Nosiła okulary, w wieku trzydziestu lat po mistrzowsku nauczyła się gotować pierogi … wyjęte z opakowań państwowego przedsiębiorstwa Moskholod. Cały jej czas pracy i wypoczynku pochłaniały książki, rękopisy i słowniki. Tatiana Melnik uznawana była za jedną z najlepszych tłumaczek. A teraz to wątłe stworzenie było zmuszone trzy razy w tygodniu chodzić na strzelnicę, opanowując broń strzelecką…

Wreszcie nadszedł ten ekscytujący moment. Walizki spakowane, sporządzone listy przyszłych prezentów dla bliskich i przełożonych, straszny kac po „wieczorze kawalerskim” w plenerze, a co najważniejsze, otrzymano wszystkie instrukcje od władz i to, co najcenniejsze – od szefa urzędu – „nie zakopuj się i pamiętaj o prowokacjach”. Potem było pożegnanie w sztabie i brzęczący Boeing wzbił się w moskiewskie niebo, by po trzynastu godzinach wylądować w Nowym Świecie, w sercu wroga. Na lotnisku JFK szczęśliwą parę spotkał Jurka Szwed, kolega z biura, któremu przed Melnikiem udało się przepłynąć ocean, aby służyć Związkowi Radzieckiemu. Jurka był szpiegiem, łączył pracę dziennikarską dla „Izwiestii” z pracą w swojej specjalności. W ciągu dnia musiał zbierać materiały do ​​gazety, a wieczorem i w nocy spotykać się z informatorami, werbować obiecujących kandydatów i do rana wysyłać tajne teleksy do Moskwy.

Szwed, który w krótkim czasie dobrze odnalazł się w Ameryce, swoim poobijanym chevroletem zawiózł rodzinę Melników na Manhattan i przekazał Stanisławowi Alfredwiczowi Meszczejakowowi , który pracował w sekretariacie ONZ. Ten zaś zabrał ich do mieszkania na Bronksie. Powitanie trwało do rana.

Później życie Melnika płynęło własnym szpiegowskim rytmem. W dzień – dziennikarstwo, wieczorem i w nocy – szpiegostwo. Podczas gdy Nikołaj pracował dla dobra socjalistycznej Ojczyzny, ucząc się zawiłości życia szpiega w Ameryce, Tatiana cieszyła się wolnością: wędrowała po księgarniach, zachwycając się różnorodnością i bogactwem wydawnictw. Ubrania mało ją interesowały. Dni mijały szybko. Mikołaj był zmęczony pracą, a jego jedyną pociechą było łóżko i poduszka – liczyły się godziny odpoczynku.

Po pewnym czasie praca w Ameryce zaczęła wydawać się rutyną, a życie osobiste stało się nudne; bliskość z własną żoną stawała się coraz mniejsza.

Pewnego razu na kolejnym zaplanowanym spotkaniu Meszczejakow zaskoczył „tajnego dziennikarza” prostym, jak się wówczas wydawało, pytaniem:

– Co sądzisz o swingu? – zapytał rezydent, odwracając wzrok.

– Co to jest? Jakiś Duke Ellington? –  odparł Mikołaj.

– No, prawie – zachichotał Stanisław Alfredowicz. – Lepiej mi powiedz: czy znasz Petera Weinera?

– Tego z „New York Post?” Znam. I co?

– Według naszych informacji, doskonale zdaje sobie sprawę z zakulisowych rozgrywek w Białym Domu. No cóż, rozumiesz: kto kogo prześladuje, kto z kim sypia… Musimy go dorwać. A wy w naszej operacji jesteście przydzieleni, jakby to powiedzieć, do gry na pierwszych skrzypcach. Myślę, że twój łuk – uśmiechnął się rezydent – ​​nie zawiedzie cię.

– Jaki łuk? – Mikołaj się zmartwił.

– Uspokójcie się, to w przenośni…  A jednak… W skrócie. Otrzymałeś polecenie przeprowadzenia operacji o niezwykle ważnym znaczeniu. Ty i twoja żona… W razie powodzenia nowe epolety gotowe.

– A dlaczego moja żona?  – Nikołaj był zaskoczony.

– A dlatego – Meszczejakow jakoś nienaturalnie wykrzywił usta. – Ta akcja to taka seksualna gra. Małżeństwa zmieniają partnerów – westchnął rezydent.

Mikołaj zamarł. Jego oczy zrobiły się okrągłe, jak u kota, któremu kochający właściciel nagle wykręcił genitalia.

– Co? – nieśmiało westchnął Major.

– Tak trzeba, Kola – powiedział Stanisław Alfredowicz po ojcowsku, cicho, a jednocześnie przekonująco. – Jest takie słowo: to konieczne. Złożyłeś przysięgę wierności Ojczyźnie. A teraz twoja niewierność – rezydent nie mógł się powstrzymać od słownego żartu – stanie się papierkiem lakmusowym wierności Ojczyźnie. A więc – podsumował rozmowę Meszczejakow –  za kilka dni otrzymasz szczegółowe instrukcje.

Instrukcje były jasne jak słońce. Trzeba było zdobyć zaufanie amerykańskiego dziennikarza, zaprzyjaźnić się z nim i zrekrutować. Na to wszystko Nikołaj dostał tydzień. Najtrudniejszą rzeczą w tej operacji było wciągnięcie żony do szpiegowskiej gry. Tatiana, wychowana w najlepszych tradycjach sowieckiej moralności, była, delikatnie mówiąc, laikiem w sprawach miłosnych. Nikołaj zaczął „rekrutację” swojej żony do „Kamasutry”, kupując tę ​​drogą, bogato ilustrowaną księgę w księgarni „Barnes and Noble”. Tatiana, co zaskakujące, spokojnie przyjęła prezent, a nawet zaczęła z entuzjazmem wyjaśniać zaskoczonemu mężowi, jakie miejsce ta książka odgrywa w kulturze Indii. Tania z zainteresowaniem przyglądała się ilustracjom. Nikołaj zamyślił się: „Hmm, nie bez powodu mówią: w spokojnej wodzie diabły żyją”. A potem podjął decyzję – opowie ukochanej żonie o nowym zadaniu. W swoim opowiadaniu Melnik  szczególny nacisk położył na obowiązek wobec narodu radzieckiego. Tatiana słuchała męża w zamyśleniu. Jej oczu zaszły szklistą mgłą. Następnie wstała, podeszła do Nikołaja i uderzyła go w twarz. Major spadł z krzesła i wylądował na podłodze, zdumiony siłą argumentu. Ale wtedy wydarzyło się coś niesamowitego. Tatiana usiadła na sofie. Otarła łzę i odpowiedziała w duchu, że skoro partia stwierdziła, że ​​to konieczne, to tak musi być, ona zgadza się. Ma jednak pewien warunek. Jutro Mikołaj daje jej przyzwoitą, podkreśliła, przyzwoitą kwotę, a ona idzie na zakupy w sklepach na Piątej Alei.

W Wigilię Bożego Narodzenia Nikołaj Melnik zadzwonił do Petera Weinera i zaproponował, aby świętować w stylu „a la russe” w Brighton w restauracji „Arbat”. Peter zgodził się. Uwielbiał pić do nieprzytomności. Wieczorem dwa małżeństwa spotkały się w „Arbacie”. Była to bodaj najstarsza mordowania „małej Odessy” i przypominała najlepsze sowieckie restauracje z czasów NEP-u. W lokalu, biorąc pod uwagę amerykańskie święto, które „Rosjanie” obchodzili z taką samą przyjemnością jak ich krewni, praktycznie nie było miejsc. Dym unosił się, jak głosi tradycja, jak jarzmo, wódka (głównie szwedzki Absolut) płynęła jak rzeka, a na maleńkiej scenie Misza Gulko snuła nostalgicznie: „A oto ja jestem prostytutką…” . Nikołaj zadrżał od dwuznaczności hitu

Zabawa w „Arbacie”, mimo dużej ilości alkoholu, była nieco napięta. Tatiana patrzyła na grubego jak dzik Petetra, podczas gdy Nancy, chuda żona Amerykanina, zaczęła aktywnie zabiegać o względy Nikołaja. Spiczasty nosek jej kowbojskich butów uparcie rozchylał nogi radzieckiego majora. Zabawa w restauracji osiągnęła swój punkt kulminacyjny. Goście zaczynali opuszczać „Arbat” i wkrótce Peter, jakby przez przypadek, zauważył, że zna przytulny motel na Long Island, gdzie razem mogliby kontynuować świętowanie.

Motel „Sea Beach” był zwyczajnym akademikiem nad oceanem, z tanimi pokojami i prostym zestawem mebli: łóżkiem typu king-size, dwoma krzesłami, stołem i telewizorem na stoliku nocnym. Wynajęli dwa pokoje. Pili w jednym. Potem Peter, ściskając Tatianę w pasie, jakby nigdy nic, życzył żonie i Nikołajowi „dobrej nocy” , po czym wciągnął żonę sowieckiego szpiega, która wcale nie stawiała oporu, do swojego pokoju. Nancy natychmiast poszła pod prysznic. Nikołaj nalał sobie kieliszek Absolutu i wypił jednym haustem. Potem następny i następny… Nagle na progu pojawiła się Nancy. Choć wcześniej nie błyszczała atrakcyjnością, teraz wyglądała bosko, tak że Nikołaj natychmiast nalał sobie kolejny kieliszek.

– Chodź tu, kochanie – szepnęła Nancy i rzuciła się na majora KGB…

Za cienką ścianą motelu Nikołaj słyszał głos ukochanej Taneczki w coraz to wyższych tonach.

Mikołaj wolał nie pamiętać, tego co się stało. Państwo Weinerowie byli zadowoleni. Spotkali się jeszcze ze trzy razy. Jednak pewnego dnia Tatiana, niespodziewanie uderzyła męża w twarz, wyszła z mieszkania i sama wróciła do Moskwy, gdzie złożyła pozew o rozwód. Miesiąc później Nikołaj został wezwany z Nowego Jorku. Objął swój urząd w Jasieniewie. Zgodnie z obietnicą major otrzymał kolejny stopień wojskowy i został odznaczony… Orderem Przyjaźni Narodów. Peter Weiner chętnie dał się zwerbować, choć okazał się „manekinem”. Nie miał żadnych konkretnych informacji. I najprawdopodobniej poinformował FBI o swoich kontaktach z sowieckim dziennikarzem. Ot cała historia. Może to prawda, a może nie…