Czy Kościołowi potrzebny jest tabloid? – zastanawia się ks. ARTUR STOPKA

Media katolickie i kościelne nie stanowią dzisiaj znaczącej siły na rynku. Czy wobec tego powinny jak najszybciej zadbać o zwiększenie swej formalnej i treściowej atrakcyjności? A może najpierw powinny zająć się szukaniem odpowiedzi na pewne pytania?

 

Gdy niemal osiem lat temu, w grudniu 2011 roku, pojawił się w Łodzi „katolicki tabloid”, rychło można było usłyszeć głosy przestrzegające, że wszechogarniająca tabloidyzacja mediów dotyka również te kojarzone z wiarą i Kościołem. Bezpłatne pismo, wydawane wtedy przez lokalne Radio Plus we współpracy z Wydziałem Duszpasterstwa Młodzieży nie zdobyło rynku. Jednak dzięki jego zaistnieniu można i trzeba było postawić pytanie, czy tabloid to odpowiednia forma środka komunikowania dla Kościoła w Polsce. A także pytanie szersze: Czy media katolickie trzeba uatrakcyjniać, czy powinny one upodabniać się do mediów świeckich, brać z nich wzór, ścigać się z nimi pod względem formy i treści? Czy w ogóle są w stanie wziąć udział w dokonujących się właśnie radykalnych przemianach?

 

Balansowanie

 

Praktyka pokazała, że w obszarze mediów tradycyjnych wzorce rodem z tabloidów nie są przychylnie przyjmowane przez polskich katolickich odbiorców. Nie ma dzisiaj tego typu udanych prób na naszym rynku i nie widać przejawów intensywnego oczekiwania na nie. Co prawda niektórzy niezwiązani z instytucjami kościelnymi wydawcy starają się zagospodarować ewentualną niszę, publikując periodyki zbliżone do tabloidów (yellow), odwołujące się do katolickich wartości i częściowo treści, jednak sukces tego typu inicjatyw jest umiarkowany, a czytelnicy nie traktują ich jako pism kościelnych.

 

Nieco inaczej ten problem wygląda w Internecie. Niektóre katolickie, a nawet ściśle kościelne serwisy balansują na granicy tabloidyzacji. Jest to widoczne szczególnie w formułowaniu tytułów nastawionych na zwiększanie klikalności, choć również dobór treści czasami pozwala dostrzec wychylenie w stronę rozrywki, sensacji i swoiście realizowanego populizmu. Pojawia się m.in. w różnych aspektach magia, akcentowanie emocji, cudowności, nadzwyczajności, wyjątkowości zdarzeń i prezentowanych osób, dopatrywanie się znaków, propagowanie wyjątkowo „skutecznych” modlitw, powierzchowne prezentacje zjawisk o charakterze charyzmatycznym itp. Tego rodzaju działania okazują się w istocie próbą zaspokojenia potrzeb religijnych potencjalnych odbiorców, a z atrakcyjnym i skutecznym głoszeniem wiary, z ewangelizacją mają w ostatecznym rozrachunku niewiele wspólnego.

 

Zabiegi

 

Wracając do katolickich i kościelnych mediów tradycyjnych można odnieść wrażenie, że przez wiele ostatnich lat problemem, który stawiały przed sobą nie było przede wszystkim uatrakcyjnienie formy przekazu i dostarczanych treści dla zdobycia nowych odbiorców. Skupiały się raczej na spełnianiu oczekiwań odbiorców dotychczasowych, aby minimalizować straty. Miały więc miejsce rozmaite zabiegi, pewne przekształcenia (np. zmiany layoutów i szat graficznych, przebudowy ramówek radiowych), jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że wynikały one niejednokrotnie nie tyle z potrzeb i żądań odbiorców, ile z pragnienia uniknięcia zdecydowanego „odstawania” od mediów świeckich odczuwanego przez właścicieli i twórców kościelnych i katolickich środków przekazu.

 

Nie jest niczym nowym sięganie w tych mediach po tematykę lifestylową. Silny nacisk na sprawy rodziny w nauczaniu Kościoła jest naturalnym bodźcem do jej wprowadzania. Problemem jednak zazwyczaj jest przypadkowy dobór podejmowanych zagadnień i niedopracowane forma, w jakiej te treści są przedstawiane odbiorcom.

 

Niezrozumienie

 

Media katolickie i kościelne nie są dzisiaj w Polsce nawet w części tak mocne, jak to miało miejsce przed wybuchem drugiej wojny światowej. Wtedy prasa katolicka stanowiła znaczący procent całego rynku i miała ogromny wpływ na kształtowanie opinii społecznej. Ograniczana przez władze w latach PRL-u po roku 1989 nie zdołała nawet w części odbudować swojej pozycji z okresu dwudziestolecia międzywojennego. Nie udało się również, mimo wydawałoby się sprzyjających warunków, stworzyć w III RP silnej katolickiej radiofonii ani telewizji. W internecie serwisy katolickie również nie stanowią znaczącej siły. Nie tylko nie są w stanie podjąć rywalizacji z dużymi portalami i liczącymi się serwisami, ale niejednokrotnie po prostu walczą o przetrwanie. Reklamodawcy traktują wyznaniowe media z dużą rezerwą, a z drugiej strony one same z racji systemu wartości, którym się kierują, nakładają na siebie pod tym względem szereg ograniczeń.

 

Taka sytuacja wynika zapewne z ograniczonego zapotrzebowania na dostarczane przez nie treści, ale chyba również jest efektem niezrozumienia roli mediów we współczesnym świecie i w życiu poszczególnych ludzi u dużej części kościelnych decydentów. Na poziomie Konferencji Episkopatu Polski mimo upływu trzech dziesięcioleci wciąż nie powstała wybiegająca w przyszłość strategia medialna Kościoła katolickiego w Polsce. Wiele wskazuje na to, że rola katolickich i kościelnych mediów w naszym kraju będzie w nadchodzącym czasie systematycznie malała.

 

Pytania

 

Wydaje się, że przed katolickimi i kościelnymi mediami w Polsce stoją nie tyle pytania dotyczące uatrakcyjnienia ich formy i treści, ile zagadnienia o charakterze podstawowym, a więc pytania o sens i cel ich istnienia oraz o misję, którą powinny podjąć. Dopiero po jasnym i precyzyjnym sformułowaniu odpowiedzi nadejdzie pora na kwestie bardziej szczegółowe i formalne.

 

Szukając odpowiedzi na te najbardziej fundamentalne pytania trzeba mieć świadomość, że żyjemy w czasach, w których odbiorca mediów, zyskujących wciąż nowe możliwości techniczne i nie tylko, nieustannie i bardzo szybko się zmienia. Jest kształtowany przez środki komunikacji o ogromnej sile, które mają z Kościołem niewiele wspólnego i na które ma on ograniczony, a wręcz minimalny wpływ. To one narzucają dzisiaj nie tylko formę i treść przekazu, ale również jego szybkość, dostępność, użyteczność. Kształtują one również język, którym odbiorca się posługuje i który jest dla niego zrozumiały. Jeśli Kościół będzie chciał nadal mieć swoje media, jeśli katolicy będą chcieli je tworzyć, muszą te fakty uwzględnić.

 

Ks. Artur Stopka