Bohaterowie filmu płaczą idąc ulicami Będzina, Sosnowca. Widzą domy, w których ich rodzice, dziadkowie się wychowywali, a później wyjechali w transporcie do KL Auschwitz-Birkenau… Patrzą na puste place, gdzie były synagogi. Dla tych ludzi to ogromne przeżycie. A cóż dopiero, kiedy wchodzą do obozowych baraków, na rampę w Birkenau, albo odmawiają Kadisz przy krematorium. Jestem im wdzięczna, że pozwolili mi dotknąć swoich ran –mówi Dagmara Drzazga z Oddziału SDP w Katowicach, reżyserka filmu „Zagłębie. Pamięć” w rozmowie z Małgorzatą Ireną Skórską.
Co skłoniło Panią do tego, żeby podjąć tak trudny temat, jakim jest zagłada Żydów z Zagłębia?
W 2023 roku minęła 80. rocznica likwidacji gett w Będzinie i Sosnowcu. Wiele mówimy o powstaniu w getcie w Warszawie, upamiętniając ten dzień symbolicznymi żonkilami. I bardzo dobrze. Jednak zdecydowanie mniejszą wiedzę mamy na temat tego, co działo się w naszym regionie. Wiele lat temu Andrzej Fidyk, doskonały dokumentalista, powiedział mi takie zdanie, które zapamiętałam i które w pewnym sensie stało się moim zawodowym mottem: „Rób takie filmy, jakie sama chciałabyś oglądać”. Poszłam tym tropem, ponieważ sama chciałam pogłębić wątek gett istniejących na terenie Zagłębia. Zaczęłam dokumentować temat.
Jak udało się Pani dotrzeć do materiałów w postaci oryginalnych dokumentów i zdjęć archiwalnych, które podczas odbioru filmu robią na widzu ogromne wrażenie i sprawiają, że ma on poczucie, jakby był bezpośrednim świadkiem tych zdarzeń?
W momencie, gdy realizuję film historyczny staram się zrobić w różnych miejscach jak największą kwerendę. Wiele razy byłam w IPN i w Archiwum Państwowym w Katowicach. W katowickim archiwum po raz pierwszy wzięłam do rąk oryginalne niemieckie dokumenty pokazujące kolejne zarządzenia prowadzące do „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Z kolei Muzeum Auschwitz-Birkenau udostępniło nam wstrząsające fotografie dotyczące samej eksterminacji. Od 1942 roku z Będzina i Sosnowca szły do Oświęcimia ogromne transporty. Apogeum tej gehenny przypada na rok 1943. Z Zagłębia było blisko – tylko 60 kilometrów. A tam rampa, selekcja i komory gazowe. Wszyscy wiemy, jak to się skończyło.
Poza tym, były też nagrania z Radia Katowice, Telewizji Katowice, zbiory z wystawy zorganizowanej w Sosnowieckim Centrum Kultury – Zamek Sielecki oraz zdjęcia z United States Holocaust Memorial Museum w Nowym Jorku. Szczególnego znaczenia nabrały również wspomnienia, które odnalazłam w Żydowskim Instytucie Historycznym w Warszawie. Wiele z nich, nigdy wcześniej nie było publikowanych. W moim filmie przeczytali je znakomici aktorzy Teatru Śląskiego: Ewa Leśniak i Grzegorz Przybył.
Dotarła Pani do świadków historii. Niektórzy z nich pełnią w filmie rolę narratorów. Czy to celowy zabieg?
Od początku wiedziałam, że muszę na kimś oprzeć część narracji. Świadków zagłady, która działa się na terenie Zagłębia, mamy już niewielu. Przed rozpoczęciem zdjęć do filmu planowałam wyjazd do Izraela. Tam są jeszcze osoby, które ocalały z tego piekła. Mieszkańcy Izraela, którzy przeżyli getto, mają teraz około stu lat. Mam nadzieję, że jeszcze uda mi się do nich wrócić.
Większość zdjęć do filmu „Zagłębie. Pamięć” realizowała Pani na terenie Zagłębia, Oświęcimia i Brzezinki. Czy taki scenariusz realizacyjny podyktował konflikt między Izraelem a Palestyną?
Zdjęcia do tego dokumentu musiały być realizowane tutaj. Przed wojną na terenie Zagłębia żyła przecież ogromna społeczność żydowska. Potem Niemcy utworzyli wielkie getta, wykorzystywali też tych ludzi do niewolniczej pracy w tzw. szopach, czyli warsztatach Alfreda Rossnera. Dawali im przy tym złudną nadzieję, że przeżyją, że są „potrzebni”. O tym wszystkim chciałam opowiedzieć. Jeśli chodzi o Izrael, mieliśmy już zakupione bilety lotnicze. Niestety, na tydzień przed wyjazdem wybuchł ten konflikt.
W jakich okolicznościach poznała Pani swoich rozmówców?
Bohaterów, których widzimy w filmie, poznałam podczas ich przyjazdu do Zagłębia. Chcieli wziąć udział w uroczystościach upamiętniających 80. rocznicę zagłady. Towarzyszyliśmy im z kamerą w tej ważnej, ale i bolesnej przecież podróży. Wielu z nich było tu po raz kolejny. Starsi – jak Rina Kahan czy Diana Szajn – świetnie mówią po polsku. W Izraelu założyli nawet Światowy Związek Żydów Zagłębia. Jego filie znajdują się też w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i innych miejscach. Ogromnie mnie to ujęło za serce, bo to oznacza, jak ważny był i jest dla nich ten daleki skrawek ziemi – Zagłębie. Młodsi przyjeżdżają, bo czują potrzebę poznania historii swoich rodzin. Oczywiście, najczęściej to historia tragiczna.
Jaka jest symbolika miejsc, które odwiedza grupa z Izraela? Kamera towarzyszy im podczas ich pobytu w Sosnowcu, Będzinie, ale i w Oświęcimiu. Jeden z bohaterów wspomina, że kolejny powrót w miejsca, gdzie toczyła się gehenna, ułatwia im pozbycie się tego ciężaru, bo przebywanie tutaj sprawia, że oni po raz kolejny mogą zapłakać, czyli oczyścić się z tych emocji…
Bohaterowie filmu płaczą idąc ulicami Będzina, Sosnowca. Widzą domy, w których ich rodzice, dziadkowie się wychowywali, a później wyjechali w transporcie do KL Auschwitz-Birkenau… Patrzą na miejsca, w których były synagogi. Dziś to wyrwy w ciągu kamienic lub puste place. Niewątpliwie, to dla tych ludzi ogromne przeżycie. A cóż dopiero, kiedy wchodzą do obozowych baraków, na rampę w Birkenau, albo odmawiają Kadisz przy krematorium! Naszej telewizyjnej ekipie te emocje również się udzielały. To są naprawdę trudne chwile. Ale ja wiem, że my tam jesteśmy po coś. Chcemy opowiedzieć tę historię, pokazać te emocje, poruszyć i zaangażować widza. Gdyby odbiorca tego filmu pozostał obojętny, byłaby to dla mnie wielka porażka. Jeśli mówimy o symbolice, to muszę przyznać, że bardzo przemówiły do mnie plenery w Będzinie. Centrum miasta, uliczki, podwórka, zaułki, Rybny Rynek… Sprawiają wrażenie opuszczonych, jakby życie z nich uciekło. I tak się przecież stało! Nie da się już zapełnić tej pustki. Zależało mi, żeby w filmie to pokazać.
W filmie pojawiają się również archiwalne zdjęcia przedstawiające kilkusetosobową grupę Żydów, zatrudnionych w największym i pozornie „najbezpieczniejszym” dla Żydów miejscu, czyli zakładzie Alfreda Rossnera. Skórzane buty należące do Żydów z zagłębiowskiego getta, którzy pojechali w transporcie do Auschwitz-Birkenau, powróciły do Będzina, gdzie były poddawane renowacji i wysyłane do Rzeszy.
W filmie pada dokładna liczba: 12 milionów. Tyle butów pojechało w głąb Rzeszy. Z Auschwitz, po zagazowanych ofiarach, wróciły do Będzina. Tam w szopach Rossnera je naprawiano, albo wycinano z nich kawałki niezniszczonej skóry i wysyłano do Niemiec. W czasie wojny to był przecież towar pożądany. Słyszałam nawet, że któryś z pracujących w szopie żydowskich szewców rozpoznał buty swojej zamordowanej rodziny. Wszystko to pokazuje, do czego zostało sprowadzone ludzkie życie i jak można było wykorzystać i potraktować przedmiotowo drugiego człowieka.
Wspomniane wcześniej przez Panią emocje są bardzo mocno w filmie wyeksponowane. Dzięki obecności świadków historii wszystko nabiera innego wymiaru. W pierwszym kadrze dokumentu pojawia się postać starszej kobiety, która przechodzi przez symboliczną bramę. Na początku widzimy też postać mężczyzny, który pełni rolę narratora wprowadzającego w klimat tamtego Będzina sprzed lat…
Ta starsza pani to Danuta Niciarz. Pojawiła się zupełnie przypadkiem w trakcie kręcenia zdjęć. Ja już jednak po latach pracy nauczyłam się, że przy filmie dokumentalnym nic nie dzieje się przypadkiem. Mam nawet taką swoją teorię na temat rzeczywistości, która nagle „zaczyna” współpracować czy też może „rezonować”, kiedy ekipa się na nią otworzy. Podczas pierwszej rozmowy z panią Danusią okazało się, że ona też ma swoją wojenną opowieść. Jej ciocia uratowała w trakcie wojny dwie Żydówki, a ona, jako mała dziewczynka, widziała pociągi z Zagłębia odjeżdżające w kierunku Auschwitz-Birkenau. Dla niej to jest na tyle silne wspomnienie, że jak o tym mówi, po osiemdziesięciu latach, nie potrafi ukryć wzruszenia. A brama? Tak, jest symboliczna, bo jakby oddziela dwie przestrzenie – przeszłość i teraźniejszość, pamięć i niepamięć. Podkreśla to też kolorystyka. W postać narratora z kolei wcielił się Adam Szydłowski – regionalista, społecznik, pasjonat, a także dyrektor Fundacji im. Rutki Laskier w Będzinie. Adam od lat żyje tą historią, zrobił też bardzo wiele dla ratowania kultury żydowskiej w regionie. Bardzo przeżywa to, co robi, jest autentyczny. Od początku wiedziałam, że musi znaleźć się w tym filmie.
Ważnym rozmówcą, który pojawia się w Pani dokumencie, jest również postać anestezjologa, mamy także wątek sióstr zakonnych z klasztoru w Sosnowcu.
Opowieść tego lekarza, który przyjechał do Zagłębia aż z Kanady jest bardzo przejmująca, zwłaszcza gdy wspomina pierwszą wizytę w Auschwitz. Przed laty przyjechał tam ze swoją mamą, więźniarką tego obozu. Dodatkowego znaczenia nabiera również fakt, że ten człowiek jako anestezjolog całe życie pomagał pacjentom pozbyć się bólu, a teraz płacze, bo nie może zrozumieć, że inni ten ból zadawali z tak wielką premedytacją.
Natomiast scena nakręcona w Klasztorze Sióstr Karmelitanek Dzieciątka Jezus w Sosnowcu pokazuje, jak w czasie wojny zakonnice ratowały żydowskie dzieci. Ukrywały też dziewczęta przed przymusową wywózką na roboty do Niemiec. W klasztorze znajduje się specjalna sala poświęcona Matce Teresie Kierocińskiej, ówczesnej przełożonej. Właśnie tam udała się grupa z Izraela, więc naturalnym było, że będziemy im towarzyszyć z kamerą.
Które z materiałów archiwalnych najmocniej Panią wstrząsnęły?
Selekcja prowadzona przez SS-manów, którzy dzielą ludzi na dwie grupy. Na drugim planie tego zdjęcia widoczny jest na niebie szary dym… Są też wizerunki dzieci… Albo taki obraz starszej, przygarbionej kobiety w chustce, która stoi na rampie w Birkenau. Na piersi ma przypiętą gwiazdę Dawida, nieśmiało spogląda w obiektyw. My wiemy, że to są ostatnie chwile jej życia. Ta fotografia złamała mi serce…
Jakie znaczenie dla reżysera ma symboliczny deszcz, który towarzyszył ekipie filmowej i grupie z Izraela podczas pobytu na terenie obozu w Brzezince i Auschwitz-Birkenau?
Zdjęcia w Auschwitz-Birkenau kręciliśmy 6 sierpnia. To przecież szczyt lata. Nas jednak zastała ściana deszczu. Czegoś takiego nie przeżyłam jeszcze nigdy, jak długo robię filmy. Z jednej strony stanęliśmy w obliczu kolosalnych problemów technicznych, z drugiej – cytując jednego z bohaterów – mogę powiedzieć, że: „Niebo płakało razem z nami”. A gdy przy krematorium potomkowie pomordowanych odmawiali Kadisz, deszcz nagle ustąpił i na moment zaświeciło słońce. Metafizyczne przeżycie.
Jak długo trwała produkcja filmu i który z momentów, podczas kręcenia zdjęć, był najtrudniejszy dla reżysera?
Produkcja filmu trwała od początku maja 2023 roku do końca stycznia 2024 roku, można zatem powiedzieć, że dość szybko. Nie liczę tu czasu, który wcześniej spędziłam w archiwach. Nie potrafię powiedzieć, który z momentów był dla mnie najbardziej wymagający, bo było ich bardzo wiele. Myślę jednak, że podczas tej realizacji najtrudniejsze były emocje, z którymi musieliśmy się zmierzyć. Jestem bardzo wdzięczna bohaterom, którzy pozwolili mi dotknąć swoich ran. Trzeba pamiętać, że to nie jest film fabularny, ja nie mam tu aktorów, a łzy, wzruszenie, zakłopotanie, były prawdziwe. Rozmówcy pozwolili mi filmować swoje przeżycia i nigdy podczas realizacji nie usłyszałam słowa sprzeciwu. Myślę, że zdobyłam ich zaufanie, a znaliśmy się przecież bardzo krótko! Tu nie było czasu na długie „oswajanie” bohatera z kamerą i towarzyszącą mu ekipą. Dokumentalista odczuwa to jako wielką łaskę! Podobnie było z Michaelem z Niemiec, a więc człowiekiem, który symbolicznie stoi po „drugiej stronie”. Michael mówił, że nosi w sobie traumę, bo jego dziadek Josef był urzędnikiem w będzińskim magistracie w czasie wojny. Tym samym stał się jednym z „trybików” w machinie zagłady. Być może inny rozmówca nie pozwoliłby nam na filmowanie swoich emocji, nie zgodziłby się na pokazanie twarzy, albo ujawnienie nazwiska. A on to zrobił! Czuł moralny obowiązek mówienia o przeszłości. Nigdy nie zapomnę kluczowej dla filmu sceny, kiedy podczas uroczystości upamiętnienia ofiar holokaustu w Będzinie, płaczącego Michaela przytula młody Izraelczyk. Pojednanie, wzruszenie, przebaczenie. Wszystko wydarzyło się, oczywiście, spontanicznie. My tylko zarejestrowaliśmy ten moment. I to też odbieram, jako łaskę.
Na końcu tej rozmowy chciałabym podziękować mojej ekipie z TVP3 Katowice. Niech mi będzie wolno wymienić kilka nazwisk: Krystyna Nowojska, Beata Widuch, Witold Kornaś, Michał Sławiński, Bartosz Dominik, Kuba Jędras, Łukasz Kozera i Andrzej Piwowarczyk. Jestem im wdzięczna, że razem ze mną zbudowali tę opowieść.
Dagmara Drzazga
Dziennikarka i reżyserka, od lat związana z katowickim oddziałem TVP. Autorka filmów dokumentalnych, reportaży, artykułów naukowych i esejów. Była jurorem międzynarodowych festiwali filmowych i telewizyjnych w Katarze, Irlandii, Danii, Bułgarii i na Słowacji, a jej filmy prezentowane były w Polsce, Stanach Zjednoczonych, Armenii, Luksemburgu, Niemczech, Szkocji, we Włoszech, na Łotwie i w Izraelu. Laureatka wielu nagród, m.in. Prix Italia, Nagrody SDP im. Macieja Łukasiewicza, przyznanej za publikację na temat współczesnej cywilizacji i kultury oraz popularyzację wiedzy. Prof. Uniwersytetu Śląskiego, dr hab., wykłada w Szkole Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego UŚ w Katowicach.