W sierpniu 1941 r. Armia Czerwona wysadziła w powietrze dumę sowieckiego kraju elektrownię wodną Dnieproges. We wrześniowym numerze „The Illustrated London News” z 1941 roku angielski korespondent wojenny Captain Falls napisał: „Zniszczenie zapory Dniepr, nawet na tle zniszczeń drugiej wojny światowej, wygląda zdumiewająco. … Jest mało prawdopodobne, aby ZSRR kiedykolwiek miał większy powód do dumy. A teraz jest zniszczona w mgnieniu oka. Co więcej, nie przyniosło to Niemcom większej szkody …”
Ewakuacja „kontyngentów ludzkich i cennego mienia”
„Niewypowiedziana” wojna z nazistowskimi Niemcami natychmiast doprowadziła do powstania problemu – konieczności ewakuacji do wschodnich rejonów ZSRR cennych fabryk, urządzeń i całych przedsiębiorstw przemysłowych.
Już 24 czerwca 1941 r. dekretem Rady Komisarzy Ludowych i Komitetu Centralnego Ogólnounijnej Komunistycznej Partii Bolszewików powołano Radę Ewakuacyjną, na czele z pierwszym sekretarzem Ogólnounijnej Centralnej Rady Związków Zawodowych Nikołajem Szwernikiem. Piątego dnia hitlerowskiej inwazji, 27 czerwca, podjęto wspólną uchwała KC WKP bolszewików i Rady Komisarzy Ludowych „O procedurze wywozu i rozmieszczenia kontyngentów ludzkich i cennego mienia”. Ale stworzenie dokumentu było prostsze niż jego realizacja w praktyce. Masowy odwrót Armii Czerwonej na całym froncie, wywołał niedowierzanie i panikę na tyłach. Na Kremlu stało się jasne, że wywożenie sprzętu, mienia i żywności z potencjalnie niebezpiecznych terytoriów, które miały wpaść w ręce wroga, nie będzie łatwe.
29 czerwca 1941 r. wydano kolejne zarządzenie Rady Komisarzy Ludowych i KC WKPB, w którym stwierdzono, że „wszelkie mienie wartościowe, w tym metale nieżelazne, chleb i opał, których nie można wyjęte, musi zostać zniszczone bezwarunkowo”.
I to zarządzenie zostało wykonane przez grupy specjalne NKWD nienagannie. W jednym z raportów niemieckiej grupy gospodarczej „Południe” przesłanej do Berlina, stwierdzono, że „nie ma ani jednego przedsiębiorstwa, w którym nie dokonano wybuchów lub zniszczeń. Zniszczenia obejmują nie tylko fabryki, ale także narzędzia, warsztaty, plany i różnego rodzaju dokumentację, które są ewakuowane lub niszczone”.
Tymczasem wydarzenia na froncie rozwijały się zgodnie z hitlerowskim „blitzkriegiem”. „Na początku sierpnia jednostki Grupy Armii Centrum znajdowały się na lewym brzegu Dniepru, w obwodzie smoleńskim, a Grupa Południe przygotowywała się do przejścia przez Zaporoże” — pisze Wiktor Suworow. – „Głównym celem Niemców było okrążenie wojsk radzieckich pod Kijowem”.
Tajny rozkaz Komitetu Obrony Państwa
Jednocześnie w celu zorganizowania demontażu i ewakuacji wyposażenia elektrowni Dniepr Komitet Obrony Państwa (GKO) wysłał na Ukrainę pierwszego zastępcę komisarza ludowego elektrowni D. Żymerina.
W swoich wspomnieniach napisał on, że wypełniając zadanie partii i rządu, krążył dzień i noc między Zaporożem a Dnieprodzierżyńskiem, kiedy został zaalarmowany przez telefon zastępcy przewodniczącego Rady Komisarzy Ludowych Michaił Perwuchina, który łamiącym się głosem poinformował, że jednostki niemieckie, przebiwszy się przez front, rzuciły się nad Dniepr. Wiceprzewodniczący kategorycznie nakazał przyspieszyć demontaż sprzętu i aby uniemożliwić nieprzyjacielowi zajęcie hydroelektrowni, wysadzić tamę. „Moje serce krwawiło na myśl, że to dzieło będzie musiało nie tylko zostać zdemontowane”, wspomina D. Żymerin, „ale być może częściowo zniszczone. Jednak rozkaz był nieubłagany: co można usunąć, resztę przygotować na eksplozję”. Wiceprzewodniczący Rady Komisarzy Ludowych, Michaił Perwuchin, tak wspominał ten czas: „Poinstruowano mnie, aby upewnić się, że wszystko jest przygotowane do wybuchu w elektrowni wodnej, a sama eksplozja nastąpiła, gdy wszystkie wycofujące się wojska przekroczyły na lewy brzeg Dniepru”. Jednocześnie, jak zeznał były szef wydziału inżynieryjnego Frontu Południowego, pułkownik Szyfrina, „dowództwo frontu wykluczyło samą możliwość zniszczenia okrętu flagowego radzieckiego przemysłu hydroenergetycznego”.
Do wydziału inżynieryjnego Frontu Południowego dotarła jednak zaszyfrowana wiadomość podpisana przez Józefa Stalina i marszałka Borysa Szaposznikowa, w której bardzo wyraźnie stwierdzono: „W nagłych przypadkach wolno niszczyć Dneproges”. A następnie, jak zeznał w swoich wspomnieniach zastępca ludowego komisarza obrony ZSRR, generał pułkownik Andriej Chrulew, „w okresie od 2 do 4 sierpnia 1941 r. dostarczono saperów do Zaporoża samolotami”. Choć może to zabrzmieć paradoksalnie, ale według wspomnień pułkownika Szyfrina „wszystkie prace nad przygotowaniem wybuchu przeprowadzono w tajemnicy przed dowództwem frontu, ponieważ Rada Wojskowa frontu nie wyraziła na to zgody”.
Mistrz sabotażu
Mimo to kilka dni później TB-3 z Moskwy wylądował na lotnisku pod Zaporożem, przywożąc na front ucznia generała Karbyszewa i pułkownika Starinowa, uczestnika zniszczenia soboru Chrystusa Zbawiciela w Moskwie oraz specjalistę od materiałów wybuchowych podpułkownika Borysa Epowa ze „ściśle tajną misją”.
Wiedział o tym tylko wąski krąg ludzi ze 157. pułku NKWD, który strzegł Dnieproges i kilka osób w kierownictwie stacji. Borys Epow wspominał: „Przybywszy do Zaporoża i upewniwszy się, że innym samolotem dostarczono niezbędne materiały, udałem się do szefa wojsk inżynieryjnych frontu Szyfrina i Kołomijeca, członka Rady Wojskowej Frontu, który był w Zaporożu, a następnie przystąpiłem z dwoma moimi pomocnikami i dedykowanym batalionem do przygotowania powierzonych mi zadań”.
Szef sztabu frontu, generał Charitonow polecił przeprowadzić zniszczenie, bo Niemcy dotarli na prawy brzeg Dniepru.
Sygnałem do wykonania zadania miało być wycofanie pułku ochrony NKWD. Plan działania w przypadku uszkodzenia sprzętu Dneproges, według Epowa, był następujący: „Początkowo transformatory podwyższające były włączane w trybie zwarciowym… Po spaleniu transformatorów planowano ustawić turbogeneratory w trybie zwarciowym i przy maksymalnym wzbudzeniu zwiększyć prędkość obrotową agregatów hydraulicznych do momentu wyłączenia ich z ruchu…”
Następnie planowano wysadzenie kilku przęseł tamy tak, aby zniszczeniu uległa część melioracyjna i przebiegająca przez nią droga. Aby przygotować to co zaplanowano, ciężarówkami dostarczono na górną część tamy 20 ton materiałów wybuchowych.
„Ciężarówki z materiałami wybuchowymi natychmiast wjechały na górną werandę” — napisał były dowódca plutonu Timofieja Salamachin. — „Szacowano, że 20 ton powinno wystarczyć do niewielkiego zniszczenia tamy”.
Według wspomnień byłego szefa wydziału politycznego Frontu Południowego dla organizacji Komsomołu Borysa Mielnikowa „w nocy z 17 na 18 sierpnia sytuacja na kierunku Zaporoże zmieniła się diametralnie.
Wróg przedarł się przez obronę Armii Czerwonej, a Zaporoże pozostało odkryte. Już rankiem 18 sierpnia nieprzyjaciel przypuścił atak na miasto siłami dywizji piechoty i czołgami. Broniąc przyczółka zaporoskiego, słabo uzbrojona 274. Dywizja Strzelców, obsadzona głównie przez niedoświadczonych żołnierzy, zaczęła wycofywać się pod naporem wroga. Przed naszą grupą – członkiem Rady Wojskowej A.I. Zaporożec, a także przywódcą Zarządu Politycznego Breżniewem (przyszły sekretarz generalny – S.K.) i Mamonow – postawiono zadanie: za wszelką cenę powstrzymać losowo wycofujące się jednostki przez Chortycę, stworzyć linię obrony wzdłuż prawego brzegu starego kanału Dniepru, pokrywając w ten sposób most przez wyspę i tamę na Dnieproges. Pozwoliłoby to dokończyć ewakuację Zaporizhstal i innych przedsiębiorstw miasta, a także przygotować się do wybuchu tamy. Jednak już w kilka minut po otrzymaniu zadania, gdy wysiedliśmy z samochodu, ponieważ nie można było przejść po moście (most był zapchany ludźmi, wozami, bydłem i samochodami), nastąpił wybuch o strasznej sile, a za nim kolejny. Grodź tamy została wysadzona w powietrze”
Perwuchin zeznał o tym, co się stało: „Po południu, 18 sierpnia, kiedy podkładanie ładunków wybuchowych było prawie zakończone, przybył przedstawiciel dowództwa frontowego i wręczył telegram przedstawicielom dowództwa wojskowego nad Dneproges, w którym określono czas wybuchu.”
Stwierdzono, że jeśli tama jest zajęta przez Niemców, należy ją wyłączyć z eksploatacji. Dalej, chronologicznie, wydarzenia rozwijały się następująco.
„Pułk NKWD wycofał się na lewy brzeg, a dowódca pułku, odjeżdżając wraz z pułkownikiem łącznikowym, wydał mi rozkaz dokonania zniszczenia, co zostało wykonane” – wspominał Borys Epow. – „W wyniku eksplozji około 100 metrów wzdłuż jej długości zostało wyrwanych z korpusu tamy”. Zeznania zamachowca uzupełniają wspomnienia Timofieja Salamachina: „Kiedy Borys Epow podpalił rurę zapalającą, zobaczył biegnącego w jego stronę posłańca członka Rady Wojskowej Frontu Południowego, komisarza armii Zaporożca. W rękach posłańca był rozkaz: nie wysadzać elektrowni wodnej, bo planowany jest kontratak… Ale Epow miał rozkaz od przełożonych. (…) Wszyscy wybiegli z tunelu. O godzinie 18.00 nastąpił ogłuszający wybuch” (Inni świadkowie twierdzą, że wybuch nastąpił o godzinie 20.00, a nawet o 21.00 – S.K.) Zastępca komisarza ludowego Perwukhin z przekonaniem powiedział, że „kilka przęseł tamy zostało zniszczonych… Gwałtownie wzrósł rzeki poniżej tamy, na terenach zalewowych Dniepru na prawym brzegu, zalanych zostało wiele niemieckiego sprzętu i żołnierzy, przygotowujących się do przekroczenia na lewy brzeg Dniepru”. W rzeczywistości „tsunami”, według różnych szacunków, o wysokości od dziesięciu do trzydziestu metrów, dotarło do Marganca i Nikopola, położonych około 80 kilometrów poniżej Dniepru, zmiatając wszystko na swojej drodze. W tym część miasta Zaporoże i pobliskie wioski. Wał wodny, przetaczający się przez nizinną część Chortycy, zniszczył sowiecki pułk piechoty, a także magazyny z zapasami broni i żywności. Okręty flotylli rzecznej wyrzucone zostały na brzeg. Co najmniej 20 tysięcy żołnierzy utonęło na terenach zalewowych Dniepru. Nikt nie liczył cywilów. Padały liczby od 20 do 150 tysięcy … Wszystko to zmusiło szefa wydziału politycznego Frontu Południowego A.I. Zaporożca, który nie wiedział o rozkazie Kwatery Głównej, aby aresztować Epowa. Ale z Kremla wyszedł autorytatywny rozkaz: „Natychmiast uwolnić!…”
Komu to potrzebne…
„Eksplozja Dneproges nie miała sensu z militarnego punktu widzenia – główne siły Niemców operowały na północy” – mówi Wiktor Suworow.
– „Gorzka prawda jest taka, że gwałtowne spłycenie Dniepru nad elektrownią wodną nawet poszło na rękę Niemcom, pozwalając im szybciej budować mosty pontonowe. A wszystkie ich straty z powodu wybuchu tamy wyniosły… 1500 osób! Ale dla Armii Czerwonej była to kolejna tragedia wojny. Na prawym brzegu pozostały oddziały 2. Korpusu Kawalerii, 18. i 9. Armii. Część z nich zginęła od fali, innym udało się przejść w niewiarygodnie trudnych warunkach – pod ostrzałem, pozostawiając po sobie ciężką broń i zapasy. Jeszcze inni zostali zabici przez Niemców lub wzięci do niewoli. Nawiasem mówiąc, Niemcy dość szybko przywrócili przeprawę przez Dniepr wzdłuż tamy. A rok później elektrownia wodna zaczęła normalnie pracować na niemieckim sprzęcie”.
Co jeszcze można dodać?.. Miał rację Władimir Winniczenko, kiedy powiedział, że historii Rosji „nie da się czytać bez bromu”.