Życie jest najlepszym reżyserem – rozmowa z DAGMARĄ DRZAZGĄ o jej najnowszym filmie „Draugen”

Robiąc film dokumentalny należy nie tylko „przepytywać” ludzi, ale samemu się na nich otworzyć, coś im ofiarować. Poza tym, zwracać uwagę na detale, atmosferę i jeszcze w tym wszystkim znaleźć jakąś… poezję – mówi Dagmara Drzazga, reżyserka filmu „Draugen”, który na XII Festiwalu „Niepokorni Niezłomni Wyklęci” otrzymał Nagrodę im. rtm. Witolda Pileckiego dla najlepszego filmu podejmującego tematy wolnościowe, w rozmowie z Małgorzatą Ireną Skórską.

 

Jaka jest historia bohatera filmu dokumentalnego „Draugen”? 

 

To opowieść o młodym mężczyźnie ze Śląska, który wywodził się z rodziny o tradycjach powstańczych. Warto dodać, że działał w harcerstwie i czuł się Polakiem. Kiedy wybuchła wojna został powołany do Wehrmachtu, a później – jako niemiecki żołnierz – wysłany do Norwegii. Jeszcze podczas swojego pobytu w Mikołowie poprzysiągł sobie, że nigdy nie będzie służyć Niemcom. Słowa dotrzymał. W filmie pojawia się również wzruszający wątek wielkiej miłości, bo  Wojciech Bógdoł, bohater filmu, zakochał się z wzajemnością w norweskiej dziewczynie, Liv. Wystarczyło tylko przeczekać wojnę na malutkiej, spokojnej północnej wyspie. Tyle, że Wojciech czekać nie chciał. Przyłączył się do norweskiego ruchu oporu…

 

Jak narodził się pomysł ten film?

 

Kilka lat temu odnalazł mnie pewien starszy pan. Poszukiwał śladów swojego młodego wujka – Wojciecha Bógdoła, który podczas II wojny zginął w Norwegii. Pan Staroszczyk, bo o nim mowa, przez wiele lat gromadził materiały i próbował odpowiedzieć sobie na pytanie: co się tam właściwie stało? Wcześniej zobaczył jeden z moich filmów i postanowił zainteresować mnie tą historią. Jak widać skutecznie, skoro zdecydowałam się pojechać aż na Kvitsøy i zrealizować film o Wojciechu, albo Albercie, bo takie imię nadali mu Niemcy.

 

Jak bardzo skomplikowany był proces realizacji filmu i w jaki sposób udało się Pani dotrzeć do materiałów archiwalnych?

 

To najtrudniejszy film, jaki do tej pory zrobiłam. Przebicie się przez różne materiały archiwalne, dokumentacja, napisanie scenariusza to jedno. Ale przecież trzeba było tam pojechać, nakręcić zdjęcia, rozmawiać z ludźmi, ułożyć dramaturgię tej opowieści! Łatwo wymyślić temat siedząc przy biurku, tylko jak to wszystko potem ogarnąć? I tak, krok po kroku, szukając różnych kontaktów dotarłam do Torill Ramstad, która do dzisiaj mieszka na Kvitsøy. Muszę przyznać, że wzruszam się ogromnie, kiedy myślę, że cała społeczność tej wysepki postanowiła pomóc nieznanej im przecież reżyserce z Polski. Bez tych życzliwych ludzi ten film by nie powstał. Oni pielęgnują wspomnienia, kolekcjonują przedmioty z dawnych lat, fotografie, założyli lokalne centrum historyczne. Przeszłość jest dla nich bardzo ważna.

 

Gdzie były kręcone zdjęcia do filmu „Draugen”?

 

W dużej mierze na Kvitsøy, gdzie rozegrała się ta historia. To niezwykle piękne miejsce. Na Kvitsøy mieszka najmniejsza społeczność w Norwegii. W kwietniu 1940 roku przypłynęli tam Niemcy i założyli swoją bazę wojskową. Wyspa stała się częścią Wału Atlantyckiego, a Niemcy pilnowali, by Alianci nie mogli dostać się do fiordów. Kolejne zdjęcia kręciliśmy w Stavangerze, a potem dalej – 350 kilometrów na północ – w Bergen. To właśnie tam, przed sądem Kriegsmarine, stanął mój filmowy bohater w listopadzie 1944 roku i tam zginął. Chciałam dotrzeć do norweskich archiwów i to się udało. Oprócz tego zdjęcia realizowaliśmy na Śląsku.

 

Ekipa z TVP3 Katowice na wyspie Kvitsøy: Dagmara Drzazga, dźwiękowiec Krzysztof Skrzypczak i kierowca Tomasz Adamik.  Fot. Kamil Kastelik

 

Z jakimi trudnościami borykała się Pani podczas realizacji filmu dokumentalnego, na podstawie opowieści i relacji ostatnich świadków tamtej historii? Jak to wszystko wyglądało za kulisami, z punktu widzenia dokumentalisty i scenarzysty?

 

W Norwegii z ekipą z TVP3 Katowice łącznie byliśmy dwanaście dni. To bardzo mało. Na zdjęciach spędzaliśmy po szesnaście godzin dziennie; dzień zacierał się z jasną nocą. Musieliśmy maksymalnie wykorzystać ten czas. Dodatkową trudność stanowiła bariera językowa. Starsze pokolenie mieszkańców  Kvitsøy mówi tylko po norwesku. Myślę, że mam wielkie szczęście do ludzi. Pomógł nam przemiły Polak, który od lat mieszka w Stavangerze – Antoni Czajkowski.

 

Czy w filmie w pełni dokumentalnym reżyser może pozwolić sobie na wprowadzenie elementów fabularyzacji?

 

Może. W „Draugenie” jednak nie było żadnych elementów fabularyzowanych, bo ja tego nie lubię i zwyczajnie tego nie robię.

 

Dużo czasu spędziła Pani również w centrum historycznym na norweskiej wyspie. Jakie dokumenty archiwalne zostały wykorzystane w filmie?

 

Niezwykle wzruszające listy, które bohater pisał do swojej rodziny. Dzielił się w nich najpierw codziennym żołnierskim życiem, a potem – już po wyroku – oczekiwaniem na śmierć. Z archiwów norweskich dowiadujemy się jak wyglądały egzekucje. Motywem przewodnim filmu uczyniłam korespondencję pomiędzy Liv, a rodziną Wojciecha; listy te były pisane przez wiele lat po wojnie. To również bardzo mnie poruszyło.

 

Z jednej strony dramat bohatera, a z drugiej niespełniona miłość, czyli akcent dramatyczny, wzruszający, ale i pozytywny…

 

Miłość jest silniejsza niż śmierć…

 

Co oznacza tytuł filmu „Draugen”?

 

Film nosi tytuł „Draugen”, bo wydał mi się on bardzo symboliczny. Był to kryptonim tajnej operacji, którą przygotowywała mała grupa mężczyzn mieszkających na Kvitsøy. Ich działalność wywiadowcza polegała na kopiowaniu map, zaznaczaniu odpowiednich miejsc, informowaniu o rozmieszczeniu jednostek niemieckich i innych detalach dotyczących działań stacjonujących tam Niemców. Te informacje były przekazywane do Stavangeru, a potem dalej do Anglii i do Aliantów. Draugen to mityczny norweski potwór morski, którego bardzo obawiali się rybacy wypływający w morze na połów. Kto go zobaczył, wkrótce ginął. Być może nazwa ta miała być złowróżbna dla Niemców, ale – niestety – okazała się taka dla Wojciecha.

 

Akcja filmu toczy się w cieniu wojny. Na czym tak naprawdę polegała konspiracja Wojciecha-Alberta?

 

Albert-Wojciech był wartownikiem i miał prawo wchodzić do pomieszczenia sztabu. Nikt nie przypuszczał, że zaangażuje się w działalność wywiadowczą. Został osądzony jako szpieg, ale jak napisał w liście do swoich rodziców – „Ja dla Polski szpiegowałem”.

 

Jak trudne było pisanie samego scenariusza do filmu dokumentalnego na bazie materiałów archiwalnych?

 

Najważniejsza była kwestia uruchomienia wyobraźni, zebranie wszystkich elementów w całość. Nigdy nie byłam w tamtym miejscu, więc to stanowiło duże wyzwanie. Scenariusz w takim wypadku musi znacznie różnić się od gotowego filmu, bo rzeczywistość przynosi lepsze rozwiązania i podsuwa sceny, których by się nie wymyśliło. Życie zawsze działa na korzyść, jest najlepszym reżyserem. Reżyser musi być obserwatorem i jednocześnie psychologiem. Należy nie tylko „przepytywać” ludzi, ale samemu się na nich otworzyć, coś im ofiarować. Poza tym, zwracać uwagę na detale, atmosferę i jeszcze w tym wszystkim znaleźć jakąś… poezję. Nie chciałam robić filmu tylko o wojnie. Bardziej interesowała mnie samotność tego chłopaka, tęsknota za domem. Trafił przecież w miejsce, którego na pewno nawet nie mógł sobie wcześniej wyobrazić! W porównaniu ze Śląskiem krajobraz Kvitsøy miejscami wygląda jak z Księżyca! I tam właśnie Wojciech znalazł swoją pierwszą miłość. Te różne wątki i emocje starałam się przekazać.

 

Kto jest autorem ścieżki dźwiękowej w filmie?

 

To wynik drobiazgowej pracy z kolegą – Łukaszem Kozerą, który jako ilustrator muzyczny mi pomagał.   Muzyka pochodzi ze zbiorów fonoteki Telewizji Polskiej. Jednak oprócz muzyki, ogromnie ważną rolę odgrywają różnego rodzaju efekty. To one tworzą audialną przestrzeń w tym filmie. W tym miejscu moje ukłony w stronę Beaty Widuch, znakomitej montażystki TVP3 Katowice, z którą miesiącami ślęczałyśmy nad całością. Podziękowania również dla Witolda Kornasia, autora wspaniałych zdjęć, Krzysia Skrzypczaka – naszego dźwiękowca, Tomka Adamika, który nas tam bezpiecznie dowiózł oraz – least but not last – Krystyny Nowojskiej, producentki filmu. Praca z taką ekipą była dla mnie wielką radością!

 

Rozmawiała Małgorzata Irena Skórska, fot. Maciej Knapa

 


 

Dagmara Drzazga

Dziennikarka i reżyserka Telewizji Polskiej, od lat związana z katowickim oddziałem TVP. Autorka filmów dokumentalnych, reportaży, artykułów naukowych i esejów. Była jurorem międzynarodowych festiwali filmowych i telewizyjnych w Katarze, Irlandii, Danii, Bułgarii i na Słowacji, a jej filmy prezentowane były w Polsce, Stanach Zjednoczonych, Armenii, Luksemburgu, Niemczech, Szkocji, we Włoszech, na Łotwie i w Izraelu. Laureatka wielu nagród, m.in. Prix Italia, Nagrody SDP im. Macieja Łukasiewicza, przyznanej za publikację na temat współczesnej cywilizacji i kultury oraz popularyzację wiedzy. Prof. Uniwersytetu Śląskiego, dr hab., wykłada w Szkole Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego UŚ w Katowicach.