Pandemia i „cyfrowy kontynent” – ks. ARTUR STOPKA o Kościele w sieci

Pojawiły się niedawno oczekiwania, że epidemia koronawirusa otworzy Kościołowi w naszym kraju oczy na możliwości działań i komunikacji, jakie niosą tzw. nowe media. Że Kościół intensywnie i na stałe wejdzie do Internetu, prowadząc sieciowe duszpasterstwo na wielką skalę. W ciągu zalewie kilku tygodni przekonaliśmy się, na ile te prognozy były trafne.

 

Pod koniec tegorocznego maja proboszcz franciszkańskiej parafii w Katowicach Panewnikach poinformował w mediach społecznościowych: „Z dniem 31 maja kończymy transmisje Mszy św. z bazyliki panewnickiej. Wyjątkiem będzie uroczystość świeceń diakonatu i kapłańskich…”. Nie tylko z tej świątyni przestano nadawać w Internecie transmisje Mszy. Czasami nawet o tym nie informowano. Po prostu zdemontowano urządzenia i tyle. Łatwo się zorientować, że ma to związek z wycofaniem przez szereg polskich biskupów dyspens od udziału w niedzielnej Eucharystii.

 

Internetowe transmisje były w wielu parafiach formą podtrzymywania wspólnoty. Tak traktowali je zarówno księża, jak i część wiernych. Gdy władze państwowe zniosły ograniczenia dotyczące liczby osób przebywających w czasie nabożeństwa w kościele, zaniechanie transmisji wydaje się krokiem logicznym i uzasadnionym. Chodzi przecież o to, aby ludzie wrócili do świątyń, o co apelował m. in. Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki. Oglądanie transmisji nie jest równoznaczne z obecnością w kościele i uczestnictwem w liturgii. Pod bardzo wieloma względami.

 

W początkowej fazie pandemii w naszym kraju można było spotkać entuzjastyczne komentarze wieszczące masowe i trwałe wejście Kościoła katolickiego do świata cyfrowego. Czy rzeczywiście takie zjawisko nastąpiło? Z czym faktycznie mieliśmy i mamy do czynienia?

 

W minionych dwóch miesiącach zdecydowanie przeważały dwie formy sieciowej aktywności Kościoła.

 

Przede wszystkim nastąpił ogromny wysyp internetowych transmisji Mszy św. Powstało dużo parafialnych kanałów wideo, zwłaszcza na YouTube. W efekcie mnożyły się prośby o ich subskrybowanie, bo zasady funkcjonowania tej platformy skonstruowane są w ten sposób, że ograniczają dostępność transmisji na żywo dla urządzeń mobilnych. W pewnym momencie dla podmiotów religijnych te reguły zostały zawieszone, co stanowiło dodatkową motywację dla tych, którzy wcześniej nie palili się do ustawiania smartfonów przed ołtarzem. Poważny czynnik mobilizujący stanowiły również zachęty do takiej praktyki ze strony licznych biskupów, którzy mimo dyspens apelowali o „udział” w liturgii za pośrednictwem mediów, w tym Internetu.

 

Z przykrością trzeba odnotować, że wiele z tych parafialnych transmisji było marnej jakości, zarówno pod względem obrazu, jak i dźwięku. W umiarkowanym stopniu spełniały swoją rolę podtrzymywania łączności z Kościołem na poziomie parafii. Poza dobrymi chęciami w tego typu działaniach potrzebna jest także pewna doza profesjonalizmu. Można było w tym, co miało miejsce w wielu miejscach w Polsce, wyczuć nastawienie na doraźność i prowizorkę. Choć niektóre firmy handlujące sprzętem wideo reklamowały ostatnio specjalne zestawy do transmitowania Mszy, to jednak trudno dostrzec mające charakter powszechny inwestowanie w tej sferze ze strony parafii (trzeba też pamiętać, że pandemia uderzyła boleśnie w ich finanse).

 

Drugą formą wzmożonej internetowej aktywności Kościoła w czasie epidemii okazały się różnego rodzaju wygłaszane do kamery (przede wszystkim przez księży, ale nie tylko) konferencje, rekolekcje, rozważania itp. Przybyło ich sporo zwłaszcza w czasie Wielkiego Postu. Po Wielkanocy intensywność tego rodzaju sieciowych działań zauważalnie spadła. Tak, jakby po świętach działalność formacyjna w tym kształcie była mniej potrzebna.

 

Trzeba też odnotować podejmowane w tym czasie z większym lub mniejszym powodzeniem znacznie liczniejsze niż wcześniej próby organizowania online wspólnych modlitw poza Mszą św. Szczególnie popularne stało się na niektórych profilach społecznościowych zbiorowe odmawianie różańca o godz. 20.30.

 

Wzrosła również rola Internetu, jako nośnika wewnątrzkościelnej informacji. Częściej niż dotąd do przekazywania bieżących wiadomości dotyczących życia religijnego diecezji albo parafii wykorzystywane były strony internetowe i media społecznościowe.

 

O wiele mniejsze wzięcie w działaniach Kościoła w Polsce podczas pandemii miały interaktywne możliwości, jakie niesie z sobą Internet. Nie doszło, na przykład, do masowych spotkań w sieci rozmaitych istniejących w parafiach grup formacyjnych ruchów i stowarzyszeń. Nie nastąpiło ogólnokościelne sięgnięcie po aplikacje pozwalające komunikować się bezpośrednio w czasie rzeczywistym, takie jak Microsoft Teams, Zoom czy Skype. Większość systematycznych zebrań parafialnych gremiów w okresie związanych z pandemią obostrzeń po prostu została odwołana. Rzadko szukano dla nich jakieś nowej cyfrowej formuły.

 

Widać wyraźnie, że Kościół katolicki w Polsce sięgnął po nowe media w sposób wybiórczy. Wykorzystywane były przede wszystkim do jednostronnego przekazu, do „nadawania” bez nastawienia na „odbiór”. Szukano głównie jakiejś formy zastępczej kontaktu z wiernymi, pozwalającej „głosić”, ale bez nacisku na elementy wspólnoto twórcze. Transmisje Mszy i rozmaitych konferencji idealnie się do tego przydawały. Jednak bez trudu raz po raz można było dostrzec, że sięganie po środki cyfrowe ma w założeniu charakter tymczasowy. Z braku innych możliwości dotarcia z przekazem, sięgano do sieci jedynie jako narzędzia rozpowszechniania, nie jako środowiska spotkania i tworzenia wspólnoty wiary.

 

Podczas pandemii kolejny raz okazało się, że Kościół (nie tylko w Polsce), wciąż nie znalazł recepty na będące skutkiem zaistnienia i umasowienia Internetu zjawisko w sferze międzyludzkich kontaktów. Chodzi o zapośredniczenie komunikacji człowieka z człowiekiem. Od wieków praca ewangelizacyjna, duszpasterstwo, oparte są o bezpośrednią relację interpersonalną, dokonującą się twarzą w twarz. Internet ze swoimi wciąż rosnącymi możliwościami technicznymi wkracza bardzo radykalnie w tę sferę. Dla coraz liczniejszej grupy ludzi zapośredniczony przez sieć kontakt z drugą osobą okazuje się wystarczający do budowania nie tylko powierzchownych relacji. Część z nich nie widzi już różnicy między rozmową przez sieć, a rozmową bezpośrednią prowadzoną przy jednym stole. Coraz częściej spotkanie w Internecie uważają za równoważne spotkaniu w realu. Czas spędzony razem online jest dla nich tak samo wartościowy, jak wspólne przebywanie bez patrzenia w ekran komputera lub smartfona.

 

Dlatego nie ma się co dziwić takim komunikatom, jak ten z franciszkańskiej bazyliki zacytowany na początku. To wyraźny sygnał, że być może pandemia pozwoliła Kościołowi, jako wspólnocie wiary, odkryć nieco cyfrowe możliwości dla siebie, jednak nie okazała się wystarczającym impulsem do powszechnego wdrożenia ich w codzienne życie i praktykę. Wypracowanie metod duszpasterskiego i ewangelizacyjnego wykorzystania sieci na naprawdę powszechną skalę wciąż jeszcze jest przed nami. Na chwilę obecną, „cyfrowy kontynent”, do ewangelizacji którego papież Benedykt XVI zachęcał już kilkanaście lat temu, wciąż czeka na rzeczywiste odkrycie.

 

ks. Artur Stopka